Ten czas zatrzymał się 20.03.2017
Aktualności

Navaja.pl na Facebook

Nóż w Polsce

Scyzoryk myśliwski Gerlach

Więcej …
Spis treści
Nóż w Polsce
Zagłębiamy się w temat
Chroń nas nożu ode złego
Dawniej...
Wiek zmian
Wczoraj i dziś
Co wolno, a co nie?
Element stroju i wyposażenia
Nożownicy
Kowale i inni
Podsumowanie
Ciekawostki
Mapka
Galeria
Galeria - cześć druga
Galeria - zbójnickie
Galeria - koziki
Galeria - noże wojskowe
Galeria - postacie
Galeria - fabryki, warsztaty, sklepy
Źródła i bibliografia
Podziękowania
Wszystkie strony

Nóż w Polsce



"Wiejski mechanik" Aleksander Kotsis XIX w.


Wprowadzenie

Ideą przyświecającą temu opracowaniu była chęć dowiedzenia się czy na terenach naszego kraju produkowano kiedykolwiek noże, które można by uznać za produkt w jakiś sposób wyjątkowy. Noże takie mają (lub miało) w zasadzie wielu naszych sąsiadów i znaczna część krajów w Europie, niektórzy nawet kilka, kilkadziesiąt rodzajów. Na tym tle wyglądamy dość blado. O nożach skandynawskich wiedzą wszyscy, są one nierozerwalnie związane z historią i kulturą tych krajów, nasi zachodni sąsiedzi mają niezwykle rozwinięty przemysł nożowniczy i słynne na cały świat centra produkcji noży, jak choćby Solingen, swoje noże, produkowane od wielu lat mają też np. Czesi i tylko u nas, jakby na to zagadnienie spojrzeć pobieżnie, bez zagłębiania się w tematykę, teoretycznie nie ma nic. Prawie nic...

Faktem bezspornym jest, że w obecnej Polsce tradycyjna, w rozumieniu - przechodząca z ojca na syna, kultura nożownicza w zasadzie zanikła, świadczy o tym chociażby to, że nawet określenie "nożownik" czyli nazwa zawodu (twórcy noży) zdewaluowało swą wartość i aktualnie większości społeczeństwa kojarzy się wyłącznie z bandytą operującym nożem. Brakuje nam też powszechnie znanego, fachowego słownictwa używanego do opisywania noży i procesu ich produkcji, chociaż niewątpliwie, słownictwo takie niegdyś istniało.

Jeszcze przed II Wojną Światową działało na trenie Polski przynajmniej kilkadziesiąt większych lub mniejszych fabryk, manufaktur i rodzinnych warsztatów, w których wytwarzano noże, sztućce i inne przedmioty metalowe ostre, po wojnie zmieniło się to diametralnie z przyczyn politycznych, które są nam powszechnie znane. Prywatne firmy zostały upaństwowione lub zamknięte, fabryki i manufaktury łączono w wielkie państwowe zakłady, które następnie koncentrowano w kombinatach-molochach, przemysł prywatny po początkowej powojennej odwilży przestał być tolerowany i zaczął być traktowany jako konkurencja dla Państwa, w dodatku niezgodna z obowiązującą ideologią. Nakładany według urzędniczego widzimisię podatek domiarowy i inne szykany doprowadziły do ruiny tysiące przedsiębiorców i rzemieślników.

Zmieniło się to dopiero w czasach, gdy nieudolnie zarządzany i skrajnie niewydolny system gospodarczy doprowadził do chronicznych braków wszelkiego rodzaju towarów na rynku (a w zasadzie nie potrafił im zaradzić od początku), wtedy to Państwo odrobinę poluzowało cugle, choć nadal, według oficjalnej propagandy i tak "prywaciarz" winny był wszelkiego zła, z którym borykała się gospodarka socjalistyczna - poza, rzecz jasna, "oczywistymi czynnikami zewnętrznymi". 



Fabryka Gerlacha w Drzewicy.


Nie oznacza to oczywiście, że czasach PRL przemysł nożowniczy przestał istnieć, działały przecież wielkie zakłady państwowe takie jak np. Gerlach, Hefra czy Wifama produkujące na potrzeby cywilne i wojskowe, których wyroby bezsprzecznie zmonopolizowały rynek krajowy. Oprócz tych fabryk, mimo przeciwności, działali nadal pojedynczy rzemieślnicy i małe manufaktury wytwarzający noże przeważnie na potrzeby lokalnej społeczności, na eksport, czy choćby dla określonych grup np. myśliwych (np. Piotrowski i Michalski z Przedborza, Żbik i Wulping z Mazur, Pronowo i ENTO z Wrocławia, Szulc z Łodzi, etc.) oraz twórcy, których prace zakwalifikowano jako rękodzieło ludowe (np. Koszarek-Benkowy, Kramarz i Kuchta z Podhala). Ogólnie rzecz biorąc można jednak przyjąć, że to właśnie w okresie poprzedniego ustroju polskie nożownictwo, rozumiane jako kontynuacja tradycji przechodząca z ojca na syna, lub umiejętności przekazywane pokoleniowo przestało w zasadzie istnieć.

Obecnie ta gałąź rzemiosła dość prężnie się rozwija, co można zauważyć zwłaszcza w ostatnich latach. Twórcy i miłośnicy noży skupiają się wokół forów tematycznych, odkrywają dawne albo wypracowują lub dostosowują do swoich potrzeb istniejące słownictwo (na przykład stosowane przez wytwórców broni białej), dzielą się wiedzą, odtwarzają dawne wzorce, eksperymentują z materiałami i formą. Istnieją również większe firmy produkujące noże, czyli śmiało można powiedzieć, że widać światełko w tunelu. 

Tytuł tego opracowania może być mylący, ponieważ nie obejmuje historii noży wytwarzanych w Polsce od zarania dziejów po czasy współczesne (przynajmniej nie szczegółowo) - z kilku powodów, które postaram się teraz wyjaśnić. Przede wszystkim tematyka jest zbyt obszerna jak na moje możliwości. Napisanie rzetelnego artykułu o tak szerokiej tematyce zajęłoby z pewnością wiele lat i wymagałoby przynajmniej tysięcy godzin spędzonych na przeczesywaniu archiwów w całym kraju, a na to niestety nie mogę sobie pozwolić. Z tego samego względu tekst, który czytacie ma charakter siłą rzeczy ogólnikowy i w żadnej mierze nie stanowi ostatecznej, zamkniętej opowieści.

Zależało mi na tym żeby odnaleźć nóż, który moglibyśmy określić jako nasz rodzimy produkt, tradycyjny, regionalny, a w każdym razie jakiś wzór lub wzory typowe dla naszego kraju. W takim przypadku nie ma sensu wybiegać w przeszłość zbyt daleko, skupiłem się więc głównie na, mniej więcej, ostatnich dwustu latach naszej historii, czyli na okresie w którym można by doszukiwać się udokumentowanej tradycji nożowniczej i ciągłości wytwarzania takich narzędzi. Dawniejsze dzieje opisałem więc bez zagłębiania się w szczegóły. 



Fabryka Norblina w Warszawie


Gdzie szukać i jak? 
Otóż wyjaśnienie nie jest proste, ale wydaje mi się, że jedyne, które możemy przyjąć za dopuszczalne. Zacznijmy od tego, na jakim obszarze moglibyśmy rozpocząć poszukiwania - jak powszechnie wiadomo, granice Polski, Królestwa, Korony, a później kolejnych Rzeczypospolitych były płynne. Na przestrzeni dziejów kraj nasz zajmował terytorium, które rozciągało się od Łużyc i Odry na zachodzie, po Smoleńszczyznę i daleko za Dniepr na wschodzie; od Bałtyku i Inflant na północy po linię Karpat i Morze Czarne na południu. Oczywiście jest to część kontynentu, która w różnych okresach historii Polski znajdowała się pod panowaniem polskich, a później polsko-litewskich władców, jednakże nigdy opisywany obszar nie był opanowany w jednym okresie historycznym w całości.

Uważam, ze nie ma sensu doszukiwać się śladów polskich noży regionalnych na terenach zajmowanych przejściowo, jak choćby na Łużycach, Milsku czy na Pomorzu Zachodnim, chociaż w tym przypadku możemy mówić o wspólnych wzorcach słowiańskich (jeśli chodzi o wieki średnie i początki polskiej państwowości), jednak nie o to chodzi. Z tych samych względów, jako teren potencjalnych poszukiwań odpada prawie cały Śląsk (chociaż wspominam o nim przy okazji opisywania noży w średniowieczu, co wydaje mi się właściwe), przez kilkaset lat pozostający poza granicami państwa, czy też na przykład północna część dzisiejszych Mazur. Brakuje tu ciągłości panowania i osadnictwa polskiego. Wielosetletnia nierzadko przerwa powodująca odpływ lub "wynarodowienie" (termin umowny) zamieszkującej te tereny ludności polskiego pochodzenia i napływ ludności pochodzenia obcego sprawiają, że wywodzenie i próba odnalezienia kontynuacji polskiej tradycji nożowniczej np. na terenie Dolnego Śląska jest raczej bezsensowna (można, co najwyżej potraktować tereny sąsiedzkie jako punkt odniesienia). 

W okresie swego istnienia, przez ponad 400 lat, zjednoczone unią państwo polsko-litewskie zajmowało terytorium o powierzchni około miliona kilometrów kwadratowych. Można oczywiście przyjąć ten ogromny teren jako obszar poszukiwań, jednak absurdem, moim zdaniem byłoby doszukiwanie się śladów "polskiego noża regionalnego" w okolicach Smoleńska, na Dzikich Polach czy też na terenach dzisiejszej Łotwy czy Estonii. Powód jest prozaiczny. Państwo to było tyglem narodów, a Polacy byli w nim co prawda grupą dominującą, ale nie wszędzie i nie cały naród w świetle dzisiejszej nomenklatury (zwłaszcza, że państwa narodowe to bardzo młody wynalazek). Większość ziem wschodnich zamieszkiwali Rusini, protoplaści dzisiejszych Białorusinów, Ukraińców, częściowo również i Rosjan, na północy dominowali Bałtowie, a wśród nich oczywiście Litwini, współgospodarze kraju, poza nimi obszar Rzeczypospolitej zamieszkiwali również Żydzi, Niemcy, Ormianie, Tatarzy, Szkoci, Grecy i przedstawiciele wielu innych narodów.



Uproszczona mapa pokazująca terytorium zajmowane przez państwo polskie na przestrzeni dziejów. Nie wszystkie ziemie i krainy na niej uwzględniono.


Choć może to zabrzmieć niezbyt poprawnie, to za właściwe uznałbym skupienie się na terytoriach "etnicznie polskich", czyli na tych, gdzie ludność polska przez ostatnie 200 lat stanowiła większość. Najwłaściwszym więc, moim zdaniem, byłoby ograniczenie się do terytorium zajmowanego przez II Rzeczpospolitą (i pogranicza), mając jednakże w pamięci to, że jej wschodnie rubieże wcale nie były przez Polaków zdominowane pod względem ludnościowym. Jednolita narodowościowo Polska to rzecz zupełnie nowa w naszej ponadtysiącletniej historii, taki stan rzeczy został usankcjonowany ostatecznie dopiero w wyniku umów i akcji powojennych (po II Wojnie Światowej). 

Można oczywiście postawić sobie pytanie, czy szukanie w naszym przypadku tradycyjnego noża "polskiego" ma jakikolwiek sens zważywszy na to, że przez wieki byliśmy i nadal jesteśmy krajem tranzytowym, gdzie idee, rozwiązania, wzornictwo, technologie, etc., przepływały w mniejszym lub większym stopniu we wszystkich kierunkach.
Raczej bezdyskusyjnie możemy wykluczyć istnienie czegoś takiego, jak tradycyjny, typowo polski nóż, wytwarzany na terenie całego kraju od wieków według jednego, lub kilku niezmiennych wzorców. Nóż taki z pewnością nie istnieje. Możemy natomiast podjąć próbę wyszukania noży, które są charakterystyczne dla poszczególnych regionów i wykluczyć bądź potwierdzić ich istnienie, albo też wzoru popularnego w znacznej części kraju, który jednak przechodził przez dziesięciolecia pewne modyfikacje. 

Opracowanie to ma charakter bardzo ogólny i zaledwie powierzchownie omawia temat, w żadnym razie nie rości sobie prawa do bycia rozprawą naukową. Poza ideą, która przyświecała mi od początku i o której wspomniałem powyżej, chciałem również wykazać jak ważną rolę pełniły noże w naszym życiu codziennym i to nie tylko patrząc na te narzędzia z perspektywy kuchni. Skupiam się głównie na nożach, które można by nazwać nożami podręcznymi lub osobistymi oraz na tych stanowiących broń osobistą. Oczywiście mam świadomość, że w określonych przypadkach każdy z noży mógł pełnić rolę osobistego narzędzia lub broni, ale bezsprzecznie niektóre ich rodzaje nadawały się do tego bardziej, a inne mniej; część zaś została do tego stworzona i to te właśnie noże najbardziej mnie interesują.

Podczas zbierania materiałów natrafiłem na sporo ciekawostek bezpośrednio, lub pośrednio związanych z nożami i naszą kulturą, postanowiłem więc wyszukać ich możliwie jak najwięcej i zamieścić w tym opracowaniu tytułem uzupełnienia. Wydaje mi się, że może to Was zaciekawić tym bardziej, że znaczna część tych materiałów zdecydowanie pozwala spojrzeć na to pospolite, jakby nie było narzędzie z zupełnie innej perspektywy.



Janusz Łangowski



Nóż jako "zło wcielone"

Nóż towarzyszy nam wszędzie będąc zarówno wszechstronnym, jak też i wysoce wyspecjalizowanym narzędziem, jest do tego stopnia zespolony z naszymi codziennymi czynnościami, że przestaliśmy na niego zwracać uwagę. Jako pospolite narzędzie traktowany jest więc po macoszemu, ma służyć pomocą w potrzebie, ale nikłe szanse są na to, że darzony będzie estymą na podobieństwo np. szabli (choć podobnie jak szabla pełnił nie raz w swojej historii funkcję broni). To oczywiście w pełni zrozumiałe, podchodzimy w ten sposób do wielu przedmiotów, które znajdują się w naszym otoczeniu i które są, co prawda użyteczne, ale nie wzbudzają specjalnych emocji, chyba, że negatywne o czym niżej.

Ogólnie rzecz biorąc nóż jest dla większości społeczeństwa obojętny, nie przywiązuje się do niego specjalnej uwagi z powodów, które przytoczyłem powyżej. Do czasu...
Współcześnie osoba nosząca nóż na co dzień traktowana jest z lekką podejrzliwością, wynika to, jak mi się wydaje, z odchodzącej w przeszłość i zapominanej powoli mody na noszenie scyzoryków oraz ogólnego podejścia do wszelkich przedmiotów, które stanowić mogą potencjalne zagrożenie.



Medialnie piętnowane zagrożenie życia i zdrowia. Henry Jerzy Chmielewski "Tytus, Romek i A'Tomek" Księga III 1968 r.


Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy do gry wchodzą media. Przy okazji różnego rodzaju chuligańskich wybryków czy też prawdziwych tragedii, w których nóż został użyty do pozbawienia kogoś zdrowia lub życia, media epatują wizją bandyckiego narzędzia, morderczego przedmiotu, ochoczo przytaczając szczegóły przestępstw i zbrodni, strasząc i lubując się w snuciu przerażających wizji jakoby groziła nam prawdziwa fala szalonych "nożowników" mordujących kogo popadnie i gdzie popadnie... Cóż, prawdy w tym niewiele, ale trzeba przecież czymś wypełnić ramówkę czy też szpalty gazet, a jak wiadomo, przemoc, krew i ludzka tragedia sprzedają się najlepiej. Społeczeństwo jest przerażone, sprzedaż prasy i oglądalność kanałów telewizyjnych wzrasta, któż by więc w takim przypadku dbał o rzetelność przekazu skoro cel został osiągnięty... I tak od przypadku do przypadku.
Najsmutniejsze w tym wszystkim dla nas, miłośników i kolekcjonerów noży jest to, że po każdym takim zdarzeniu, do powszechnego, medialnego rejwachu ochoczo przyłączają się politycy, zwłaszcza z tych partii, które mają problemy ze zdobyciem odpowiedniej ilości głosów i na fali powszechnego oburzenia, skądinąd zrozumiałego zwłaszcza po wyjątkowo brutalnych przestępstwach, obiecują solennie zaostrzyć prawo, zabronić noszenia i używania noży i wiele innych rzeczy, które wydają im się w danej chwili odpowiednie. Rzecz jasna wyłącznie w trosce o bezpieczeństwo rodaków. 



Podstawowe wyposażenie dziecięcego piórnika z lat trzydziestych XX wieku. Maria Kownacka "Plastusiowy pamiętnik" Ilustr. Zbigniew Rychlicki 1966, 1984 r.


Prawda jest natomiast dużo mniej medialna i "sprzedawalna". W większości przypadków do popełnienia przestępstwa użyty został "prozaiczny" nóż kuchenny, a do tragedii doszło w domowym zaciszu, nierzadko też przestępca, często członek rodziny, działał pod wpływem alkoholu. To się jednak nie sprzedaje tak dobrze. W takich przypadkach nasuwa się spostrzeżenie, czy równie "dobrym" o ile nie lepszym rozwiązaniem niż zabronienie noszenia noży byłoby zakazanie np. spożywania alkoholu, czy stosowania jakiejkolwiek przemocy. Obawiam się jednak, że efekt byłby taki sam, poza tym pomysłowość ludzka w dziedzinie zdawania bólu i czynienia krzywdy innym jest nieograniczona. Zabroniono by noszenia noży w miejscach publicznych? To nic, bandyci napadaliby wtedy na współobywateli używając noży do tapet, śrubokrętów i innych narzędzi (nie jest to bynajmniej teoretyzowanie), jeśli w ogóle przejęliby się czymś takim jak prawny zakaz noszenia czegokolwiek. I to ostatnie stwierdzenie wydaje się być kluczowe.

Całkowicie kuriozalny jest dla mnie tok myślenia niektórych polityków, którzy zakładają (lub cynicznie grają pod publikę), że jeśli zabronią czegokolwiek społeczeństwu, oczywiście działając w trosce o ogólne bezpieczeństwo, to akurat bandyci wszelkiej maści będą w pierwszej kolejności tych zakazów przestrzegać. Zasadniczo za pewnik można uznać, że każdy bandyta ma "w głębokim poszanowaniu" obowiązujące prawo, a jeśli idzie o ludzi, niekoniecznie bandytów, którzy potencjalnie mogliby użyć noszonego noża do popełnienia przestępstwa, to jeśli już będą mieli zamiar je popełnić np. pod wpływem emocji, alkoholu, czy innych używek to i tak w desperacji sięgną po to, co akurat będą mieli pod ręką - a mnie osobiście (i zapewne nie tylko mnie) naprawdę nie czyni różnicy, czy zostanę zaatakowany przez jakiegoś szaleńca za pomocą kawałka cegły, gazrurki, kostki brukowej, czy noża.

Demonizując narzędzie zapominamy o tym, że nóż sam z siebie nie kaleczy i nie zabija, zawsze trzyma go w ręku człowiek. I to nie nóż powinien wzbudzać obawy, a raczej aspołeczne zachowania naszych współobywateli.

A na koniec, z czystej przekory, zamieszczę jako podsumowanie powyższych rozważań fragment opowiadania Władysława Orkana i choć obawy współczesnego społeczeństwa wynikają ze zgoła innych przyczyn niż w opisanym przypadku, to już reakcje niektórych dziennikarzy i polityków na nie są...
Zresztą oceńcie sami:

"Jeden błąd jeszcze miał w rozumie, jakiego dawniej u niego ludzie nie widzieli: Noża się ogromnie strachał.
O czym gdy się młodzież we wsi, jak zwykle lekkomyśląca, zwiedziała, już nie miał od niej spokoju.Wszędzie go tymi nożami, jak psi szczekaniem zająca, pędzili. Widzą go, idzie poprzed sień.
- Józek, podej no tam noża!
Wchodzi za próg do izby - tu już nóż na pasku ostrzą. Nieraz nie zdołał „pochwalony" rzucić, tak wartko w pole nawracał. Najchętniej też trzymał się otwartego pola, gdzie mógł przed zasadzkami ujść łacwo — tak do znaku jak zając płoszony. I najczęściej w tej wolności po szopach nocował, a latem to i pomiędzy żytami, bo gdzie jeno na nocleg do osiedli zaszedł, w te pędy odstrachali go tymi nożami."
1



Maria Kownacka "Plastusiowy pamiętnik". Lata trzydzieste XX w. Ilustr. Zbigniew Rychlicki 1987 r.


To, co napisałem powyżej to nasza współczesność. Sens tego przekazu miał wam uzmysłowić (choć i tak zapewne zdajecie sobie z tego sprawę), w jaki sposób obecnie postrzegane jest to niezwykle pożyteczne narzędzie, żeby jednak przekonać się o tym, że nie zawsze tak było musimy zerknąć w przeszłość. 
Nie ma chyba sensu przytaczać w tym miejscu przykładów mających udowodnić jak potrzebnym na co dzień narzędziem jest nóż, to oczywistość, z której zdajemy sobie sprawę bez pomocy osób trzecich. Niewielu z nas zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w historii i kulturze naszego kraju nóż spełniał też wiele innych, znacznie ciekawszych niż narzędzie pomocne w przygotowaniu posiłku ról. Mało odkrywczym byłoby stwierdzenie, że nóż często bywał bronią, zarówno zaczepną, jak i obronną. Wiadomym jest, że było to narzędzie, które ułatwiało "pracę" wszelkiej maści bandytom, ale i bywało ostatnią deską ratunku dla ofiar, służyło do wyrównywania porachunków i odpłacania za doznane krzywdy, jednakże zapewne mało kto wie, że noże od wieków chroniły nas również przed wrogami niematerialnymi, duchami i demonami oraz przepowiadały przyszłość. A to jeszcze nie wszystko...


1 "O Wojtku, którego na Szczepana przekręcili" Władysław Orkan

Janusz Łangowski


Chroń nas nożu ode złego...


Zanim przejdziemy do tej części opracowania, w której trzymać się będziemy spraw znajdujących potwierdzenie w dokumentach, proponuję krótką wyprawę w świat wymykający się racjonalnym wyjaśnieniom, w świat wierzeń, mistycyzmu i tajemnic. 

Dawnym zwyczajem pogrzebowym Słowian było umieszczaniem w grobach zmarłych przedmiotów, które mogły im się przydać w dalszej drodze, wśród tych przedmiotów umieszczano również i noże, które oprócz swej niezaprzeczalnej przydatności, miały również inne zadanie. Narzędzia te miały odstraszać ducha zmarłej osoby uniemożliwiając mu powrót do świata żywych (w postaci demona, piszę o tym też niżej), z czasem: "...wyposażenie grobu się zmieniło, nabierając cech czysto chrześcijańskich, ale oprócz nich do grobu wkładano również noże i ozdoby"1.
O umieszczaniu noży w grobach słowiańskich, jako o pradawnym zwyczaju naszych przodków wspomina również etnograf Łukasz Gołębiowski: "Zmarłego Słowianina opatrywano w odzież przystojną, oręż, nóż, siekierkę, krzesiwo, kładziono w popioły bożków, lub monetę jaką się mieć zdarzyło; ztąd często w urnach słowiańskich pieniądz jaki rzymski dostrzeżony bywa".

Innym obyczajem pogrzebowym wśród Słowian, a właściwie około pogrzebowym był sposób, w jaki oddawano się żałobie po śmierci kogoś bliskiego. W tym przypadku nóż spełniał rolę narzędzia, dzięki któremu akt ten mógł się dokonać. Zwyczaj ten opisał Ahmad ibn Rustah, arabski kupiec i podróżnik żyjący na przełomie X/XI wieku (choć prawdopodobnie nie był on świadkiem takiego zdarzenia, a jedynie przytaczał relację innej osoby):  “Kiedy kto z nich umrze, palą go w ogniu, zaś ich kobiety, kto gdy im umrze, krajają sobie nożem ręce i twarze, gdy zmarły zostanie spopielony, udają się do niego nazajutrz, biorą popiół z owego miejsca, dają go do popielnicy i stawiają  ją na pagórku” 2.

Z bliższych nam w czasie wierzeń związanych z pogrzebem, w których jedną z głównych ról pełni nóż, był zwyczaj praktykowany dawniej w wielu wsiach na terenie całego kraju, który nakazywał budzić wszystkich śpiących w momencie, kiedy kondukt pogrzebowy szedł przez wieś. Budzono więc zarówno dorosłych, jak i małe dzieci, chociaż jeśliby nie udało się dobudzić dziecka, należało koniecznie położyć przy nim nóż. Jeśliby zaniechano którejś z tych czynności to wierzono, że osoba taka nie obudziłaby się już nigdy.



Jan Styfi "Pogrzeb wiejski"


Noże zabezpieczały jednak nie tylko przed demonami, które dopiero miały się "narodzić", stanowiły też ważną broń przeciwko demonom już obecnym na świecie - już samo wymachiwanie nimi miało odstraszać zło czające się w okolicy. 
Słowianie i narody się z nich wywodzące wierzyli, że metalowe narzędzia ostre stanowią doskonałe zabezpieczenie przed demonami podmieniającymi dzieci w kołyskach (mamuną, dziwożoną) i aby się przed nimi ochronić, należało zawsze mieć przy sobie np. szpilkę lub inny ostry przedmiot. Jeszcze w XIX wieku np. we wsi Krynice na Lubelszczyźnie radzono młodym matkom, by przed wyjściem z domu pamiętały o położeniu na dziecku noża i żeby same nóż przy sobie przez dwanaście tygodni za pasem nosiły, sposób ten miał skutecznie uwalniać dziecko "od złośliwych figlów diabła" ("Wisła" 1890 r.). Musiał być on bardzo skuteczny, ponieważ i w innych regionach kraju spotkałem się z takim zaleceniem i to nie tylko u ludu polskiego, np. Żydzi polscy z okolic Lwowa również doradzali młodym matkom, by po wstaniu z łóżka nie rozstawały się z nożem. Różnica polegała na tym, że wymagany okres skrócono w tym przypadku do czterech tygodni.

Dzieci, jako osoby niemogące bronić się samemu były szczególnie narażone na niebezpieczeństwo, któremu starano się zapobiec na wiele sposobów zwłaszcza, że demony tylko czyhały na chwilę nieuwagi opiekunów. W Małopolsce wierzono, że jeśli dziecko krzyczy i rzuca się przez sen to najpewniej dręczone jest przez wyjątkowo niebezpieczną nocnicę/zmorę. W takim przypadku brano przed snem dziecko na ręce i podstawiano pod światło w taki sposób, by jego cień padał na ścianę, a obecna w pokoju osoba dorosła rozcinała ten cień lub rozrąbywała toporem, co miało być skutecznym sposobem na zabicie siedzącego w dziecku demona.
Również w Małopolsce znaleziono skuteczny sposób na pozbycie się nocnicy/zmory, która dręczyła dziecko powodując, ze moczyło się przez sen. Umieszczano pod kołyską lub łóżeczkiem nóż, pętlę i naczynie z wodą, które to miały spowodować odpowiednio zakłucie, zaduszenie lub w ostateczności utopienie się demona - przyznać trzeba, że było to przemyślne, kompleksowe zabezpieczenie.



Paweł Zych "Mamuna"


Sytuacja zmieniała się w czasie porodu, kiedy to w celu zwiększenia bezpieczeństwa matki i mającego się narodzić dziecka sięgano po znacznie potężniejsze amulety, umieszczając pod łóżkiem rodzącej duże noże, a czasami i jeszcze większe metalowe narzędzia. Co ciekawe, zwyczaj tej przetrwał w różnych regionach Polski do czasów bardzo nam bliskich, jeszcze w XIX i XX wieku wkładano pod poduszkę noworodka metalowe przedmioty, najczęściej właśnie noże, których zadaniem było odstraszać złe moce. Współczesnym przykładem na to może być Kielecczyzna, gdzie również wierzono w pozytywne oddziaływanie żelaza i aby zapewnić dziecku pomyślność, wkładano do kołyski metal w różnych postaciach, bardzo często był to właśnie nóż. Tu ciekawostka - prawdopodobnie dlatego właśnie do mieszkańców tych okolic przylgnęła nazwa "scyzoryki" - w każdym razie tak wyjaśniała to dr Elżbieta Szot-Radziszewska, opiekun wystawy "Hej kolęda! Hej nam, hej" (Muzeum Wsi Kieleckiej marzec 2014 r.).

Ogólnie w wierzeniach ludowych okres ciąży i porodu to czas mistyczny, nieuświadomiony lud próbował za wszelką cenę zabezpieczyć się przed wszelkiego rodzaju komplikacjami, a powszechna wiara w to, że siły nadprzyrodzone w postaci demonów czy też diabłów są jednymi z głównych sprawców nieszczęść dotykających chłopstwo (choć nie tylko chłopstwo) powodowała, że wytworzyło się wiele zwyczajów mających zapobiegać złemu. Jeśli chodzi o nóż to pełnił on w tych wierzeniach i zwyczajach rolę dwuznaczną, bronił przed oddziaływaniem Złego, ale i mógł pośrednio, poprzez działanie użytkownika, sprowadzić na dziecko nieszczęście. Na Lubelszczyźnie na przykład nóż był ważną bronią brzemiennej kobiety, odstraszał on bowiem złe moce, zalecano również noszenie tego narzędzia kobietom tuż po porodzie.

Kobietę ciężarną chroniono i nierzadko izolowano, zwłaszcza od obcych. Ciekawe jest, że z jednej strony starano się zapewnić kobietom w błogosławionym stanie maksimum bezpieczeństwa i opieki doceniając "cud" ciąży i przyszłych narodzin, a z drugiej strony obawiano się brzemiennych uważając, że zarówno one, jak i mające się narodzić dziecko mają w sobie coś nienaturalnego, coś z innego świata. Kobieta taka była jednocześnie "nieczysta" i błogosławiona, była w większym stopniu zagrożona oddziaływaniem złych mocy, ale i ona mogła sprowadzić nieszczęście, rzucić urok. Na Podkarpaciu na przykład, nie wolno było się ciężarnym sprzeciwiać i niczego im odmawiać, a jeśli już się jej czegoś odmówiło to by odczynić ewentualny urok należało za nią rzucić jakimś żelaznym przedmiotem, na przykład nożem lub siekierą. Tu napotkałem na ciekawą sprzeczność "interesów", ponieważ na Podkarpaciu wierzono również w to, że rzucenie za brzemienną nożem może spowodować, że dziecko będzie miało zajęczą wargę, czyli albo chronimy siebie, albo dziecko mające się dopiero narodzić. Wybór był ciężki.

Jak widać życie kobiet i ich dzieci w dawnej Polsce narażone było na wiele niebezpieczeństw i jakby tego było mało, można było nieopatrznie sprowadzić na swoje dziecko kolejne nieszczęście. Na przykład w okolicach Mokrej Wsi w Małopolsce wierzono, że kobieta ciężarna, która wyciera nóż o zapaskę może sprowadzić na swoje dziecko morzysko (kolkę), a w różnych regionach kraju przestrzegano brzemienne przed oblizywaniem noża, co mogło spowodować urodzenie dziecka z zajęczą wargą. 



Poród. Poradnik dla akuszerek. XVI w.


Opisałem już zagrożenia i sposoby zapobiegania im dotyczące kobiet brzemiennych, małych i większych dzieci, trzeba jednak pamiętać o tym, że i świat dorosłych narażony był na niebezpieczeństwo ze strony sił nadprzyrodzonych, również i tym przypadku nieodzownym amuletem i bronią, jak się okazuje, może być nóż.

Słowianie wierzyli, że w niektórych przypadkach człowiek po śmierci zamieniał się w demona (np. osoby mające podwójne serca, podwójny rząd zębów, dwie dusze, ale i noworodki, które urodziły się z zębami), który wracał nękając, a niejednokrotnie mordując żyjących. Wiara w to była niezwykle rozpowszechniona, upiory powstałe w ten sposób nazywano różnie: wampierz, wąpierz, wampirz, wąpir, upiór, upier, upir, łupirz, strzyga, strzygoń, a cierpienia, których mogły przysparzać żyjącym mroziły krew w żyłach, nie dziwi zatem, że panicznie się ich obawiano. W zależności od regionu, istoty te np.: dusiły, pożerały w całości, wysysały krew, rozdzierały wnętrzności lub mogły to robić wszystko na raz, w dowolnej konfiguracji. Poza wymienionymi wcześniej oznakami, koronnym dowodem na istnienie tych upiorów były zwłoki ludzi, u których po odkopaniu zauważano poranione palce i ponadrywane paznokcie, albo których ciała leżały w nienaturalnej pozycji. Oczywiście dzisiaj już wiemy, że dawniej, ze względu na niedostateczny stan wiedzy medycznej lub czasem pośpiechu, np. w trakcie jakiejś epidemii, zdarzało się, że chowano po prostu ludzi żywych, którzy po wybudzeniu się, próbowali wydostać się z grobu, czasami osobom takim udało się samodzielnie wydostać z grobowca i błądzili po okolicy pokrwawieni i pokaleczeni, stając się dla tych, których napotkali na swej drodze kolejnym namacalnym dowodem na istnienie strzyg.

Oczywiście upiory takie można było zwalczać na różne sposoby, co też z zapałem czyniono niejednokrotnie dopuszczając się bezczeszczenia grobów i zwłok - strach był silniejszy. Noże były jednym z narzędzi, dzięki pomocy których można było odsunąć od siebie to śmiertelne zagrożenie. Słowianie wierzyli, że odstraszyć wampierza można wbijając nóż w jego cień, ponadto, zarówno wtedy jak i w czasach nam bliższych znakomitym sposobem na zapobieżenie narodzinom strzygi było włożenie do trumny noża, zakopanie cierni lub ostrych, metalowych przedmiotów, na które strzygoń się nadziewał lub kaleczył sobie o nie stopy, co uniemożliwiało mu opuszczenie miejsca pochówku.
Wampirza można też było przywołać, by później go zgładzić. W tym celu z rosnącej w głębokim lesie wierzby o odstającej korze, stojącej w miejscu gdzie nie słychać już było piania koguta wycinano nożem, który nigdy nie był używany materiał na piszczałkę. Jeśli zagrało się na tak przygotowanym instrumencie na cmentarzu, na pół godziny przed północą, to upiory same wstawały ze swoich grobów. 

Nóż pełnił ważną rolę w zwalczaniu demonów, ale jeśli idzie o życzliwe dusze, to należało być bardzo ostrożnym w obchodzeniu się z nim. Na Kaszubach na przykład przestrzegano przed zostawianiem na stole w noc Wszystkich Świętych noży i innych ostrych przedmiotów, wierzono bowiem, że wędrujące dusze mogą się o nie pokaleczyć.



Kazimierz Gliński "Bajki. Przymierze dyabelskie" 1912 r. Rys. Konstanty Gorski


Noże, jak i inne metalowe narzędzia były też znakomitą bronią przeciwko demonom wiatru, np. Słowianie rzucali nimi, lub też innymi ostrymi przedmiotami w wiry powietrzne (siedlisko Złego), co stanowiło świetny sposób na odstraszenie demona. Wiara w zbawienną moc noża jako nieodzownej i niezawodnej broni przeciw złu kryjącemu się w wietrze przetrwała przez wieki, na Lubelszczyźnie wierzono, że jeśli ktoś spotka na polu wir powietrzny to ten go porwie, chyba, że rzuci się w niego nożem, wtenczas na ziemię opadnie tylko okrwawiony nóż, a wędrowcowi nic się nie stanie. Podobny sposób mieli górale, którym śmiertelnie zagrażał łamiący kości i odejmujący mowę demon huraganu nazywany wietrzycą oraz inny skrywający się w wirach powietrznych, mniej szkodliwy, nazywany latawcem. W przypadku napotkania któregoś z tych demonów również należało rzucić w niego nożem, koniecznie poświęconym - jeśli nóż upadł na ziemię okrwawiony, oznaczało to, że udało się demona zranić, wtedy wiatr, choćby i nie wiadomo jak silny, ustawał.

W przypowieści pod tytułem "Diabli taniec", którą można znaleźć w dziewiętnastowiecznej zbiorze: "Klechdy, starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi" autorstwa Kazimierza Władysława Wóycickiego, szczegółowo opisano sposób w jaki można było za pomocą noża przechytrzyć i pokonać złego ducha wiatru (diabła w tym przypadku). Należało wbić nóż poświęcony w wietrzny wir, a diabeł natychmiast ujawniał się w pokornej postaci gotów spełnić każde życzenie, byle by tylko nóż ten usunąć.
O rzucaniu "nożem ostrym" w "wiatr wirowy" nazywany "diablim tańcem" wspomina również Łukasz Gołębiowski w wydanym w 1830 roku dziele pt. "Lud polski, jego zwyczaje i zabobony". Według tego autora była to metoda popularna wśród ludu polskiego w "...krakowskiem, sandomierskiem, augustowskiem, podlaskiem i Mazowszu" i podobnie jak wyżej skutkowała tym, że zraniony i ukorzony diabeł stawał się posłuszny rozkazom człowieka.
W Wielkopolsce również zwalczano Złego za pomocą noży, jednak w odmienny od wyżej wymienionych sposób, cytując za Oskarem Kolbergiem: "...a osobliwie gdy zadmie gwałtowny wicher, chłop, dla oddalenia złego ducha, zatyka swój nóż lub kozik w drzewo od pługa".
Co ciekawe, nie w całej Polsce uznawano latawce za złe duchy, na przykład na Pomorzu uznawano te istoty za bóstwa opiekuńcze domostw.



Julian Schubeler "Tuman" wg. rysunku Stanisława Witkiewicza Muzeum Narodowe w Krakowie


Kolejnym ze złych duchów, którego można było zwalczyć za pomocą noża była mara/zmora, demon kobiecy, który nocą, przybierając różne postacie dusił podczas snu ludzi oraz ich zwierzęta. Najpewniejszym sposobem na wykrycie mary według Warmiaków i Mazurów było rzucenie w nią nożem kiedy ukrywała się pod postacią zwierzęcia, np. żaby. Na drugi dzień należało się bacznie przyglądać odwiedzającym nas ludziom, marą była osoba, która miała jakieś skaleczenie.
Ogólnie ludzie w czasach chrześcijańskich zabezpieczali się przed złem na różne sposoby, najczęściej używając do tego celu różnych przedmiotów i substancji, które zostały uprzednio poświęcone, ale i używając formuł i gestów mających znaczenie pozareligijne, wśród nich znajdziemy także gest polegający na rzuceniu nożem za siebie.

Poza pomocą w walce z demonami i złem wszelakim noże pełniły również inne ważne, ale niekoniecznie "dobre" role, np. w polskiej kulturze ludowej narzędzie to stanowiło również atrybut śmierci, która zamiast kosy nosiła ze sobą czasem właśnie długi nóż. Warto też wspomnieć, że noże różnego rodzaju stanowiły nieodłączne narzędzie katów.
Wróćmy jeszcze na chwilę do magicznej roli tego narzędzia by opisać w jaki sposób, za pomocą noża można było wyrządzić krzywdę osobie, którą niespecjalnie lubimy, na przykład wywołać u niej atak bolesnej kolki. W tym celu należało znaleźć brzozę, a następnie "...w brzozę wbić nóż, wypowiadając przy tym odpowiednią formułę słowną".3 
Z kolei Rusini zamieszkujący Przemyskie znali sposób, w jaki za pomocą noża można było poważną krzywdę uczynić komuś, kto zalazł im za skórę. Aby się zemścić należało wbić nóż, ale w całości, jednym uderzeniem, w próg pierwszych drzwi chaty potencjalnej ofiary i przeklnąć taką osobę w duchu, w wyniku tego zostanie on przez wiatr porwany i wirować będzie dopóty, dopóki przeklinający noża z progu nie wyciągnie.



Adam Mickiewicz "Dziady" ilustracja Czesław Jankowski. 
Zwróćcie uwagę na to, co bojący się przedmiotów żelaznych upiór nosi za pasem.


Było już o śmierci, niebezpieczeństwie i zadawaniu bólu, dla odmiany przytoczę więc kilka przykładów, jak nieodzownym narzędziem były noże w medycynie ludowej, pomijając rzecz jasna prozaiczne przypadki typu "polowa operacja lub zabieg".

Przy użyciu noży leczyć można było zarówno ludzi, jak i zwierzęta. Jako, że dostęp do lekarzy i weterynarzy bywał na wsiach, zwłaszcza w wiekach dawnych utrudniony, a usługi drogie, zajmowały się tym inne osoby, choć nie można powiedzieć, że pozbawione odpowiednich kwalifikacji. Dość powszechną chorobą wolno wypasanego bydła było wzdęcie, w Zagłębiu Dąbrowskim nazywano tą chorobę paskudnikiem i znaleziono sposób na jej wyleczenie. Aby usunąć paskudnika u bydła należało: "...dziewięciokrotnie ugryźć bydlę w krzyże, następnie podać trochę soli, jeśli to nie pomoże, to należy wyrżnąć paskudnika z oczu, co wróżka czyni za pomocą kozika, igły i nici, ostatecznie zapluwając oczy 3 razy".4

Noże były nieodzownym narzędziem nie tylko w weterynarii, ale i w medycynie, o czym wspomniałem we wstępie, przy ich pomocy można było pozbyć się wielu potwornych, gnębiących społeczeństwo chorób, na przykład wyleczyć ból zębów o czym wspomina Samuel Bogumił Linde przy okazji wyjaśniania haseł "zabobon i gusła": "...guślą, gdy na ból zęba każą nowy nóż w ścianę wbić”5. Niestety autor raczej z założenia wątpi, by był to zabieg skuteczny. Innym przykładem na zastosowanie noży przy usuwaniu groźnych chorób jest, praktykowany przez czarownice dziewiętnastowieczny sposób na wyleczenie szkorbutu i innych bolączek: "...nóż w piwo maczając, po schodach kapała i przymawiała, powiadając, że to od gnilcu i bolączek"6.

Specjalistkami od leczenia chorób wszelakich były wiejskie baby, czyli kobiety stosujące zioła oraz inne nietypowe, z dzisiejszego punktu widzenia środki np.: "Baby leczyć i zażegnywać zwykły, szepczą i mruczą, bolącą część ciała przyciskają nożem, sierpem, kosą; uroki i zanogcice czyli postrzały zrzynają na powietrzu, którem z tych narzędzi machając".7



Czarownica z Orawki. XVIII w. Polichromia z kościoła świętego Jana Chrzciciela w Orawce.


Polscy Cyganie, powtarzając za Andrzejem Mirgą i Lechem Mrozem, autorami opracowania "Cyganie, odmienność i nietolerancja", znali ciekawy sposób na pozbycie się choroby za pomocą noża, żeby np. zwalczyć gorączkę należało udać się przed wschodem słońca nad brzeg strumienia, wydrążyć jamę nożem, co bardzo istotne nigdy nieużywanym, poczekać aż napełni się wodą i wyrecytować:


"Śilali ać kathe (Gorączko zostań tu)
Na aw mange (Nie przychodź do mnie)
Sutiara andre ćik! (Zeschnij w błocie!)
Awa kija mange (Przyjdziesz do mnie)
Kana kathe na hin pani!" (Kiedy wody tu nie będzie!)


Dziewiętnastowieczny etnograf Binjamin Wolf Segel opisujący obyczaje ludowe zauważył, że Żydzi polscy zamieszkujący okolice Lwowa również posiedli wiedzę i dzięki temu stosowali niezawodne sposoby na leczenie różnych dolegliwości, oczywiście nóż pełnił w tych praktykach rolę nie do przecenienia. Otóż kiedy na przykład kłuło coś w boku, należało wziąć nóż i kilkukrotnie ukłuć lekko to bolące miejsce, a ból ustąpi, jeśli natomiast spotka się epileptyka w czasie ataku padaczki, powinno się mu wcisnąć w zaciśniętą dłoń jakiś metalowy przedmiot, na przykład właśnie nóż - z pewnością pomoże. 

Powyższe przykłady są ważkie ponieważ opisują przypadki przypadki leczenia chorób uciążliwych i bolesnych, jednak na naprawdę poważną chorobę remedium znaleźli jedynie mieszkańcy okolic Pińczowa. Oczywiście i w tym przypadku niepoślednią rolę odgrywa nóż. Lekarstwo jest dość proste w aplikowaniu, może więc nam się przydać i dziś - aby nie popełnić błędu zacytuję: "Wielka choroba ustąpi jeśli się w to miejsce, gdzie ona chorego na ziemię rzuci wbije nóż i już go stamtąd nie wyciągnie".8


Obyczaje, obrzędy, przesądy, wróżby i inne...


Istnieje wiele obrzędów i zwyczajów, w których noże odgrywają istotną rolę.
Poczynając od czasów najdawniejszych - niezwykle ciekawym obyczajem, choć przyznać należy, że okrutnym był sposób w jaki karano w pogańskiej i wczesnopiastowskiej Polsce za cudzołóstwo i rozpustę, opis tych praktyk przytacza żyjący w XI wieku niemiecki kronikarz Thietmar: "Jeżeli ktoś spośród tego ludu ośmieli się uwieść cudzą żonę lub uprawiać rozpustę , spotyka go natychmiast następująca kara: prowadzi się go na most targowy i przymocowuje doń wbijając gwóźdź poprzez mosznę z jądrami. Następnie umieszcza się obok ostry nóż i pozostawia się trudny wybór: albo tam umrzeć, albo obciąć ową część ciała".
Jeśli wydaje się wam, że kara wobec mężczyzn była niebywale okrutna, to koniecznie zaznajomić należy się z tym, w jaki sposób traktowano rozpustne kobiety: "Za czasów pogańskich... jeśli znaleziono nieżądnicę jakową, obcinano jej srom, by ją w ten szpetny i okrutny sposób pokarać, następnie zaś - jeśli się godzi o tym mówić - wieszano ów wstydliwy okrawek nad drzwiami domu, by uderzając w oczy każdego wchodzącego, do opamiętania na przyszłość go przywiódł oraz ostrożności. Prawo Boże nakazywało kamienować za to, a obyczaj naszych przodków żąda obcięcia głowy takim niewiastom."

Można powiedzieć, ze noże w obu tych przypadkach pełniły rolę oczyszczającą, pozwalając usunąć narządy, które "sprowadzały" ludzi z drogi nieprawości, jednak raczej cieszyć się powinnyśmy, że obyczajów takich z czasem zaniechano. O ile oczywiście zwyczaj taki faktycznie był praktykowany, Thietmar raczej nie należał do kronikarzy zbyt przychylnych Słowianom.

Wieki mijały a wraz z nimi łagodniało podejście do nierządu, oficjalnie działały przecież w miastach zamtuzy, natomiast nie zmienił się surowy osąd cudzołóstwa, jednak już kara za ten występek zdecydowanie nie była tak sroga. W 1596 roku podróżujący po Polsce legat papieski Giovanni Paolo Mucante zauważył i opisał sposób w jaki karano nierządnice w Kurzelowie koło Włoszczowej. Zawieszano taką kobietę w wielkim wiadrze nad wodą dając jej do ręki nóż: "...Ta ieźli niechciała wisić wiecznie na powietrzu, urzynała noźiem w powróz i wpadała w sadzawkę lub jezioro, tak, iednak iż tylko dobrą wziąwszy kąpiel, utopić się niemogła". ("Zbiór pamiętników historycznych o dawney Polszcze" Julian Ursyn Niemcewicz)



Stanisław Grocholski "Odczynianie uroków" Muzeum Narodowe w Krakowie


Jako przykład zwyczajów, przesądów wspólnych, które spotkać możemy (lub mogliśmy) w różnych częściach kraju przytoczyć warto zakaz dawania noży w prezencie; jest to ważne, ponieważ nóż, za który nie zapłacono choćby grosza mógł przeciąć przyjaźń lub zepsuć stosunki rodzinne. Powszechnym dawniej zwyczajem było też skreślenie nożem krzyża na chlebie przed jego pokrojeniem. 
W wielu regionach Polski wierzono, że nie należy kręcić nożem na stole, miało to ponoć przynosić pecha, podobnie pecha przynosiło i zapowiadało kłótnię nieumyślne skrzyżowanie noży, czy skrzyżowanie noża i grabek. Innym ciekawym, powszechnie znanym przesądem jest ten związany z upuszczeniem lub przypadkowym upadkiem któregoś ze sztućców na podłogę, zazwyczaj oznaczało to po prostu, że dom odwiedzi ktoś głodny (np. w Wielkopolsce), lub ogólnie, że należy spodziewać się nieoczekiwanego gościa. 
W trakcie przeglądania różnego rodzaju stron poświęconym regionalnym zwyczajom spotkałem się też z uściśleniem, że odwiedziny gościa będą miały miejsce wyłącznie wtedy, gdy ze stołu spadnie nóż i wbije się w podłogę. Jeszcze szczegółowiej do interpretacji takiego zdarzenia podchodzą w okolicach Latowicza na Mazowszu, gdzie spadająca na podłogę łyżka oznacza odwiedziny dziewczyny, a upadek noża lub widelca wróży nadejście chłopaka.

Zasadniczo przypadek upuszczenia noża, lub któregoś z innych sztućców nie wróżył niczego złego, a wręcz przeciwnie, zapowiadał wizytę, która mogła być miłą dla gospodarzy, sytuacja zmieniała się diametralnie (w niektórych regionach), jeśli przypadkowe upuszczenie sztućców, a zwłaszcza noża miało miejsce w trakcie spożywania wieczerzy wigilijnej (patrz niżej: obyczaje wigilijne).

Kolejnym zwyczajem, o którym należy wspomnieć opisując noże w Polsce jest obrzęd praktykowany w okolicach Osieka nad Notecią w Wielkopolsce, co prawda zwyczaj ten jest powszechnie znany w całej Polsce, jednak tylko właśnie w przypadku okolic Osieka nad Notecią natrafiłem na opis, w którym nóż pełni jedną z ról pierwszoplanowych. Ceremonię tą przeprowadza się w dniu pierwszych urodzin dziecka, zazwyczaj kładzie się przed maleństwem książkę, różaniec, pieniądze, czasem kieliszek i pozwala dziecku wybierać, przedmiot, który wybierze wywróżyć ma mu to, kim zostanie w przyszłości. Wiadomo, że najgorszym z możliwych jest wybór kieliszka, co nie wróży dobrze maleństwu, natomiast wybór książki oznacza, że dziecko może zostać naukowcem; pieniędzy - kupcem, różaniec - księdzem lub zakonnicą. W okolicach Osieka nad Notecią przed dzieckiem stawiano książkę, pieniądz, chleb i nóż, wybór dziecka wróżył mu odpowiednio zostanie księdzem, kupcem, rolnikiem lub żołnierzem.

Innym obrzędem ludowym związanym z nożami był ten praktykowany na Mazowszu w okolicach Szydłowca. Chcąc zapewnić sobie i domostwu pomyślność oraz zapobiec nieszczęściu, na wiosnę, kiedy po raz pierwszy wypędzano bydło na pastwiska, gospodarze układali na krzyż siekierę, nóż i siekacz. Obrzędem również związanym z nadejściem wiosny, a pośrednio także z nożami było topienie marzanny (słowiańska bogini będąca alegorią zimy i śmierci), zwyczaj praktykowany na terenie całego kraju do dzisiaj. O ile jednak w czasach nam współczesnych topienie marzanny faktycznie jest w zasadzie wyłącznie topieniem (czasami przed utopieniem kukłę się podpala), to w dawnych czasach miał on znacznie gwałtowniejszy przebieg, przed utopieniem marzannę obijano kijami, cięto i rozdzierano nożami oraz podpalano. Miało to oczywiście symbolicznie zakończyć okres zimna i głodu.



Edmund Bartłomiejczyk "Topienie marzanny"


Na Kaszubach praktykowano i praktykuje się do dzisiaj, choć dziś w formie ludycznego widowiska, zwyczaj nazywany ścinaniem kani (kasz. Scynanié kanie). Czym zasłużył sobie na taki los ten ptak drapieżny? Według różnych źródeł kania wyobrażała wszelkie zło, bardzo często oskarżając ptaka odwoływano się dźwięków, które wydaje i które przypominają wołanie "Pić, pić"! Na północy Kaszub wierzono, że w ptaka tego zamieniono kobietę, która odmówiła podania wody Chrystusowi, w powiecie kościerskim był to czarodziej, który posiadłszy ogromne bogactwa i magiczną wiedzę potrafił powstrzymywać deszcz wywołując suszę, za karę zamieniono go w ptaka, któremu wolno pić wodę wyłącznie z kamiennych szczelin. Według informacji zebranych przez księdza Bernarda Sychtę w "Zbiorze podań, opowieści i baśni kaszubskich", ptaka ukarał wiecznym pragnieniem sam Bóg ponieważ podczas dotkliwej suszy odmówił, jako jedyny z ptaków pomocy w kopaniu studni. Poza tym uważano również, że kania to zaklęta czarownica, że porywa drób (co akurat jest prawdą) i szkodzi człowiekowi. Ogólnie wierzono, że pojawienie się kani niesie ze sobą zapowiedź nieszczęścia i suszę.

Rytualnego stracenia kani dokonywano najczęściej w w związku z obchodami świętojańskimi, w obrzędzie brali udział wszyscy mieszkańcy spośród których wybierano, w zależności od miejscowości, kilku pełniących rolę: sołtysa, sędziego, kata, rakarza i księdza. Ptaka najczęściej przywiązywano do słupa lub kładziono na pieńku, następnie po odczytaniu oskarżenia i wyroku ścinano. I tu, również w zależności od miejsca narzędziem wymierzania kary była szabla, drewniany miecz, czasem nóż lub siekiera. W niektórych miejscowościach, np. w okolicach Pucka ptaka po ścięciu dodatkowo kaleczono nożami. Krwią kani naznaczano jak największą liczbę mieszkańców, a już obowiązkowo młode dziewczęta, gdzieniegdzie powinnością kata było wytrzeć zakrwawiony nóż o dziewczęce fartuszki.
Co ciekawe, nie zawsze to kania we własnej postaci ponosiła karę, czasami zastępowano ją innym ptactwem lub wręcz wydrążoną wewnątrz i wypełnioną krwią lub farbą kukłą, która tego ptaka wyobrażała. Według etnografów obrzęd ten miał za zadanie nie tylko bezpośrednie zadośćuczynienie za domniemane zło, które kania wyrządzała, ale i stanowił przestrogę dla mieszkańców symbolizując nieuchronną karę, którą poniesie każdy, kto zło czyni.




Noże pojawiają się również w obrzędach, w których nie spodziewalibyśmy się ich zobaczyć, np. swaty. Trafiłem na bardzo ciekawy obrzęd praktykowany w Staromieściu na Rzeszowszczyźnie, którego głównym "bohaterem" jest kołacz, ale jak sami przeczytacie, nóż pełni w nim również rolę niepoślednią. Pozwolę sobie zacytować:

"W trakcie swatów odbywał się obrzęd związany z kołaczem. Swaci uroczyście wnosili kołacz, który po zabawach z nim związanych miał zostać uroczyście pokrojony przez swaszkę, zanim jednak to zrobiła brała do ręki nóż i żegnała się: W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego", następnie kołacz zostawał wymierzony przez "swata-inżyniera", a jego pomocnicy, również swaci, przymierzali się do podzielenia go zgodnie z zaleceniami "inżyniera", tak, aby każdy z weselników otrzymał równy kawałek. Wszystko to odbywało się w atmosferze zabawy. Później "inżynier" odjeżdżał. Swaszka brała nóż, oglądała go i wąchała i mówiła:


Nóż nieostry, mydło ktoś nim krajoł.
Dali swacia! Idźcie do przydacha i przynieście tu toczydło!
Kołocz musi być krajany ostrem nożem z góry,
Żeby kromki były gładkie, nie porobić dziury!
Dali chłopcy do roboty! Podajcie nóż chyżo!
No, niezdary, nie widzicie, pólnocek sie zbliżo!


Następnie jeden ze swatów zakładał druciane okulary i udając starego kowala wolno ostrzył nóż. Naostrzony nóż przekazywano swaszce i rozpoczynano ceremonię krojenia".9

Przejdźmy dalej.
Praktykowanym do dzisiaj obrzędem jest ten związany z Wielkanocą, a polegający na obmywaniu nóg (na wzór Jezusa) dwunastu osobom, będącym przeważnie w podeszłym wieku. Istotne w tym zwyczaju jest to, że to zawsze możni tego świata obmywali nogi maluczkim. Obrzęd ten jest bardzo stary, a w dawnej Polsce obowiązywał nawet królów o czym przeczytać możemy u Jędrzeja Kitowicza i chociaż nóż zazwyczaj "nie bierze" udziału w tej ceremonii, to właśnie u tego autora znalazłem ciekawą wzmiankę, w której noże się jednak pojawiają, chodziło o prezenty, które otrzymywali starcy po ceremonii: "...za Stanisława Augusta raz się trafiło, że każdy z 12 starców miał 100 lat z okładem, a jeden 125; sadzono ich po umyciu nóg do stołu, a król i znakomitsze osoby im usługiwały. Każdy starzec otrzymywał zupełny ubiór, łyżkę, nóż i grabki srebrne, tudzież serwetę, w której dukat złoty był zawiązany”. 10



W. Pociecha "Święcone wielkanocne na wsi"


Innym, powszechnym i dziś zwyczajem wielkanocnym jest malowanie lub drapanie jajek, zwyczaj praktykowany od wieków nie tylko wśród ludu ale i przez inne stany. Oczywiście do przygotowania pisanek czy też drapanek używano różnych narzędzi, według uznania twórcy, warto jednak zapisać w pamięci, że wśród tych narzędzi były też i noże o czym wspomina Zygmunt Gloger w "Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej": "Rysują jajko rozpuszczonym woskiem, aby farba miejsc powoskowanych nie pokryła. Rysowanie zowią „pisaniem”, stąd nazwa „pisanki”. Upowszechnione desenie mają nazwy od wzorów i podobieństwa, rysują więc w gałązki, w drabinki, w wiatraczki, w jabłuszka, w serduszka, w kurze łapki itd. Jako narzędzi do pisania używają szpilek, igieł, kozików, szydeł, słomek i drewienek.

Ciekawą tematyką, bezpośrednio powiązaną z obrzędami ludowymi, a w tym przypadku również i z nożami jest wróżbiarstwo. Oczywiście część ze zwyczajów, które opisałem wyżej również można podciągnąć pod to pojęcie, czymże bowiem innym jak nie wróżeniem, jest próba odgadnięcia przyszłości dziecka na podstawie dokonanego przez nie wyboru?
Wróżenie z noży ma swoją nazwę - macharomancja i nie jest bynajmniej rzeczą nową, bogatą i długą tradycję obrzędową w tej materii ma wiele regionów kraju, co ciekawe, najczęściej wróżyło się przy okazji najważniejszych wydarzeń w życiu danej społeczności, takich jak na przykład wieczerza wigilijna. Lud niepewny jutra bardzo chętnie sięgał po wróżby, odpowiedzi uzyskane w ten sposób pozwalały choć przez chwilę poczuć, że nieodgadnione tajemnice przyszłości stają się dla ludzi rzeczą wiadomą, lub choćby przewidywalną.

W Świętokrzyskiem, podczas przygotowywania stołu wigilijnego pomiędzy chlebem, a opłatkiem układano nóż, wierzono, że jeśli ten nóż pokryje się rdzą od strony chleba, to zapowiada to nieurodzaj. Podobny zwyczaj istniał w okolicach Olkusza, gdzie nóż kładziono wieczorem, przed pójściem spać, pomiędzy chlebem, a struclą. W dzień Bożego Narodzenia, z samego rana sprawdzano, z której strony nóż pokrył się parą, jeśli od strony chleba to oznaczało to, że w przyszłym roku będzie nieurodzaj na żyto, jeśli zaś od strony strucli, nieurodzaj dotknie pszenicy. 

Przeglądając strony internetowe poświęcone polskim obyczajom natrafiłem na jeszcze jeden zwyczaj, bardzo podobny do powyższych jednak bez wskazań na konkretny region Polski. Również i w tym przypadku rzecz polegała na ułożeniu noża pomiędzy chlebem, a struclą (czasami struclę zastępował opłatek) i wróżeniem na podstawie tego, z której strony pojawiła się rdza. Rdza pojawiająca się od strony chleba wróżyła, że zaraza padnie na żyto, jeśli zaś od strony strucli lub opłatka, przyszłoroczna zaraza dotknąć miała pszenicy. W odróżnieniu od wyżej opisanych zwyczajów wróżono w ten sposób nie w Wigilię i Boże Narodzenie, a w Nowy Rok lub w Święto Trzech Króli. 
Jak widać chłopi nie byli optymistami, nieurodzaj przyjść musiał, różnica polegała jedynie na tym, jaki gatunek zboża zostanie nim dotknięty.



"Wigilia w chacie wiejskiej", "Kłosy" 1878 r.


Interesującym obrzędem związanym z wieczerzą wigilijną, w którym nóż obok chleba pełnił rolę kluczową jest zwyczaj praktykowany w Świętokrzyskiem. W regionie tym wierzono, że poza żywymi, na wieczerzę wigilijną przychodzą także zmarli krewni, a w nocy również sam Pan Jezus, należało się zatem do tych odwiedzin odpowiednio przygotować. W tym celu, po uroczystej wieczerzy nakrywano stół białym obrusem, na którym ustawiano chleb, opłatek i nóż oraz naczynia z innymi potrawami. Wierzono, że przychodząc w nocy Pan Jezus odkrawa sobie kromkę chleba nożem, a to że rano zastawano chleb nietkniętym nie budziło zdziwienia, ponieważ wiadomym było, że kromka odkrojona przez Pana Jezusa samoistnie odrasta.

Wieczerza wigilijna nie wszędzie była uroczystością całkowicie bezpieczną, w niektórych regionach kraju należało zachować daleko idącą ostrożność. Na Śląsku wierzono bowiem, że jeśli ktoś podczas spożywania wieczerzy upuścił na podłogę sztućce to spodziewać się mógł niechybnie szybkiej śmierci. Jeśli natomiast upadający nóż wbił się w podłogę, to osoba, której nóż ten wypadł w ciągu trzech miesięcy otrzyma wiadomość o samobójczej śmierci kogoś bliskiego.

Powyższe przykłady dotyczyły w większości obrzędów ludowych, jest jednak grupa, która do dzisiaj przestrzega obrzędów, z którymi nóż jest nierozerwalnie związany - to myśliwi. Jednym z najstarszych obrzędów myśliwskich jest chrzest myśliwski, odbywa się on wyłącznie w trakcie polowania, dawniej praktykowano go tylko po pierwszej ubitej zwierzynie, obecnie przy ubiciu każdego nowego gatunku zwierzęcia. Przebiega on w ten sposób: "Mistrz ceremonii nurza w farbie ubitego zwierza kordelas, lub nóż, i bronią tą kreśli na czole młodego myśliwego znak krzyża. Wypowiada przy tym formułę: Chrzczę Cię na wyznawcę świętego Huberta. Farby z czoła nie wolno zmyć aż do końca polowania".11

Kolejnym obyczajem myśliwskim jest złom. Złom myśliwski ma on wiele znaczeń, ale głównie chodzi w nim o uhonorowanie myśliwego w trakcie udanego polowania i o oddanie hołdu zwierzynie. Myśliwy prowadzący ceremonię ułamuje gałązkę z drzewa przy którym zwierzę padło, następnie odłamuje z niej kawałek i wkłada zwierzęciu do pyska (wyłącznie w przypadku zwierząt roślinożernych, nazywa się to "ostatni kęs"), drugi kawałek gałązki wkłada w ranę wlotową ("pieczęć"). "Ostatni fragment ułamanej gałązki to złom myśliwski. Nagroda dla myśliwego za wykazaną łowiecką sprawność. Gałązkę tę mistrz ceremonii moczy najpierw w farbie ubitego zwierza, a następnie podaje szczęśliwemu strzelcowi. Złomu myśliwskiego nie należy wręczać, trzymając gałązkę w dłoni. Przyjęło się że złom podawany jest na głowni kordelasa, lub noża myśliwskiego".12

Istnieje jeszcze jeden obrzęd myśliwski, w którym nóż odgrywa pierwszoplanową rolę, to pasowanie myśliwskie. Pasowanie myśliwskie podobne jest do chrztu, ale ceremonia jest znacznie wznioślejsza i nobilitująca, odbywa się wyłącznie raz w życiu myśliwego, a ceremonia wygląda tak: "Myśliwy klęka na lewe kolano... Mistrz ceremonii macza kordelas - jeśli go nie ma, nóż myśliwski - w farbie ubitego zwierza. Farbą tą kreśli znak krzyża na czole adepta. Wypowiada przy tym formułę: Pasuję Cię na rycerza świętego Huberta. Myśliwy wstaje. Mistrz ceremonii wręcza mu złom. Złom podaje na kordelasie, nożu, lub kapeluszu myśliwskim. Nigdy gołą dłonią! ...Jedynie myśliwy pasowany ma prawo noszenia kordelasa. To kolejna pozostałość po rycerskim rodowodzie tradycji myśliwskiego pasowania. Kordelas pełni tu rolę miecza. (...) W niektórych regionach naszego kraju funkcjonuje obyczaj żywcem przeniesiony z tradycji rycerskiej: Uderzanie płazem kordelasa, lub noża, po ramionach pasowanego".13

Oczywiście nie tylko lud polski pielęgnował obrzędy i zwyczaje, w których noże miały do odegrania jakąś rolę, również i wśród Polaków innych narodowości żyjących na terenie naszego kraju znaleźć można takie praktyki. Na przykład wśród Żydów polskich istnieje zwyczaj związany z rytuałem Brit mila (do którego przeprowadzeni, rzecz jasna, również potrzebny był nóż), nie jest on praktykowany zawsze, ale kilka wzmianek o nim znalazłem. Zwyczaj ten polegał na tym, że przez obrzezaniem chłopca mohel układał wokół niego kartki z kabalistycznymi znakami oraz wsuwał pod poduszkę nóż, co miało uchronić dziecko przed porwaniem przez Lilith.
Wielkie znaczenie dla Żydów miały scyzoryki i inne noże składane, jednak nie takie zwykłe i pospolite narzędzia, które spotykamy na co dzień. Specjalny scyzoryk, o którym mówimy, przeznaczony był wyłącznie do krojenia świątecznej, szabasowej chały - nie wolno było jej kroić zwykłym nożem ponieważ podczas szabasu traktowano stół świąteczny jak ołtarz, którego nie godziło się kalać pospolitym ostrzem. Na rękojeściach tych wyjątkowych noży składanych nanoszono często inskrypcje w języku hebrajskim np. "Święty szabas". lub "Święta sobota".



Kenyon Cox "Lilith" - Wyjątkowo ponętny demon.


Wśród polskich Cyganów nóż był narzędziem równie powszechnym, co wśród polskich włościan, a przyglądając się obyczajom i obrzędom Cyganów znaleźć możemy o nim sporo wzmianek. Podobnie jak wśród polskich chłopów i dawnych Słowian, nóż mógł być bronią chroniącą przed demonami, jak miało to miejsce u Kełderaszy, u których umieszczano czasami nóż wraz z widelcem pod poduszką, co miało chronić człowieka przed zmorą dręczącą go we śnie (zmora uciekała z obawy przed zjedzeniem), ale i bywał pomocny w ochronie przed żywymi, choć używanie noża w tym celu obramowane to było różnymi zakazami.
W prawodawstwie cygańskim (Romanipen) występuje szereg zakazów dotyczących używania noży, chociaż akurat te "nożowe" zagrożone były mniejszą karą i okrywały Cygana mniejszą hańbą niż inne (małe skalania - tikne mageripena). Cygan, który złamał którąś z zasad stawał się skalany, nieczysty, wykluczony ze społeczności. Skalania (mageripen) dotykały Cyganów jeśli na przykład używali noży podczas bójek między Cyganami, wyjątkiem była obrona przed większą ilością napastników, nie wolno też było ranić koni i psów. Zabraniano także ostrzenia o próg noży przeznaczonych do przygotowywania posiłków. Czasami samo zamierzenie się na kogoś nożem lub innym metalowym, ostrym przedmiotem powodowało "żelazne skalanie". Użycie noża sprzeczne z opisanymi wyżej zakazami nazywano czhuritko (od słowa czhuri - nóż). Co ciekawe, zakaz używania noży podczas cygańskich bójek nie był przestrzegany przez wszystkie romskie grupy, na przykład wśród Kełderaszy nie obowiązywał on.

Nóż jako narzędzie nieodzowny był również podczas ciekawych, dawnych cygańskich praktyk popogrzebowych.
Otóż Cyganie wierzyli między innymi w to, że dusze zmarłych cierpią z powodu pragnienia, i że pragnienie zmusza je do powrotu na ziemię. Aby tego uniknąć usuwano wodę z mieszkań. Jednak pamiętając o potrzebach dusz już następnego dnia po pogrzebie rozpoczynano obrzęd pojenia dusz, polegało to na tym, że rodzina zmarłego wybierała cygańskiego chłopca (jeśli zmarły był mężczyzną) lub dziewczynkę (jeśli zmarła była kobietą), kupowała mu/jej dzban i szklankę. Obowiązkiem takiego wybrańca było nabieranie do dzbana, codziennie w południe czystej wody i przelewanie jej do szklanki, wodą tą częstowano każdego napotkanego Cygana. Czyni tak przez sześć tygodni, czyli przez okres, w którym według wierzeń dusza przebywa w pobliżu ciała. Bardzo ważnym jest żeby nie pomylić ilości dni, dlatego też wybraniec nosi przy sobie patyk, który obowiązkowo codziennie nacina nożem. Po sześciu tygodniach wybraniec idzie nad rzekę, przelicza karby i jeśli wszystko się zgadza, rozcina patyk na pół i wiąże go na kształt krzyża, przymocowując doń 5 świeczek i puszcza na rzekę. Nabiera jeszcze raz wody do dzbana, przelewa do szklanki i wylewa do rzeki, następnie zatapia dzban i szklankę. Obrzęd jest zakończony, ale zmarły uzyskuje dostęp do rozdanej wody dopiero wtedy, gdy rodzina zapłaci osobie wodę tą rozdającej.



Franciszek Kostrzewski "Pogrzeb cygański" Muzeum Narodowe w Krakowie


Zawartość powyższych rozdziałów jest bardziej ciekawostką podaną z przymrużeniem oka niż wstępem do rozważań na temat polskich tradycyjnych noży, jednak nie zamieściłem tych przykładów przypadkowo i tylko ku uciesze, bądź zaciekawieniu czytelnika.
Z punktu widzenia człowieka żyjącego w XXI wieku większość z tych zwyczajów wydaje się być śmieszna i uważana będzie za przeżytek lub zabobon, jakim niewątpliwie jest (np. sposoby zapobiegania złu i leczenia chorób), ale pamiętać musimy, że to nieodłączna część naszego dziedzictwa i kultury, niezwykle ważna przynajmniej z tego, ale i z kilku innych powodów. Dla naszych przodków żyjących setki lat wstecz była to sprawa życia i śmierci, wiara w demony i zło mające wpływ na ludzkie losy była tak powszechna jak dzisiaj wiara w potęgę nauki, dla nich było to po prostu realne zagrożenie, któremu należało się przeciwstawić, lub którego należało unikać. Również i zwyczaje innego rodzaju, nie związane z siłami nadprzyrodzonymi np. weselne, pogrzebowe miały niebagatelny wpływ na kształtowanie się lokalnych społeczności, na relacje międzyludzkie i wiele innych społecznych zachowań. Nie powinniśmy się od tego odcinać wyłącznie dlatego, że teraz już jesteśmy oświeceni i mamy nieporównywalnie większa wiedzę.

Do czego zmierzam pisząc krótkie podsumowanie po zaledwie dwóch rozdziałach?  Otóż, jak zapewne sami zauważyliście, nóż spełniał w tych obrzędach bardzo ważną rolę, nie tylko jako narzędzie nieodzowne do wykonania niektórych niezbędnych czynności, ale i jako amulet, broń chroniąca naszych przodków przed złem najgorszego rodzaju. Warto zauważyć, że przez setki lat metal i przedmioty ostre, w tym oczywiście i noże jako narzędzia, nie tylko, że nie niosły "przemocy i zniszczenia", jak to chcą widzieć ludzie nam współcześni (część z nich w każdym razie), ale postrzegane były w sumie pozytywnie (choć raczej nasi protoplaści zapewne nie roztrząsali tego tematu, dla nich to było po prostu podręczne narzędzie wszechstronnego zastosowania), dopiero całkiem niedawno, wraz z rozprzestrzenianiem się wartości humanitarnych (rozumianych np. jako negowanie wszelkich aspołecznych zachowań), mniejszej brutalizacji otaczającego nas świata, szala zaczęła się przechylać na niekorzyść noży. Czy słusznie? Moim zdaniem nie, nie powinno się bowiem winić narzędzia za czyny człowieka.

Przede wszystkim jednak zależało mi na tym, żeby uzmysłowić czytelnikom, że to pospolite, tak ostentacyjnie pomijane w naszej historiografii narzędzie używane było nie tylko do przygotowywania posiłków i ewentualnie do wyrównywania porachunków, ale też spełniało istotną rolę w innych dziedzinach, niezwykle ważnych dla naszych przodków.



1 "Mitologia Słowian" Aleksander Gieysztor
2 Tamże,
3 "Ludowe wierzenia o drzewach" Magdalena Wójtowicz
4 Weterynaryja ludowa "Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy" M. Federowski
5 "Słownik języka polskiego" Samuel Bogumił Linde
6 "Czary i czarty polskie" Julian Tuwim
7 "Lud polski, jego zwyczaje i zabobony" Łukasz Gołębiowski
8 "Medycyna i przesądy lecznicze ludu polskiego: przyczynek do etnografii polskiej" Marian Udziela
9 "Zabawy w one lata... Staromiejskie wesele" Magdalena Totowicz-Głowińska 
10 "Opis obyczajów w Polsce za panowania Augusta III" Jędrzej Kitowicz
11 "Chrzest myśliwski" Marek Ledwosiński 
12 "Ostatni kęs, pieczęć, złom" Marek Ledwosiński
13 "Pasowanie myśliwskie" Marek Ledwosiński


Janusz Łangowski



Dawniej... 

Nóż jest narzędziem, którzy towarzyszy ludzkości od zarania dziejów, jednym z najstarszych, jakie znamy.
To oczywistość, jednak w moich poszukiwaniach cofanie do do tak zamierzchłych czasów jest bezcelowe, dlatego też w skupiłem się bardziej na wiekach nam bliższych o czasach najdawniejszych zaledwie wzmiankując.
Zanim zaczniemy je omawiać, musimy pamiętać o tym, że nie można do końca ufać źródłom ikonograficznym, przynajmniej nie w takim stopniu, żeby na ich podstawie móc ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że nóż używany przez mieszkańca ziem polskich wyglądał tak, jak go narysowano lub namalowano, należy pamiętać, że zwłaszcza w wiekach dawnych posługiwano się najczęściej konwencją w przedstawianiu np. postaci. Podobnie rzecz się ma, jeśli korzystamy ze źródeł pisanych.
Chociaż oczywiście, jeśli idzie np. o malarstwo, działali też tacy twórcy jak chociażby Jan Norblin, którego prace uważane są za obiektywnie oddające rzeczywistość, czy Walery Eljasz Radzikowski, który był specjalistą od ubiorów i malował na podstawie istniejących, dawniejszych wzorów lub postaci (ale tu znowu uwaga na słowo klucz: konwencja).
No, ale na czymś przecież musimy się oprzeć, a skoro wszyscy historycy z nich korzystają, to czemu i nie my. Ostrożnie i sceptycznie.

Doskonałym źródłem wiedzy są natomiast prace wykopaliskowe, o ile rzecz jasna uda się określić wiek i pochodzenie artefaktu.

W tej części opracowania chciałbym wykazać, że noże jako narzędzie osobiste nie stanowiły jakiegoś kuriozum, i że używanie ich oraz noszenie przez naszych przodków na co dzień nie było wyjątkiem, a raczej regułą. Chciałby też pokazać, w miarę możliwości, jak noże te wyglądały. 
W tekście dominuje grafika przedstawiająca postacie i ubiory, większość noży umieściłem w odrębnym rozdziale pt. "Galeria". Zamieszczenie ich wszystkich jako ilustrację tekstu sprawiłoby, że stałby się on nieczytelny.



Nóż bojowy i nóż z drewnianą rękojeścią. Witold Hensel "Najstarsze stolice Polski" 


Noże wśród Słowian zarówno w czasach przedchrześcijańskich, jak i późniejszych były w powszechnym użyciu, nosili je zarówno mężczyźni jak i kobiety, stanowiły narzędzie wszechstronnego zastosowania były też najstarszymi, znanymi nam sztućcami. Noże noszono przy paskach, w pochewkach, za paskami bądź sznurami, którymi przewiązywano odzież wierzchnią, co ciekawe, były to noże przeważnie mniejszych rozmiarów, znacznie rzadziej spotykano wśród Słowian tak popularne np. u Germanów czy Skandynawów wielkie noże bojowe.
Maria Dąbrowska w kwartalniku "Historia Kultury Materialnej", w rozdziale pod tytułem "Odzież" zrekonstruowała słowiański strój kobiecy: "...stanowiła lniana koszula, zapaska, narzutka, był kolorowy; na chłód tunika z wełny i płaszcze spinane guzikami "hetkami" z drewna, kości lub metalu, rękawice tkane ściegiem igielnym, jak znaleziona w Gdańsku; krajki, sznury, przy nich nóż, krzesiwo, może osełka."

Używano zarówno noży z głownią stałą, jak i prostych noży składanych bez żadnej blokady (również podobnych do kozików znanych nam z wieków późniejszych), które były bardzo rozpowszechnione na terenach północnej i południowej Słowiańszczyzny1. Narzędzia te wykonywano z materiałów, które były dostępne dla ich twórców czyli najczęściej z drewna (z oplotem lub bez), rzadziej z kości lub rogu, no i z żelaza oczywiście (czasami wykute z jednego kawałka metalu, bez okładzin), rękojeści zdobiono na wiele różnych sposobów, np.: ornamentem plecionym lub liniowym albo/i charakterystycznymi dla Słowian kółeczkami z umieszczoną pośrodku kropką (podobno był to symbol przedstawiający Słońce). Co ciekawe, noże pełniły u Słowian głównie rolę narzędzia, bardzo rzadko, zapewne tylko w razie konieczności będącego również bronią, chociaż nie zawsze tak było na co wskazuje ogólnosłowiańska etymologia słowa nóż, oznaczającego pierwotnie broń służącą do przebijania wroga lub zwierząt2.

Noże wraz z innymi przedmiotami składano też do grobów, jako dary grobowe. Był to pogański zwyczaj praktykowany wśród Słowian, który przetrwał aż do czasów średniowiecza, kiedy na terenie Polski wprowadzono już chrześcijaństwo. Noże złożone do grobu, poza funkcją narzędzia przydatnego zmarłemu w dalszej drodze pełniły też, w niektórych przypadkach, znaczącą rolę w odstraszaniu demonów.



Grób i wyposażenie grobu kobiecego. Sandomierz. XI-XII w.


W średniowieczu noszono najczęściej puginały oraz sztylety innego typu, kordy, noże osobiste, pełniące przy okazji rolę sztućca i różne noże chłopskie i bojowe3,4,5, używano również mniejszych noży składanych o nieskomplikowanej konstrukcji. To, jakie kto noże nosił i używał zależało oczywiście, podobnie jak w wiekach późniejszych, od stanu z jakiego pochodził użytkownik noża i, rzecz jasna, od zasobności mieszka, bo przecież i w obrębie jednego stanu ludzie nie byli jednakowo majętni.

Puginały średniowieczne były najbardziej rozpowszechnioną bronią w tej epoce6 i choć uważano je przede wszystkim za broń rycerską to nie brak dowodów, w tym ikonograficznych, wskazujących na to, iż broń ta była powszechna i bardzo popularna również i wśród innych grup społecznych (zwłaszcza wśród mieszczan), nosiły je czasami nawet kobiety i chłopi (rozróżniano puginały rycerskie i plebejskie). Potwierdzeniem powyższego może być chociażby ogłoszony w Krakowie w 1379 roku zakaz noszenia przez mieszczan noży w pochwach i puginałów ("Kodeks Behema"). Puginały stanowiły też jedną z podstawowych broni piechoty, która wywodziła się zazwyczaj z mieszczan i włościan. Noże tego typu noszono na różne sposoby, uzależnione to było od stanu, z którego pochodził właściciel puginału. Rycerstwo najczęściej troczyło puginał do pasa po prawej stronie, rzadziej po lewej, zdarzały się też przypadki mocowania tej broni z tyłu. Niższe stany nosiły puginały w pochwach przymocowanych do sznurów zawieszonych na ukos przez prawe lub lewe ramię. Patrycjat miejski nosił tą broń podobnie jak rycerstwo, przy pasie.



Mieszczanie XIV w. Walery Eljasz Radzikowski "Ubiory w Polsce"


Co ciekawe, broń ta (puginały i sztylety) w odróżnieniu od długiej broni białej nigdy nie była postrzegana jako broń szlachetna, między innymi ze względu na swoją pospolitość oraz przeznaczenie (poza bronią pełniły też rolę podręcznego narzędzia, często używali jej też skrytobójcy). Opisuje to między innymi Zygmunt Gloger w "Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej" objaśniając hasło "Daga":

"Daga - sztylet, puginał, szpada, znana już w średnich wiekach jako broń u nas cudzoziemska i uważana w Polsce za zdradziecką i rozbójniczą a nie rycerską i przez rycerzy polskich nie była używana. Zna też ją tylko prawo Chełmińskie, mówiąc: „Rana mieczem, puinałem, dagą albo inszą bronią, sposobną do zamordowania kogo sztychem, zadana"(...) Leonard z Urzędowa, opisując zburzenie Jerozolimy, wyraża się: „Zbójcy mieli krótkie dagi pod pancerzmi".

W opisie tym występuje pozorna sprzeczność, ponieważ Gloger podając puginał jako synonim słowa daga, wbrew źródłom ikonograficznymi i faktom historycznym pisze, że rycerze polscy nigdy tej broni nie używali. 



Płyta nagrobna Łukasza Górki (zm. 1475 r.). Katedra w Poznaniu


Poza puginałami i innymi sztyletami popularne były wówczas kordy oraz noże "bojowe", chłopskie (te ostatnie noszono zdecydowanie częściej ze względu na mniejsze niż kordy rozmiary, a tym samym na większą poręczność jeśli idzie o czynności nie związanie z wojną). W tym przypadku mamy do czynienia z bronią postrzeganą jako broń typowa plebejska (choć zdarzały się przypadki, jeśli idzie o kordy, że nosiło ją na co dzień również rycerstwo), noszoną nie tylko podczas wojen ale i w czasach pokoju. 
Jeśli idzie o rozróżnienie rodzajów to badacze przyjmują, że nożami bojowymi nazwać należy te o długości 15-40 cm, natomiast powyżej tej wielkości mówimy już o kordach7,8. Kordy były bronią jednosieczną o prostej lub niesymetrycznej głowni, najczęściej zaopatrzoną w jelec, rzadziej w paluch (typ zachodnioeuropejski). Noże chłopskie, być może i zapewne tożsame z opisywanymi wyżej nożami bojowymi niższych stanów najczęściej były jednosieczne, o prostej konstrukcji z okładzinami nitowanymi do trzpienia, zazwyczaj bez jelców, czasem z podgiętym wąsem osłaniającym dłoń.

Noże osobiste (nazwę cytuję za Przemysławem Michalikiem) zasadniczo nie były bronią, były to raczej podręczne narzędzia noszone zazwyczaj w pochewkach troczonych do pasa9, podobnie rzecz wygląda jeśli chodzi o różnego rodzaju noże składane, które z kolei najczęściej noszono w sakwach lub przywiązane do pasa za pomocą rzemieni. Zdecydowanie jednak na rycinach z epoki dominują postacie z nożami z głownią stałą, jeśli już w ogóle jakieś noże posiadają.
Za noże osobiste przyjmuje się narzędzia mające poniżej 15 cm długości. Często były to noże bogato zdobione, oczywiście wszystko zależało od zasobności sakiewki właściciela.
Oczywiście oprócz noży wymienionych wyżej używano również wielu innych typów tych narzędzi, były to noże kuchenne, noże stołowe oraz różnego rodzaju noże specjalistyczne (np. rzeźnicze, szewskie, etc.).



Nóż z Gdańska. XVI w.


Noże wytwarzane na terenach średniowiecznej Polski nie różniły się zasadniczo wzornictwem i kształtem od noży wykonywanych w sąsiednich krajach. Zarówno noże osobiste, podręczne narzędzia noszone w pochewkach troczonych do pasków, jak i sztylety, noże składane, puginały, noże bojowe, kordy były podobne do swoich europejskich odpowiedników. Z pewnością zdarzało się, że powstawały jakieś wyjątkowe egzemplarze, jednak wynikało to raczej z osobistych upodobań nożownika (czasem kupującego) niż z regionalnego, charakterystycznego wzornictwa trwającego przez wieki, takiego, które moglibyśmy nazwać tradycyjnym. Jeśli zaś idzie o materiały, z których broń tą lub narzędzia wykonywano oraz bogactwo zdobień, to decydujący wpływ na ostateczny wygląd noża miała zamożność zleceniodawcy. Oprócz żelaza, rzecz jasna, używano drewna, kości, rogów, poroża, metali i kamieni szlachetnych, etc.

Wydaje się jednak, że w średniowieczu dominowały narzędzia i broń wytwarzana przez miejscowych rzemieślników, na co wskazywać mogłyby ograniczenia nakładane na towary zagraniczne przez miasta polskie, np. w XV wieku zamknięto w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie rynki zbytu dla nożowników norymberskich. Regulacje prawne ograniczające dostęp do noży pochodzenia zagranicznego (choć nie tylko, dotyczyły one w ogóle noży pozamiejscowych) wprowadzano odgórnie, na prośbę rzemieślników zrzeszonych w cechach, nie oznacza to jednak, że noży takich nie sprzedawano w ogóle - można je było kupić na targach i jarmarkach, w czasie których do miast przybywali nożownicy zamiejscowi i oferowali swoje towary (więcej na ten temat w rozdziale poświęconych nożownikom).



Chłop. Jan z Koszyczek "Rozmowy, które miał Salomon z Marchołtem" 1521 r.


W czasach wczesnonowożytnych nadal bardzo popularnymi nożami były puginały i kordy. Rzecz jasna na co dzień noszono noże mniej rzucające się w oczy i poręczniejsze, można zatem założyć, że znacznie popularniejsze niż duże kordy o zastosowaniu wybitnie bojowym, czy wielkie noże nazywane bojowymi były różnego rodzaju mniejsze noże w pochewkach, troczone do pasa. Znane były też oczywiście noże składane, na co potwierdzeniem są chociażby wyniki badań archeologicznych przeprowadzonych w 2012 roku przez dr Małgorzatę Karczewską, w centrum Białegostoku odkryto wtedy studnię datowaną na XV/XVI wiek, z której wydobyto między innymi mały nóż składany (choć w tym przypadku rozpiętość datowania jest ogromna, od XV/XVI do XIX w.).

Wraz z upływem czasu, zwłaszcza wśród szlachty, dała o sobie znać moda na produkty orientalnego pochodzenia, moda ta nie ominęła również i noży. Przynajmniej od XVI wieku szlachta polska chętnie zaczęła używać noży wzorowanych na perskich kardach czy nożach tureckich, z początku sprowadzanych z zagranicy lub zdobywanych w trakcie licznych wojen z Imperium Osmańskim, a później wytwarzanych zapewne także przez miejscowych rzemieślników, o czym świadczyć może informacja pochodząca od Franciszka Siarczyńskiego: "Nożownicy, szabelnicy i miecznicy nietylko wyrabiali noże, do pospolitego użycia krawacze, kosy ręczne, szable, miecze, koncerze i.t.d. ale i kandziary, które przy boku zturecka za pas zakładano".
Noże wschodniego typu apogeum swej popularności osiągnęły w XVII wieku, nierzadko będąc niezwykle bogato zdobionymi działami sztuki użytkowej, noszono je najczęściej właśnie za pasem, o czym przeczytać możemy chociażby u wspomnianego już wcześniej Siarczyńskiego, tym razem w opisie szlacheckiego
 stroju męskiego z czasów Zygmunta III Wazy: "Do stroju prócz szabli przy boku, nosili niektórzy kandziar czyli nóż turecki za pasem pospolicie drogiej oprawy".



Nóż składany bez blokady i sprężyny wydobyty ze studni w Białymstoku. Porównajcie go z nożami wydobytymi z wrocławskiej fosy.


Przy okazji poszukiwania informacji o handlu polsko-osmańskim natrafiłem na bardzo ciekawą wzmiankę dotyczącą polskiego nożownictwa. Otóż okazuje się, że jednym z najbardziej pożądanych przez Osmanów polskich towarów były przedmioty metalowe, a przede wszystkim noże wywożone na Wschód w tysiącach sztuk.10 Jak widać więc kraj nasz musiał być całkiem prężnym ośrodkiem nożownictwa jeśli polscy rzemieślnicy byli w stanie nie tylko zaspokoić potrzeby wewnętrzne kraju (co nie zawsze się udawało, patrz: "Nożownicy"), ale i eksportować swoje wyroby, choć oczywiście nie jestem w stanie na tą chwilę określić, jaką część tych eksportowanych noży stanowiła krajowa produkcja, a ile z nich zostało zakupionych u zagranicznych nożowników będąc wyłącznie towarem, którym za pośrednictwem kupców przez nasz kraj przechodził (takie praktyki wydają się być oczywiste). Z drugiej strony zapiski z dawnych przygranicznych komór celnych wskazują na to, że były to w większość noże pochodzenia krajowego, ponadto o eksporcie w dużych ilościach, np. noży krakowskich na Węgry i Wschód wspomina chociażby Ignacy Baranowski, w książce pt. "Polski przemysł w XVI wieku".

Poza "nożami tureckimi" używano w tej epoce również kordów i kordelasów, Zygmunt Gloger w swej "Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej" wyjaśnia czym była ta broń: 

"Kord, z turec. i persk. kard, miecz prosty krótki, po litewsku kardas. Polacy nie używali sztyletów, uważając je za broń podłą, skrytobójczą, hańbiącą rycerza, ale przejęli ze wschodu kordy, t.j. noże o tyle długie, że nie mogły być noszone skrycie, ale jawnie u boku, jako miecze. Kord myśliwski zwał się kordelasem, ale nie od tego, jak śmiesznie przypuszcza Linde, że był „kordem do lasa,” lecz że Włosi nazywali mały kord cortello, cortelas i mieli fabryki, z których pod nazwą „weneckich” przywożono różne bronie do Polski, a tem samem nieraz i włoskie ich nazwy.
Mączyński w słowniku z r. 1564 powiada, że „kord, jezdecki miecz.” Rysiński w zbiorze z r. 1619 przytacza przysłowia: 1) Kord broń, szabla strój. 2) Kord do boju, szabla do stroju. 3) Nie do korda, panie Horda. Tak mawiali starzy Polacy, drwiąc sobie z nieumiejętnych rębaczów, Hordą bowiem nazywano Tatarów, którzy we władaniu ręczną bronią nie dorównywali nigdy szlachcie polskiej.

O przysłowiu: „Z kordem a boso,” błędnie sądził Wójcicki, że powstało ono w czasie wyprawy wiedeńskiej, z której rycerstwo polskie powracało w zniszczonem obuwiu. Jan III w listach swoich zastosował tylko to przysłowie, ale nie był jego twórcą, boć naród listów króla wówczas nie czytał. Przysłowie poszło stąd, że gdy ogromna część stanu rycerskiego w Polsce składała się z zagonowej szlachty, można było widzieć nieraz zagrodowców, zwłaszcza na Mazowszu i Podlasiu, idących boso lub w łyczakach a z kordem u boku. Wszak i dzisiaj po kilkuset latach potomkowie ich, idąc pieszo do kościoła, przez oszczędność zdejmują buty i niosą w ręku razem z parasolem".



Chłopi XV w. Jan Matejko "Ubiory w Polsce 1200-1795"


Z powyższego cytatu wynika również to, że noże sprowadzano nie tylko ze Wschodu, ale i z innych części Europy, w tym przypadku z Włoch, choć były to oczywiście noże zupełnie innego typu niż "noże tureckie" - tutaj mowa jest konkretnie o kordach myśliwskich czyli kordelasach. Wydawać by się to mogło zaskakujące w kontekście informacji, które uzyskałem (i przytoczyłem wcześniej) chociażby z opracowania Lecha Marka pt. "Wratislavia antiqua...", w którym mowa jest wprawdzie o puginałach, ale w którym jasno zaznaczono, że w celu ochrony własnych producentów ograniczano dostęp do rynku dla twórców zagranicznych, i to już od średniowiecza; zresztą podobne zakazy dotyczyły też innych typów noży, o czym możecie przeczytać w dziale "Nożownicy".
Warto jednak pamiętać o tym, że dopuszczano sprzedaż noży zagranicznego pochodzenia na przykład podczas jarmarków czy targów miejskich, no i wreszcie rzecz najważniejsza, że wraz ze wzrostem znaczenia kupiectwa i kłopotami rzemieślników, ograniczenia narzucane przez miejscowe cechy (na mocy uzyskanych praw) traciły, wraz z możliwością ich egzekwowania swą moc - w zasadzie stało się tak już w drugiej połowie XVII wieku.
Należy też mieć na uwadze to, że jak to zwykle bywa, prawo swoje, a ludzie swoje, wizja zysku bywa silniejsza niż strach przed karą. O tym, że zakazy wszelakie obchodzono i je lekceważono świadczy chociażby konieczność przypominania o ich istnieniu, akty odnawiania przywilejów, skargi rzemieślników i wreszcie sprawy sądowe przez cechy rzemieślnicze wytaczane.

Ciekawe z naszego punktu widzenia i współczesnego nazewnictwa jest to, że Gloger wskazuje wyraźnie na turecką proweniencję słowa kord (choć broń ta przywędrowała do nas z Europy zachodniej), określając przy tym jednoznacznie, że jest to miecz prosty, co w sumie przeczyłoby ustaleniom bronioznawców, którzy wywodzą ten rodzaj broni raczej od jednosiecznego noża niż od dwusiecznego miecza, poza tym kordy miewały również głownię zakrzywioną.
Na pozór kolejną zagadką mógłby być zapis mówiący o tym, że Polacy (w znaczeniu polska szlachta) przejęli na wyposażenie pochodzące ze wschodu kordy, podczas gdy, jak pamiętamy, kordy były uważane raczej za broń plebejską (choć nieobcą również i rycerstwu). Rozwiązanie jest jednak proste jak się wydaje. Kluczowym jest określenie "ze wschodu", oznacza to, że Gloger nie miał na myśli kordów używanych jako broń w średniowieczu tylko długich noży wschodniej proweniencji, na które przeniósł lub w stosunku do których używał nazwy, dla sobie współczesnych oczywistą, a znaną nam dziś jako określenie średniowiecznej broni. 

Z drugiej strony część cytatu, w której autor wyjaśnia znaczenie przysłowia "Z kordem, a boso", teoretycznie wszystko wskazuje na to, że chodzi o broń, którą znamy już od średniowiecza, logiczniej bowiem jest przyjąć, że biedna szlachta używała broni odziedziczonej po przodkach niż, że szła w bój wyłącznie z tureckimi nożami u boku.
Można chyba jednak przyjąć, że autor "Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej" objaśnia przysłowia pochodzące z wieków wcześniejszych i zestawia je z własnym opisem kordów, co sugeruje, ze chodzi o tą samą broń, pamiętajmy jednak o tym, że Gloger żył na przełomie XIX/XX wieku, a pisał w tym przypadku o czasach znacznie wcześniejszych. Oznaczałoby to, że określenia kordy i "kordy tureckie" nie są tu synonimami, potwierdza to też porównanie przez autora kordów tureckich do kardów perskich...
Rozwiązanie tej zagadki nie jest jednak aż tak trudne, jakby się wydawało i nie trzeba tu odkrywać Ameryki na nowo; już Tadeusz Królikiewicz w swojej "Historii broni siecznej", powołując się na Władysława Dziewanowskiego wyjaśnia, że kordami nazywano w wiekach późniejszych po prostu ogółem, różną bojową broń sieczną.   



Średniowiecze. Walery Eljasz Radzikowski "Stańczyk spisujący lekarzy" Muzeum Narodowe w Krakowie


Osobną grupą noży używaną przez szlachtę (choć oczywiście nie tylko przez nią) były mniejsze rozmiarem od wymienionych wyżej noże "osobiste", pomocne zwłaszcza podczas spożywania posiłków. Noże tego typu noszono za pasem lub przytroczone do niego, czasami również wraz z łyżką wkładano je za cholewę buta, zdarzało się też, ze zwłaszcza podczas dłuższych podróży przenoszono noże w specjalnych pochewkach nazywanych nożenkami (ale to już raczej noże typowo stołowe). Ponieważ jeszcze na przełomie XVI/XVII wieku nie było w zwyczaju podawanie sztućców do stołu, każdy gość musiał zadbać o siebie sam, dlatego też własne sztućce były w powszechnym użyciu i nie wyobrażano sobie podróży bez takiego wyposażenia, co potwierdzić mogę cytatem: "...kiedy w obozie, na uczcie u pana brata, w wyprawach dalekich, szlachcic zawsze nóż i łyżkę wozić z sobą musiał.11
Pamiętając o tym, ze widelce stołowe upowszechniły się w Polsce dopiero w XVII wieku12, za podstawowe wyposażenie uważać należy właśnie nóż i łyżkę, do których to sztućców przywiązywano wielką wagę nierzadko grawerując je ulubionymi cytatami lub też nanosząc na nich monogramy. Przedmioty te bywały też, w zależności od statusu i zamożności właściciela, niezwykle kunsztownie wykonane i bogato zdobione.

Interesująco o konieczności noszenia noży i zwyczajach związanych ze spożywaniem posiłku pisał Jędrzej Kitowicz:

"Nożów i widelców u wielu panów nie dawano po końcach stołu, trwał albowiem długo od początku panowania Augusta III zwyczaj, iż dworzanie i towarzystwo, a nawet wielu z szlachty domatorów nosili za pasem nóż, jedni z widelcami, drudzy bez widelców, inni zaś prócz noża za pasem z widelcami miewali uwiązaną u pasa srebrną, rogową lub drewnianą - z cisu, bukszpanu lub trzmielu wyrobioną - łyżkę w pokrowcu skórzanym, u niektórych srebrem haftowanym; przeto polo taka moda trwała, miano za dosyć pośrodek stołu opatrzyć łyżkami, nożami i widelcami, wiedząc, że ci, którzy zasiędą końce stołu, będą mieli swoje noże i łyżki na pańską pieczenią, barszcz i inne kawały. Jeżeli zaś który nie zastał u stołu łyżki gospodarskiej i swojej nie miał, pożyczał jeden u drugiego, skoro ten, rzadkie zjadłszy, do gęstego się zabrał, albo zrobił sobie łyżkę z skórki chlebowej, zatknąwszy ją na nóż, co nie było poczytane za żadne prostactwo w wieku wykwintnością francuską nie bardzo jeszcze zarażonym czyli też nie wypolerowanym".13



Aleksander Jan Jabłonowski 1740 r. Mal. Antoni Józef Misiowski


Jak wyglądały noże "osobiste"? Cóż, nie odbiegały wyglądem od noży tego typu używanych w krajach ościennych. Przemysław Michalik opisując znaleziska z zamku w Pucku zamieszcza przy okazji zdjęcia tych artefaktów, na ich podstawie śmiało można wysunąć tezę, że były to noże wykonywane w sposób i według wzorców nie odbiegających zbytnio od wzorów noży znanych z europejskich źródeł ikonograficznych. Oczywiście jeślibyśmy chcieli, to doszukamy się niekiedy różnic w zdobnictwie, a z pewnością również, biorąc pod uwagę noże wytwarzane w tamtym okresie na terenie całego kraju, znaleźlibyśmy egzemplarze w jakiś sposób się wyróżniające, jednak ciężko byłoby na tej podstawie obronić założenie, że są to noże wyjątkowe na tyle, że mogą stanowić część naszej odrębnej, niepowtarzalnej tradycji nożowniczej. Oczywiście pisząc te słowa zdaję sobie sprawę z tego, że informacje, które uzyskałem podczas zbierania materiałów do tego opracowania to zaledwie wierzchołek "góry lodowej wiadomości" i że być może okaże się kiedyś, że się po prostu myliłem, czego sobie zresztą bardzo życzę.

Ogólnie rzecz biorąc noże stanowiły część wyposażenia polskiego szlachcica, czy to jako broń czy też w postaci osobistego narzędzia. Potwierdzenie tego faktu można znaleźć zaznajamiając się nie tylko z relacjami polskich dziejopisów, pamiętnikarzy, etc. z epoki, ale i w sprawozdaniach i wspominkach zagranicznych autorów odwiedzających nasz kraj. Wśród polskich autorów wspomina o tym wielokrotnie Jędrzej Kitowicz np. opisując wygląd szlachty z XVI/XVII wieku:

"...Takie paski dla trwałości niektórzy podszywali spodem irchą białą, niektórzy, kochający przepych i zbytek, niczym nie podszywali. Kiedy w modzie było nosić nóż za pasem, starali się majętniejsi mieć u niego rękowieść z jakiego kamienia przedniego albo też z kości lub rogu, srebrem albo złotem nabijanej. Pochwa nożowa, pospolicie z skóry czarnej capowej zrobiona, ozdobiona była skuwkami srebrnymi, białymi albo pozłacanymi, zszyta misternie nicią srebrną albo złotą. I żeby się nóż nie wymknął zza pasa, była przy nim taśma na antabce odpowiadającej skuwkom, jedwabna, w kolorze albo srebrna, albo złota, i ta się kilka razy około pasa okręcała".14; jak też i na przykład Józef Ignacy Kraszewski pisząc: "...W XVI wieku szlachcic nie stąpił bez szabli, prócz tego miewiał jeszcze przy sobie srebrną czareczkę do gorzałki, zarękawki zimą, nóż..."15 

Nóż, "zawieszony na złotym łańcuszku" wymieniony jest też w opisie stroju podróżnego Michała Krzysztofa Radziwiłła podczas jego wyprawy do Jerozolimy i Egiptu pod koniec XVI wieku.



Hajduk i góral. Fragment kołtryny (rodzaj tapety) z XVII wieku.


Wśród autorów zagranicznych warto wspomnieć Bonifacego Vanozziego, sekretarza legata papieskiego Gaetano, który podczas poselstwa w 1596 roku do Jana Zamojskiego, opisując wygląd magnata zauważał, że nosi on zawsze przy boku szablę i kandziar za pasem. Niezwykle cenne jest także świadectwo Bernarda O'Connora, lekarza Jana III Sobieskiego, który po kilkumiesięcznym pobycie w Polsce napisał wnikliwą, uważaną za jedną z najlepszych siedemnastowiecznych relacji z naszego kraju. O'Connor zaznaczał, że nieodłącznym elementem stroju szlacheckiego jest obuszek, szabla "...której nigdy nie odkładają, chyba, że idą spać", chusta, nóż (zawieszony w pochewce przy rapciach) oraz "...kamień w srebro oprawny" służący do ostrzenia noża.16 Ta sama relacja we współczesnym tłumaczeniu W. Dużej, T. Falkowskiego, P. Hanczewskiego i K. Pękalckiej-Falkowskiej brzmi: "Szabla ta wisi na skórzanym pasku, do którego przyczepiona jest także chusteczka, nóż i pochwa, a także mały kamień oprawiony w srebro i służący do ostrzenia noża".17

Wymóg (tak chyba śmiało można to nazwać) noszenia przy sobie noża wynikał też ze zwyczajów związanych ze spożywaniem posiłków, o czym wspominałem już wcześniej. A jeśli już jesteśmy przy ucztowaniu to warto przytoczyć relację Bernarda O'Connora, który wyjaśniał, dlaczego postępowano tak, a nie inaczej. W każdym razie z pewnością była to jedna z przyczyn dla których nóż należało przy sobie nosić: "Kiedy Polacy wyprawiają ucztę, nigdy nie podają do stołu łyżek, noży ani widelców - muszę je przynieść sami goście lub ich służący. (...) Gdy tylko goście zasiądą do stołu, zamyka się drzwi wejściowe i nie otwiera ich dopóty, dopóki całe towarzystwo się nie podniesie, a zastawa nie zostanie zamknięta i zabezpieczona. Dzieje się tak, gdyż służący zazwyczaj mają lepkie ręce i niezawodnie ukradliby część zastawy. Z tej również przyczyny na stół nie kładzie się łyżek, noży ani widelców".18

Noże, podobnie jak w wiekach wcześniejszych nosili też oczywiście mieszczanie i z pewnością również chłopi, jednak nie udało mi się trafić w dostępnych mi materiałach źródłowych na konkretne wskazania typów i rodzajów, które przypisywane były wyłącznie tym stanom, zapewne były to tzw. noże osobiste lub składane. Chociaż jakąś wskazówkę na to, jakich noży wtedy używano mogą stanowić artefakty znalezione we wrocławskiej fosie oraz nóż chłopa lubelskiego z rysunku Jana Norblina. Przypuszcza się również, że w XVII wieku na terenie polskich Karpat pojawiają się wraz z Wołochami noże, z których wyewoluował później znany nam i dzisiaj nóż "zbójnicki", który opiszę szerzej w następnym rozdziale.
Pośrednio o tym, że włościanie noże nosili, a przynajmniej, że nosiły je chłopki litewskie dowiedzieć się możemy z siedemnastowiecznej relacji, w której napisano: "Młode dziewki są wstrzemięźliwe do tego stopnia, iż dobędą noża jeśli jakiś mężczyzna zechce je pocałować",19 oraz z relacji o znalezieniu w brzuchu złowionej w Sanie wielkiej brzany całego szkieletu człowieka wraz z należącym do niego nożem i pochwą, opowiedzianej Bernardowi O'Connorowi przez nieznaną nam osobę.20 Relacja ta jest z pewnością mocno przesadzona, ale założyć możemy, że nóż z pochwą będący własnością połkniętego nie był czymś równie irracjonalnym, jak ta ogromna ryba. Standardowe wyposażenie miało zapewne uwiarygodnić opowiadanie.



Fragment barokowego obrazu pt. "Taniec śmierci". Kościół Św. Bernardyna w Krakowie


Wskazówkę stanowić mogą miejskie wykopaliska archeologiczne, jednak datowanie znajdowanych w nich artefaktów jest trudne, ponieważ gromadziły się one w badanych miejscach nierzadko przez wieki, dlatego też wiek narzędzia podawać możemy wyłącznie w przybliżeniu. I to sporym. Szaleństwem więc byłoby twierdzić, że mieszczanie (czy którykolwiek stan) używali dokładnie takich, a nie innych noży w danych latach, czy nawet w danym wieku. Potwierdzeniem na to są chociażby wykopaliska obejmujące wrocławską fosę miejską, w której znaleziono wiele noży, ale z racji tego, że fosa istniała w tym miejscu od wieków, zgromadzone w niej przedmioty pochodzą z różnych okresów historycznych, dlatego też można określić w zasadzie wyłącznie to, że znalezione w niej noże pochodzą od czasu powstania do zasypania fosy, czyli od drugiej połowy XIII wieku, do drugiej połowy wieku XIX.

Ogólnie w fosie wrocławskiej znaleziono 125 noży różnego typu, w tym również noże składane, zdecydowana większość z nich miała silnie skorodowane głownie, lub nie miała ich w ogóle. W mniejszości były noże, których głownie osadzano w rękojeści za pomocą wciskania trzpienia (niepełny trzpień), większość to noże posiadające okładziny przymocowane za pomocą nitów, jeden z nich był wykonany w całości z metalu. Rękojeści wykonano z głównie z kości i rogu, rzadziej z drewna, jeden z noży miał okładziny wykonane z masy perłowej. Poza dwoma egzemplarzami wszystkie miały proste rękojeści, dwa z nich miały grzbiety łukowato wygięte, badacze klasyfikują je do grupy noży służących do obróbki drewna. Mniejsze noże były bardzo starannie wykonane i cechowały się bogatym zdobnictwem, archeologowie uważają, że były to noże podręczne, przeznaczone do noszenia na co dzień.
O znalezionych scyzorykach napisano tylko tyle, że ich głownie mocowane były na nicie, który przechodził przez dwie blaszki (linersy), do których przytwierdzono metalowe, kunsztownie zdobione okładziny. Elementem zdobniczym były wzory geometryczne, poprzeczne nacięcia lub motywy roślinne. Badacze nie podjęli się datowania tych noży, uważają jedynie, że z pewnością nie pochodzą z późnego średniowiecza.21



Oskarżony włościanin. Figura 12. Walery Eljasz Radzikowski "Ubiory w Polsce"


Oczywiście o ile jeszcze w wieku XIV kiedy to trwały ciągłe walki głównie pomiędzy Czechami, a Polską o przynależność dzielnicy (chociażby i dyplomatyczne), Wrocław i inne śląskie miasta można uznać za "polskie", to już w wiekach następujących określenie to byłyby niewłaściwe. 
Zresztą dzisiejsze określenia (we współczesnym rozumieniu): miasto polskie, czeskie czy niemieckie jest trochę absurdalne, jeśli stosujemy je do miast leżących na terenie Polski w dawnych wiekach i może być wyłącznie umowne. Bo cóż to znaczy? Począwszy od XIII wieku, kiedy to rozpoczął się proces lokowania miast na nowych prawach, zaczyna się napływ obcokrajowców, zwłaszcza Niemców. Był to proces normalny i naturalny, władcom zależało na rozwoju miast, a to jaka narodowość do nich napływała miało mniejsze znaczenie, istotne było to, żeby byli to ludzie prężni, dobrzy rzemieślnicy, etc., etc., czyli ogólnie osadnicy wartościowi. Polskie miasta przez większość historii naszego kraju nie były jednolicie etniczne, mieszkali w nich Polacy, Niemcy, Żydzi, Czesi, Rusini, Litwini, Szkoci, Holendrzy, etc., etc. w różnym stopniu dominując narodowościowo. Można by przekornie zapytać, czy np. Lubartów w 1939 roku to było miasto polskie, czy nie? I dlaczego polskie skoro ponad 50% mieszkańców to byli Żydzi (choć to raczej wyłącznie pytanie dla tych, którzy mają dość specyficzny sposób postrzegania przynależności narodowej, wszak Żydzi ci byli również Polakami). Jeśli więc piszemy o mieście polskim, to w dawnych wiekach oznaczało to raczej, że miasto leży w granicach Polski, a nie, że zasiedlają je w większości rdzenni Polacy.

Temat jest bardzo obszerny i nie będę go rozwijał, ponieważ nie jest to główny cel tego opracowania, warto jednak pamiętać, że wraz z lokacją miast napłynęła do nas rzesza rzemieślników z zagranicy, w tym również oczywiście i nożowników. Jako ciekawostkę można podać fakt, że znaczna część fachowego nazewnictwa, w różnych zawodach, pochodzi z języka niemieckiego. Pytanie zatem, czy należy z powodów narodowościowych (postrzeganych z dzisiejszej perspektywy) wykluczyć ich prace z historii polskiego nożownictwa? Uważam, że to byłby absurd.



Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Christoph Weigel Ilustracja pochodzi z bloga "Projekt Chłop"


Wracając jeszcze na chwilę do Wrocławia. W XIV wieku miasto przeszło pod panowanie królów czeskich i w zasadzie wypadło z orbity wpływów polskich, co nie oznacza rzecz jasna, że urwały się nagle wszelkie kontakty między Wrocławiem, a Królestwem Polskim. Nadal też na terenie Śląska mieszkała przecież ludność polska. Z czasem dawni polscy mieszkańcy miasta w znakomitej większości zniemczyli się (najczęściej), a dawna i nowsza niemiecka (głównie) ludność, pierwotnie napływowa, zaczęła zdecydowanie dominować w ogólnej strukturze ludnościowej miasta. Wprawdzie był to proces długotrwały, ale nazywanie Wrocławia miastem polskim w wiekach późniejszych byłoby bardzo dyskusyjne (ze względu przynależność polityczną i późniejszy skład narodowościowy) i to pomimo tego, że Śląsk nadal stanowił nominalnie część Korony Królestwa Polskiego. 

Dlaczego więc podaję jako przykład wykopaliska z wrocławskiej fosy, datowane zresztą szeroko na XIII-XIX w.? Otóż dlatego, że jak już wspomniałem wcześniej, najpopularniejsze rodzaje noży wytwarzane na terenie sąsiednich krajów europejskich nie różniły się zbytnio od siebie przez większość wspomnianego okresu, (podobne kształtem noże odnajdywano na terenie Polski, patrz zdjęcia obrazujące tekst). Uważam więc, że znaleziska z fosy wrocławskiej można uznać za dowód tego, że mieszczanie podręcznych, osobistych noży używali oraz stanowić materiał poglądowy pozwalający stwierdzić, jak te narzędzia wyglądały. A ze względu na historię Wrocławia, późniejszą bliskość granicy z Polską, powiązania narodowościowe, kulturowe i handlowe przenieść te spostrzeżenia na mieszczan zamieszkujących miasta polskie.

Noże różnego typu jeśli idzie o kształt i sposób wykonania zasadniczo nie zmieniały się przez setki lat, to co sprawdzało się kiedyś, sprawdzało się i później. Oczywiście należy pamiętać o rozwoju technologicznym mającym bez wątpienia wpływ na to, w jaki sposób noże wytwarzano i zdobiono, nowe, zdobywające popularność wzory, nowinki techniczne, ale popularne i podstawowe kształty trwały przez wieki. Wyjątek stanowią kraje o silnej, odrębnej tradycji nożowniczej, np. Hiszpania czy Włochy, gdzie poza nożami, które można spotkać było w całej Europie powstały wyjątkowe, niepowtarzalne i charakterystyczne formy. W Polsce jednak zdecydowanie przeważały, również w epoce nowożytnej (a i w czasach współczesnych) noże będące odwzorowaniem ogólnoeuropejskiego nurtu.



XIII-XIX w. "Zabytki metalowe z fosy miejskiej we Wrocławiu"



Szukając śladów noży używanych w naszym kraju w czasach nowożytnych i u progu czasów współczesnych zauważyłem pewną ciekawostkę. Jeśli w przypadku opisów ubiorów i obyczajów szlachty o nożach się jeszcze, od czasu do czasu wspomina, zwłaszcza podczas opisywania zwyczajów stołowych, to jeśli idzie o mieszczan i chłopstwo, z czasem, zwłaszcza w źródłach ikonograficznych (a przynajmniej w późniejszych wyobrażeniach tego, jak ubierano się w wiekach dawnych) można dostrzec, jak noże znikają z widoku. Stanowią rzadkość jako wyróżniający się element stroju, rzadziej wspomina się o nich przy opisywaniu ubioru, znikają. Czy świadczy to o tym, że nagle, np. w wieku XVIII przestano nosić noże na co dzień? Przestano ich na co dzień używać? 

Można śmiało założyć, że nie, ale z pewnością w małym stopniu przywiązywano do nich wagę, to jednak było głównie narzędzie codziennego użytku. Warto też pamiętać, że zmieniała się moda, zmieniały się też noszone noże. W wieku XVII, a zwłaszcza w XVIII mało kto na co dzień nosił przy pasie puginały, rzadko też kordy zaczęły więc zapewne dominować noże mniejsze, koziki, scyzoryki, które u mieszczan znikały w kaletkach, sakiewkach, a później w kieszeniach; u chłopstwa podobnie z tą różnicą, że tu jeszcze zauważyć się da nożyki zwisające na sznurkach czy rzemykach przymocowanych do pasów (lub sznurów, którymi się przepasywano). Noże różnego typu pojawiają się na widoku w większej ilości dopiero przy okazji kolejnych powstań narodowych, ale to była zupełnie inna sytuacja niż czas pokoju. Następny wiek i wzmożona praca etnografów pokazują, że noże jednak nie do końca zniknęły, ale o tym przeczytacie w następnym rozdziale.

No i jest jeszcze jedna rzecz, bodajże najważniejsza. To, że mnie nie udało się odszukać większej ilości ilustracji, rycin, etc., na których widać byłoby mieszkańców Rzeczypospolitej z nożami przy boku nie oznacza, że takie obrazy nie istnieją, to tylko dowód na to, że moje poszukiwania są, mimo wszystko, bardzo powierzchowne.



"Ein polnish armiter Edelman" Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Christoph Weigel


Wracają jeszcze na chwilę do nieobecności noży w źródłach ikonograficznych. Bardzo ciekawe w tym kontekście są odkrycia dokonane podczas prac archeologicznych na wrocławskim cmentarzu Salwatora. Otóż znaleziono tam bardzo dużą ilość przedmiotów stanowiących wyposażenie grobów, głównie kobiecych, pośród tych przedmiotów była również spora ilość noży. Nekropolia ta była cmentarzem protestanckim, przeznaczonym dla uboższej części społeczeństwa, założono go w 1541 roku, czyli w czasie gdy Wrocław pozostawał poza orbitą wpływów polskich, a znalezione na nim artefakty datowane są na XVI-XVIII wiek, mało prawdopodobne jest więc to, że pochowano na nim mieszczan polskiego pochodzenia. Nie chodzi mi jednak o to, żeby udowodnić, że tak było, ale o rzecz inną, dotyczącą bezpośrednio tematu moich poszukiwań. 

Ogólnie na cmentarzu odkryto 66 noży w miejscach pochówku plus kolejnych pięć leżących poza obrysami grobów, noży określonych przez autora tekstu Jakuba Sawickiego (za Przemysławem Michalikiem) jako noże osobiste, kuchenne, lub łączące obie te funkcje. W niektórych miejscach pochówku znaleziono po dwa lub nawet trzy noże, część z nich umieszczona była we wspólnej pochwie.22

Miałem przyjemność porozmawiać z doktorem Jakubem Sawickim i wysłuchać opinii specjalisty. Pan Sawicki wytłumaczył mi, że obecność noży w grobach kobiecych (noże te były podwieszone do pasów, najczęściej obok kluczy) miała znaczenie symboliczne, krewni zmarłej chcieli w ten sposób przekazać, że pochowano w tym miejscu dobrą gospodynię. 
Pamiętamy jednak cały czas o tym, że był to cmentarz protestancki, tak więc symbolika ta była symboliką protestancką, jednak... Fakt ten może być argumentem na poparcie tezy, że noże stanowiły podręczne wyposażenie mieszczan, w tym przypadku mieszczanek wrocławskich, bo skoro obecność noży i kluczy miała znaczenie symboliczne, to skądś się ta symbolika wzięła, prawda? Jaki to ma związek z Polską? Bliskość Wrocławia, podobieństwo w typach noży używanych w tamtym okresie na terenie Dolnego Śląska i Polski, może znamionować również to, że zarówno w Polsce, jak i na Śląsku panowały podobne zwyczaje mieszczańskie, przynajmniej jeśli idzie o pospolite narzędzia, tym bardziej, że i w Polsce klucze zawieszone u pasa kobiety oznaczały, że mamy do czynienia z panią domu. To, że polskie gospodynie również używały noży jest oczywiste, wielce prawdopodobne jest więc również to, że stanowiły ich podręczne wyposażenie, na wzór gospodyń śląskich. Zresztą, jeśli idzie chociażby o Małopolskę, to potwierdzenie tego faktu znaleźć możemy w źródłach pisanych, Oskar Kolberg opisując ubiór kobiet z okolic Krakowa wspomina właśnie o kozikach i kluczach zawieszonych przy ich pasach. (Patrz rozdział: "Element stroju i wyposażenia").



XIII-XIX w. "Zabytki metalowe z fosy miejskiej we Wrocławiu"



Noże na terenie naszego kraju wykopywane są powszechnie, w różnych stanowiskach archeologicznych i pochodzą z różnych okresów historycznych, ale niestety zazwyczaj traktowane są po macoszemu. Wspomina się o nich wyłącznie przy okazji opisywania znalezisk ze stanowiska, a w zasadzie jedyną odrębną poświęconą im pozycją jest książka Przemysława Michalika o nożach z zamku w Pucku. Wielka szkoda, tym większa, że niektóre z tych noży to, sądząc po opisach prawdziwe dzieła sztuki, bogato zdobione i wykonane z wielką dbałością o detale. Największą dla mnie ciekawostką są noże składane, których używano na terenie naszego kraju "od zawsze", jedne proste w formie i bez zdobień, inne zachwycałyby nawet i dziś. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś któryś z badaczy okaże się również miłośnikiem noży, zbierze to wszystko w całość i opublikuje w formie książkowej. To byłoby coś.

I na koniec rozdziału bardzo ciekawy nóż, zdecydowanie wart opisania w odrębnym akapicie. Jest to nożyk składany, który możemy zobaczyć na rysunku przedstawiającym chłopa z okolic Lublina. Rysunek autorstwa Jana Norblina powstał w latach dziewięćdziesiątych osiemnastego wieku. Nóż ten jest dość charakterystyczny i nietypowy jeśli weźmiemy pod uwagę noże, z którymi uwieczniano do tej pory i w późniejszym okresie polskich chłopów, ale...
No właśnie "ale", podobne, choć nie identyczne kształty rękojeści zobaczyć możemy jeśli przyjrzymy się np. artefaktom z wrocławskiej fosy.

Udało mi się uzyskać informację23, że podobne noże wykopywane były i są nadal dość często na wschód od Wisły, zwłaszcza na Lubelszczyźnie i na terenie zachodniej Ukrainy, aż do linii Dniepru, czyli na obszarach stanowiących centralną część I Rzeczypospolitej. Możliwe więc, że na tym obszarze były one szczególnie popularne. Egzemplarze starsze, np. ten z motywem myśliwskim na rękojeści, który możecie zobaczyć w Galerii tego opracowania, znaleziony został na terenie dzisiejszej Polski razem z boratynkami, czyli drobnymi monetami produkowanymi w drugiej połowie XVII wieku, natomiast noże najmłodsze, co do których przypuszcza się, że mogą pochodzić nawet z końca wieku XIX, znajdowane są aż na dzisiejszej wschodniej Ukrainie. Przyznać więc trzeba, że rozpowszechnione były na naprawdę znacznym obszarze.

Bardzo możliwe, że nóż z rysunku posiada blokadę typu slipjoint na co wskazuje wysunięta spomiędzy okładzin sprężyna (przy zamkniętej głowni). O ile oczywiście rysunek wiernie oddaje rzeczywistość.
Zapewne większość noży tego typu wytwarzano w specjalistycznych warsztatach nożowniczych, dowodem mogą być, oprócz oczywiście ilości w jakiej noże te są znajdowane, "znaki składacza" nanoszone na wewnętrznej części okładzin. Znaki te umieszczano w przypadku, gdy serię noży według jednego wzoru składała większa ilość osób. W takim przypadku jeden z rzemieślników np. składał okładziny, kolejny montował głownie, inny przytwierdzał dodatkowe elementy, np. rogowe wstawki. Okładziny znakowano by móc dopasować je do siebie.


"Chłop Lubelski" Jan Piotr Norblin Ostatnie dziesięciolecie XVIII w.


Jak już zaznaczyłem we wstępie, rozdział ten traktuje opisywany okres bardzo pobieżnie, zależało mi głównie na tym, by wykazać na podstawie źródeł, że noże stanowiły nieodłączny element wyposażenia naszych przodków, czy to w charakterze broni, czy to jako pospolite narzędzie. Mam nadzieję, że mi się to udało.
Zapraszam do Galerii, gdzie znajdziecie więcej rycin i rysunków dokumentujących ten okres historii i noże, o których wspominałem w tekście.



1 "Kultura ludowa Słowian" Kazimierz Moszyński
2 Tamże
3 "Wratislavia antiqua. Broń biała na Śląsku XIV-XVI w." Lech Marek
4 "Kord czy nóż bojowy?..." Arkadiusz Michalak
5 "Późnośredniowieczne i wczesnonowożytne noże z zamku w Pucku" Przemysław Michalik
6 "Wratislavia antiqua. Broń biała na Śląsku XIV-XVI w." Lech Marek
7,8 "Puginały średniowieczne z ziem polskich" M. Lewandowski, "Uzbrojenie ochronne" Andrzej Nowakowski, i inni: Andrzej Nadolski, P. Świątkiewicz, T.J. Horbacz, etc.
9 "Późnośredniowieczne i wczesnonowożytne noże z zamku w Pucku" Przemysław Michalik
10 "Nie tylko wojna i dyplomacja, czyli o handlu Rzeczypospolitej z Turcją" Piotr Kroll
11 Sprawozdanie z Krakowskiej Wystawy Starożytności. Józef Ignacy Kraszewski 1858 r.
12 "Encyklopedia staropolska ilustrowana" Zygmunt Gloger
13 "Opis obyczajów w Polsce za panowania Augusta III" Jędrzej Kitowicz
14 Tamże
15 "Wilno - od początków jego do roku 1750" Józef Ignacy Kraszewski
16 "Historia Polski" Bernard O'Connor
17 Tamże,
18 Tamże,
19 Tamże,
20 Tamże,
21 "Zabytki metalowe z fosy miejskiej we Wrocławiu" Magdalena Konczewska, Paweł Konczewski
22 "Kultura materialna w świetle znalezisk z grobów na cmentarzu Salwatora we Wrocławiu" Jakub Sawicki
23 Źródło informacji: Aleksander Strzyżewski, tematyczne fora ukraińskie


Janusz Łangowski


Wiek XIX


Historycy przyjmują, że wiek dziewiętnasty jako epoka obejmuje okres znacznie dłuższy niż 100 lat; początkami sięgający końca wieku XVIII i zasadniczo kończący się wraz z wybuchem lub zakończeniem I Wojny Światowej (według różnych źródeł), kiedy to dobrze znany, ustalony "na wieki" porządek został obalony, a świat przemeblowano na nową modłę. Pomijając jednak rozważania historyczne w opracowaniu moim opisuję to stulecie zgodnie z obowiązującym kalendarzem, tak jest mi po prostu łatwiej, oczywiście pamiętając o tym, że procesy zapoczątkowane w wieku wcześniejszym znajdują swą kontynuację w wiekach kolejnych - jak to zazwyczaj bywa.

Jeśli idzie o interesującą nas tematykę to okres ten obfituje zarówno w źródła pisane jak i ikonograficzne. Wiek dziewiętnasty to przede wszystkim boom etnograficzny na niespotykaną dotychczas skalę; elity intelektualne kraju zaczynają na poważnie interesować się stanami, które do tej pory były raczej słabo znane i uważane za niegodne uwagi, oczywiście mowa głównie o chłopstwie (wprawdzie proces ten zaczął się już w wieku XVIII, jednak nie z takim rozmachem). Etnografia i ludoznawstwo przeżywają rozkwit, pojawiają się wybitni badacze obyczajów i kultury chłopskiej, tacy jak chociażby Oskar Kolberg, a zainteresowanie tym najpośledniejszym ze stanów staje się po prostu modne.


Edward Gorazdowski,  Eljasz-Radzikowski  Walery, Chłopi krakowscy w karczmie wg obrazu Walerego Eliasza Radzikowskiego, II połowa XIX wieku, drzeworyt poprzeczny (sztorcowy), rycina: wys. 20,5 cm, szer. 16,3 cm; format I; papier: wys. 21,3 cm, szer. 16,3 cm., nr inw. MNK III-ryc-12703


Zmienia też struktura społeczna i do głosu dochodzi mieszczaństwo, a podziały społeczne wraz z upływem czasu przestają być tak jaskrawe jak w wiekach wcześniejszych, przynajmniej jeśli idzie o mieszczan i szlachtę. Jeśli zaś mówimy o chłopach, to niestety długo jeszcze warstwa ta traktowana jest jako obywatele drugiej kategorii. Choć i w tym przypadku zauważyć możemy zmianę, otwarcie zaczyna się o nich mówić jako o grupie, bez której odzyskanie niepodległości będzie niemożliwe i której należałoby również przyznać jakieś prawa (i przyznawano stopniowo), to oczywiście kontynuacja trendów zapoczątkowanych już w wieku wcześniejszym. Jednak zmiana mentalności i stosunku elit do tej warstwy społecznej ewoluuje bardzo długo i z pewnością nie jest to proces, który można uznać za zakończony wraz z wiekiem XIX. Jeśli już jesteśmy przy tej tematyce to ciekawa jest zwłaszcza druga połowa XIX wieku, kiedy to inteligencja polska (a przynajmniej jej część) zaczyna przejawiać silne zainteresowanie chłopstwem, które u niektórych zmienia się w fascynację prowadzącą do gloryfikacji tego stanu, nie w każdym przypadku mającą racjonalne podstawy. Miało to miejsce chociażby w przypadku podejścia znacznej części inteligencji krakowskiej do górali.
Wróćmy jednak do noży. 

Przede wszystkim jednak wiek XIX to czas rozkwitu przemysłu metalowego w całej Europie oraz postęp technologiczny pozwalający produkować więcej i taniej, co oczywiście przełożyło się bezpośrednio na ceny i dostępność tańszych, produkcyjnych noży dla masowego odbiorcy. W tym wieku też nastąpił ostateczny upadek cechów rzemieślniczych w znanej nam wcześniej formie.

Noże były w tym czasie używane powszechnie, nic pod tym względem się nie zmieniło w porównaniu do wieków ubiegłych, ponieważ jednak zmieniała się moda, a tym samym ubiór, zmieniał się też sposób w jaki noże noszono. Na podstawie tego, co mogłem przeczytać w pochodzących z epoki źródłach pisanych i obejrzeć na ówczesnych rycinach, drzewo i miedziorytach oraz obrazach i zdjęciach, dominować zaczynają noże mniejszych rozmiarów, zwłaszcza składane, przeznaczone do użytku codziennego. Oczywiście to, do której z warstw społecznych należał użytkownik noża przekładało się na to jakich narzędzi używał. Bogatsi ziemianie i mieszczanie używali scyzoryków, nierzadko bogato zdobionych; ubożsi, zarówno w miastach jak i na wsiach musieli zadowolić się prostymi kozikami. Noże, w zależności od rodzaju ubrania i zamożności noszono schowane w kieszeniach, w kaletkach i torbach podróżnych, a u najbiedniejszych dyndały one na sznurku, czy też rzemyku przy pasku, lub przywiązane były do sznura, który rolę paska pełnił.


"Pastuszek" Wojciech Grabowski XIX w.


Jeśli idzie o noże z głownią stałą to z pewnością popularne były użytkowe nożyki, które stanowiły wyposażenie każdej kuchni i inne mniejsze lub większe noże nieokreślonego typu, które możemy spotkać i dziś, nic specjalnego, po prostu zwykłe narzędzia. Do tego doliczyć należy noże specjalistyczne, np. rzeźnicze, szewskie, bartnicze, stolarskie, etc.
Kolejną grupą są noże, najczęściej kordelasy myśliwskie i sztylety, które możemy zauważyć oglądając np. ikonografię poświęconą np. Powstaniu Styczniowemu (pamiętać jednak należy, że był to czas wojny). Sądzę jednak, wnioskując po mnogości form i kształtów, że nie były to jakieś wyjątkowe modele tylko po prostu noże myśliwskie i sztylety różnego rodzaju charakterystyczne dla epoki, albo po prostu duże noże jeśli idzie o powstańców chłopskiego pochodzenia.
Wspomnieć jeszcze warto o Sztyletnikach, dla których noże były jednym z narzędzi prowadzenia walki, nie wydaje mi się jednak, by w tym przypadku były to sztylety wykonywane według jednego, wyjątkowego i określonego wzoru; podobnie rzecz się ma jeśli idzie o Żuawów śmierci, u których podobnie jak u Sztyletników, noszone przy pasie noże stanowiły jeden z elementów podstawowego wyposażenia.
Z pewnością też noży z głownią stałą używano i noszono przy specjalnych okazjach, do takich należało z pewnością polowanie, jednak to raczej oczywistość, a nie wyjątek i dziś przecież noże stanowią część podstawowego wyposażenia myśliwych. By nie być jednak gołosłownym, przytoczę krótki cytat z "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza:


"Szczwacze pogłaskali psy, a Wojski tymczasem 
Dobył nożyk strzelecki wiszący za pasem..."


Paradoksalnie, odwrotnie niż w wiekach ubiegłych najwięcej informacji o nożach znalazłem przy okazji opisów wsi polskiej. Nie jest to bynajmniej powód do utyskiwania, zwłaszcza zważywszy na to, że jeszcze tuż przed II Wojną Światową ludność pochodzenia wiejskiego stanowiła około 70% społeczeństwa, ziemianie około 0,3%, a pozostali to ogólnie mówiąc, mieszkańcy miast. Po wojnie proporcje te zachwiały się ponieważ w zasadzie straciliśmy większość ziemian, burżuazji, inteligencji i drobnomieszczaństwa, stan chłopski zwiększył zatem swój udział w ogólnym procencie społeczeństwa.1 Krótko mówiąc, znakomita większość z nas jest potomkami włościan i w tym kontekście, jeśli chcemy odnaleźć noże typowe dla naszego kraju, tradycyjne, to najrozsądniej wydaje się poszukiwać ich wśród noży używanych przez chłopów (choć oczywiście należy też brać pod uwagę inne warstwy społeczne).



Powstańcy styczniowi z okolic Łęczycy. XIX w.


Jak już wspomniałem we wstępie do tego artykułu, wydaje mi się, że właśnie wiek XIX jest okresem właściwym dla rozpoczęcia sensownych poszukiwań tradycyjnego polskiego noża, dlaczego? Częściowo wyjaśniałem to już wcześniej, ale to właśnie w tym stuleciu, dzięki bogatej ikonografii możemy odnaleźć kształty, które przetrwały przez kolejne dziesiątki lat i znane nam są również z nieodległej przeszłości. Mielibyśmy więc, ewentualnie, udokumentowaną ciągłość tradycji ich wykonywania.
Co prawda niektóre z tych noży przewijają się już w rycinach i rysunkach przedstawiających czasy dawniejsze, ale w dużej mierze są to obrazy powstałe właśnie w wieku XIX, nie mamy więc pewności, czy artysta faktycznie wzorował się na kształcie z epoki, czy też może po prostu użył dla uzupełnienia przekazu znanego sobie kształtu (traktując sam kształt noża jako mniej istotny detal). Przykładem może tu być chociażby ilustracja Jana Matejki z albumu pt. "Ubiory w Polsce 1200-1795", na której widzimy piętnastowieczną chłopkę z nożykiem przy pasku, nożem który jako żywo przypomina właśnie popularne koziki z czasów współczesnych artyście. Nie oznacza to oczywiście, że takich noży w XV wieku nie było (najpewniej były, to prosty i popularny wzór), ale należy, moim zdaniem, zachować ostrożność w tej materii.

W przypadku XIX wieku znajdujemy sporo obrazów, na których noże przedstawiane są przez różnych artystów w sposób umożliwiający dość dokładną identyfikację konkretnego typu narzędzia, a czasem nawet i odtworzenie jego kształtu. Można wprawdzie powiedzieć, że przecież malarze mogli posługiwać się konwencją w przedstawianiu noży (np. wszystkie noże składane są do siebie podobne przez odniesienie do dzieł innych twórców), jak w wiekach dawniejszych, jednak w tym przypadku to nie przeszkadza, ponieważ chyba śmiało można przyjąć, że zwłaszcza w przypadku prac ilustrujących dzieła etnografów polskich, pierwowzór raczej nie pochodził z zagranicy, w każdym razie w większości przypadków. Dodatkowo źródła ikonograficzne uzupełniane są przez źródła pisane, a to daje już solidne podstawy do wyciągnięcia pewnych wniosków.


"Miłość macierzyńska" Franciszek Ejsmond XIX w.


Jak dokładnie wyglądały noże w dziewiętnastym wieku? Przeróżnie.
Wytwarzano dziesiątki modeli noży i w większości z nich kształt determinowany był przez przeznaczenie, tak więc oczywiście produkowane były noże specjalistyczne: szewskie, kaletnicze, rzeźnickie, bartnicze, stolarskie, ogrodnicze, kuchenne, etc., etc. o charakterystycznym wyglądzie, który został utrwalony czasem nawet setki lat wstecz, w wyniku poszukiwania kształtu o maksymalnej użytkowości. Te noże jednak nas bezpośrednio nie interesują, ponieważ nie wyróżniały się w zasadzie niczym szczególnym spośród podobnych narzędzi stosowanych na terenie całej Europy. Kolejnymi nożami były noże myśliwskie, czyli najczęściej kordelasy. W tym przypadku różnica między konkretnymi modelami wynikała najczęściej z tego kto był właścicielem noża, bogatsi klienci zamawiali noże kunsztownie wykonane i bogato zrobione, biedni nierzadko zamawiali same głownie, oprawiając je później własnoręcznie w dostępne sobie materiały.

Wytwarzano również masę nożyków składanych w mnogości form i kształtów, bez blokad i z blokadami najczęściej w typie slipjoint, scyzoryków tych było wiele i w tym przypadku również od zasobności portfela zależało, kto jaki nóż nosił i jakiego używał. Mieliśmy więc bogato zdobione scyzoryki, z okładzinami z macicy perłowej, srebra i tym podobnych materiałów, inkrustowane lub zdobione na inne sposoby oraz proste scyzoryki z okładzinami metalowymi, kościanymi czy drewnianymi. Źródła pisane o nich wspominają jednak, aczkolwiek dość często zaznacza się przy takiej okazji z czego dany nożyk był zrobiony, to już o jego kształcie niestety zazwyczaj nie pisze się. Zapewne dla współczesnych było to oczywistością lub po prostu w kontekście pozostałego, większego tekstu było to nieistotne. Przy okazji ciężko jest też określić, czy opisywany nóż był produkcji krajowej, czy zagranicznej, najczęściej o tym się nie wspomina.


"Dziewczyna i młodzieniec z okolicy Krosna" Franciszek Ksawery Prek XIX w.


Wiemy więc o tym, że wśród zrabowanych przez Rosjan, po upadku Powstania Listopadowego z Pałacu Brühla przedmiotów znajdował się "...scyzoryk w oprawie z masy perłowej",2 tego jednak, jak on poza tym wyglądał, nie wiemy. Kolejnymi przykładami mogą być ówczesne teksty literackie, a wśród nich fragmenty opowiadań przeznaczonych dla dzieci i w czasopismach dziecięcych zamieszczanych. I tak na przykład, w opowiadaniu pt. "Śliczny scyzoryczek" pochodzącym z czasopisma "Wieczory rodzinne" czytamy:
"...Karolek (...) przechodząc obok wystaw sklepowych ciekawie spoglądał na różne przedmioty porozkładane tam za szklanemi szybami. Naraz zatrzymał się dłużej przede jednem oknem, nie mogąc oczu oderwać od tego, co zobaczył. (...) Ale cóż to było takiego? Wyobraźcie sobie ładny koszyczek, a w nim mnóstwo małych scyzoryczków, w białą kość oprawnych. Jest że chłopczyk na świecie, któryby nie chciał mieć na własność takiego scyzoryczka?..."3
W innym z dziewiętnastowiecznych opowiadań przeczytać możemy:
"...Kiedy np. proszono go o pożyczenie pióra, scyzoryka lub jakiejś książki, zwyczajnie odpowiadał: "nie mogę ci dać, bo nie mam, a zresztą mam, ale sam potrzebuję", a kiedy go proszono o pokazanie scyzoryka, wyciągał go z kieszeni, pokazywał z daleka mówiąc: "patrz, oto jest" i natychmiast znów go chował do kieszeni..."
4

Tak więc mamy pewność co do tego, że scyzoryki przeróżne były noszone i używane, zarówno przez dzieci, jak i dorosłych, ale jak one wyglądały? Ciężko powiedzieć. Odpowiedź na to pytanie moglibyśmy znaleźć w katalogach dziewiętnastowiecznych producentów noży, ale przyznam szczerze, że o ile widziałem takie katalogi jeśli idzie o polskich producentów sztućców, to niestety nie udało mi się znaleźć ani jednego z ofertą polskiego producenta innych typów noży.
Oczywiście, jak już wspomniałem wcześniej kilkukrotnie, te materiały, które ja przejrzałem w poszukiwaniu informacji o nożach, to zapewne promil tego, co jest dostępne w archiwach, dopiero więc sumienne ich przestudiowanie przynieść może odpowiedź na to pytanie. Obawiam się jednak, że taka praca zajęłaby lata, jeśliby komukolwiek w ogóle udałoby się tego dokonać w ciągu jednego życia.

Chociaż... Być może jeden z wzorów scyzoryków występujących w wieku XIX udałoby się zidentyfikować. Bardzo możliwe jest bowiem, że w XIX wieku produkowano jeszcze na terenie dawnej Polski noże podobne do tego, który zobaczyć możemy na rysunku Jana Piotra Norblina, zwłaszcza zważywszy na to, że postać chłopa lubelskiego narysowana została przez tego artystę w ostatnim dziesięcioleciu wieku XVIII, a noże o podobnym kształcie wytwarzano z pewnością już znacznie wcześniej, oznaczać to może, że taki kształt rękojeści był użytkowy i sprawdzał się. Tym bardziej jest to prawdopodobne, że najmłodsze z noży o podobnych kształcie znajdowane na terenie dzisiejszej Ukrainy datowane są na właśnie na wiek XIX.
Rzecz jasna pewności nie mam żadnej, ale wydaje mi się, że przypuszczenie takie ma sens. Czy były to noże wyjątkowe? Pewnie nie, bo cóż wyjątkowego jest w tym kształcie rękojeści i głowni? Podobne noże widywano już wcześniej, w różnych rejonach Europy.


Nóż z rysunku "Chłop Lubelski" Jan Piotr Norblin. Lata dziewięćdziesiąte XVIII w.


W XIX wieku "odkryte" zostają też noże nazywane popularnie "zbójnickimi", choć właściwszym określeniem byłoby spopularyzowane, ponieważ, jak chce ustnie przekazywana tradycja, noże te i podobne używane były przez polskich górali już od XVII wieku, a ich pierwowzorem były prawdopodobnie dawne noże wołoskie lub huculskie. Noże tego typu górale uważają za swoje tradycyjne narzędzia, lecz dziś pełnią one bardziej rolę kolejnej atrakcji turystycznej, w dodatku coraz mniej popularnej ze względu na panujące w kraju ogólne nastawienie do noży. Niemniej jednak to chyba najbardziej znane noże regionalne w Polsce, a więcej możecie na ich temat przeczytać na stronie Navaja.pl w artykule im poświęconym:


http://www.navaja.pl/polskie-noze/98-noz-zbojnicki.html


Zatrzymując się na chwilę przy nożach "zbójnickich" warto wspomnieć o tym, jak je noszono. Otóż przygotowując się do pisania artykułu o nich rozmawiałem zarówno z producentami "zbójnickich", jak i z etnografem z Muzeum Tatrzańskiego. Z rozmów tych, ale też i z zapisków w literaturze gdzie noże te opisywano wynikało, iż noszono je za szerokim pasem bacowskim. Innym sposobem było ukrycie ich w nogawicy, na co wskazuje cytat z książki Marii Buhtovej pt. "Postać zbójnika Ondraszka w literaturze Śląska Cieszyńskiego", gdzie przeczytać możemy relację z próby aresztowania zbójnika beskidzkiego Jerzego Fucimana: "...Gdy spostrzegł, co się święci, a notariusz sądowy przystąpił do jego przesłuchania, wyciągnął  z  nogawicy tzw. nóż wałaski, rozpruwając tymże notariuszowi brzuch".
I w zasadzie to wystarczyłoby za odpowiedź na pytanie, ale w kilku miejscach znalazłem też informację o tym, że noże "zbójnickie" podwieszane były pod powałą, lub umieszczane gdzieś między belkami w izbie, można o tym przeczytać chociażby w opisie chaty zakopiańskiej z początku XX wieku: "Izba biała jest składem ubrań świątecznych i muzeum pamiątek rodzinnych. Tu stoi na półce olbrzymi, dziś prawie zaniedbany pas bacowski; tu za belką tkwi stary, zardzewiały nóż zbójnicki...".5

Z cytatu tego wynika jednak, że raczej miało to miejsce już w czasie, gdy noże te przestały spełniać rolę podręcznego narzędzia, a stały się głównie prawie zapomnianą spuścizną po przodkach, chociaż z drugiej strony, wspomniany tu przy okazji pas bacowski z pewnością jeszcze długo po sporządzeniu tego opisu był podstawowym elementem stroju góralskiego, czyż więc nie mogłoby być podobnie w przypadku noża? Tak więc wątpliwości są, ponadto taki sposób przechowywania noży wyjaśniałby dlaczego większość dawnych "zbójnickich" nie posiadała pochew, jednak nie jestem w stanie określić ponad wszelką wątpliwość, kiedy, tak naprawdę, noże te przestały pełnić rolę narzędzia, a zaczęły wyłącznie atrakcji turystycznej. Można tylko przypuszczać, z pewnym marginesem błędu, że w XIX wieku noży tych jeszcze używano, a w wieku następnym już raczej nie.


Nóż zbójnicki. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zdecydowanie najpopularniejszym spośród wszystkich typów podręcznych noży używanych w XIX wieku był prosty i z założenia mały nożyk nazywany kozikiem, składał się on z głowni, zazwyczaj z opadającym ku czubkowi grzbietem i drewnianej rękojeści, przeważnie okutej blaszką w celu wzmocnienia miejsca mocowania głowni. Sama nazwa kozik jest dużo starsza, wspomina ją już chociażby Jędrzej Kitowicz opisujący Rzeczpospolitą przełomu XVI i XVII wieku oraz jako "kozik do winnice", Jan Andrzej Morsztyn w wierszu pt. "Do JMPana Sobieskiego, Marszałka i Hetmana W.K.", choć w tym ostatnim przypadku mamy raczej do czynienia nie tyle z nożykiem podręcznym, co z nożem specjalistycznym, służącym właśnie do pracy w winnicy - nazwa kozik nie jest bowiem zastrzeżona dla noży składanych, np. w moim rodzinnym mieście nazywano tak również małe, proste nożyki z głownią stałą i drewnianą rękojeścią, zresztą nie tylko w Wielkopolsce taką nazwą nożyki te określano. Obszerne wyjaśnienie tego, czym koziki były znajdziemy w warszawskim Miesięczniku geograficzno-etnograficznym "Wisła", w którym w 1890 roku napisano:


"Wisła" 1890 r.


Jak widzimy, koziki były to zarówno noże z głownią stałą, jak i noże składane, ich wspólną cechą było to, że miały prostą konstrukcję i były niewielkich rozmiarów. No i oczywiście to, że były to noże tanie w produkcji. Tak naprawdę więc czytając w tekstach, że ktoś nosił przy sobie kozik nie mamy pewności, o jaki nóż tak naprawdę chodzi, wątpliwości wyjaśnić może wyłącznie dołączenie do tekstu ilustrującej go ryciny lub rysunku, na szczęście dość często tak właśnie było. Z drugiej strony jeśli mówimy o nożykach, które były noszonym na co dzień narzędziem o wszechstronnym zastosowaniu, to domniemywać możemy, że chodziło raczej o noże składane, łatwiejsze do przenoszenia (nie wymagały pochewek)  i mniejsze po złożeniu - takie też noże faktycznie dominują na rycinach z epoki.

Podstawą kształtu rękojeści kozików składanych był drewniany walec, który następnie formowano lub rzeźbiono nadając mu kształt ostateczny. Rękojeści były przeróżne, od prostych przypominających ołówek po takie, w których trzonek rozszerzał się od głowni w kierunku tylca, niektóre zaopatrzone w przewężenia i szerokie podcięcia, w innych zakończenie kształtowano na wzór kulki lub grzybka. Ozdabiano je najczęściej za pomocą poprzecznych żłobień biegnących wokół rękojeści oraz barwiono, a najpopularniejszymi kolorami był czerwony i zielony; czasami też, choć znacznie rzadziej okuwano trzonki na całej długości mosiężną, lub stalową blaszką. Głownię o, jak już wspomniałem wcześniej, przeważnie opadającym grzbiecie mocowano do rękojeści za pomocą jednego nitu, który jednocześnie stanowił jej oś obrotu, miejsce to wzmacniano metalowym pierścieniem.



"Ludowe stroje krakowskie i ich krój" Seweryn Udziela.


Noże te były popularne głównie ze względu na to, że były tanie, stać było więc na nie o wiele więcej osób niż na bardziej skomplikowane konstrukcyjnie narzędzia. Między innymi właśnie z tego względu stanowiły "podstawowe wyposażenie" uboższych warstw społeczeństwa zwłaszcza z okolic wiejskich, wspomina się o nich często opisując wiejskich pastuszków, rzeźbiarzy, etc., etc., są też nieodłącznym elementem np. krakowskiego stroju ludowego, choć spotkać je możemy na terenie całego kraju.
Właśnie Małopolska jest pod tym względem bardzo ciekawa ponieważ zachowało się mnóstwo rycin, obrazów i zapisków, w których koziki takie widoczne są na pierwszym planie, o ile więc w przypadku innych regionów o noszeniu podręcznych noży przez włościan się wspomina, to w przypadku Krakowa i okolic są one wymieniane na równi z innymi częściami stroju i silnie eksponowane. Warto przy okazji wspomnieć, że spotykane w opisach dawnych etnografów pojęcie Krakowiacy nie odnosiło się wyłącznie do mieszkańców miasta Krakowa, ale obejmowało znaczną część Małopolski.

Ciekawostką jest bez wątpienia nóż składany znaleziony rzekomo podczas rozbiórki starej chaty góralskiej w okolicach Istebnej, nożyk ten wprawdzie przypomina kształtem inne, produkowane od wieków głównie w Europie południowej, ale interesujące w tym przypadku jest to, że na jego głowni umieszczono zdobienia charakterystyczne dla tego regionu. Informację o tym, że nóż znaleziono w starej chacie oraz o zdobieniach głowni przekazał jeden z kolegów z forum Knives.pl, mieszkaniec Śląska Cieszyńskiego. Przy okazji pokazał też replikę tego noża wykonaną przez kowala Zbigniewa Michałka z Jaworzynki.

Kształt tego noża, jak już wspomniałem wcześniej nie jest wyjątkowy, możemy więc przyjąć, że podobne spotykane były w rejonie Karpat na obszarze znacznie wykraczającym poza Śląsk Cieszyński, co nie wyklucza rzecz jasna, że jednocześnie mogły być nożami tradycyjnymi dla górali polskich - ale, jak się okazało, nie jest to do końca taka oczywista sprawa.
Interesujące informacje uzyskałem od pani Małgorzaty Kiereś z Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, która w odpowiedzi na pytanie dotyczące tego noża napisała mi, że takie "składaki" używane były przez miejscowych górali między innymi do obrony osobistej, a noszono je pod gunią (tradycyjny płaszcz góralski wykonany z sukna samodziałowego, czasem z domieszką białej wełny). Dodała również, iż miejscowy kowal z Jaworzynki, Jan Michałek, określił ten typ noża mianem "skłodok wołoski", co wskazywałoby na pochodzenie pierwowzoru. Ma to sens, ponieważ zbliżone kształtem i budową noże używane były, jak już wspomniałem, na południu Europy (patrz: "Dawniej...", nóż z Zachodnich Rodopów), a podobną drogę przeszedł najprawdopodobniej, zgodnie z przekazem, wzorowany na dawnych nożach wołoskich lub huculskich nóż "zbójnicki".


Replika "Skłodoka wołoskiego" autorstwa Jana Michałka. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


Pochodzenie noża, o którym mówimy jest jednak trochę bardziej skomplikowane niż wynikałoby to ze wstępu. "Skłodok wołoski" powstał bowiem na zamówienie Muzeum Beskidzkiego w Wiśle i stanowił część zestawu noży używanych w gospodarstwie góralskim wykonanego przez Jana Michałka. Pan Jan Michałek wykuł go bazując na własnej pamięci oraz według opisu przekazanego mu przez ojca, kowala z Istebnej-Wilczego, który z kolei informacje o "skłodoku wołoskim" uzyskał od swojego ojca, również kowala, który wytwarzał takie noże na potrzeby miejscowych pasterzy.

Mamy więc tu do czynienia z trzema pokoleniami kowali, z których przedstawiciel najstarszego wykonywał te "skłodoki" własnoręcznie, a najmłodszy pamiętał jeszcze jak wyglądały, potwierdzona historia wykuwania tych noży w rodzinie sięga zatem XIX wieku, czyli czasów nie tak odległych. Raczej więc nie powinniśmy mieć wątpliwości co do tego, że nóż, który oglądamy odpowiada temu, jak niegdyś wyglądały te noże, zakładając margines błędu wynikający z niedokładności przekazu i ewentualnych luk w pamięci wynikających z upływu czasu. Poza tym to prosty nóż, a nie rakieta międzykontynentalna, a jeśli dodatkowo przyjmiemy za pewnik jego wołoskie pochodzenie i porównamy z podobnymi nożami z południa Europy, to sądzę, że możemy tą replikę określić jako wiarygodną.

Pani Kiereś przypuszcza jednak, że dawniej nie był to nóż używany przez wszystkich górali, a głównie przez ruchliwych górskich pasterzy pochodzenia wołoskiego, którzy byli aktywni w tej części Beskidów od 1577, do mniej więcej 1853 roku, kiedy to ze względu na decyzję cesarza zaczęli powoli porzucać dotychczasowy tryb życia i osiedlać się na stałe. Oczywiście był to proces stopniowy i długotrwały, tak jak zapewne stopniowo trwało porzucanie przez nich narzędzi przydatnych w gospodarce pasterskiej na rzecz narzędzi użyteczniejszych w gospodarce rolniczej, osiadłej.  

Narzędzia dla nich wykonywali jednak miejscowi rzemieślnicy, nie jest więc powiedziane, że noży tego typu używali wyłącznie pasterze pochodzenia wołoskiego (skoro już kowal potrafił je wykonać, to pewnie znalazł też na nie klientów pośród okolicznych górali), choć oczywiście, biorąc pod uwagę przypuszczalne pochodzenie wzoru, zapewne pierwotnie głównie oni. Dodatkową poszlaką, która może być dowodem wskazującym na używanie narzędzi wołoskich również przez osiadłych górali jest to, że pasterze pochodzenia wołoskiego po ostatecznym porzuceniu wędrownego trybu życia, czyli w XIX wieku (a niektóre grupy jeszcze wcześniej, pamiętajmy, że nie wszyscy Wołosi byli wędrującymi pasterzami) łatwo ulegli asymilacji i wtopili się miejscową ludność. Zresztą sam proces wzajemnego wpływu i przenikania się tych dwóch kultur (rolniczej i pasterskiej) trwał znacznie dłużej, czego potwierdzeniem są chociażby elementy ubioru i słownictwa wołoskiego, których ślady odnaleźć możemy w dzisiejszej tradycji i gwarze góralskiej. Skoro więc górale przejęli część słownictwa i tradycji wołoskiej to z pewnością mogli też przejąć narzędzia przez nich używane.
Z powyższego można więc wywnioskować, że noże tego typu wytwarzane były i używane na terenie Śląska Cieszyńskiego z pewnością jeszcze w drugiej połowie XIX wieku. Kiedy zakończono ich produkcję? Tego niestety nie wiem.


Rekonstrukcja noża znalezionego podobno podczas rozbiórki starej chaty w okolicy Istebnej.


Tytuł tego rozdziału widniejący w spisie treści to "Wiek zmian", niebezpodstawnie. W kraju pozostającym pod okupacją zaborców wzrastają tendencje niepodległościowe i patriotyczne uniesienie objawiające się wybuchami kolejnych powstań narodowościowych, a po ich klęsce zaczyna się mozolna praca pozytywistów pod sztandarowych hasłem: "praca u podstaw". Kraj się zmienia, szybciej zmienia się też podejście do najbardziej dotychczas pogardzanej części społeczeństwa. Rozwija się też gospodarka, choć oczywiście nierównomiernie, ale jeśli idzie o interesującą nas tematykę, to właśnie w XIX wieku zaczynają powstawać pierwsze fabryki noży z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście rzemiosło nożownicze nadal ma się dobrze i jeszcze mnóstwo czasu będzie musiało upłynąć, zanim odda pola produkcji przemysłowej, ale zmiany zapoczątkowane w tym okresie są już nieodwracalne.


1 "Jesteśmy potomkami chłopów" Rozmowa z prof. Jackiem Wasilewskim, Marta Duch-Dyngosz
2 "Epoka Paskiewiczowska. Los oświaty" Jan Kucharzewski
3 "Śliczny scyzoryczek", "Wieczory rodzinne" nr 24 1885 r.
4 "Nieusłużny Wacław" Henryk Wernic, "Wieczory rodzinne" nr 3 1885 r.
5 "Beskid Zachodni i Podhale. (Górale polscy)" Stanisław Tync, Józef Gołąbek 1928 r.


Janusz Łangowski


Wiek XX i dalej...

Wiek XX, jeśli idzie o produkcję noży w naszym kraju można podzielić w uproszczeniu na cztery ważne okresy, a liniami podziału będą w tym przypadku I i II Wojna Światowa oraz rok 1989. Pierwszy z nich to początek wieku do wybuchu I Wojny Światowej, kiedy to w zasadzie nadal panował porządek dziewiętnastowieczny, drugi okres to Międzywojnie, trzeci to powojenna, socjalistyczna rzeczywistość i wreszcie czwarty, to otwarcie granic po 1989 roku.
Na początku wieku Polska znajduje się wciąż pod zaborami, ale na terenie całego kraju działają przecież polscy rzemieślnicy i fabryki wytwarzające noże, nie zmienia tego wybuch I Wojny Światowej, choć znakomita większość z zakładów produkcyjnych poniosła w jej wyniku ogromne straty, jak na przykład wytwórnia Braci Henneberg, która prócz maszyn utraciła też około 1/3 aktywów wywiezionych podczas wojny do Rosji, nigdy nie odzyskanych, czy Gerlach, który został właściwie wywieziony w całości. Inne z kolei tracą w wyniku wojennej zawieruchy pracowników i wyposażenie, co wymusza na nich znaczne ograniczenie, lub czasowe zaprzestanie produkcji.

Żeby uświadomić sobie w jakich warunkach musieli działać polscy rzemieślnicy i producenci noży należy przytoczyć kilka informacji dotyczących ogólnej kondycji odrodzonego państwa.W naszej powszechnej pamięci najbardziej utrwaliły się zniszczenia po II Wojnie Światowej, jednak należy pamiętać o tym, że podczas I Wojny Światowej 3/4 obszaru przyszłej II Rzeczypospolitej objęte było działaniami wojennymi i w wyniku tego ogołocone zostało przez zaborców ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Ogólna wartość zniszczeń wojennych do lata 1919 roku obliczana była na 14 miliardów złotych franków! Zniszczono ponad 1 809 000 budynków mieszkalnych i gospodarczych, niektóre miasta i wioski całkowicie, przemysł zrujnowano doszczętnie, dość powiedzieć, że w byłym Królestwie zatrudnienie robotników przemysłowych w 1918 roku stanowiło zaledwie 15% stanu z roku 1914. W województwach centralnych i południowych wybito ponad 30% żywego inwentarza, a jeszcze w 1920 roku 3 i pół miliona hektarów, czyli około 1/5 ziem rolnych w Polsce leżała odłogiem. Do tego doliczyć należy ogromne zniszczenia w infrastrukturze komunikacyjnej.1
Ziemie te traktowano jako łatwy do wykorzystania, a przy tym darmowy rezerwuar surowców, zapasów i wszelkich materiałów potrzebnych do prowadzenia wojny. Jeszcze w trakcie jej trwania masowo wywożono surowce naturalne, prowadzono rabunkową gospodarkę leśną, ogólnie na terenie należącym do dawnej Rzeczypospolitej wycięto 2530 tysięcy hektarów lasów, spalono 322 szyby naftowe, niszczono i rekwirowano zapasy, wywieziono 150 większych zakładów przemysłowych... Zapanował głód i ogromne bezrobocie, a miliony ludzi pozostały bez środków do życia.



Dawna fabryka sukienna w Dobrzyniewie Fabrycznym. Zdjęcie z lat 1915-1919. Po odbudowaniu, funkcjonowała tu w latach 1923-1932 fabryka noży.


Niemniej jednak polski przemysł i rzemiosło nie zanika całkowicie, choć oczywiście kolejna wojna, tym razem z Rosją Sowiecką jeszcze pogarsza sytuację.
Po zakończeniu działań wojennych sytuacja w miarę stabilizuje się i daje się zauważyć powolny progres. Trwało to jednak bardzo długo.
Oprócz tego, o czym napisałem wyżej pamiętać należy również o tym, że II Rzeczypospolita musiała zmagać się z potężnym chaosem wynikającym z odziedziczenia po zaborcach trzech różnych systemów z różnym prawodawstwem i walutami, słabego skomunikowania rozdartych ziem pozostających pod władaniem obcych państw, kolejnymi zniszczeniami po wojnie z Rosją Sowiecką, wielką inflacją, bezrobociem, spadkiem produkcji rolnej, etc., etc. W późniejszych latach z efektami wojny celnej z Niemcami, kryzysem światowym, a przez cały czas swego istnienia z niestabilnością polityczną i gospodarczą.
Ostatecznie do wybuchu II Wojny światowej udało się zintegrować infrastrukturę i gospodarkę kraju, rozpocząć konieczne reformy i zapoczątkować modernizację, uporządkować finanse, itd., itp. Kraj bezsprzecznie rozwijał się, choć problemów było co niemiara i wielu z nich nie udało się rozwiązać do końca istnienia II Rzeczypospolitej.
Wróćmy jednak do noży. Kraj był zrujnowany, ale przecież ludzie musieli dalej żyć, co oznaczało, że potrzebowali między innymi narzędzi.

Z pewnością w okresie międzywojennym na terenie Polski działało przynajmniej kilkanaście mniejszych, lub większych fabryk i wytwórni noży na skalę przemysłową. Oprócz tych, które działały jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej, jak choćby fabryka Bieńkowskich, Alfonsa Manna, czy Kobylańskich, powstawały też nowe, jak wytwórnia Plucińskich z Poznania, czy Wójcickiego i Michalskiego z Przedborza.
Ponadto jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jeszcze w latach trzydziestych około 65% mieszkańców kraju, zwłaszcza z terenów wiejskich i małych miasteczek leżących na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych nie miała w zasadzie dostępu do wyrobów fabrycznych2, to musimy przyjąć jako fakt, że ktoś ich w te noże musiał zaopatrywać. Być może były to małe warsztaty nożownicze znajdujące się w mniejszych miejscowościach oraz rzecz jasna osoby, dla których obróbką metali nie była czymś obcym, czyli pewnie miejscowi kowale. To prawdopodobne, choć niżej opisałem moje wątpliwości dotyczące tej sprawy. Poza ww. część noży dostarczali zapewne wędrowni kowale cygańscy, choć wziąwszy pod uwagę ich liczebność, wykonywane przez nich noże nie stanowiły zapewne dużego procenta w ogólnej liczbie. Bezsprzecznie też popyt na brakujące artykuły pokrywali wędrujący handlarze.



Fabryka J. Fraget w Warszawie.


Nie posiadam informacji o tym, ilu w tym okresie działało nożowników, choć zapewne musiało być ich wielu biorąc pod uwagę wielkość kraju i procent ludności podany wyżej, wiem natomiast, że w 1928 roku na terenie Polski działało 40050 zakładów kowalskich, w których pracowało łącznie 109 tysięcy osób.3 Rzecz jasna nie we wszystkich kuźniach wykuwano również noże, a raczej możemy przyjąć za pewnik, że produkcja noży to było uboczne zajęcie kowali wynikające z aktualnego zapotrzebowania lokalnej ludności.

Najbardziej ciekawi mnie jednak coś innego. W encyklopedii, z której powyższe informacje przytaczałem, w odrębnym akapicie wymieniono osoby prowadzące samodzielne warsztaty rzemieślnicze, chociaż dane liczbowe podano wyłącznie dla najpopularniejszych zawodów, w tym właśnie dla kowali. Nożownicy przedwojenni z pewnością również byli rzemieślnikami, a nie wymieniono ich z nazwy zapewne dlatego, że nie byli tak liczni jak kowale. W każdym razie zapewne zarówno nożownicy, jak i kowale zakwalifikowani zostali do grona rzemieślników.

Owe 65% ludności nieposiadającej dostępu do wyrobów fabrycznych opisane zostało w odrębnym dziale. Ich zapotrzebowanie na różnego rodzaju narzędzia, maszyny i materiały zaspokajała grupa wytwórców zgrupowana w encyklopedii pod hasłem "przemysł ludowy". W wyjaśnieniu tego hasła podane jest, że byli to włościanie trudniący się przemysłowymi zajęciami ubocznymi, wykonywali oni sprzęty domowe, płótna, wełny, sukna, odzież, uprzęże, zabawki, garnki, narzędzia rolnicze, tkackie, wozy, gonty i wiele, wiele innych. Zajmowali się też koszykarstwem, stolarstwem i budownictwem ludowym, kamieniarstwem i ludowym zdobnictwem. Skala wytwórczości była niezwykle rozległa, chociaż zaznaczono wyraźnie, że prowadzona w sposób prymitywny. Twórcy ci działali prawie w całej Polsce o czym świadczyć może umiejscowienie oddziałów Towarzystwa Popierania Przemysłu Ludowego, które znajdowały się w: Warszawie, Lwowie, Wilnie, Toruniu, Brześciu nad Bugiem, Nowogródku, Lublinie i Krakowie.

Pytań w związku z tym nasuwa mi się kilka. 

35% ludności miało dostęp do noży wykonywanych fabrycznie, czyli pochodzących z większych, lub mniejszych wytwórni przemysłowych. Z opisu wynika, że byli to mieszkańcy większych miast i ośrodków leżących przy głównych szlakach komunikacyjnych. I tu pierwsze pytanie. Czy potrzeby pozostałych 65% zaspokajali rzemieślnicy wykonujący noże, czy może rzemieślników tych włączono w tym przypadku do grupy fabrykantów? Faktem jest bowiem, że nawet niewielkie, liczące po kilku nożowników wytwórnie nazywały się czasem fabrykami. A jeśli nie, to czy ci twórcy ludowi, którzy zaopatrywali miliony ludzi przy pomocy prymitywnych metod wytwórczych byli w stanie podołać też obróbce metali? Nie wiem, naprawdę nie wiem. 

W powyższym kontekście ciekawostką może być wspomnienie z dzieciństwa, rzeźbiarza ludowego Zygmunta Węsierskiego (ur. 1929 r.) z Osiecznej, który w wywiadzie z nim przeprowadzonym przez Tadeusza Majewskiego (kociewiacy.pl) opowiadał: "Przyjaźniłem się z Zygmuntem Glazą, bratem naszego organisty Klemensa. Lubił wyrzynać. Chodziłem z nim do lasu. Nieraz dawał mi otwierany, prosty scyzoryk, kozik - po żydowsku. - Po żydowsku? - Ano tak, bo najtańszy kupowało się u Żydów. Prawdziwy scyzoryk zobaczyłem, jak wleźli Niemcy..." 
Mamy więc dowód na to, że przynajmniej część noży dostarczana była przez wędrownych, żydowskich handlarzy (w tym przypadku mowa o koziku). Skąd je brali? Zapewne prosto od rzemieślników je wytwarzających. Ci sprzedający po wsiach handlarze nie byli potentatami w swym fachu, poruszali się często pieszo lub wozami, z pewnością więc nie przebywali setek kilometrów w poszukiwaniu najtańszego dostawcy i nie kupowali towarów w tysiącach sztuk, możemy więc przypuszczać, że kupowali towar u lokalnych nożowników i rozprowadzali go po okolicznych wsiach i miasteczkach.


Plakat propagandowy drukowany z okazji referendum w 1946 roku.


Drugą z linii podziału, o której wspomniałem we wstępie jest wybuch II Wojny Światowej, wtedy to ustalony porządek po raz kolejny został zburzony, a rzeczywistość powojenna znacznie odbiegała od tego, do czego ówcześni Polacy byli przyzwyczajeni. Przede wszystkim zmieniły się granice, poza Polską znalazły się tereny od wieków będące jej częścią, a w skład nowego kraju weszły takie, które od wieków pozostawały poza jej bezpośrednim wpływem. Rzeczpospolita przesunęła się na zachód i powróciła mniej więcej do terytorium, które zajmowała kilkaset lat wstecz. Chichotem historii jest to, że znajdujący się ponoć w obozie zwycięzców kraj został okrojony ze swego terytorium, tak więc wygraliśmy wojnę i w nagrodę otrzymaliśmy państwo o ponad 1/5 mniejsze, czyli o więcej 70000 km2 - to tak, jakby odłączyć obszar wielkości, mniej więcej, dzisiejszej Serbii. Ale nie to było najważniejsze, oprócz zmian terytorialnych zostaliśmy też obdarowani nowym ustrojem politycznym, co, jak się szybko okazało, miało wpływ na wszystko.

Przede wszystkim nowy ustrój nie przepadał za produkcją prywatną, z tego też względu dotychczas działające wytwórnie noży, te które przetrwały wojenne zniszczenia, lub w których działalność po wojnie została wznowiona zostały znacjonalizowane, a następnie połączone w ogromne państwowe molochy. To one właśnie od tej pory miały zająć się produkcją przeznaczoną na krajowy i nie tylko krajowy rynek.
Wkrótce okazało się, że ogromne zniszczenia wojenne, proporcjonalnie największe na świecie (Polska straciła 38% majątku narodowego, nie licząc utraconych oszczędności) oraz niewydolna gospodarka nowego ustroju doprowadziły do tego, że państwowe fabryki nie były w stanie pokryć zapotrzebowania ludności nawet na najpotrzebniejsze produkty, z czasem pozwolono więc na działalność tzw. prywaciarzy (w tym okresie swoją fabryczkę odzyskał np. Bolesław Michalski z Przedborza). Oczywiście nastąpiło to dopiero po śmierci Wielkiego Wyzwoliciela.
Pomimo trudności ze zdobyciem materiałów potrzebnych do produkcji noży prywatne firmy nożownicze działały, powstawały też nowe. Ogólnie przez okres PRL, poza państwowymi fabrykami działało w różnym okresie przynajmniej kilkudziesięciu nożowników, niestety nieliczni przetrwali do dziś. Oczywiście przeważającą część rynku zdominowały wytwórnie państwowe, zwłaszcza Gerlach, który przez kilkadziesiąt lat był niezagrożonym przez nikogo potentatem.
Szerzej okres ten opisuję w dziale: "Kowale i inni..."



Fabryka Wyrobów Metalowych J. Fogelnest w Stojadłach. Zniszczona w wyniku działań wojennych hala z maszynami polerskimi.


Kolejny przełom, czwarty już w XX wieku przyniósł naszym producentom noży rok 1989. Zapoczątkował on okres, który trwa do dziś.
Po roku tym nastąpiła kolejna zmiana ustrojowa, gospodarkę kraju przestawiono na nowe tory, a właściwie powrócono do istniejącego przed wojną systemu kapitalistycznego, choć oczywiście w zmodyfikowanej już postaci. W porównaniu do czasów PRL, kiedy to w okresie chronicznego niedoboru kupowano wszystko, co tylko pojawiło się na rynku, a konkurencja w zasadzie nie istniała zmieniło się wszystko. Dla rodzimych producentów był to, jak się wydaje, szok.
Kraj zalała fala noży zagranicznego pochodzenia, nie zawsze lepszej jakości, ale za to w wielości form i wzorów oraz wykonanych przy użyciu materiałów nie spotykanych do tej pory na naszym rynku. Oczywiście oprócz wyżej opisanych produktów pojawiły się również noże wytwarzane przez światowych potentatów w tej dziedzinie, okazało się wtedy, że nawet w przypadku produkcji noży, w zasadzie prostych narzędzi, jesteśmy opóźnieni technologicznie.

Poza tym polscy producenci, przyzwyczajeni do tego, że bez względu na to jakiej jakości były ich produkty to i tak je kupowano, zderzyli się ze wzrastającą świadomością konsumencką. Nasze noże były porównywalne jakościowo, a nawet lepsze od części noży importowanych, ale za to znacznie od nich droższe, z drugiej strony, jeśli idzie o uznanych producentów, to na przykład scyzoryki Gerlacha były porównywalne cenowo, ale za to znacznie gorszej jakości niż chociażby scyzoryki szwajcarskie. To oczywiście znaczne uproszczenie tematu, ale powstała sytuacja, w której jeśli klientowi zależało na niskiej cenie to kupował sprzedawane za grosze nożyki pochodzące z krajów byłego ZSRR, natomiast jeśli wolał jakość, wybierał noże uznanych producentów zachodnich.
Ponadto, zaraz na początku lat dziewięćdziesiątych społeczeństwo spragnione nowości, nieprzyzwyczajone do zachodniej działalności marketingowej i podatne jak dzieci na wszelkiego rodzaju reklamy masowo rzuciło się do kupowania produktów zagranicznych, uważanych za lepsze w każdej dziedzinie, choć rzeczywiście w wielu przypadkach tak właśnie było. To wszystko i jeszcze wiele innych czynników spowodowało, że niewiele z polskich firm nożowniczych o wieloletniej historii przetrwało do dzisiaj.



Fabryka Gerlach w Drzewicy za czasów PRL.


Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych zniknęło w zasadzie zainteresowanie tanimi nożami produkowanymi za wschodnią granicą, natomiast ich miejsce zajęła tania produkcja z Chin i innych krajów azjatyckich. I to już nawet nie jest zalew rynku azjatyckimi nożami, a prawdziwe tsunami.
Dostępna jest również w zasadzie pełna oferta zagranicznych producentów noży, jest w czym wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie.
Obecnie zauważyć też możemy sentyment za "dawnymi, dobrymi czasami" i powrót klientów do marek, które znali z dzieciństwa lub młodości, tym można tłumaczyć zainteresowanie dawnymi nożykami z czasów PRL, zwłaszcza Gerlachem. Dawne polskie marki stały się dość popularne, choć zdecydowanie raczej dla kolekcjonerów niż użytkowników noży. Za popytem nadążają rzecz jasna wszelkiej maści handlarze oferujący "kultowe" noże z PRL w "stanie magazynowym" i nie należy do rzadkości zamieszczanie w opisach na aukcjach internetowych takich kwiatków, jak np. "legendarna jakość PRL"(sic!).

Jak już wspomniałem wcześniej, przemianę ustrojową przetrwało zaledwie kilka firm produkujących noże, np. "Kopromed', który jednak dysponuje ofertą, skierowaną głównie do myśliwych, czy "Polkars", który specjalizuje się w wytwarzaniu noży rzeźniczych. Powstały też nowe, takie jak "Skałmet" czy "Polmag" i jeszcze kilka innych, jednak zapewne najciekawsze z punktu widzenia miłośników noży jest wzrastające zainteresowanie indywidualnym ich wytwarzaniem.
Oczywiście "niezrzeszeni" nożownicy działali w Polsce właściwie bez przerwy, jednak prawdziwy rozkwit hobbystycznego nożownictwa daje się zauważyć mniej więcej od początku XXI wieku.
Niebagatelny wkład w rozwój tego zjawiska mają portale internetowe zrzeszające miłośników noży i dawnej broni białej, miłośników militariów, kowalstwa, etc., a zwłaszcza, jeśli chodzi właśnie o noże, forum Knives.pl oraz strony internetowe poświęcone ręcznemu wytwarzaniu tych narzędzi. Obecnie mamy do czynienia z niezwykła popularnością tej dziedziny rzemiosła, rzemiosła, ponieważ mówimy głównie o ręcznie wykonywanych nożach, a nie o produkcji fabrycznej. Aktualnie w Polsce działa mnóstwo nożowników-hobbystów traktujących wykonywanie noży jako ciekawy pomysł na spędzanie wolnego czasu, a znaczna część z tych twórców wytwarza noże na bardzo wysokim poziomie; co więcej, doczekaliśmy się już kilku nożowników, którzy zdobyli sławę i uznanie międzynarodowe. Jakby tego było mało, właśnie na bazie takich, z początku hobbystycznych zainteresowań wyrosło już kilka małych (na razie) manufaktur nożowniczych. Wszystko więc zmierza ku lepszemu.



Wybrane noże z oferty olsztyńskiej firmy "Żbik". Lata osiemdziesiąte XX w.


Jakich noży używano i jakie noszono w XX wieku? 
Przede wszystkim zaznaczyć należy, że jeszcze całkiem niedawno noszenie podręcznych nożyków było powszechne, choć moda ta panowała głównie wśród męskiej części populacji. Według wspomnień mojego dziadka (ur. 1926 r.), zarówno przed jak i po II Wojnie Światowej nóż, zazwyczaj składany, noszony był przez wszystkich, każdy mężczyzna miał przy sobie scyzoryk. Dowodem na to, że dziadek mój bynajmniej nie konfabulował może być chociażby potwierdzająca jego słowa relacja krakowskiego dziennikarza Stanisława Broniewskiego (ur. 1900 r.): "Scyzoryk (...) przedmiot, którym legitymował się każdy przyzwoity mężczyzna, od lat mniej więcej sześciu do najpóźniejszej starości. Każdy miał scyzoryk, zmieniały się tylko jego wymiary, kształt i użytkowość."4 

Scyzoryki stanowiły na przykład wyposażenie oficerów kawalerii wojska polskiego, o czym dowiadujemy się z wydanego w 1931 roku podręcznika pt. "Oficer" autorstwa Zygmunta Berlinga, Stanisława Próchnickiego i Stanisława Kramara, który zalecany był do użytku służbowego rozkazem II Wiceministra Spraw Wojskowych. W opracowaniu tym przeczytać możemy , że wśród innych wymienionych szczegółowo przedmiotów które: "...oficer powinien posiadać..." jest też: "...1 scyzoryk..." a z wcześniejszych zaleceń zawartych w tekście dowiemy się, jak taki scyzoryk powinien wyglądać: "Do oporządzenia oficera należy również mały, zgrabny scyzoryk o jednem lub dwu ostrzach". 

Oprócz oczywistych korzyści wynikających z posiadania na podorędziu przydatnego narzędzia, scyzoryki noszono ponieważ panowała taka moda. W dzieciństwie i młodości dziadek mój dla przykładu nosił przy sobie scyzoryk taki, jakie popularne były głównie w miastach (z linersami i okładzinami). Za "moich czasów" nie kojarzę już by jakikolwiek miał w kieszeni, chociaż w szufladzie jego biurka, przeglądanej przeze mnie zawsze przy okazji odwiedzin, każdorazowo z czcią nabożną jako skarbnicę ciekawostek wszelakich, leżało kilka scyzoryków różnej produkcji, kilka "finek", głównie Gerlacha i nawet jeden nożyk myśliwski Chify. Na działce trzymał też nożyki ogrodnicze. Natomiast nieodłącznymi towarzyszami naszych wspólnych górskich wędrówek zapoczątkowanych już pod koniec lat siedemdziesiątych były "finki", przy czym każdy miał swoją. Fakt ten zresztą wywoływał u mnie poczucie wielkiej niesprawiedliwości ponieważ uważałem, że dziadek miał finkę lepszą. Lata zajęło mi, by ją od niego "wydębić", a udało się całkiem niedawno.



Chyba najpopularniejsze w czasach PRL finki harcerskie. Gerlach II połowa XX w.


Ojciec mój (ur. 1954 r.) nie nosił noży przy sobie, ale w skrzynce narzędziowej leżał "od zawsze" składany Gerlach myśliwski, mocno zużyty więc z pewnością nie leżał dla ozdoby. U mojego ojca zainteresowania poszły w trochę inną stronę, ponieważ hobbystycznie wykonywał repliki dawnej broni białej i palnej, wśród nich było też kilka kordelasów myśliwskich.
Dziadek mojej żony (ur. 1919 r.) zawsze i do końca życia nosił przy sobie scyzoryk. Miał ich kilka różnych, zarówno takich w typie "szwajcarskim", jak i prostych nożyków polskiej produkcji, nazywanych powszechnie nożami "monterskimi", z kolei ojciec żony (ur. 1949 r.) używał składanych nożyków "monterskich".
Pozostałem jeszcze ja. Za czasów PRL byłem szczęśliwym posiadaczem kilku "finek" gerlachowskich, o których wspomniałem już wyżej, w latach dziewięćdziesiątych już sam kupowałem sobie noże - na początek była to kolejna "finka" Gerlacha, już z plastikową rękojeścią, później były dwie "finki" marki "Ento", dalej składany nóż Herbertza, cóż... Miałem to, co miałem, a największy wpływ na to miały rzecz jasna dostępne środki finansowe, nie ukrywam bowiem, że jak każdy młokos marzyłem o nożu "Rambo", z kompasem, nićmi, igłą i tego typu "duperelami" schowanymi w rozkręcanej rękojeści. Cóż... nie doczekałem się go do dzisiaj, mam za to kolekcję najlepszych noży świata (wiadomo jakich) i kilka Gerlachów na osłodę. 
I to tyle, jeśli idzie o wspomnienia dotyczące mojej rodziny.

Przed wojną podręczne noże nie wzbudzały żadnego niezdrowego zainteresowania i sensacji, o czym wspominałem już wielokrotnie. Znaleźć je można było zarówno w kieszeniach mężczyzn, torebkach kobiet,  jak i w dziecięcych piórnikach przedstawicieli obu płci. Nie brakuje na to dowodów w źródłach pisanych, a wybrane przykłady przytoczyłem w części pt.: "Element stroju i wyposażenia" stanowiącej uzupełnienie tego i poprzednich rozdziałów.
Co więcej, scyzoryki i koziki różnego typu stanowiły przedmiot pożądania każdego dorastającego chłopca, a posiadanie własnego noża świadczyło o tym, że jego właściciel uczynił już pierwszy poważny krok w stronę dorosłości. Ciekawie pisze o tym Stanisław Broniewski: "...otrzymanie takiego kozika (...) oznaczało przejście z fazy maminego synka do fazy tatowego chłopca, do którego ma się już tyle zaufania, że poza przyszczypaniem palca większej krzywdy ani sobie, ani innym nie zrobi".5 



Katalog firmy Kobylańskich (Gerlach) z 1933 r.


Produkowano noże przeróżne, oczywiście podobnie jak w wieku XIX były to noże specjalistyczne, czyli: ogrodnicze, rzeźnickie, kuchenne, etc., wytwarzano i używano też scyzoryków różnego typu, z jedną głownią, z kilkoma, z narzędziami lub bez nich, z korkociągiem... naprawdę różnych; poza tym noży myśliwskich, finek harcerskich, noży turystycznych, a nawet noży wojskowych, które pomimo ograniczeń "wyciekały" na rynek cywilny. Pogląd na to, czego używano daje nam przedwojenny katalog firmy Gerlach, którego fragmenty ilustrują ten tekst oraz zdjęcia noży z Galerii.
Poza nimi używano też powszechnie kozików, czyli prostych nożyków bez blokady, z drewnianą rękojeścią wykonaną z jednego kawałka drewna. Co ciekawe, koziki te były popularne jeszcze przez bardzo długi czas, ostatni znany mi producent tych noży zaprzestał ich wytwarzania dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku. Znany mi, więc oczywiście nie jest powiedziane, że w innej wytwórni, o której nie wiem, nie produkowano ich jeszcze dłużej.
O takich prostych nożykach pisze właśnie Eugeniusz Iwaniec w swojej relacji, dotyczącej między innymi wkroczenia w 1939 roku Armii Czerwonej do Kosówa Poleskiego, leżącego wtenczas na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Wspomina on, że: "Wielu z nich (Krasnoarmiejców) kupowało u nas scyzoryki z drewnianą rączką, które masowo były sprzedawane na bazarze".
Nadal wytwarzano również noże "zbójnickie", choć wiek dwudziesty to już raczej wyłącznie noże wykonywane na potrzeby przemysłu pamiątkarskiego, zresztą wytwarza się je do dzisiaj, choć umiejętność ich wykonywania na Podhalu zanika.

Przed wojną, wnioskując z relacji ustnych i pisanych, wśród mężczyzn mieszkających w miastach popularne były wieloostrzowe scyzoryki, a symbolem elegancji były scyzoryki miniaturowe z okładzinami wykonanymi z masy perłowej lub kości słoniowej, zaopatrzone w wykałaczkę, szpatułkę i pilniczek do paznokci, "...które wytworny pan nosił w kieszonce kamizelki albo jako brelok przy zegarku".6 Młodszych miejskich chłopców (choć zapewne wiejskich również), przynajmniej w Krakowie, zaopatrywano najczęściej w "...koziczki nabywane na odpustowych i jarmarcznych straganach (...) to były zwyczajne jaskrawoczerwone klocki drewniane, w których szczelinie częściowo chowało się jedno kosowate ostrze wykonane z pospolitego żelaza i chronicznie tępe".7 Przy okazji autor tego wspomnienia krytycznie ocenił jakość tych nożyków: "...ostrze osadzone na trzonku za pomocą zwyczajnego zaklepanego gwoździa bez żadnego zatrzasku, chętnie zamykało się w trakcie strugania patyków",8 ale też odróżnił te odpustowe, dziecięce koziki słabej jakości od gatunkowo lepszych kozików chłopskich, "...które się jeszcze tu i ówdzie widziało (...) przytroczone na rzemyku obitym mosiężnymi kółeczkami do szerokich pasów..."9 Starsi chłopcy, już nastoletni, marzyli o wieloostrzowych scyzorykach z prawdziwego zdarzenia.



Kozik odpustowy i miniaturowy scyzoryk. "Igraszki z czasem" Stanisław Broniewski Początek XX w.


W tej samej relacji Stanisław Broniewski, bo to on jest właśnie autorem przytoczonych wyżej cytatów zaznacza, że pomiędzy tymi ekskluzywnymi scyzorykami, a dziecięcymi kozikami "...rozciągała się nieprzebrana mnogość scyzoryków gorzej lub lepiej spełniających swoje przeznaczenie".10 Wspomina też o tym, że "uniwersalne scyzoryki turystyczne"11 pojawiają się w sprzedaży dopiero w ostatnich latach przed wybuchem I Wojny Światowej, pod określeniem tym ukryte są zapewne, między innymi, scyzoryki skautowskie.
Noże stanowiły też bowiem nieodzowną i niezbędną część wyposażenia przedwojennych skautów, jednakże w odróżnieniu od powojennych harcerzy, których najbardziej charakterystycznym nożem była finka, nosili oni u paska "...scyzoryk, scyzoryk wspaniały, o trzech ostrzach, z korkociągiem, szydłem, śrubokrętem i rakiem do rozpruwania puszek konserwowych..."12 

O scyzorykach harcerzy wspomina też Eugeniusz Piasecki w wydanej po raz pierwszy w 1912 roku książce poświęconej organizacjom harcerskim pt. "Harce młodzieży polskiej". W jednym z jej rozdziałów ("Zwiady nocne. Posłuchy") przeczytać możemy: "Jeszcze łatwiej przewodzi głos zwykły scyzoryk, gdy otworzymy w nim dwa przeciwległe ostrza, jedno wbijemy do ziemi, drugie zaœ weźŸmiemy w zęby. Wtedy usłyszymy wszystko, co się wokół nas dzieje, bo drganie wywołane głosem czy też stąpaniem udzieli się także scyzorykowi, a za jego poœśrednictwem koœściom naszej czaszki i organom słuchowym".
W tego samego opracowania dowiedzieć się możemy także ("Opatrywanie ran"), w jaki sposób radzić sobie z ranami powstałymi po ukąszeniu żmii, wściekłych psów czy kotów, itp. Istotne jest by działać szybko i nie dopuścić by jad dostał się do krwi: "Jeśœli rana nie może się dobrze skrwawić, bo jest za mała, a harcerz zdobędzie się na tyle siły woli, że scyzorykiem (przeprowadzonym wprzód przez płomień, aby zniszczyć bakterie) natnie ją z lekka na krzyż. Również odważy się może, zamiast nadmanganianu, wypalić ranę węglem lub rozpalonym żelazem". Oczywiście w przypadku wściekłych zwierząt konieczne jest natychmiastowe zgłoszenie się, po opatrzeniu rany, do lekarza.

Jeśli mielibyśmy się już upierać przy przypisywaniu określonych typów noży do różnych grup społecznych, to przede wszystkim powinniśmy pamiętać o sytuacji materialnej przyszłych właścicieli podręcznych noży, to kluczowa sprawa przesądzająca o tym, kto i jaki nóż nosił. Dlatego też nie można sprowadzać wszystkiego do prostego uogólnienia, że wieloostrzowe scyzoryki nosili wyłącznie mieszkańcy miast, a proste i tanie koziki dzieci oraz ludzie zamieszkujący wieś. Wybór noży był ogromny i każdy kupował to, na co było go stać, zgodnie z panującą modą, zgodnie z wiekiem kupującego, czasem zgodnie z tradycją i oczywiście biorąc pod uwagę dostępność określonych modeli.



Jedyne zdjęcie jakie udało mi się znaleźć przedstawiające harcerza ze scyzorykiem przy pasie. Scyzoryki stanowiły, według wspomnień, standardowe wyposażenie przedwojennych skautów i harcerzy. 1 ZDH Grupa Wilcząt. Dąbrowa Górnicza 26 VI 1926 r. Fot. R. Radzikowski


Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do harcerzy.
W aktualnym regulaminie mundurowym harcerzy ZHR o nożach wspomina się w kontekście pasa harcerskiego: "Pas ma być zawsze wpuszczony we wszystkie szlufki. Można nosić do niego nóż (o ostrzu krótszym niż 15 cm)...". Tak to wygląda w kraju, dla porównania zapis z regulaminu ZHR w Kanadzie, gdzie nóż nadal stanowi, jak dawniej, istotną część umundurowania: "Role tradycyjnej finki harcerskiej może pełnić inny nóż o długości ostrza nie przekraczającej 18 cm. Zabronione jest noszenie i stosowanie noży o większej długości ostrza. Nóż noszony jest w pochewce zapewniającej bezpieczeństwo przenoszenia i użytkowania. Przymocowany jest na pasie po stronie prawej". (pkt. 1.7 Finka harcerska).
Identyczny zapis, co w regulaminie mundurowym kanadyjskiego ZHR obowiązywał w regulaminie mundurowym ZHP z roku 1997 (pkt. 2.8 Finka harcerska). Jednak zarówno w regulaminie mundurowym ZHP z 2005 roku, jak i w tym po zmianach, aktualnie obowiązującym, o nożach nie ma już ani słowa (choć noszenie noża nie jest wymagane to jest dopuszczalne, jak udało mi się dowiedzieć).

Co ciekawe, pomimo naprawdę wielu wzmianek o scyzorykach i nożach harcerskich, pochodzących zarówno ze źródeł pisanych, jak i z relacji ustnych harcerzy, udało mi się znaleźć naprawdę niewiele dowodów ikonograficznych na to, że noszenie przez nich noży było powszechne. Na większości zdjęć, do których dotarłem, a były ich setki, występują oni bez noży przy pasie. 

Wyjaśnienie tej sytuacji wydaje się jednak dość proste. W większości przypadków na zdjęciach udokumentowano uroczystości i spotkania, w których harcerze brali udział, występowali więc oni w mundurach wyjściowych, do których zgodnie z regulaminem nie nosi się noży i innego wyposażenia. Finki i inne noże używane są głównie w warunkach polowych, kiedy to narzędzia te są niezbędnym elementem wyposażenia harcerza, przydatnym przy wielu czynnościach obozowych. 
Potwierdziła to zresztą w rozmowie ze mną hm. Anna Malinowska, rzecznik prasowy ZHR. Hm. Malinowska przekazała mi też bardzo ciekawe informacje dotyczące współczesnego podejścia do noszenia noży w tej formacji. Według tego, co zauważyła, jeszcze 10 lat wstecz noszenie na wyjazdach przy pasie noży (finek) wśród harcerek nie było czymś wyjątkowym, sama miała taki nóż, natomiast aktualnie zauważalną jest tendencja do zastępowania większych noży przez różnego rodzaju scyzoryki, które przeważnie nosi się w kieszeni. 
Nie jest to więc tak, że harcerze noży już nie używają i nie noszą, owszem nadal noszą i używają, ale w określonych przypadkach. W tym kontekście nie powinno też dziwić, że tych podręcznych nożyków nie widać, skoro coraz więcej z nich schowanych jest po prostu w kieszeniach.


Harcerze na obozie w Nowym Sączu. 1933 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe.


Tuż po wojnie popularne były bagnety ze względu na ilość tych noży, która dostała się w ręce cywilów po przechodzącym froncie, głównie bagnety niemieckie, radzieckie, pewnie też w mniejszej ilości przedwojenne polskie. Noże te były skracane i przerabiane według potrzeb, z czasem jednak ustąpiły one miejsca nożom innego typu, zdecydowanie bardziej praktycznym. W tym okresie w obiegu z pewnością było jeszcze sporo polskich noży przedwojennych, nie należy zapomnieć również o nożach produkcji obcej, "odziedziczonych" przez repatriantów zasiedlających ziemie odzyskane.

Z czasem ruszyła produkcja krajowa, ale tu już bezdyskusyjnie dominować zaczęły firmy państwowe. Niezagrożonym potentatem na rynku był oczywiście upaństwowiony Gerlach, poza tą wytwórnią wytwarzano też noże i scyzoryki w innych firmach państwowych, na przykład w CFI z Częstochowy, Chifie (produkcja uboczna), czy w Stojadłach, konsolidowanych później we wspólnych kombinatach-molochach.
Jak wyglądały wytwarzane przez państwowe firmy noże? Pomijając te przeznaczone dla konkretnych użytkowników, jak na przykład noże rolnicze, ogrodnicze, czy rzeźnickie, polskie firmy wytwarzały setki różnych modeli, od noży myśliwskich z głownią stałą począwszy, poprzez różnego rodzaju scyzoryki, na tradycyjnych kozikach skończywszy. Różnorodność była spora, choć nie wszystkie modele produkowano w równej ilości i nie wszystkie dostępne były dla "mas".
Bardzo popularne były "finki" wytwarzane przez Gerlacha, głównie na potrzeby młodszych harcerzy, ale takie "finki" nosili "wszyscy" chłopcy i nie tylko chłopcy, również scyzoryki w typie szwajcarskim wytwarzano w w rozlicznych wzorach i z różnych materiałów, było ich naprawdę dużo, bezsprzecznie popularnym modelem były też składane noże wędkarskie Gerlacha, miał je chyba w domu każdy wędkarz. Oczywiście oprócz wymienionych wyżej nożyków, niezwykle często spotykane w kieszeniach wszelakich były różnego rodzaju składane noże "monterskie", tanie i ogólnodostępne.
Produkcja w czasach PRL była duża, a czasy nie tak odległe, więc i dziś nie ma problemu z zakupieniem modeli noży wytwarzanych przez państwowe firmy w tamtym okresie.



Finki, noże myśliwskie, zestaw turystyczny i OSA. Gerlach Drzewica.


W okresie PRL-u działały też, o czym wspominałem już wcześniej, firmy prywatne takie jak na przykład: "Pronowo", "Ento", Wulping", "Żbik", wytwórnia noży "M.Z.Z. Szulc" i wiele innych, ich noże jednak, albo były niezwykle rzadkie ze względu na skalę produkcji i ilość punktów handlowych, w których taką "prywaciznę" można było kupić, albo też z tego powodu, że swoją ofertę kierowały głównie na eksport, zwłaszcza do Niemiec.
Odrębną produkcją zajmowali się rzemieślnicy zakwalifikowani do grupy rękodzielników ludowych, byli oni popierani przez państwo, a zbyt zapewniała im Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, do tej grupy zaliczano także górali zajmujących się wytwarzaniem noży "zbójnickich". Oczywiście nie wszystkie noże "zbójnickie" dostępne były wyłącznie w punktach Cepelii, sam doskonale pamiętam, że jeszcze w latach osiemdziesiątych można je było kupić bez problemu na stoiskach prywatnych w Zakopanem.

Po 1989 roku, kiedy to szeroko otwarto granice dla zagranicznych towarów używamy po prostu tego, co nam się podoba i co nam odpowiada. Wybór jest ogromny, a główny problem polega na tym, żeby się na coś zdecydować, no i oczywiście, żeby mieć na ten zakup pieniądze.

Jeśli zaś idzie o podejście społeczeństwa i władz do noszenia i używania noży, to za czasów istnienia PRL-u nikogo ich noszenie nie dziwiło i nie zaskakiwało, zasadniczo traktowano noże jak inne, zwykłe narzędzia. Pamiętam, że jeszcze w latach osiemdziesiątych graliśmy z kolegami "w noża" na podwórku i to w dodatku na oczach rodziców! W zasadzie nikogo, kto nosił scyzoryk nie traktowano z tego powodu podejrzliwie; co więcej, przez lata chodziłem po górach jako dziecko, a później młodzieniec z "finką" u boku i nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi, ale jeśli już, to z życzliwością wypytywano o nią. Zmieniło się to dopiero po 1989 roku, choć nie od razu rzecz jasna. Proces ten trwał przez lata i dziś odbiór noży różnego typu jest w naszym kraju taki, jaki jest, a osoba wyposażona w jakiekolwiek narzędzie ostre większe od małego scyzoryka, w większości przypadków wzbudza co najmniej zaniepokojenie, Ciekawe jest to, że większość niezbyt starych przecież rodziców dzisiejszych dzieciaków daleka była w swojej młodości od demonizowania tych przydatnych narzędzi, a i sami z pewnością się nimi bawili, używali i je nosili (przynajmniej spora część z nich).  


Noże monterskie, noże składane, noże szewskie. Gerlach Drzewica.


Na zakończenie rozdziału wróćmy jeszcze na chwilę do tego, jakich noży używano i jakie noszono w XX wieku.
W 2015 roku poprosiłem kolegów z forum Knives.pl o to, by zapytali swoich starszych krewnych i znajomych, jakich noży podręcznych używali i jakie nosili. I czy w ogóle jakichś noży osobistych używali. Z zebranych informacji ułożyłem listę liczącą łącznie 144 pozycji (osób i grup osób). To stosunkowo niewiele, a już stanowczo zbyt mało, by na tej podstawie wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski i pokusić się o sporządzenie statystyki, która mogłaby stanowić odniesienie do całego kraju, tym bardziej, że niektóre z uzyskanych danych są bardzo ogólnikowe. Niemniej jednak odpowiedzi napłynęły praktycznie z każdego regionu Polski i dlatego warto je przytoczyć, chociażby jako ciekawostkę uzupełniającą to opracowanie.
Poprosiłem o podanie w odpowiedziach, jeśli to było możliwe, roku urodzenia osoby przepytywanej, miejsca zamieszkania, stopnia pokrewieństwa, rodzaju i typu noża, ewentualnie marki oraz tego, czy noże były przez te osoby noszone, czy tylko posiadane i używane okazjonalnie, w razie potrzeby.

Jak już wspomniałem wcześniej, uzyskałem informacje dotyczące łącznie 144 osób, wśród nich trzy odpowiedzi, które traktowały temat bardzo ogólnie wskazując zbiorowo jako obiekt "badań" grupę "kolegów z pracy", "dziadka i jego znajomych" oraz "dziadka, ojca i wujów"
W tym pierwszym przypadku, czyli "koledzy z pracy", podano ogólne informacje o nożach dziadków tych kolegów, były to składane noże monterskie z drewnianą rękojeścią, najczęściej marki Gerlach. Część z tych dziadków noże na co dzień nosiło, a część tylko posiadało, używając w razie potrzeby. Nie podano wieku, ani też miejsca zamieszkania przepytywanych, jednak były to już osoby dorosłe, więc ich dziadkowie urodzili się zapewne tuż przed drugą, a maksymalnie przed pierwszą Wojną Światową.
W drugim przypadku informacje dotyczyły "dziadka i jego znajomych" zamieszkujących wieś Kotunie i noszących na co dzień składane noże z drewnianymi rękojeściach. Nie podano daty ich urodzin. W trzecim przypadku "dziadek, wujowie i ojciec" pochodzący ze wsi Całowanie (pow. Otwock) zawsze nosili przy sobie "coś ostrego". Tu również nie podano daty ich urodzin.



Noże monterskie, scyzoryki, noże składane, noże monterskie, sierpak i okulizak. Gerlach Drzewica.


Powyższe przykłady postanowiłem wydzielić z listy ogólnej i opisać osobno, a na liście głównej pozostawić wyłącznie informacje dotyczące jednostek.
Pozostało nam zatem 141 osób.
Z tych 141 osób według wskazań 70 mieszkało w miastach (wskazano konkretnie: Bydgoszcz, Kalety, Koszalin, Lublin, Łódź, Miłomłyn, Miłosław, Połaniec, Poznań, Sejny, Sokołów Podlaski, Szczecin, Tczew, Trójmiasto, Warszawa, Wrocław, Żary), a 33 na wsi (wymieniono konkretnie: Konarzewo, Kotunie, Stężyca), w 38 przypadkach nie określono; jednakże kilkukrotnie zamiast tego rozgraniczenia wymieniono region, z którego pochodził krewny lub znajomy.
Nie powinno dziwić, że liczby powyższe nie pokrywają się lub nie zliczają z tymi, które wyszczególnię poniżej. Wynika to ze sposobu podania informacji przez przepytywanych. Część z osób podała tylko nazwę miasta lub wsi, część zaznaczyła wyłącznie to, że dana osoba pochodziła z miasta lub wsi, bez podania nazwy, inni wymienili tylko region, a nieliczne z osób zamieściły bardziej szczegółowe dane, np. "wieś, Wielkopolska" albo też "miasto, Kalety, Górny Śląsk".
Co więcej, spośród wszystkich osób, które wzięły udział w ankiecie aż trzydzieści nie podało żadnych informacji umożliwiających identyfikację miejsca zamieszkania opisywanych postaci.

Ogólnie spośród 96 osób w przypadku których podano region pochodzenia lub zamieszkania 34 osoby pochodziły z Wielkopolski, 18 z Mazowsza, 9 z, jak określono, północnego-wschodu Polski (wliczyłem w to po jednej osobie z Mazur i Podlasia i 2 z okolic Białegostoku), 6 z Lubuskiego, 5 z Górnego Śląska, 4 z Dolnego Śląska, 3 z Pomorza Gdańskiego, 3 z Kujawsko-pomorskiego, 2 z Świętokrzyskiego, 2 z Łódzkiego, 2 z Pomorza (nie określono którego), 2 z Lubelszczyzny, ale też jedna z Wileńszczyzny, jedna z Żuław, jedna z Pomorza Zachodniego, jedna z Pomorza Środkowego i jedna z okolic Krosna. W jednym przypadku jako miejsce pochodzenia podano "wschód Polski".
U kilku osób zaznaczono wiele miejscowości (np. Zagórz-Lwów-Warszawa, Brześć-Żuławy, wieś-Żary), co oznacza, że człowiek ten przeprowadzał się przynajmniej raz, lub nawet kilkukrotnie, nie wyliczałem ich odrębnie do zaznaczałem jedynie, czy to było miasto, czy wieś biorąc pod uwagę ostatnie miejsce zamieszkania. 

Na liście zdecydowanie dominują mężczyźni, łącznie stu trzydziestu trzech (66 x dziadek, 56 x ojciec, 6 x wujek, 2 x teść, 1 x pradziadek, 1 x stryj, 1 x znajomy), kobiet jest tylko osiem (3 x mama, 2 x babcia, 1 x prababcia, 1 x ciocia, 1 x matka stryjenki). Tylko u 34 osób podano datę urodzenia, 28 osób urodziło się przed 1945 rokiem (w tym jedna jeszcze w XIX w.), 6 już po wojnie. W 107 przypadkach daty urodzenia nie podano.
Spośród tych wszystkich osób, niezależnie od płci, podręczne noże nosiło przy sobie 107 osób, a pozostałe 34 po prostu je miało i używało w zależności od potrzeb. 



Scyzoryki CFI. Częstochowa.


Najczęściej posiadanym i noszonym nożem jest wielonarzędziowy albo też wieloostrzowy scyzoryk, tego typu narzędzie wskazało 86 osób. 
Często wymienianym narzędziem jest też nóż składany (łącznie 33 razy), przy czym 14 osób określiło swój nóż podręczny po prostu mianem: "nóż składany", w dziesięciu przypadkach był to składany nóż myśliwski Gerlacha, pięciokrotnie nóż z okładzinami drewnianymi, a czterokrotnie nóż w typie Buck 110. 
Popularnymi nożami były też używane w zdecydowanej większości przypadków na wsi noże ogrodnicze (17 sztuk łącznie, w tym: 13 x sierpak, 3 x okulizak, jeden raz "nóż ogrodniczy") wytwarzane głównie przez firmę Gerlach oraz noszone przeważnie przez mieszczan składane noże monterskie Gerlacha (wskazane trzynastokrotnie) i składane noże wędkarskie tej samej firmy (11 razy).
Ponadto ankietowane osoby wymieniły również noże własnej produkcji lub wykonane przez znajomych (dziewięciokrotnie) składany nóż saperski Gerlacha (siedmiokrotnie), finkę (pięciokrotnie), nóż z głownią stałą (pięciokrotnie), zwykły kozik (trzykrotnie) oraz nóż myśliwski (2 x), sprężynowiec (2 x), przerobiony bagnet (2 x), "nóż na grzyby", nóż grawitacyjny, nóż wojskowy wz. 55, "wojskowy sztylet", a nawet kordzik Kriegsmarine, czy narzędzia określone jako: "nóż", "jakiś nóż" i "zawsze nosił coś przy sobie".

Wśród wytwórni noży zdecydowanie dominuje marka Gerlach wzmiankowana 90 razy, przy czym wszystkie te noże zaliczyć można do kategorii "noże składane" (w tym scyzoryki, noże ogrodnicze, noże saperskie). Jeśli idzie o pozostałych polskich producentów, to wymieniono również marki: CFI (2 x scyzoryk), FBR (nóż wz.55), Chifa (nóż myśliwski) i Pronowo (finka).
Dwunastokrotnie, jeśli idzie o scyzoryki i noże składane zaznaczono, że były to noże radzieckie; ośmiokrotnie wymieniając producenta noży składanych (6 x) i noży z głownią stałą (2 x) wskazano na Niemcy (konkretne marki: GML i Loewen Messer). Szwajcarię wskazano trzykrotnie (scyzoryki Victorinox), Szwecję dwukrotnie (noże Mora i Fiskars), raz Wielką Brytanię (marynarski nóż składany) i raz Francję (składany Opinel).
W czternastu przypadkach odpowiadając na pytanie o markę producenta podano "inne", a trzykrotnie "różne" - tych wskazań, siłą rzeczy nie dało się konkretniej przyporządkować.
Ogólnie 84 przepytywane osoby wymieniły jedną posiadaną markę noża (jeśli określono kraj pochodzenia, zakwalifikowałem to jako markę), 14 osób podało ich kilka (tu również zaliczyłem kraj producenta), a 43 osoby nie podały żadnej.



Sierpaki i okulizaki Gerlacha. Drzewica.


W ankiecie przepytano 141 osób (plus 3 relacje zbiorowe), jednak pamiętać musimy o tym, że zliczone ilości posiadanych i używanych noży oraz marki producentów, czy krajów pochodzenia noży nie będą się pokrywać z tą liczbą, dlaczego? Dlatego że, o czym wspominałem już wcześniej, dane uzyskane od poszczególnych osób nie były identyczne w każdym przypadku. Poza tym, chociaż większość osób nosiła i używała, lub miała i używała tylko jeden nóż (84 osoby) to pozostali przepytywani (57 osób) mieli tych noży kilka, w jednym czasie. 

Czy na podstawie powyższych danych możemy wysnuć jakieś wnioski? Oczywiście, tyle tylko, że ze względu na szczupłość bazy danych i jej niekompletność nie sposób ich przełożyć na skalę kraju. Możemy jednak pokusić się o krótkie podsumowanie uzyskanych informacji.
Wydaje mi się że większość wskazań dotyczy głównie drugiej połowy XX wieku, czyli stosunkowo nieodległej przeszłości - to oczywiście przypuszczenie oparte na znikomych informacjach dotyczących wieku przepytywanych osób oraz na podstawie tego, co już wcześniej wiedziałem na temat produkcji noży w Polsce.
Zdecydowanie najpopularniejszym nożem podręcznym w tym czasie był scyzoryk wielonarzędziowy, noszono go zarówno w miastach, jak i na wsi i to bez względu na to, z którego regionu kraju pochodził użytkownik. Można też posunąć się do stwierdzenia, że jeśli idzie o proste noże składane z drewnianymi okładzinami, to na wsi popularniejsze były noże ogrodnicze typu sierpak, czy okulizak, natomiast w miastach noże monterskie - to akurat łatwo wytłumaczyć zapotrzebowaniem na określone narzędzia. 
Noży podręcznych z głownią stałą (w tym przerobionych bagnetów, noży wojskowych, finek i samoróbek) używano w większości przypadków na wsi, choć różnica pomiędzy wsią, a miastem wynosi tu 9 do 7, czyli jest praktycznie żadna - dodatkowo nie wiadomo w jakim okresie i gdzie tych noży używano. Informacja ta ma więc znikomą wartość i umieszczam ją wyłącznie pro forma.
Z ankiety tej wynika też, że zdecydowanie najczęstszymi użytkownikami noży osobistych różnych typów są mężczyźni. Jeśli idzie zaś o markę producenta noży, to bez wątpienia dominuje w tym okresie firma Gerlach.
I to w sumie wszystko, pozostałe informacje są zbyt szczątkowe by móc wyciągnąć na ich podstawie jakieś sensowne wnioski.


1 "Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powszechna" Tom XIII. Polska. Wydawnictwo Gutenberga (początek lat trzydziestych)
2 Tamże,
3 Tamże.
4 "Igraszki z czasem" Stanisław Broniewski
5 Tamże,
6 Tamże,
7 Tamże,
8 Tamże,
9 Tamże,
10 Tamże,
11 Tamże,
12 Tamże.



Janusz Łangowski



Władza, przestępcy i obywatele

Zbierając materiały do tego opracowania natrafiłem na kilka ciekawych informacji dotyczących ograniczeń prawnych, którym podlegało w różnych wiekach noszenie i używanie noży, postanowiłem więc je przytoczyć i opisać. Rzecz jasna ten krótki rozdział absolutnie nie wyczerpuje tematyki, a zaledwie ją przybliża. 
Zasadniczo przyjąć można, że zakazy dotyczące noszenia i użytkowania noży przez większą część naszej historii dotyczyły głównie noży pełniących funkcję broni ewentualnie noży o większych rozmiarach; małe, podręczne narzędzia rzadko bywały obiektem obostrzeń prawnych. Nie oznacza to jednak, że posiadacz mniejszego noża mógł czuć się całkowicie bezpiecznie i nie był narażony na podejrzliwe traktowanie przez przez przedstawicieli organów ścigania, w wielu przypadkach zależało to od okoliczności, a czasem od interpretacji przez służby obowiązujących aktów prawnych i poszczególnych artykułów.

Jeśli idzie o mieszczan, to obostrzenia wszelkiego rodzaju wprowadzały lub zatwierdzały głównie władze miejskie, np. w 1379 roku ukazało się w Krakowie rozporządzenie zabraniające mieszczanom noszenia noży w pochwach i puginałów pod karą pół grzywny lub 8 dni więzienia i utraty broni (Kodeks Behema XVI w.). Różnego rodzaju regulacje i zakazy (często z dzisiejszego punktu widzenia, teoretycznie sprzeczne, jak np. szesnastowieczne wrocławskie uchwały zalecające mieszczanom wyposażenie się w noże przed udaniem się do dzielnic niebezpiecznych, a jednocześnie zabraniające noszenia "broni morderczej", do której to zaliczano np. kordy, jednak warto pamiętać o tym, że zapewne rozgraniczano duże noże, sztylety, puginały i kordy zaliczane do broni, od mniejszych noży osobistych) narzucali ludności zarówno władcy, jak też i np. rady miast czy cechy rzemieślnicze.


Kat z mieczem w rycerskiej zbroi. Zwieńczenie poznańskiego pręgierza.


W niektórych miastach przyznawano albo ograniczano prawa do noszenia noży wyłącznie wybranym grupom społecznym (np. puginały mogli nosić tylko dziedziczni mieszczanie, a w 1571 roku w Warszawie zabroniono nosić noży i broni szewcom), w innych zakazywano ich noszenia całkowicie (np. Świdnica, Wrocław) lub ograniczano długość głowni bądź też miejsc, do których nie wolno ich było wnosić (np. oberże). Broni, w tym noży, zabraniano nosić również żakom.
Również niektóre cechy rzemieślnicze ustanawiały własne prawodawstwo dotyczące pośrednio również i noży, np. zabraniano przynoszenia broni (w tym puginałów i innych noży bojowych) na zebrania cechowe lub przyznawano prawo do jej noszenia wyłącznie mistrzom cechowym. 

Inne zakazy wprowadzane do końca XVII wieku, a dotyczące noszenia broni przez stany niższe dotyczyły głównie szabli, która zarezerwowana była jako atrybut szlachty i element stroju szlacheckiego, regulowały to ustawy wydawane przez lokalne sejmiki szlacheckie. Nie zabraniano natomiast bogatym mieszczanom ubierania się na cudzoziemską modłę i noszenia broni pochodzenia zagranicznego, na przykład szpad.
Jeśli idzie o chłopstwo, to zabraniano im w różnych ustawach wiejskich noszenia wszelkiej broni w miejscach publicznych (chyba, że pełnili służbę wojskową), np. na targach, w karczmach, na zebraniach, etc., obawiano się powszechnych bójek oraz wystąpień przeciwko dominującej warstwie rządzącej.
Rzecz jasna zakazy te często obchodzono, a puginały i inne większe noże stanowiły podręczne wyposażenie i broń niejednego mieszczanina i chłopa.

Inaczej rzecz się miała, jeśli idzie o rycerstwo i późniejszą szlachtę cieszącą się ogromną swobodą i alergicznie reagującą na wszelkie próby wprowadzania jakichkolwiek ograniczeń "wolności szlacheckiej". Wprawdzie szlachta teoretycznie musiała stosować się do zakazów jej dotyczących, podlegała jurysdykcji sądów i oczywiście władzy królewskiej, ale egzekwowanie nałożonych na nią wyroków było niezwykle trudne w zdecentralizowanej Rzeczypospolitej. Znalazłem zaledwie jedno ograniczenie prawne dotyczące noszenia przez szlachciców noży (oczywiście nie śmiem twierdzić, że jest to jedyny zakaz, być może było ich więcej, ale ja do nich nie dotarłem), wprowadzono je w 1632 roku, po zamachu na życie króla Zygmunta III dokonanego przez będącego niespełna rozumu szlachcica Michała Piekarskiego. Ponieważ był to pierwszy w historii Polski zamach na majestat królewski czyn ten wywołał ogromne poruszenie wśród szlachty. Na fali powszechnego oburzenia wprowadzono zakaz wnoszenia puginałów (oraz obuszków, czekanów i nadziaków) na teren pól elekcyjnych. Co ciekawe, wcześniej dozwolone było noszenie podczas elekcji broni białej bez żadnych ograniczeń, a zakazy dotyczyły wyłącznie broni palnej.3

Nadmienię tylko, że Piekarski został przykładnie ukarany za swój niegodny czyn, najpierw go torturowano próbując wyciągnąć informacje o inspiratorach zamachu, a kiedy okazało się, że prawdopodobnie działał sam, z nieznanych w zasadzie motywów (choć przypuszczano, że mogła to być zemsta za ubezwłasnowolnienie go i odsunięcie od zarządzania własnych majątkiem ze względu na chorobę psychiczną) zaprzestano tortur i skazano go na śmierć wyrokiem sądu sejmowego. Wyrok wykonano publicznie w Warszawie, najpierw obcięto mu dłoń podniesioną na króla, następnie rozerwano czterema końmi, a spalone szczątki wystrzelono z armaty.


Stanisław Milewski "Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy"


Podczas zaborów regulowano głównie dostęp do broni palnej i materiałów wybuchowych, chociaż znalazłem również obostrzenia prawne dotyczące noży różnego rodzaju pochodzące z zaboru austriackiego. W patencie cesarskim z 24 października 1852 r. o wyrobie, posiadaniu i noszeniu broni, tudzież handlu bronią i jej przewozie, wśród broni zakazanej znalazły się też: "...puginały, sztylety,  noże  szlifowane  wklęsło  na  kształt  sztyletów,  trójsieczne  szpady, (...) wreszcie  wszelką  broń  skrytą,  a  do  pod­stępnego  napadu  przydatną  jakiego  bądź  rodzaju  (np.  strzelby  w  laskach, laski  ze  szpadami  itp.).  Do  broni  zakazanej  zaliczyć  także  należy  wszelkie narzędzia,  których  kształt  pierwotny  i  naturalny  zmieniono  umyślnie,  aby cięższe  rany  zadawać,  tudzież  wszelkie  narzędzia  ukryte,  do  podstępnych napadów  przydatne,  które  według  swego  ustroju  nie  są  przeznaczone  do wykonywania sztuki lub przemysłu ani do użytku domowego".4
Wcześniej jeszcze, po 1815 roku, wszystkie władze zaborcze zaostrzyły politykę dotyczącą noszenia broni na okupowanych terenach, jednak dotyczyły one głównie broni palnej i białej.

Nie oznacza to jednak, że noże traktowane były przez zaborców głównie jako nieszkodliwe narzędzie codziennego użytku, na to, że bywało inaczej wskazywać mogą chociażby problemy, które z którymi borykać się musieli dawni miłośnicy pieszych wycieczek krajoznawczych: "Wędrowanie i wycieczki, szczególnie młodzieży szkolnej miały na ziemiach polskich wieloletnie tradycje sięgające czasów Komisji Edukacji Narodowej. W Królestwie Polskim nastawienie władz do tego rodzaju aktywności nie było sprzyjające, a turystów spotykały z tego powodu różne trudności i przykrości. Wzbudzała ona nieufność i nie miała zrozumienia ze strony policji. (...)  Niektórzy z wycieczkowiczów wielokrotnie siedzieli w areszcie z powodu znalezionej przy rewizji podejrzanej książeczki, mapki, aparatu fotograficznego, zbyt dużego scyzoryka..."5
Jak widać, dużo zależało od indywidualnego podejścia przedstawiciela prawa. Zupełnie jak dziś (w niektórych przypadkach), choć dawniej konsekwencje mogły być zdecydowanie poważniejsze.

Pierwszy akt prawny odrodzonego po 1918 roku państwa (Dekret o nabywaniu i posiadaniu broni i amunicji z dnia 25 października 1919 roku, wydany przez Naczelnika Państwa) nie wspomina w ogóle o nożach, nie są one zaliczane do kategorii broni. Kolejne akty podstawowe dotyczące prawa do posiadania, użytkowania i handlu bronią również nie wspominają o nożach, zapewne więc traktowano je jako narzędzia, a nie broń, ale...
Noże wymieniane są w rozporządzeniach policyjnych, w tym w Rozporządzeniu policyjnym z dnia 30 stycznia 1922 roku, gdzie wśród broni zakazanej (lub mogącej zostać użytej jako broń), której sprzedaży zabraniano lub ściśle ją reglamentowano (za pozwoleniem) wymieniano również sztylety, noże (Jakiego typu? Nie wiem niestety, nie udało mi się odszukać tego rozporządzenia tylko odniesienie do niego) i inną broń sieczną. Podobnie w Rozporządzeniu z dnia 30 listopada 1926 roku w przedmiocie nabywania, pozbywania i noszenia broni i amunicji, w którym zakazywano "...kupowania, sprzedawania i noszenia (...) wszelkiego rodzaju broni kłującej, siecznej i palnej ukrytej w laskach, czy też innych przedmiotach".6 W tym przypadku mamy jednak konkretne wskazanie dotyczące głowni ukrytych. Być może więc, w poprzednim rozporządzeniu również była mowa o nożach ukrytych w różnych przedmiotach. 


Ucieczka przed konną policją. "Tajny Detektyw" 1932 r.


W rozporządzeniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 27 października 1932 roku - Prawo o broni, amunicji i materiałach wybuchowych po raz pierwszy wprowadzono definicję broni: „Bronią w rozumieniu niniejszego prawa jest każde narzędzie, przeznaczone do zadawania bezpośrednio lub pośrednio urazów  cielesnych”. Wyjaśnienie niezwykle ogólne i pozostawiające szerokie pole do interpretacji, a bronią w określonym przypadku mogło być być wiele przedmiotów. Dlatego też ich uściślenie w drodze rozporządzeń scedowano ustawowo na Ministra Spraw Wewnętrznych i Ministra Spraw Wojskowych oraz Przemysłu i Handlu.
  
I właśnie ci ministrowie wydali wspólnie 27 stycznia 1936 roku Rozporządzenie o broni białej i ograniczeniach w handlu bronią, w którym rozciągnięto przepisy zawarte w Prawie o broni, amunicji i materiałach wybuchowych z 1932 r. na: "broń białą wszelkiego rodzaju, ukrytą w przedmiotach, nie mających wyglądu broni (w laskach, parasolach, kijach, itp.)", natomiast przepisy dotyczące noszenia broni zawarte w Rozporządzeniu Prezydenta rozszerzono (w interesującej nas tematyce) konkretnie o: "sztylety wszelkiego rodzaju oraz noże o długości ostrza ponad 10 cm, sztywno osadzone na trzonku i ostro zakończone" i "noże składane o długości ostrza powyżej 10 cm zaopatrzone w urządzenia, utrzymujące je w otwarciu sztywno na trzonku i ostro zakończone". Wyjątek uczyniono dla: "noży (kordelasów), przeznaczonych do celów myśliwskich, o ile chodzi o noszenie ich w związku z wykonywaniem prawa polowania przez osoby, posiadające karty łowieckie" oraz "takich rodzajów nożów, sztyletów, itp., które są używane do celów zawodowych, o ile chodzi o noszenie ich przez osoby, wykonywujące dany zawód, w związku z jego wykonywaniem"

Oznacza to, że całkowicie zabronione było noszenie wszelkiego rodzaju broni białej (ostrzy) ukrytej w przedmiotach jej nieprzypominającej, a zgodnie ze wspomnianym wyżej rozporządzeniem ministrów zakazany był również handel taką bronią. Natomiast jeśli idzie o "sztylety wszelkiego rodzaju oraz noże o długości ostrza ponad 10 cm, sztywno osadzone na trzonku i ostro zakończone" i "noże składane o długości ostrza powyżej 10 cm zaopatrzone w urządzenia, utrzymujące je w otwarciu sztywno na trzonku i ostro zakończone" to ich nabywanie, noszenie, posiadanie w celach osobistych oraz sprzedaż dozwolona była tylko i wyłącznie za pozwoleniem władzy. Pozwolenia takowe wydawały "...powiatowe władze administracji ogólnej według swobodnego uznania osobom niewzbudzającym żadnych obaw, że użyją broni w celach sprzecznych z interesem Państwa albo bezpieczeństwem, spokojem lub porządkiem publicznym"



Narzędzia przestępcze z gabloty Muzeum Policyjnego w KGPP w Warszawie. 1930 r. Fot. Jan Binek Narodowe Archiwum Cyfrowe


Czasy powojenne to już okres wprowadzania ładu przez nowych władców kraju, wiązały się z tym rzecz jasna ograniczenia dotyczące dostępu do broni. Pierwsze zakazy wprowadzono dekretami PKWN już w 1944 roku, kolejne w latach następnych, a karą za ich nieprzestrzeganie była, w określonych przypadkach nawet kara śmierci. Tuż po wojnie władza dążyła za wszelką cenę do odzyskania broni znajdującej się w posiadaniu obywateli, nie chodziło tu wyłącznie o sprawowanie kontroli nad społeczeństwem, ale i o ograniczenia zwykłego bandytyzmu, który tuż po zakończeniu wojny rozpowszechnił się na terenie całego kraju (rocznie dochodziło do kilkunastu tysięcy napadów z bronią w ręku). Za ujawnianie posiadaczy nielegalnej broni należała się nagroda, nagradzano też funkcjonariuszy państwowych, którym udało się taką broń odzyskać.
Co istotne, z naszego punktu widzenia, za broń uważano za czasów PRL głównie broń palną, myśliwska i sportową, co jasno określała ustawa z 1961 roku.
Był to też okres, w którym propaganda państwowa zaczęła kształtować wyobrażenia społeczeństwa na temat osób posiadających lub chcących posiadać broń. Krótko mówiąc, uczciwemu człowiekowi broń jest niepotrzebna, bo nie ma się czego obawiać, władza ludowa chroni, broni i strzeże, a ci, którzy sądzili inaczej to bardzo podejrzany element. Bardzo. Oczywiście o pozwolenie na broń można się było starać, ale otrzymywali ją przeważnie sprawdzeni i uczciwi towarzysze, albo obywatele, co do których uczciwości i lojalności władza nie miała zastrzeżeń.

Współcześnie obowiązują nas przepisy wynikające z Ustawy o broni i amunicji z dnia 21 maja 1999 roku, w której to zapisano, że zabrania się używania broni białej w postaci "ostrzy ukrytych w przedmiotach niemających wyglądu broni" oraz noży połączonych z kastetami ze względu na zakaz obejmujący kastety.
Poważne nieprzyjemności mogą nas spotkać również w przypadku, jeśli weźmiemy ze sobą nóż na imprezę masową, co wynika z art. 8. 2. Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych z dnia 20 marca 2009 roku, w którym napisano między innymi: "Zabrania się wnoszenia na imprezę masową i posiadania przez osoby w niej uczestniczące broni lub innych niebezpiecznych przedmiotów...". Co prawda nie wspomniano w tym przypadku o nożach i innych przedmiotach ostrych, ale większość prawniczych interpretacji tej ustawy wymienia właśnie noże, jako przedmioty niebezpieczne lub potencjalnie niebezpieczne. Nie ma sensu więc niepotrzebnie ryzykować.

Pozostaje nam też pamiętać o art. 50a Kodeksu wykroczeń:
"§ 1. Kto w miejscu publicznym posiada nóż, maczetę lub inny podobnie niebezpieczny przedmiot, a okoliczności jego posiadania wskazują na zamiar użycia go w celu popełnienia przestępstwa, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 3000 zł.
§ 1a. Tej samej karze podlega, kto będąc uczestnikiem przejazdu zorganizowanej grupy uczestników masowej imprezy sportowej, posiada przedmioty określone w § 1 lub wyroby pirotechniczne.
§ 2. W razie popełnienia wykroczenia określonego w § 1 lub 1a orzeka się przepadek przedmiotów stanowiących przedmiot wykroczenia, choćby nie stanowiły własności sprawcy". 
Pozostawiającym niestety, jak widać, bardzo szerokie pole do interpretacji. 

I to wszystko, choć od czasu do czasu pojawiają się zakusy, by wprowadzić nowe ograniczenia - co zaskakujące, pomysły te lęgną się po prawej stronie sceny politycznej.


Samosąd na wsi. "Tajny detektyw" 1932-1933 r.


Ale jeśli wydaje się nam, że żyjemy w czasach szczególnie niebezpiecznych, w epoce, w której za każdym rogiem czyhają "nożownicy" gotowi pozbawić nas zawartości portfela czy nawet życia, to warto przypomnieć sobie jak to niegdyś bywało. I to wcale nie w czasach odległych, jako przykłady podam bowiem informacje pochodzące z wieku XX, a skupię się głównie na II Rzeczypospolitej i PRL.

Skrótowo, tytułem wstępu. Jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku, po reformach wprowadzonych między innymi staraniem Komisji Dobrego Porządku, a dotyczących systemu prawnego i organizacji instytucji i organów odpowiedzialnych za prawo i porządek, stan bezpieczeństwa w kraju poprawił się na tyle, że Rzeczpospolita uchodziła w oczach podróżujących po niej obcokrajowców za kraj bezpieczny, w odróżnieniu na przykład od Rosji (St. Milewski "Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy"). Zmieniać się to zaczęło na niekorzyść dopiero po utracie niepodległości w wyniku rozbiorów, a szczególnie po wojnach napoleońskich.

Każdy konflikt zbrojny, zwłaszcza jeśli prowadzi do wyniszczenia kraju na taką skalę jak miało to miejsce w przypadku Polski po każdej z wojen światowych, doprowadza do zniszczenia więzi społecznych, upadku wartości i ogólnego rozprężenia. To wszystko w połączeniu ze znajdującymi się w rozsypce, lub formującymi się dopiero władzami i aparatem policyjnym sprzyja rozwojowi przestępczości. Swoje dokładały też odziedziczone po zaborcach, a zwłaszcza po zaborze rosyjskim skorumpowana administracja i mniej lub bardziej niewydolne systemy prawne.
O tym, w jakim stanie znajdowała się gospodarka Polski po zakończeniu I Wojny Światowej pisałem już wyżej, wspominałem też, że panowało potężne bezrobocie i głód, jakiego dzisiaj sobie nie potrafimy wyobrazić. Oprócz innych czynników te również były przyczyną tego, że na niewyobrażalną skalę rozprzestrzeniła się również przestępczość, z której zwalczaniem nie radził sobie młody, raczkujący dopiero aparat państwowy.

II Rzeczpospolita nie była oazą spokoju i w zasadzie przez całe dwudziestolecie między wojenne wrzały społeczne niepokoje wynikające z różnych przyczyn, a dodatkowo odrodzone państwo zmagało się z prawdziwą plagą przestępczości. W latach dwudziestych i trzydziestych na terenie całego kraju dochodziło do bandyckich napadów na przechodniów, podróżnych, na pociągi, a nawet dwory czy całe wsie, działali zarówno pojedynczy przestępcy, jak szajki bandyckie kontrolujące nierzadko znaczne obszary miast. Wymuszano haracze, podkładając czasem nawet bomby w domach opornych, kwitło złodziejstwo, porywano dla okupu, handlowano ludźmi, a zwłaszcza kobietami zmuszanymi do prostytucji w kraju, lub wywożonymi do domów publicznych za granicę. Skala tego zjawiska była ogromna.

Nie lepiej żyło się na wsi, którą nękały podobne problemy jak mieszkańców miast, dodatkowo, ze względu na szczupłość sił policyjnych na prowincji, chłopi musieli sobie dawać radę sami. Ciekawie na ten temat pisze pani Monika Piątkowska omawiająca w swojej książce przestępców działających w przedwojennej Polsce: "Napad rabunkowy był czymś, z czym należało się liczyć niemal każdej nocy. Dlatego właśnie już na początku lat dwudziestych wiele wsi zaczęło powoływać pod broń własne straże. Wiejskie patrole wyruszały na obchód po zmierzchu, uzbrojone w kije, widły, noże i strzelby".


Zwyrodnialec w lesie. "Tajny Detektyw" 1932-1933 r.


Jakby tych "atrakcji" było mało, powszechne na wsi były bójki, i to bójki, o których nam się dzisiaj nawet nie śniło. Od zwykłych kłótni sąsiedzkich, poprzez spory między całymi rodzinami, aż po bitki między wsiami. Bito się gwałtownie, nierzadko nie przebierając w środkach, a co ciekawe, walczyły między sobą nawet grupy z jednej wsi. Często bito się też na weselach, co nie kończyło się wcale przerwaniem zabawy, a jeśli już to tylko na chwilę. Dominującą grupą wśród wszczynających awantury byli ludzie młodzi, tzw. kawalerka, skupiona zazwyczaj wokół jednego prowodyra.
Ludzie potrafili bić się z nudów, dla rozrywki, w imię solidarności grupowej lub po prostu by udowodnić przeciwnikom "kto tu rządzi". Zdarzały się nawet zabójstwa, ale takie przypadki były w większości potępiane, bo w wiejskich starciach nie chodziło wcale o to, żeby kogoś zabić.

Jako ciekawostkę przytoczę, że jednym z podstawowych narzędzi używanych podczas tych awantur były noże, jednak zgodnie z tym, co napisałem wyżej, w większości używano pospolitych, małych kozików, czy też innych scyzoryków, a nie wielkich noży, którymi łatwo było kogoś zabić nawet przypadkiem. Noży używano jednak w scysjach tak powszechnie, że wypadków śmiertelnych nie dało się uniknąć całkowicie. Wspomina o tym Andrzej Perzanowski w swojej pracy poświęconej wiejskim bójkom właśnie:  "Liczne są opisy zabójstw dokonanych nożami, równie często jednak wspomina się o używaniu nie długich noży, a scyzoryków, nie mogących być przyczyną śmierci."9
Powszechne noszenie noży na wsi nie świadczyło bynajmniej o tym, że każdy z właścicieli tego narzędzia gotowy był go w każdej chwili użyć w niezbyt zbożnym celu, posiadanie noża stanowiło swego rodzaju pozę, o czym świadczyć może relacja pana Konopki ze wsi Kadzidło (Kurpie): "...jeszcze 20-30 (lat temu), to każdy kawaler taki starszy, chodzili w butach skórzanych z cholewami, i każdy miał zatknięty nóż za cholewę... On go nie używał, ale miał."10

Bójki wiejskie "popularne" były w całym kraju na wiele lat przed powstaniem II Rzeczypospolitej i jeszcze długo po II Wojnie Światowej, zaczęły zanikać dopiero za czasów PRL, lecz proces ten trwał długie lata i w żadnym razie nie uległ zakończeniu. Nadal na wiejskich (i nie tylko wiejskich) zabawach dochodzi do ekscesów z udziałem sporych, "wrogich" sobie grup - bezsprzecznie jednak używanie niebezpiecznych narzędzi do rozwiązywania wszelkiej maści konfliktów jest znacznie rzadsze niż dawniej. 
Jeśli idzie konkretnie o okres międzywojenny to z czasem, coraz lepiej działająca policja ograniczyła przestępczość w kraju, ale i tak, według dzisiejszych standardów codzienne życie w II Rzeczypospolitej pełne było niebezpieczeństw.

Aby jednak oddać pełny obraz sytuacji jeśli idzie o bójki, należy na zakończenie tego tematu zaznaczyć, że nie stanowiły one wyłącznie domeny wsi, również i w miastach bito się dość często, w różnych miejscach, w różnych okolicznościach i z różnych powodów. I podobnie jak w przypadku bójek wiejskich nie chodziło tu przeważnie o bandyckie porachunki. 
Oczywiście także i podczas miejskich awantur używano noży, a ślady tego możemy znaleźć chociażby w jednej z licznych piosenek łódzkich robotników:


"Kiedy piwo wypili,
siubranego tańczyli.
Felek majcher zza koła,
odbijanego woła.

Bierze Antkowi Mańkę,
a ten ciach go pod bańkę.
Felek kaszkiet poprawia,
długo się nie zabawia.

Że nie był salonowcem,
złechtał go sprężynowcem,
Zanim glina przybyła,
już karetka trąbiła..."11


Po przeczytaniu kilku artykułów dotyczących stanu bezpieczeństwa w przedwojennej Polsce z ciekawości zapytałem mojego dziadka (ur. 1926 r.), czy faktycznie w II Rzeczypospolitej panowało takie bezhołowie i czy życie w tamtym okresie rzeczywiście było aż tak niebezpieczne. Dziadek uczciwie przyznał, że nie przypomina sobie, by czuł się specjalnie zagrożony ale, jak zaznaczył, był wtedy dzieckiem, które przecież zupełnie inaczej postrzega świat. No i mieszkał w Poznaniu, jednym z największych miast Polski, co z pewnością również miało znaczenie. Napomknął jednak o tym, że być może, jeśli dochodziło do takich aktów bezprawia to raczej we wschodniej części kraju.


Filmowe wyobrażenie bandytów z pierwszej połowy lat czterdziestych XX w. Kadr z serialu "Czterej pancerni i pies" 1969 r.


Lata po II Wojnie Światowej to również czas niepokoju, typowy dla takich okresów w historii każdego kraju, w naszym przypadku swoje dołożyła także zmiana ustroju, która została społeczeństwu narzucona bez pytania, czy tego chciało, czy nie. Chociaż fakt, referendum przecież było i teoretycznie naród wybrał... 
Polska Rzeczpospolita Ludowa była w zasadzie państwem autorytarnym, podobnie jak II Rzeczypospolita u kresu swego istnienia, jednak mimo wszystko władze  PRL mniej liczyły się z tym, co mają do powiedzenia jej polityczni przeciwnicy. Właściwie, to wcale się z nimi nie liczyły. Władze ludowe, zwłaszcza w początkowej fazie rządów zdecydowanie nie przebierały w środkach, stosowały też metody, które mimo wszystko obce były rządzącym w II RP, to przynosiło efekty także w zwalczaniu pospolitej przestępczości. Nie oznacza to oczywiście, że za czasów PRL nie funkcjonowali przestępcy, do mniejszych i większych aktów łamania prawa rzecz jasna dochodziło, jednak, co znamienne, część z nich miała miejsce za wiedzą i zgodą funkcjonariuszy resortów siłowych państwa, ale to już zupełnie inna opowieść.

Po 1989 roku nowe, demokratyczne władze uznały, że społeczeństwo jest już na tyle dojrzałe (to oczywiście jedna z przyczyn), że można znacznie ograniczyć uprawnienia policji. To, w połączeniu z zawieruchą wywołaną przez zmianę ustroju, zasad i stosunków społecznych poskutkowało gwałtownym wzrostem przestępczości na początku lat dziewięćdziesiątych. Z czasem sytuacja unormowała się, choć oczywiście współcześnie pospolity bandytyzm, złodziejstwo, etc. nie zanikło, ale utrzymuje się na poziomie porównywalnym z innymi, ustabilizowanymi państwami demokratycznymi.



Polskie plakaty propagandowe z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1919-1921 r.


Na zakończenie tego rozdziału słów kilka o nożach w kontekście złej o nich opinii; a w zasadzie niezbyt dobrej opinii i podejrzliwości wobec osób noże na co dzień noszących.
Przyznać należy, że zła sława tego narzędzia nie wzięła się znikąd (choć niekoniecznie jest zasadna w odniesieniu do przedmiotu), nie jest też ani nowa, ani nie dotyczy wyłącznie naszego kraju. Rzecz jasna, jak już napisałem w jednym z pierwszych rozdziałów, przenoszenie odpowiedzialności z człowieka na narzędzie nie jest słuszne i zakrawa na dziecinną próbę przerzucenia winy i zganienia jej na kogoś lub coś innego, niemniej jednak zaprzeczyć nie sposób, że te pożyteczne narzędzia cieszą się również i wspomnianą wyżej złą sławą i dość łatwo można wyjaśnić skąd się ona wzięła.
Zdecydowanie jednak wszystko zależy od kontekstu.

Zupełnie inaczej potraktujemy przecież nóż którym strugał nam łódki nasz dziadek, czy ojciec, nóż którym mama przygotowywała dla nas posiłki, nóż którym graliśmy z przyjaciółmi "w noża", nasz nóż turystyczny, czy harcerski - a zupełnie inaczej, ten sam nóż (wzór, model) w rękach czającego się w ulicznym zaułku bandziora. Powtórzę więc, należy pamiętać o kontekście, o czym wielu opiniotwórców zdaje się, niestety, zapominać.
Zaprzeczyć nie sposób, że noże przez wieki stanowiły również podręczną broń bandytów wszelkiej maści, stały się więc w powszechnej świadomości atrybutem bandytów, skojarzone z nimi na takiej samej zasadzie, na której kojarzymy górnika z kilofem, krawca z metrem krawieckim i igłą, czy budowlańca z łopatą, tyle tylko, że w tym przypadku "profesja" użytkownika raczej nie służyła dobru społeczeństwa. Ponadto nie raz przecież, noże służyły wszelkiej maści rzezimieszkom do rozstrzygania osobistych porachunków, używali ich 
uczestnicy wielu tragicznych bójek, w których nierzadko to nóż w ręce ostatecznie rozsądzał "kto ma rację" i wreszcie mniej lub bardziej przypadkowi zabójcy w afekcie.

Przez setki lat słowo "nożownik" oznaczało wyłącznie rzemieślnika wykonującego noże, zaczęło się to zmieniać, mniej więcej w ostatniej ćwierci XIX wieku.
Wraz z dziewiętnastowiecznym, dynamicznym rozwojem przemysłowym w miastach zaczęła kształtować się warstwa robotnicza, na którą składała się miejscowa ludność miejska oraz w większości, masy biednej ludności napływającej w poszukiwaniu prazy do miast ze wsi. Przeludnienie, złe warunki bytowe i ogólnie niskie standardy życia spowodowały między innymi również wzrost przestępczości, w tym oczywiście przestępstw, w których jako narzędzi używano noży. 
Z czasem problem załatwiania porachunków za pomocą noży stał się niezwykle palący, do tego stopnia, że w 1900 roku wydano nawet umoralniającą książeczkę pt. "Nożownik" autorstwa Wacława Gąsiora. 



"Nożownik" Wacław Gąsior 1900 r.


Właśnie pod koniec XIX wieku zaczęto pisać w prasie o pladze bandyckich napadów z użyciem noży, przenosząc określenie nożownik z rzemieślnika również na bandytę z nożem. Proces ten nie nastąpił oczywiście nagle i nie jednocześnie w całym kraju, jeszcze w 1897 roku w warszawskich gazetach pisano na przykład: "Przechodzę do wielkiej dolegliwości warszawskiej, jaką tworzy rozwielmożniające się z dniem każdym... nożownictwo. Wyraz ten niezawodnie jest wam obcym w tem rozumieniu, jakie u nas jest przyjęte, przyszedł zaś on do Warszawy z tego kolosu fabrycznego, który się nazywa Łodzią. W Łodzi więc pojawili się po raz pierwszy "nożownicy", nie ci, którzy wyrabiają brzytwy, scyzoryki i t. p., ale ci, którzy jako jedynej broni, jako jedynego narzędzia przy załatwianiu kłótni używają dobrze wyostrzonego, długiego obosiecznego noża."12

Dalej autor pisze, że dopiero dzięki działaniom łódzkiego policjamjstra Chrzanowskiego udało się nad tą plagą w Łodzi zapanować, natomiast alarmującym tonem zauważa i ostrzega, że przeniosła się ona do Warszawy: "W ostatnich miesiącach "nożownictwo" przybrało wymiary tak zastraszające, że ostatecznie cała prasa warszawska podniosła wielki alarm. W biały dzień, na ulicach nieodległych nawet od centrum miasta zdarzały się wypadki, że przechodnie "Bogu ducha winni" zaczepiani byli przez indywidua, które nie dla rabunku, ale ot ! tak sobie dla sportu wszczynały awanturę po to jedynie, ażeby utopić w ciele nóż świecący."13
Zauważcie jednak, że żurnalista cały czas używa na określenie bandytów słowa "nożownik" w cudzysłowie, była to więc wciąż nowinka językowa, a potwierdzeniem tego jest nie tylko właśnie zastosowanie takiej formy, ale przede wszystkim jasne sformułowanie takiej opinii przez dziennikarza.

Nowe, pejoratywne znaczenie słowa nożownik musiało jednak zyskiwać na popularności dość szybko, skoro już w 1900 roku ówcześni warszawscy nożownicy zaczęli zauważać problem i zastanawiać się nad jego rozwiązaniem. Nie znalazłem jednak potwierdzenia na to, czy zmiana nazwy cechu, o której możecie przeczytać poniżej faktycznie nastąpiła. W każdym razie z pewnością nie był to problem wielkiej wagi (w każdym razie nie wszędzie) na co dowodem mogą być zapisy w np. księgach adresowych Krakowa, gdzie jeszcze tuż przed wybuchem II Wojny Światowej obok imienia i nazwiska oraz adresu rzemieślnika stało dumne: nożownik.



Podana w żartobliwy sposób prasowa wzmianka o zamysłach warszawskich nożowników. 1900 r.

W 1903 roku wciąż nie udało się zahamować wzrastającej fali bandyckich napadów z nożami w roli narzędzia zbrodni, czemu poświęcony jest kolejny prasowy artykuł, w którym przeczytać możemy o konieczności zintensyfikowania działań zapobiegających temu zjawisku. Wspomina się w nim o niedawnym zaostrzeniu kar dla "nożowników" i zamiany aresztu policyjnego na karę więzienia związaną z przymusem pracy, dziennikarz zastanawia się też nad wprowadzeniem za bezprawne użycie noża kar cielesnych w postaci chłosty na wzór Danii i Anglii, w których to krajach problem ten również wtenczas występował. Zauważa przy tym, że byłby to być może konieczny i skuteczny, choć "...wsteczny krok w dziedzinie kultury naszej...".14
W tym samym artykule autor omawia nie tylko skutki, ale wskazuje również przyczyny istniejącego stanu rzeczy. Jako środki zapobiegawcze proponuje konieczną "interwencyję filantropii" mającą na celu roztoczenie opieki, nie tylko materialnej ale i moralnej "...nad tą masą bezdomnych opuszczonych dzieci, które nie mają rodziców, lub dzieci, których rodzice odsiadują kary w więzieniach (...)"15 oraz "Patronat nad więźniami, a szczególniej opuszczającymi więzień...".16

Co ciekawe, żurnalista opisując problem używa już określeń nożownictwo, nożownik oraz nożowiec bez cudzysłowów, zaznaczając jednak uczciwie we wstępie: "Pomijam na razie pytanie, o ile wyraz nożownik właściwie został tu zastosowany, zarówno, jak i nowo wykuty wyraz nożowiec, a przechodzę do samej sprawy, która obecnie znalazła się na porządku dziennym."17

W każdym razie ówczesna i późniejsza plaga napadów nożowców z pewnością miała wpływ na postrzeganie tego narzędzia przez ogół społeczeństwa, choć paradoksalnie, wciąż daleko było współczesnym do dzisiejszych reakcji społecznych na widok choćby większego scyzoryka. 

Truizmem będzie napisać, że noże jako przedmioty poręcznie i łatwe do ukrycia były nie tylko narzędziem ale i skuteczną bronią, której używano nie zawsze w zbożnym celu, i to już od czasów najdawniejszych (by wspomnieć chociażby przypadek Juliusza Cezara). I choć z drugiej strony z pewnością uratowały niejedno ludzkie życie to jednak kojarzyły się również bezsprzecznie z zagrożeniem, zdradą i skrytobójstwem. Świadczyć o tym może choćby jedno z najpopularniejszych powiedzeń, w którym nóż pełni główną rolę, czyli "wsadzić komuś nóż w plecy". I jego wiele odmian.



Polskie plakaty propagandowe z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1919-1921 r.


Ta negatywna opinia w wersji alegorycznej jest silna i powszechnie obecna również w oficjalnej propagandzie (także i dziś), przedstawianie przeciwników i wrogów pod postacią bandytów i zdrajców czyhających tylko na to, by wbić nam nóż w plecy nie jest pomysłem nowym. Już dziesiątki lat wstecz np. na wojennych plakatach z czasów wojny polsko-bolszewickiej używano tej retoryki, ale co ciekawe, nie jest to wcale wymysł polskiej propagandy. "Noża w plecach" jako symbolu zdrady oraz przedstawiania przeciwników, czy przedstawicieli innych narodów jako dzikusów czających się z nożem na nasze ideały i wartości używano powszechnie, widziałem np. hiszpańskie, sowieckie, francuskie, brytyjskie i niemieckie plakaty propagandowe z tym motywem. Nie jesteśmy więc, jako ogół społeczeństwa przypadkiem odosobnionym.



Rysunek Artura Szyka z 1939 roku oraz sowiecka ulotka agitacyjna rozrzucana po wtargnięciu wojsk sowieckich do Polski 17 września 1939 roku.


Wróćmy jednak do czasów pokoju.
O ile niegdyś w powszechnej opinii społecznej potrafiono, jak mi się wydaje, oddzielić niegroźne w zasadzie scyzoryki i koziki, stanowiące podstawowe wyposażenie przynajmniej męskiej części naszej populacji od noży większych (uogólnienie), które w ostatnich dwustu latach postrzegano w inny sposób, to dzisiaj, u co wrażliwszych nawet mały scyzoryk potrafi wzbudzić panikę. Czy słusznie? Cóż...
W każdym razie pogodzić się musimy z tym, że nasze ulubione narzędzia nie przez wszystkich postrzegane będą jako niezwykle pożyteczne i niezbędne przedmioty codziennego użytku (zwłaszcza, że przecież niektóre z typów noży zdecydowanie użytkowe i praktycznie nie są i nie służą bynajmniej do obierania jabłek - co nie jest jednoznaczne z tym, że są to narzędzia mordu), co oczywiście nie zmienia faktu, że ze złymi stereotypami dotyczącymi wszystkich osób noszących noże walczyć należy.



1 "Wratislavia antiqua. Broń biała na Śląsku XIV-XVI w." Lech Marek
2 "Władza państwowa, a posiadanie przez obywateli broni na przestrzeni dziejów" Jerzy Kasprzak
3
"Przepisy porządkowe na zjazdach elekcyjnych w latach 1587-1674" Tomasz Kucharski
4 "Władza państwowa, a posiadanie przez obywateli broni na przestrzeni dziejów" Jerzy Kasprzak
5 "Powstanie i działalność oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Łomży do roku 1918" Redakcja portalu historiałomzy.pl
6 "Władza państwowa, a posiadanie przez obywateli broni na przestrzeni dziejów" Jerzy Kasprzak
7 Tamże.
8 "Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy. Kasiarze. Brylanty" Monika Piątkowska
9 "Bzij, zabzij, ja honorem ręce... Bójka wiejska - walka i rytuał. " Andrzej Perzanowski
10 Tamże.
11 "Polska karczma" Bohdan Baranowski
12 1897 r.
13 Tamże.
14 "Gazeta Handlowa" nr 279, 26 listopada 1903 r.
15 Tamże,
16 Tamże,
17 Tamże


Janusz Łangowski



Element stroju i wyposażenia


Przeszukując źródła pisane w celu zdobycia jakichkolwiek informacji na temat noży noszonych i używanych w dawnych wiekach natrafiłem na sporo wzmianek o tych narzędziach, część z nich przytoczyłem już w poprzednich częściach tego opracowania, pozostałe chciałbym zacytować teraz. Oczywiście są to tylko wybrane z wielu cytaty, poglądowe, pochodzące głównie z tekstów z XIX i początku XX wieku, ponieważ zgodnie z tym, co sobie założyłem we wstępie, zależało mi na potwierdzeniu, lub zaprzeczeniu istnienia jakichś polskich noży tradycyjnych, a informacje o nich najłatwiej było odnaleźć w nie tak odległej przeszłości (by, znalazłszy jakiś punkt zaczepienia ewentualnie sięgać głębiej). Przy okazji jednak, uczciwie przyznać muszę, że znalezienie i wybranie z literatury XIX i XX wieku wzmianek dotyczących noży nie było aż takie trudne (raczej pracochłonne) ze względu na ich obfitość, zwłaszcza w porównaniu z wyszukiwaniem zapisków pochodzącymi z opracowań wcześniejszych.

Trudność w przeszukiwaniu dawnych archiwów nie polega w moim przypadku jedynie na tym, że znaczna ich część zaginęła lub uległa zniszczeniu. Najbanalniejszym powodem był po prostu brak czasu i możliwości dotarcia do większości z nich oraz oczywiście brak doświadczenia. To wszystko tłumaczyć może, dlaczego znakomita większość cytatów pochodzi z ostatnich dwustu lat (oprócz powodów przytoczonych wcześniej) i dlaczego uważam, że w temacie dawnego polskiego nożownictwa dotykam zaledwie wierzchołka "góry lodowej".
Jako miłośnikowi noży i nożownictwa zależało mi też oczywiście na tym, by wykazać, iż przez wieki noszenie na co dzień i używanie noży osobistych nie było jakimś dziwactwem, czy odstępstwem od normy, a raczej nie budzącą zdziwienia regułą. Potwierdzeniem tego mogą być właśnie cytaty pochodzące nie tylko z dokumentów archiwalnych i opracowań naukowych, ale i, a może przede wszystkich, ze wspomnień, pamiętników i innych rodzajów literatury z lat minionych.



Lewicki Jan Nepomucen, Simon  Frederic Emile, Krakowiacy - ubiór świąteczny, w albumie: Les costumes du peuple Polonais suivis d'une description exacte de ses moeurs, de ses usages et de ses habitudes : ouvrage pittoresque redige et publie / par Leon Zienkowicz, ancien redacteur du Memorial universel Polonais des Lettres et Sciences, Paris : Librairie Polonaise ; Strasbourg : Impr. de G. Silbermann, 1841, litografia (kolorowana), wys. 28,7 cm, szer. 22,0 cm., nr inw. MNK III-ryc-260/2


Kilka dodatkowych uwag, zanim przejdziemy do części głównej tego rozdziału.
Stosunkowo często możemy natknąć się na informacje o tym, że różnego rodzaju noże stanowiły podstawowe narzędzie osobiste nie tylko pochodzących z różnych warstw społecznych mężczyzn (głównie mężczyzn, ale znaleźć możemy też wzmianki dotyczące noszenia małych nożyków przez kobiety), ale i chłopców żyjących w wiekach XIX i XX, ale pamiętać musimy o tym, że takie nożyki to nie zawsze było, wbrew pozorom, coś pospolitego i że raczej, pomimo całej swej użyteczności stanowiły one dla wielu przedmioty zbytku. Dotyczyło to zwłaszcza terenów wiejskich i biedniejszych warstw społecznych. Dlatego też przed zakupem, jak mogłem dowiedzieć się z kilku niezależnych relacji, koziki i inne noże były bardzo starannie sprawdzane pod kątem wykonania i jakości, przede wszystkim głowni. Oczywiście nie roztrząsano, jak to mamy dzisiaj w zwyczaju tego, że stalowy pierścień kozika jest z jednej strony o milimetr krótszy niż z drugiej, czy, że nacięcia na rękojeści są może odrobinę niesymetryczne, najistotniejsze było to, by nóż sprawdził się jako narzędzie, które w założeniu ma służyć przez lata.

Ogólnie żelazo, jeszcze całkiem niedawno przykładając do tego skalę historyczną, było towarem dość luksusowym na wsi, świadczyć o tym może chociażby architektura, w której przez wieki dominowała sztuka budowania bez użycia gwoździ, ale oczywiście nie tylko. Miałem na przykład okazję przeprowadzić bardzo ciekawą rozmowę z panią Janiną Skotnicką, etnografem z Muzeum Narodowego w Kielcach, która wspomniała o rzeźbiarzu ludowym z regionu, który aby móc cokolwiek wyrzeźbić pożyczał od matki jedyny nóż, który był w domu (miało to miejsce już w XX wieku!). Rzecz jasna nie w każdym regionie kraju wyglądało to podobnie, nie w każdej wsi była taka bieda i nie wszyscy mieli aż tak ograniczone możliwości, ale warto wiedzieć, że i takie sytuacje miały miejsce.



Pas krakowski. II połowa XIX w. Kozik przywieszony do pasa jest najprawdopodobniej młodszy. Muzeum Etnograficzne w Krakowie.


Tematem tego rozdziału jest nóż będący podręcznym narzędziem oraz stanowiący jeden z elementów stroju, głownie ludowego.
Pomimo tego, że noże wymieniane są w opisach postaci chłopów z różnych regionów kraju to raczej rzadko znajduje to potwierdzenie w źródłach ikonograficznych. Wpływ na taki stan rzeczy oprócz, rzecz jasna, założenia o bagatelizowaniu pospolitych narzędzi, ma niewątpliwie rodzaj noszonej odzieży. W wielu przypadkach nożyki, nawet te wiszące na rzemykach, czy sznurkach zasłaniane były przez wierzchnie elementy odzieży, często też znikały schowane w kieszeniach (zwłaszcza w miastach) czy kaletkach, jednym z wyjątków, jeśli idzie o częstą obecność nożyków w grafikach, rycinach i obrazach z epoki jest krakowski strój ludowy, w którym koziki przyczepiane do pasów, a konkretnie do mosiężnych (najczęściej) kółek je ozdabiających, stanowiły istotną i bardzo charakterystyczną część wyposażenia.

W tym miejscu powinniśmy się na chwilę zatrzymać by wyjaśnić pewną rzecz. To, że różne noże wspominane są przy opisywaniu ubioru i wyposażenia dawnych włościan nie jest jednoznaczne z tym, że nóż taki stanowił każdorazowo element stroju regionalnego - aby tak było narzędzie to powinno spełnić kilka warunków, a przede wszystkim musiałoby być przez miejscowych i badaczy za takową część stroju uznawane. W przypadku naszego kraju o nożach będących częścią stroju regionalnego możemy mówić chyba tylko w przypadku stroju ludowego z okolic Krakowa (głównie od XVIII do początku XX w.) - chociaż, podobne opinie słyszałem również w odniesieniu do noży "zbójnickich" i stroju polskich górali podhalańskich (tu raczej wiek XIX w.).

Jeśli jednak już wspomnieliśmy o regionalnym stroju krakowskim, to warto przytoczyć opis pochodzący z osiemnastego wieku:

"Krakowski chłop nosił suknię szarą wełnianą, sznurkiem włóczkowym około szyi i po bokach, z kutasikami różnego koloru bramowaną, kołnierz u sukni potężny, wiszący, całe plecy okrywający, pas rzemienny gwoździkami żółtymi nabijany, im więcej rządków gwoździków mający, tym droższy, na sprzączkę stalową albo mosiężną zapinany; przy prawym boku do pasa przyprawione na rzemieniu kółka płaskie mosiężne, dwa, trzy i więcej, do pięciu i sześciu dla ozdoby i wygody, ponieważ zwykli byli do tych niektórych kółek przywiązywać nóż, szydło, końce do biczów lub, jakie rzemyki smagłe."1

Oczywiście nie obowiązywał jeden wzór pasa, który byłby identyczny dla wszystkich podkrakowskich miejscowości (niektóre z tych dawniej odrębnych osad i wsi stanowi dziś część miasta), pasy te różniły się sposobem zdobienia, a nawet wyglądem, poza tym inne pasy nosili gospodarze, a inne "chłopacy", na przykład na południe od Krakowa gospodarze nosili: "Pas wązki (na 2 cale lub mniej) z rzemienia białego, wybijany cętkami albo wyszywany rzemykami różnokolorowemi, spięty sprzączką mosiężną (...) Zowie się opaska."2 Rzecz jasna z obowiązkowym kozikiem doń na rzemieniu przymocowanym, natomiast  pozostali przepasywali się: , "...(opaską) przez chłopaków noszoną, z trzema mosiężnymi kółkami w rzemień wetkanymi. Do takiego pasa przywiązują na rzemykach, krzesiwa, nożyki, przetyczki dla fajek."3



Krakowski pas męski i pas noszony przez chłopaków. XIX w. "Lud" Oskar Kolberg


Należy przy tym pamiętać, że określenie "krakowski chłop" nie dotyczyło tylko i wyłącznie mieszkańców zasiedlających najbliższą okolicę Krakowa, ale też i włościan zamieszkujących znaczną część Małopolski.
W każdym razie cytaty ten są dowodem, że już w XVIII wieku pas wraz z przyczepionym do niego nożem stanowiły istotny element krakowskiego stroju, ale, o czym świadczyć może przytoczona poniżej we fragmencie krakowska przyśpiewka ludowa, nie tylko w taki sposób w Małopolsce noże przenoszono:

"...Mam i pasik z białej skóry
Tak i owak wyszywany
Przeplatany rzemyczkami
Wybijany dzwoneczkami
Z złocistemi sprzążeczkami
Dokolusienieczka

I koziczek wyostrzony
W cudną kaletkę włożony..."
4


Noszenie nożyków w Małopolsce nie było zresztą tylko i wyłącznie domeną mężczyzn, podręczne noże miały przy sobie i oczywiście ich używały również kobiety: "Tak baby, jak i kobiety młodsze, dziewki i małe dziewczyny opasane bywają krajką sukienną, przy której jest kieszeń z płótna uszyta, kozik (nóż) i klucz od skrzynki lub półskrzynka. (...) Kieszeń ta przykryta jest szeroką zapaską (fartuchem) tak, że jej nie widać tylko kozik i klucz na rzemieniu wiszące, gdy kobieta się obróci".5



Pas kobiecy z kieszenią. Małopolska. XIX w. "Lud" Oskar Kolberg


Powinniśmy jednak pamiętać, że bogate stroje ludowe będące przedmiotem dumy właściciela, nierzadko kunsztownie zdobione, składające się z wielu warstw i elementów, uwiecznione na dawnych i współczesnych sztychach, rycinach i fotografiach, jakkolwiek bez wątpienia prawdziwe, były strojami odświętnymi. Na co dzień po wsiach noszono sukmany, siermięgi przepasane najczęściej zwykłymi paskami lub sznurkami, chodzono boso lub w łapciach, a w zimny okres zarzucano na plecy jakąś baranicę lub serdak. Wraz ze zmieniającą się modą zmieniał się również ubiór, ale ten zwykły, powszedni, rzadko kiedy stanowił powód do dumy, dlatego też zdecydowanie "przyjemniej" było, zwłaszcza w wieku XIX i XX, uwieczniać efektowne stroje świąteczne. Oczywiście nie tylko o same względy estetyczne tu chodzi, po prostu o ile zwykły, chłopski strój roboczy mógł być podobny w różnych regionach kraju, to prawdziwym wyróżnikiem regionalnym były właśnie bogate stroje odświętne. W każdym razie etnografowie wspominają o jednym i drugim typie odzieży, ale "na zewnątrz" chwalimy się raczej wyłącznie piękną tradycją odświętną, zresztą, nie ma w tym nic zdrożnego i nie jest wyłącznie cecha naszego kraju.

Jeśli idzie o informacje ogólne dotyczące noży noszonych przez chłopów polskich i innych narodowości zamieszkujących tereny dawnej Rzeczypospolitej, to na wzmianki o nich możemy natrafić w pracach wielu dziewiętnastowiecznych etnografów i pasjonatów opisujących zwyczaje ludowe. I tak na przykład, Walery Eljasz Radzikowski opisując wiek XV w swojej książce pt. "Ubiory w Polsce i u sąsiadów" zapisał: "...Spotykamy się tu z prawdziwym ubiorem włościan polskich. W sukmanach i siermięgach, przepasanych paskami z kaletą i nożem...", Kazimierz Wóycicki wyjaśniając definicję słowa "kozik" pisze: "Kozik - rodzaj małego noża składanego, zwany inaczej Cygankiem, który lud nasz zawsze przy pasie na rzemyku nosi", a Łukasz Gołębiowski opisując zwyczaje, a w tym i ubiory ludowe zanotował, iż chłopi litewscy nosili "...na boku przywiązany nóż w pokrowcu rzemiennym...",6 Rusini zamieszkujący wschodnią i południowo-wschodnią Rzeczpospolitą "...nosili przy rzemiennym pasku kwadratowy, skórzany worek zwany kalitką, w którym trzymali mały nóż składany, krzesiwo i hubkę",7 Krakowiacy dźwigali "koło pasa na rzemyku nóż kozikiem zwany",8 natomiast "Hucułowie (którzy) zamieszkiwali ścianę Karpat od Polski i przyległe góry do granicy węgierskiej. Na wschód rozciągają swe siedziby aż do granicy księstwa wołoskiego, Bukowiną zwanej (...) Opasują się pasem rzemiennym spiętym na sprząźki stalowe, na którym zwieszają zwyczajnie nóż, krzesiwo i przetyczkę do fajki".9 O chłopach litewskich noszących przy pasie nóż w pokrowcu rzemiennym wspominał też Walery Eljasz Radzikowski10, a o Hucułach w swoim opracowaniu pt.: "Wzory przemysłu ludowego" Ludwik Wierzbicki pisał tak: "Mężczyźni używają przeważnie bogato zdobionej broni, jako to: strzelb, pistoletów, noży, sztyletów, toporków..." oraz: "Za pasem noszą Huculi ostry nóż do sztyletu podobny, albo w pochwie ozdobnej nóż i widelec...".



Pas krakowski. XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie.


Przytoczywszy te cytaty nie możemy rzecz jasna przykładać do nich dzisiejszej miary i rozumienia jeśli idzie o jedną, ważną sprawę. Pamiętać bowiem musimy o tym, że pojęcie narodowości było dawniej niezwykle płynne i dopiero wiek dziewiętnasty przyniósł zmiany w tej materii. Litwinami określali się niegdyś po prostu mieszkańcy Wielkiego Księstwa Litewskiego, ogólnie, czy to była spolszczona szlachta litewska, ruska, czy polska, nie miało to znaczenia. Najciekawszym przykładem może być tu polski wieszcz narodowy, czyli urodzony w Nowogródku na terenie dzisiejszej Białorusi Adam Mickiewicz, lub jak wolą współcześni Litwini, Adomas Mickevičius rozpoczynający swoje największe, przepojone polskim patriotyzmem dzieło słowami: "Litwo, ojczyzno moja...", ale nie tylko. Innym przykładem może być polski bohater narodowy, przywódca insurekcji swojego imienia, czyli Tadeusz Kościuszko, ale i Тадэвуш Касьцюшкa, urodzony w znajdującej się na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego Mereczowszczyźnie, bohater narodowy Białorusi. I na koniec jeszcze słowo o pewnym potomku ruskiej szlachty, uczestniku Powstania Listopadowego, piszącym po polsku, ale i ukraińsku, polskim, ale i ukraińskim patriocie, którego najbardziej znane i popularne dzieło wyśpiewują biesiadnie do dzisiaj po obu stronach granicy... Mowa oczywiście o Tymku lub Tomaszu, jak kto woli, Padurze i jego pochodzącej z pierwszej połowy XIX wieku pieśni pt. "Hej, sokoły". 
Przykłady takie można by mnożyć w nieskończoność. 

Poza tym, niegdyś za Polaków uważała się wyłącznie szlachta, a rozszerzanie pojęcia narodu na inne warstwy społeczeństwa trwało bardzo długo, sama zaś świadomość przynależności narodowej wcale nie była taka oczywista skoro jeszcze w 1921 roku komisarze spisowi przeprowadzający Spis Powszechny (nieobejmujący całości terenów II RP), na pytanie o narodowość uzyskali od blisko 39 000 ludzi odpowiedź: "tutejszy". Co ciekawe, w kolejnym przedwojennym Spisie Powszechnym (1931 r.), w którym nie padło już pytanie o narodowość, ale wyłącznie o język, którym się posługiwano, nadal od ponad 707 tysięcy mieszkańców Województwa poleskiego można było uzyskać odpowiedź: "tutejszy".
Dlatego też warto zachować ostrożność w podchodzeniu do tej tematyki i ocenianiu jej z dzisiejszej perspektywy.



Pas męski. Brzesko. XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie.


W innych regionach kraju noże różnego typu również stanowiły nieodłączną część podręcznego wyposażenia włościan, na przykład w Zagłębiu Dąbrowskim noszono się dawniej tak: "...W dodatku kapota, przewiązana szerokim pasem (6 do 10 cali) rzemiennym, zapinanym na trzy spiąźki. Za pasem tym, wzorzysto wyciskanym, u niektórych mieści się fajeczka, a tuż przy niej, na rzemyczku zawieszony nieodstępny kozik i z drutu przetykaczka...",11, a w okolicach Krzczonowa na Lubelszczyźnie: "...W czasach najdawniejszych opasywano się wąskim rzemykiem, przy którym zwisał kozik (cyganek) oraz torebka skórzana „kalita" (kaleta), płaska, prostokątna (15x12 cm) zapinana na guzik".12

Jeśli już jesteśmy przy kozikach, to konkretnie o tym typie noży wspominają w swoich pracach etnografowie Antoni Kalina i Oskar Kolberg, dzięki nim wiemy, że kozików używano chociażby na Mazowszu i w Małopolsce (np. na Lubelszczyźnie, w Radomskiem, Sandomierskiem i oczywiście Krakowskiem) oraz w Świętokrzyskiem.
Ten ostatni autor w taki sposób opisał odzienie chłopów z okolic Czerska: "Ubiór włościanina jest następujący: "Letnią porą w dnie robocze chłopi najczęściej chodzą boso, a jeżeli w butach, to z cholewami wywiniętemi i opuszczonemi aż do kostek, w spodniach płóciennych z wyciągniętą na wierzch koszulą, zapiętą w biodrach paskiem skórzanym, u którego wisi na rzemyku cyganek albo kozik, to jest nożyk w drewnianej osadzie...",13 a pisząc o chłopach w Świętokrzyskiem zauważał, że u nich: "...na rzemyku przy pasie zawieszony jest nóż (kozik)".14

Na Kurpiowszczyźnie, słynącej ze znakomitych myśliwych, bartników i flisaków, nie dość że noży używano to dodatkowo stanowiły one cenną nagrodę w pewnej "grze", która dla chłopców była czymś więcej niż tylko zwykłą zabawą: "...W dziesiątym roku życia chłopcy musieli popisywać się publicznie strzelaniem przed zgromadzeniem najwytrawniejszych strzelców. Na wysokiem około 10 łokci rusztowaniu zawieszano bochenek chleba, a nad nim tarczę z guzikiem po środku. Chłopcy, którzy trafili w tarczę lub guzik, otrzymywali nagrody takie, jak: siekierki, nożyki itp."15 
Koziki i inne noże były również narzędziem, które stanowiło nieodzowne wyposażenie wędrownych grajków kurpiowskich, o czym zaświadczyć może chociażby ten cytat: "Nożyk składany (kozik, cyganek) oraz inne noże krótsze lub dłuższe były zawsze najważ­niejszymi narzędziami dla chłopców chodzą­cych „za piosenką”. Nożyk składany, do noszenia na sznurku u pasa lub guzika, służył między innymi do ścinania gałązek, wyrobu piszczałek, dudek. Nabywa się go na targach lub odpustach"16 

Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy Kurpiach. Miałem okazję przeprowadzić ciekawą rozmowę z panią Wiesławą Pawlak, etnografem z Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łomży, która wyjaśniała, że dawniej w gospodarstwie kurpiowskim używano najczęściej jednego noża o wszechstronnym zastosowaniu. Nóż taki był szanowany i pilnowany. Natomiast jeśli idzie o nożyki osobiste, to noszono je "przy orderach" (przy sobie), w kieszeni i niechętnie bądź wcale nie udostępniano postronnym. To wyjaśnia też pośrednio brak noży w źródłach ikonograficznych.



Kozik. "Instrumenty muzyczne na Kurpiach" Adam Chętnik


Bezsprzecznie też koziki stanowiły narzędzie i jeden z nieodłącznych atrybutów pastuszków i w ogóle wiejskich chłopców na terenie całego kraju, a potwierdzenie tego faktu znaleźć możemy nie tylko w źródłach ikonograficznych, ale i w literaturze znanej nam chociażby z kanonu lektur szkolnych. I tak z nowelki pt. "Antek" napisanej przez Bolesława Prusa w 1880 roku, dowiedzieć się możemy o tym, że jej główny bohater: "...Do dziesiątego roku życia zepsuł ze cztery koziki, ale też strugał niemi dziwne rzeczy." oraz, że był w to rzeźbienie niezwykle zaangażowany: "...Strugał swoje patyki, a nawet rzeźbił cudackie figury. I dopiero gdy mu się kozik zepsuł, a matka na nowy nie dawała pieniędzy, wynajmował się do roboty." I utalentowany: "...Tylko już prócz kozika miał dłótko, pilnik i świderek, i władał niemi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz."17

Oczywiście ta nowela to fikcja literacka, jednak sam fakt używania kozików przez wiejskich chłopców i nie tylko chłopców jest bezdyskusyjny i powszechnie znany, nie tylko z wieku XIX, ale i z relacji późniejszych. Bardzo często kozik przewija się w tekstach opisujących pracę wiejskich rzeźbiarzy i i twórców przedmiotów użytkowych, jak choćby u Jana Józefa Szabrańskiego, który w XIX wieku pisał: "Góral wyrabia sam wszystkie przedmioty użytku domowego, tam już małego chłopczyka najmilszą zabawką jest wyżynanie i struganie różnych przedmiotów za pomocą nieodstępnego kozika i toporka"18, czy też w artykule czasopisma "Kłosy": "Mechanik wioskowy mówi między innemi (z powodu obrazu Kotsisa): Pomiędzy ludem naszym niemało znajdzie rzeźbiarzy, którzy samodzielne tworzą dzieła godne uwagi, nacechowane i pomysłem i wykończeniem artystycznem. Wyroby te z drzewa nieraz dokonane przy pomocy tylko kozika (nożyka składanego), odznaczają się szczególnem wykończeniem."19

Omawiając noże będące podręcznymi narzędziami dla przedstawicieli różnych warstw społecznych nie sposób nie wspomnieć o pewnej grupie ludzi, którzy tych narzędzi używali niekoniecznie w zbożnym celu - mowa, rzecz jasna, o zbójach wszelkiej maści. Nie będę się tu rozwodził nad pospolitymi bandytami grasującymi niegdyś po gościńcach i w mrocznych zakamarkach miast, chciałbym natomiast przybliżyć nieco zbójów, którzy cieszyli się dawniej i nadal cieszą sporą sympatią ogółu społeczeństwa. Chodzi rzecz jasna o zbójników karpackich, którzy zwłaszcza w przekazach ludowych stawali się uosobieniem szlachetności i wojownikami o prawa uciskanych i ciemiężonych, a nawet ludowymi mścicielami. Jedną z podstawowych broni, którą posługiwali się zbójnicy były noże i jest to fakt potwierdzony w wielu źródłach (Patrz artykuł: "Nóż zbójnicki" na Navaja.pl), między innymi w Biuletynie Koła Dialektologicznego, gdzie napisano: "Uzbrojenie zbójnika stanowiła ciupaga, nóż, rusznica i pałka."20



Opasek góralski. XIX w. "Lud" Oskar Kolberg


Oczywiście prawda o zbójnikach daleka była od ich wyidealizowanego w mitach i legendach wizerunku o czym pisałem już zresztą w artykule poświęconym nożom "zbójnickim" i czym zaświadczyć mogą cytaty, które przytoczę niżej. Pierwszym z nich jest relacja z próby złapania i usunięcia przez władze Jerzego Fucimana (zm. 1716 r.) znanego jako Juraszek, który "wsławił się" wcześniej zamordowaniem dla nagrody pieniężnej swojego kompana i przywódcy, sławnego zbójnika Ondraszka. Próba ujęcia Juraszka wyglądała tak: "Chcąc się go pozbyć, zarządca gospodarczy wezwał go do Frydku, to pod pozorem przeczytania mu nadzwyczajnego dekretu cesarskiego zawierającego nadzwyczajne słowa łaski. Gdy Juraszek przyszedł do urzędu, powiedziano mu, że cieszyński urząd ziemski zastrzegł ogłoszenie tego dekretu dla siebie. Frydecki urzędnik osobiście towarzyszył mu na koniu do Cieszyna i zaprowadził do więzienia. Tam odebrano mu pod jakimś pozorem broń, z którą nigdy się nie rozstawał, a składającą się ze strzelby, pistoletu i obuszka. Gdy spostrzegł, co się święci, a notariusz sądowy przystąpił do jego przesłuchania, wyciągnął  z  nogawicy tzw. nóż wałaski, rozpruwając tymże notariuszowi brzuch."21
Zbójnicy byli bez wątpienia ludźmi bardzo temperamentnymi i nie stroniącymi od uciech wszelakich, niekoniecznie będącymi rozrywkami, które z dzisiejszego punktu widzenia można by pochwalić. Fragment pieśni ludowej pochodzącej z Żywiecczyzny wyjaśni dlaczego:

Za noze, chłopcy, za noze,
bo moje serce niy moze,
niy moze dłuzyj wytrzymaj,
muse jo bitke zacynaj...
22


Wprawdzie miałem nie pisać o pospolitych przestępcach, ale uczynię jedno odstępstwo od tej zasady ponieważ znalazłem bardzo ciekawą informację, która wskazuje na to, że mianem "scyzoryki" określano w Polsce nie tylko mieszkańców Kielc i okolic. Rzecz dotyczy mieszkańców przedwojennego, przygranicznego wówczas miasta Grajewa na Podlasiu. Józef Matyskieła w artykule pt. "Grajewo - miasto na szlaku" w odpowiedzi na pytanie z czym Grajewo kojarzy się mieszkańcom innych regionów kraju napisał: "Inni powtarzają zwyczajową nazwę używaną niegdyś na określenie grajewian - „grajewskie scyzoryki”, pod którą kryją się wcale nie wyssane z palca opowieści o pospolitych opryszkach trudniących się złodziejskim fachem i drobnym przygranicznym przemytem – zajęciem cokolwiek ryzykownym i niebezpiecznym - dla których w szemranych interesach nóż bywał często rozstrzygającym argumentem".



Noże zbójnickie. "Polska sztuka ludowa" Irena Czarnecka 1958 r.


Wspomniawszy o mroczniejszej części ludzkiej natury i o używaniu noży do celów, których pochwalić nie sposób wróćmy jednak do przyjemniejszej części opracowania.
Dawniej, choć wcale nie w tak odległych czasach, posiadanie przez dzieci scyzoryków i noży nie budziło żadnego zdziwienia, co więcej, pojawiają się one często w literaturze i czasopismach dziecięcych jeszcze w XX wieku i to zawsze w pozytywnym kontekście. Nożyki różnego typu służyły nie tylko małoletnim wiejskim i miejskim rzeźbiarzom, lecz pełniły też bardziej "oficjalne" role, na przykład stanowiły standardowe wyposażenie dziecięcych piórników (patrz chociażby: Maria Kownacka "Plastusiowy pamiętnik"). Oczywiście podstawowym zadaniem kozików i innych noży było pełnienie funkcji narzędzia umożliwiającego odbycie się wielu dziecięcych zabaw; często też noże same w sobie były dziecięcą zabawką, co dziś może wydawać się zaskakujące, lecz niegdyś nikogo nie dziwiło. Ba!, konstrukcje zbudowane przy pomocy noży i scyzoryków uznawane były za oznakę kreatywności, zachęcano dzieci do takich zabaw i chwalono je za to.

I tak na przykład w opowiadaniu z 1904 roku przeczytać możemy o pasji, której oddawał się pewien mały chłopiec: "...Józio ustawił  stoliczek i oknie i rozłożył swoje przybory - garnuszek z klejem, pędzelki, arkusz tektury, zwitek drutu, nożyczki i scyzoryk. Na początek zbudował z tektury powozik, pociągnął czerwoną farbą, wyciął z tektury i drzewa konia, pomalował na bronzowo a zaprząg zrobił z kawałków starej skóry. (...) Następnie pojawiły się taczki na kółkach, świnka, a następnie krowa..."23, a z kolejnego pt. "Kartoflany człowieczek" dowiadujemy się o tym jakie zaciekawienie wśród dzieci budziło wykonanie za pomocą scyzoryka tytułowej figurki.24
O scyzoryku, jako upragnionej zabawce małego chłopca i o konsekwencjach wynikających z podejmowania przez chłopców różnych decyzji zaznajomimy się czytając opowiadanie pt. "Fryga", w którym znaleźć możemy taki ustęp: "Trzeci wrócił do domu zapłakany. Pytają go: - Czego płaczesz? Odpowiada im: - Nieszczęście mię spotkało, żem kupił scyzoryk za pieniądze chanukowe. To dlaczego płaczesz: - Pytają go znowu. - Nieszczęście, że zgubiłem ten scyzoryk i niema go!"25 Natomiast o tym, że scyzoryk mógł być czymś więcej niż tylko zwykłym narzędziem przeczytamy w przypowiastce pt. "Jak płatać figle?", z której pochodzi ten właśnie wycinek: "Jędruś wziął swój ulubiony, prawie nowy scyzoryk, zawinął go w biały papier i napisał swojem niezręcznem pismem: "Dla mojego przyjaciela Jacka!"26



Pas męski. Małopolska. XIX w. "Lud" Oskar Kolberg


Powyższe cytaty pochodzące z różnych czasopism dziecięcych wskazują na to, że nożyki nie były postrzegane jako coś, co mogło stanowić zagrożenie dla maluchów, z pewnością natomiast traktowane były jako element codzienności oraz narzędzia, przy pomocy których można było wykonać wiele pożytecznych przedmiotów o czym zaświadczą również te fragmenty, które zacytuję za chwilę.
W dawnej gazetce dziecięcej doradzano malcom w jaki sposób zbudować np. aparat kryształkowy, oczywiście nie zapominając wspomnieć o tym, jakie narzędzia były do tego potrzebne: "Żebyście się nie martwili napróżno, odrazu powiem, że do budowy tego aparatu nie potrzeba drogich narzędzi, ani wielkich pieniędzy - wystarczą nożyczki i scyzoryk, kilka złotych wydatku no i bardzo wiele dokładności i staranności w pracy..."27, a innym numerze tego samego czasopisma podpowiadano: "Co zrobić ze starych korków? - "Z korków od butelek i od słoików z musztardą można zrobić różne drobne przedmioty. Jako narzędzie do tej roboty trzeba mieć ostry scyzoryk i papier szklisty. Przedmioty, które tu podajemy wykonywa się wszystkie w ten podobny sposób, tj. najpierw wykrawa się scyzorykiem kształt przedmiotu, a potem wygładza jego powierzchnię papierem szklistym. (...) Rozpatrzmy wszystkie przedmioty po kolei. 1 Kostki do gry... 2 Domino... 3 Pionki do loteryjki... 4 Pionki do warcabów... 5 Kulka dowolnego koloru. 6 Szpulka do nawijania nici. 7 Pionki do gry... 8 Bąk-zabawka... A może sami pomyślicie, co jeszcze dałoby się z korka zrobić?"28
Zastanawiam się, jak wiele protestów zatroskanych rodziców wywołałyby takie propozycje zabaw, gdyby ukazały się one we współczesnej prasie dla dzieci.

Więcej o dziecięcych i młodzieżowych grach i zabawach związanych z nożami napisałem również w rozdziale poświęconym, między innymi, właśnie im (Patrz: "Ciekawostki").

Jeśli idzie o literaturę przeznaczoną dla dzieci, to nożyki różnego typu umiejscowione w przeróżnych kontekstach, przeważnie jako rekwizyt lub narzędzie, przewijają się w naprawdę wielu opowiadaniach i książeczkach. Można je spotkać np. w: "Historii żółtej ciżemki" Antoniny Domańskiej, w "Rogasiu z Doliny Roztoki" Marii Kownackiej i w "Plastusiowym pamiętniku" tej samej autorki, w nowelach Bolesława Prusa, w książce pt.  "Klechdy, starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi" Kazimierza Władysława Wóycickiego i w wielu innych zbiorach bajek regionalnych, a z "Sekretów Amelki" Wandy Żółkiewskiej dowiemy się, że scyzoryk posiadały również dziewczynki: "Amelce zrobiło się głupio.  Za nic nie okazałaby tego. – Dam ci scyzoryk. – Jaki scyzoryk? – Z dobrym ostrzem. Tnie wiklinę, drzewo. Chłopak podrapał się w rozczochraną głowę. – Musiałbym zobaczyć…"

Wzmianek o kozikach, scyzorykach, czy innych nożykach jest naprawdę sporo, nie sposób wymienić wszystkich pozycji, w których o nożach takich się wspomina.



"W izbie" Franciszek Ejsmond XIX w.


Noże przewijają się również u wielu różnych osób we wspomnieniach dotyczących czasów dzieciństwa i młodości. Te kilka poniższych cytatów, które wybrałem, pochodzą od ludzi, których dzieciństwo przypadło głównie na czasy przedwojenne i których rodzinne miejscowości znajdują się dziś poza granicami Polski.
Z relacji tych możemy dowiedzieć się między innymi o tym, w jaki sposób bawili się chłopcy z Brześcia nad Bugiem w latach dwudziestych XX wieku: "Do ogólnie uwielbianej zabawy należało strzelanie z procy do celu. Chłopcy sami sporządzali sobie to dość proste urządzenie. Trzeba było scyzorykiem wyciąć gałązkę, najlepiej olszyny, rozgałęzioną w postaci litery Y. Na obu końcach widełek przywiązywało się mocne dwie gumy, które w środku mocowało się do prostokąta ze skóry".29 Co ciekawe, wykonywanie drewnianych proc było popularne również i wśród chłopców żyjących w czwartej ćwierci XX wieku, o czym zaświadczyć mogę własnym przykładem.

Scyzoryk jako narzędzie zabaw utrwalił się również w pamięci kolejnej osoby, tym razem kobiety: "W tak małej klasie byliśmy ze sobą zżyci i odwiedzaliśmy się w domach, organizując dziecięce zabawy. Pamiętam, że często po szkole szłam wraz z Jankiem Dziedzicem do ogrodu jego domu przy ulicy Długosza i tam graliśmy zapamiętale w scyzoryk".30 Nożykiem bawił się też w dzieciństwie sam Czesław Miłosz, o czym przeczytać możemy u Andrzeja Franaszka: ”Mając siedem, osiem lat doznawał nigdy już chyba później niepowtórzonej ekstazy, otoczony ciągłym nadmiarem, biegnąc z dziecięcą lekkością w cieniu dębów i lip, zamyślając się nad brzegiem cienistej Czarnej Sadzawki, wycinając scyzorykiem pędy leszczyny na łuki i strugając łódki z kory, poznając „zapachy rojstu, mokrego w jesieni lnu, trocin, żywicznego drewna, mokrej sierści psów”, a wszystko to wzmacniając przyrodzoną mu wrażliwością.”31

Scyzoryki nie służyły jednak wyłącznie zabawie, czasem wykorzystywali je dorośli w celu zmuszenia młodzieży do przestrzegania obowiązujących, surowych zasad. Tak wyglądało to w lwowskim X gimnazjum: "Zarówno w szkole, jak i poza nią, w każdym miejscu publicznym byliśmy zobowiązani nosić stale przepisowy granatowy mundurek, czapkę i mundurowy płaszcz. Wymagany był także granatowy krawat. (...) Sprawował ją (kontrolę) nieraz sam dyrektor gimnazjum, czając się na schodach. Gdy był nie w humorze, co mu się często zdarzało, potrafił wyjąć z kieszeni scyzoryk i postawionemu na baczność uczniowi przeciąć na szyi nieprzepisowy krawat".32 



"Zmówiny" Bogumił Gąsiorowski XIX w.


Noże były też narzędziem, dzięki któremu można było powiadomić świat i jednocześnie zapewnić ukochaną o przeżywanej właśnie wielkiej miłości, możemy o tym przeczytać w niezwykle nostalgicznym wspomnieniu Józefa Wittina: "Gdzie jesteście ławki lwowskich parków, sczerniałe od starości i deszczu, chropawe i popękane jak kora średniowiecznych, oliwnych pni? Pokolenia scyzoryków ryły na was imiona kochanek, jedyne dziś może pamiątki po starowinach, pochowanych na Janowskim lub Łyczakowskim cmentarzu. Gdzie jesteście dzisiaj?"33
Powyższy cytat, materializujący prawie tęsknotę za utraconym rajem z czasów młodości, stanowi zapowiedź kolejnego, w którym noże przewijają się w daleko smutniejszym kontekście. Jest to fragment traktujący o przymusowym wywiezieniu z rodzinnego miasta: "I tak minęła koszmarna doba zanim pociąg ruszył. Na zewnątrz widziałyśmy niewiele, bo tyle co przez małe, okratowane okienka lub przez szparki. Mimo tylokrotnych rewizji znalazły się noże i scyzoryki, wydłubałyśmy dziurki w deskach i kolejno patrzyłyśmy przez nie".34

Aby jednak nie zostawiać czytelników w zbyt przygnębiającym nastroju, chciałbym przytoczyć anegdotę opowiedzianą przez Marię Czubaszek: "Boguś Łazuka opowiadał, że kiedyś na scenie Teatru Syrena stał sobie Adolf Dymsza i strugał scyzorykiem malutki patyczek. Podchodzi młody aktor i pyta: "Przepraszam, mistrzu, ale po co pan to robi?". "A wiesz, może jutro umrę i wtedy jakiś głupek będzie mógł powiedzieć: jeszcze wczoraj strugał sobie kołek, a dzisiaj nie żyje".35

Zgodnie z tytułem tego rozdziału powinienem też napisać, choćby i skrótowo, o narzędziach, które nie znajdują się w większości przypadków w głównym kręgu moich zainteresowań, ale bezsprzecznie należałoby o nich wspomnieć.
Mowa o różnego rodzaju nożach kuchennych i specjalistycznych stanowiących wyposażenie warsztatów i ludzi wykonujących przeróżne profesje. Pisząc w tym przypadku o nożach specjalistycznych mam na myśli te typy narzędzi, których na przykład kształt głowni, lub w ogóle całego noża determinowany był przez rodzaj czynności, której dane narzędzie było dedykowane. Zastosowanie tych noży do wykonywania innych czynności nie było oczywiście niemożliwe, ale raczej niezbyt wygodne. Do tej grupy zakwalifikować możemy z pewnością noże bartnicze, typowe, małe noże rzeźbiarskie, szewskie, lutnicze, rymarskie, noże do pielęgnacji zwierząt, temporaliki, kordelasy myśliwskie i wiele innych. Z pewnością nożami specjalistycznymi były również noże rzeźnickie, rolnicze, czy też w późniejszym okresie noże przeznaczone dla elektryków i monterów, jednak w tym przypadku, w niektórych typach czy też modelach, kształt głowni był na tyle uniwersalny, że z powodzeniem pełnić one mogły, w zależności rzecz jasna od rozmiaru, rolę noży kuchennych, czy też osobistych.



"Lublinianie" Wojciech Gerson XIX w.


Dla uzupełnienia tego akapitu chciałbym jako ciekawostkę przytoczyć dwa cytaty, w których opisano prace i noże bartników, czyli przedstawicieli zawodu, który obecnie, w tradycyjnej formie w zasadzie już nie istnieje. Zanim bartnik wybrał się po miód musiał się do tej pracy odpowiednio przygotować:  "...Wzion ze sobą różną rozmaitość, potrzebną w drodze na taką dalecyją, linę bartną z kulą i leziwem, nie zabacuł tez o fajce, tabace w susonem pęcherzu, krzesiwku, nozu na długim trzonku do wycinania plajstrów z miodem"36
A samo wybieranie miodu wyglądało już mniej więcej tak: "...Ale Maciej siedział już na ławeczce swego leziwa, oparłszy się nogami o sosnę, i gospodarował bezpiecznie w barci, jak u siebie w izbie, a spuściwszy połowę sznura ku ziemi, wciągał podawane mu tym sposobem przez pomocników: króbkę na plastry, „wąklicę“ z „podkurem“ i nóż długi, obosieczny, z dużym trzonkiem, ze starego miecza zrobiony"37

Oczywiście wykonywanie jakiegoś zawodu niekoniecznie związane było z używaniem tylko i wyłącznie wyspecjalizowanych narzędzi tnących, jeśli daną czynność można było wykonać jakimkolwiek dostępnym nożem, po prostu go używano. Przykładowo rzeźbiarze używali więc niegdyś nie tylko noży typowo rzeźbiarskich, ale i zwykłych kozików, podobnie twórcy ludowych instrumentów muzycznych, a w opisach postaci wielu profesji spotkać się możemy ze stwierdzeniem, że dana osoba miała przy sobie nóż. Dowiadujemy się więc o tym, że noży w tym zawodzie używano, ale jakich noży? Nie zawsze wiadomo. W taki sposób opisano na przykład wygląd dawnego śląskiego górnika: "...okryciem wierzchnim był długi, pikowany na ramionach kaftan, przepasany szerokim pasem skórzanym na którym zawieszano torbę z narzędziami takimi jak lont, krzesiwo, nóż."38



"Szkalmierzacy" Jan Lewicki XIX w.


Rozdział ten chciałbym zakończyć kilkoma cytatami pochodzącymi z dzieł autorów z pewnością nam znanych. Rozpocznę od fragmentu pochodzącego z siedemnastowiecznego utworu Jana Andrzeja Morsztyna, jak zauważycie, już w tamtych czasach znano i używano słowa "kozik":


"...Miasto oręża nożyce,
Cyrkiel, kozik do winnice,
Dzban, kolki, taczki, drabiny,
Nie do szturmu, do drzewiny..."
39


Na wzmiankę o nożach i sztuce ich używania natrafimy również w największym dziele naszego Wieszcza:


"...Wojski, (...) Wyciągnął z lekka na stół rękę, dłoń i palce, 
Położył nóż na dłoni, trzonkiem do paznokcia 
Indeksu, a żelazem zwrócony do łokcia, 
Potem ręką w tył nieco wychyloną kiwał, 
Niby bawiąc się, lecz się w Hrabiego wpatrywał. 

Sztuka rzucania nożów, straszna w ręcznej bitwie, 
Już była zaniedbana podówczas na Litwie, 
Znajoma tylko starym; Klucznik jej próbował 
Nieraz w zwadach karczemnych, Wojski w niej celował. 
Widać z zamachu ręki, że silnie uderzy, 
A z oczu łacno zgadnąć, że w Hrabiego mierzy 
(Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli). 
Mniej baczni młodzi ruchów starca nie pojęli; 
Gerwazy zbladnął, ławą Hrabiego zakłada,
Cofa się ku drzwiom. - "Łapaj!" krzyknęła gromada..."
40


"W chacie..", wierszu napisanym przez Adama Asnyka traktującym o pożegnaniu rodziny przez umierającego dziadka znaleźć możemy ustęp, w którym dysponuje on pozostawionym po sobie majątkiem:


„Pod głowami, obok paska,
Jest skórzany mieszek stary;
W nim, prócz noża i obrazka,
Cztery srebrne są talary.
...
„Kozik niechaj Wojtuś bierze,
A obrazek mój — Jagusia,
Ach! za dziećmi żal mi szczerze...
Niechaj westchną za dziadusia!”41


O nożach poczytamy również u jednego z naszych noblistów: "(Zagłoba) ...Bóg wynagrodził męstwo - mruczał — bo i trzosik dość pełny. Ha, zbój plugawy! Mam nadzieję, że się nie wymknie! Ale ten mały fircyk! niech go kule biją. Cięta sztuka, jak osa. Wiedziałem, że dobry żołnierz, ale żeby tak sobie na Bohunie jechał, jak na łysej kobyle, tegom się po nim nie spodziewał. Że też to w tak małem ciele taki może być animusz i wigor. Bohun mógłby go u pasa na sznurku nosić, jak kozik. Niechże go kule biją! Poczem poszedł do chaty, na progu natknął się na trupa starego bondara, którego mołojcy zamordowali, i zniknął we wnętrzu. Gdy wyszedł, naokół bioder, na kubraku zawalanym w nawozie, świecił mu pąs Bohuna, gęsto przeszywany złotem, za pasem zaś nóż z wielkim rubinem w głowni."41
Nie mogło też zabraknąć wzmianki o nożach i u kolejnego z noblistów. Tu akurat kozik odnajdujemy w niezbyt eleganckiej, ale raczej nieuniknionej, jak się okazuje czynności: "(Jambroży) ...Już nic nie odrzekł, ino rękawy zakasał, wydobył ostry kozik, nogę ujął krzepko i jął wydłubywać śruciny i ropę wyciskać."42



"Pułk piechoty krakowskiej" Fryderyk Dietrich XIX w.


Klemens Junosza w jednym ze swoich utworów nie tylko to, czego się można było spodziewać na jarmarku: "...Wiedzieli oni dobrze, że dzisiejszy dzień to żniwo — a wszyscy chłopi wiedzieli również, że dziś w Okpiszewie, oprócz chyba ptasiego mleka, wszystkiego, co dusza zapragnie, dostanie. Szklanych paciorków, wstążek, korali, galantych kozików, spinek z lusterkami, grzebyków, którymiby można najtwardszy tynk z murów oskrobywać, obwarzanków, kiełbasy, pierników, śledzi i innych wykwintnych łakoci..."43 Ale i przy okazji, opisuje wyposażenie jednego z gospodarzy: "...Michał szedł zamaszysto, kijem się sękatym podpierał, na plecach miał kobiałkę łubianą, u pasa kozik i krzesiwko, jak na porządnego gospodarza przystało."44

W cudowny sposób Emil Zegadłowicz portretuje pracę i postać autentycznego rzeźbiarza ludowego, Jędrzeja Wowro (Andrzej Wawro). Wybrałem tu oczywiście tylko fragmenty związane z nożami, ale zdecydowanie zapraszam Was do przeczytania całości:


"...przy tej chałpie na górce przy drogi załomie
kędy w żółtym migocie nikłego kaganka
struga świątkarz kozikiem 
...
a tam nad deską stołu niehebloną brudną
mozoli się ten majster nad dłubaczką żmudną -
kozikiem na odpuście kupnym za grajcary
...
kozikiem snów załomy powierza lipinie
świątkarz smętny radością zapodzianą w czynie -
— a przed nim leżą świątki dopiero obrobne
koślawe nieruchome - do niego podobne -
łby graniate jak jego — wyłupiaste oczy
kropla w kroplę - on cały — wowrowi kumotrzy -
-
trzyma se kolanami biały kloc lipowy
i tnie kozikiem walnie - będzie Panbóg nowy
...
a Chrystus frasobliwy za oknem stojący
nakazał palcem ciszę ciżbie stróżującej
a sam miarkując kroki by wejść bez stukotu
przymknął się do śpiącego i do jego potu
wyjął mu z między kolan kloc, a kozik z dłoni -
- usiadł pobok..."
45


Ostatnie słowo w tym rozdziale należeć będzie do Marii Konopnickiej. Cytat jest, co prawda, wyrwany z kontekstu, ale nie sposób mu odmówić prawdziwości: "...Bez bab się żadna chłopska sprawa nie obejdzie, choćby też o kozik."46



1 "Opis obyczajów w Polsce za panowania Stanisława III" Jędrzej Kitowicz
2 "Lud" Oskar Kolberg
3 Tamże,
4 "Lud polski, jego zwyczaje, zabobony" Łukasz Gołębiowski 1830 r.
5 "Lud" Oskar Kolberg
6 "Lud polski, jego zwyczaje, zabobony" Łukasz Gołębiowski 1830 r.
7 Tamże,
8 Tamże,
9 Tamże.
10 "Opowiadanie o ubiorach, zwyczajach i obyczajach ludu polskiego" Walery Eljasz Radzikowski
11 "Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy" M. Federowski
12 "Atlas Polskich Strojów Ludowych" Janusz Świeży
13 "Lud" Oskar Kolberg
14 Tamże.
15 "Kurpie" Adam Chętnik
16 "Instrumenty muzyczne na Kurpiach" Adam Chętnik
17 "Antek" Bolesław Prus
18 "Biblioteka warszawska" Antoni Józef Szabrański XIX w.
19 "Kłosy" 1871 r. Mazowsze leśne. Za Januszem Stankiewiczem, na podstawie Oskara Kolberga
20 "Podhale" Biuletyn Koła Dialektologicznego 2008 r. Łódź
21 "Postać zbójnika Ondraszka w literaturze Śląska Cieszyńskiego" Maria Buchtova
22 Tamże.
23 "Fabrykant zabawek" opowiadanie z czasopisma "Wieczory rodzinne" nr 48, 1904 r.
24 "Moje pisemko" Nr 2 8 stycznia 1910 r.
25 "Nasze pisemko" Czasopismo dla żydowskiej dziatwy i młodzieży szkolnej Nr 1 Grudzien 1930 r.
26 "Przyjaciel dziatek" Pismo dla dziatwy ewangelickiej Nr 11 Nawsie, w listopadzie 1930 r.
27 "Jak zbudować aparat kryształkowy?" "Płomyk" nr 14 7 grudnia 1927 r.
28 "Co zrobić ze starych korków?  "Płomyk" nr 28 25 stycznia 1928 r.
29 "Moje kresowe szczenięce lata" Bohdan Nielubowicz
30 Wspomnienia ze szkoły powszechnej im. Henryka Jordana we Lwowie, tzw. „Szkoły Kistryna" (1931-1937). Helena Żygulska-Mach
31 "Miłosz" Andrej Franaszek
32 "Jestem z lwowskiego etapu" Kazimierz Żygulski
33 "Mój Lwów" Józef Wittlin (autor wspomnienia opuścił miasto w 1922 roku)
34 "Lwów-Donbas 1945" Maria Kulczyńska
35 Maria Czubaszek Wywiad dla Dziennik.pl (11 IV 2009 r.)
36 "Gadki kurpiowskie" Adam Chętnik
37 "Encyklopedia Staropolska Ilustrowana" Zygmunt Gloger
38 "Historia munduru górniczego" Andrzej Dutkiewicz
39 "Do jegomości Jana Sobieskiego, Marszałka i Hetmana Wielkiego Koronnego" Jan Andrzej Morsztyn
40 "Pan Tadeusz" Adam Mickiewicz
41 "Ogniem i mieczem" Henryk Sienkiewicz
42 "Chłopi" Władysław Reymont
43 "Zając" Klemens Junosza
44 Tamże.
45 "Ballada o świątkarzu", "Ballada o czwartym powsinodze" Emil Zegadłowicz
46 "Z włamaniem" Maria Konopnicka


Janusz Łangowski



Nożownicy 

Pierwotnie wytwórstwem noży zajmowały się po prostu osoby mające obycie z obróbką metali, wyrobem broni oraz oczywiście odpowiednią wiedzę i umiejętności w tej materii, nie istniał jeszcze zawód nożownik w wąskim rozumieniu tej profesji, a narzędzia te wykonywali twórcy, dla których wytwarzanie noży nie było jedynym źródłem dochodu, czyli kowale. Z biegiem czasu, między innymi ze względu na rosnącą liczbę ludności powodującej wzrost zapotrzebowania na konkretne produkty, rozwój technologiczny otwierający, co prawda nowe możliwości, ale i wymuszający na twórcach wchłanianie sporej ilości dodatkowej wiedzy w zakresie wytwarzanych przedmiotów; dotychczasowi "ogólni" rzemieślnicy zaczęli się specjalizować w konkretnych dziedzinach. Z profesji ogólnych wyodrębniały się nowe, znacznie bardziej wyspecjalizowane, wśród nich również i zawód nożownik, a w miastach (nożownictwo miało charakter wybitnie miejski) powstawały organizacje zrzeszające rzemieślników zawodów pokrewnych nazywane cechami. 

W Polsce proces formowania się cechów rzemieślniczych rozpoczął się w średniowieczu, kiedy dotychczasowy model funkcjonowania osad miejskich, czyli grody wraz z podgrodziami i osadami służebnymi stał się anachroniczny i nie przystawał już do potrzeb rozkwitającego kraju o coraz większych politycznych aspiracjach. Potrzebowano nowych rozwiązań, a te istniały i sprawdzały się znakomicie w miastach Europy Zachodniej, sięgnięto więc po nie.  
Tak to mniej więcej można opisać w dużym skrócie.



Nożownicy: Peter Messerer (około 1425 r.) i N.N. Schreder (1447 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317.2° Folio 15 recto i Amb. 317.2° Folio 68 recto


Wiek trzynasty to okres, w którym rozpoczął się na wielką skalę proces lokowania miast w Polsce na wzór i według prawodawstwa miast zachodnioeuropejskich. Zakładano nowe miasta oraz lokowano już istniejące na nowych zasadach, najczęściej według prawa magdeburskiego i lubeckiego oraz zmodyfikowanych już w Polsce odmianach tych praw, czyli na prawach średzkich (Środa Śląska), poznańskich, chełmińskich i kaliskich. Zmodernizowane miasta przyciągały nowych osadników i rozwijały się, a wzrastająca ilość rzemieślników zaczęła się z czasem łączyć dla ochrony własnych interesów w organizacje zawodowe nazywane cechami.

Cechy rzemieślnicze działały na podstawie statutów (wilkur, wilkierz) nadawanych na wniosek rzemieślników i zatwierdzanych przez władców i rady miast. W statutach tych zapisywano prawa i obowiązki, zasady działania i wszelkiego rodzaju przepisy, którymi kierować się powinien rzemieślnik wykonujący daną profesję. Prawa te zmieniano i modyfikowano przez lata, a przywileje nadawano i odbierano, należy też pamiętać, że nie było jednego kodeksu dla wszystkich nożowników w całym kraju, a lokalne statuty znacznie się od siebie różniły.
Podstawowymi zadaniami cechów było kształcenie i przygotowanie młodzieży do wykonywania zawodu oraz obrona murów i bram miejskich w przypadku napaści. Członkowie cechów mogli doskonalić swoje umiejętności wojenne w Bractwie Kurkowym (Societas Jaculatorum), które posiadało swoje strzelnice w obrębie miasta.



Nożownicy: Linhart Lebenbrust (1476 r.) i Urlich Promaur (1500 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317.2° Folio 95 verso i Amb. 317.2° Folio 114 verso


Prawodawstwo cechowe regulowało każdy aspekt działalności rzemieślników, od cen produktów, poprzez kontrolę jakości, po zasady zachowania się w czasie spotkań i relacje między członkami cechu. Narzucano np. rodzaj materiałów z których wytwarzano konkretne wyroby rzemieślnicze, wynagrodzenie i sposób szkolenia uczniów, prawa i wynagrodzenie oraz prawa i obowiązki czeladników, etc., etc. W zamian członkowie cechu mogli liczyć na ochronę swojej działalności, pomoc prawną np. w przypadku sporów z rzemieślnikami z innych miast, łatwiejszy dostęp do surowców i oczywiście na prawo do zbytu swoich wyrobów, co stanowiło podstawę ich egzystencji. Nie bez znaczenia był też prestiż, którym cieszyli się członkowie cechów (to właśnie spośród rzemieślników zrzeszonych w cechach wybierano ławników i rajców miejskich).

Cechy były prężnie działającymi organizacjami, a ich wpływ na życie miast był ogromny. Wspólnotami tymi kierowali starsi cechowi wybierani spośród mistrzów (o wyborze decydował status majątkowy, umiejętność czytania i pisania oraz znajomość prawa), którzy pełnili funkcje administracyjne i sądowe wewnątrz organizacji oraz reprezentowali cech na zewnątrz. Spośród starszych cechowych wybierano kandydatów, którzy zasiadali później we władzach lub sądach miejskich. W przypadku cechów zrzeszających rzemiosła pokrewne, na przykład metalowe, o wyborze na starszego cechu decydowało między innymi również to, jak licznie we wspólnej organizacji reprezentowani byli przedstawiciele konkretnych zawodów.

Cechy posiadały własne gospody, nierzadko również domy i kościoły, utrzymywały ołtarze, prowadziły działalność charytatywną, były też bractwami religijnymi więc ich oddziaływanie, nawet biorąc pod uwagę ogół mieszkańców było niezwykle istotne. Organizacje te regulowały w praktyce życie społeczne i kulturalne rzemieślników i chociażby poprzez stosunki towarzyskie i powiązania wywierały znaczący wpływ na zarządzanie miastem.



Miecznik. "Kodeks Baltazara Behema". Kraków 1505 r. (fragment)


W mieście, w którym działał cech obowiązywał tzw. "przymus cechowy", oznaczało to, że wyłącznie rzemieślnik należący do lokalnej organizacji miał prawo wytwarzania i sprzedaży swoich wyrobów w danej miejscowości. Zakaz ten dotyczył nierzadko nie tylko ścisłych granic miasta, ale obejmował również całą okolicę, np. nożownicy krakowscy byli jedynymi rzemieślnikami, którzy mieli prawo wytwarzać noże w promieniu 20 kilometrów od Krakowa. Partacze, czyli rzemieślnicy niezrzeszeni w cechach byli ścigani z wszelką surowością przez mistrzów cechowych i władze miast, a za sprzedaż swoich produktów na terenie, w którym działał cech groziła im np. konfiskata wyrobów i narzędzi. W praktyce zasady te były omijane ponieważ cechy nie miały wystarczających środków by zapobiegać nieuczciwej konkurencji, a i pokusa omijania istniejących nakazów w imię zysku była bardzo duża. Czasem też po prostu miejscowi nożownicy nie byli w stanie dostarczyć takiej ilości noży, by zapewnić podaż odpowiadającą popytowi.
Poza tym obowiązek przynależności do cechu nie dotyczył chociażby rzemieślników zatrudnianych bezpośrednio przez władcę lub jego dwór.

Z drugiej strony same cechy czyniły nierzadko w swoich uchwałach, zatwierdzanych później rzecz jasna przez władze miast, ustępstwa dopuszczając na kontrolowanym terenie sprzedaż przez kramarzy noży pochodzenia obcego, dowodem na to są zapisy występujące np. u nożowników krakowskich i poznańskich. Zazwyczaj pozwalano sprzedawać noże, których na terenie miasta nie wytwarzano, lub takie, których sprzedaż nie stwarzała zagrożenia dla miejscowych rzemieślników. Oczywiście wszystkie odstępstwa od zakazu sprzedaży noży obcego pochodzenia ulegały wielokrotnej modyfikacji, podobnie zresztą jak samo prawo i przywileje rzemieślników zmieniały się przez lata, ponadto musimy pamiętać o tym, że nie były to prawa jednakowe dla wszystkich miast, w których działały organizacje cechowe (do czasów rozbiorów kraju). To, jakie noże dopuszczano do sprzedaży zależało między innymi od kondycji miejscowych rzemieślników i ich problemów (lub braku tychże) ze sprzedażą własnych produktów oraz oczywiście od zapotrzebowania na te narzędzia wynikające z potrzeb rynku. 



Nożownicy: Niclas Pruckner (1523 r.) i Wilhelm Betz (1541 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 14 recto i Amb. 279.2° Folio 29 recto

Jednak szeroko pojęty przymus cechowy nie dotyczył wyłącznie prawa do wykonywania zawodu, określa on również to, co wolno było wykonać rzemieślnikowi danej profesji. Zapisywano to w statutach i ściśle przestrzegano, a przekroczenie "uprawnień" podlegało karze. Wchodzenie w kompetencje innych rzemieślników każdorazowo wywoływało sprzeciw właściwego cechu, spory bywały ostre i nierzadko dochodziło z tego powodu do bójek. Zapisy, co komu było wolno, a co nie z dzisiejszego punktu widzenia są może zaskakujące, ale kiedyś stanowiły "być, albo nie być" rzemieślnika.
Jeśli idzie o nasze zainteresowania, to znane są skargi nożowników na mieczników, że ci drudzy wytwarzają noże, lub robią za krótkie miecze przez co, w domyśle, zabierają zarobek mistrzom nożownictwa oraz skargi mieczników na nożowników. Spór taki miał miejsce na przykład w Krakowie, a rozstrzygnięty został dopiero przez rajców miejskich, którzy w 1536 roku orzekli: "...iż każdy z tych przerzeczonych rzemieślników ma w swym rzemiośle przestać, a w cudzą robotę się nie wkładać, to jest, aby miecznik był miecznikiem, a nożownik nożownikiem" ("Cechowe rzemiosło metalowe" Feliks Kiryk).  

Ograniczenia nie dotyczyły wyłącznie tak bliskich sobie zawodów jak miecznicy i nożownicy. Na przykład w Poznaniu, nawet jeśli jakiś nożownik był producentem noża i pochwy, to nie wolno mu było go inkrustować metalami szlachetnymi, bo to należało już do kompetencji złotników, a przywilej ten wynikał bezpośrednio z ich statutu z roku 1576 gdzie napisano: "...aby żaden rzemieślnik, a zwłaszcza miecznicy, nożownicy, srebrem szabel i nożenek... nie oprawiali..."1



Wyrok Rady Miasta Krakowa z dnia 29 grudnia 1561 r. "...w sporze między cechem nożowników krakowskich, a kamieniarzami wyrobów z żelaza w Krakowie o sprzedawanie noży wybijanych z cechem krakowskim". Własność: Fundacja XX Czartoryskich. Biblioteka Narodowa


Potwierdzeniem powyższego będzie również i ten, pochodzący z dokumentu krakowskiego (1777 r.) zapis: 

"Szlachetni Prezydent i Rada Miasta Stołecznego Krakowa przez ceduły i intymowane na Ratusz, wokowali i zgromadzeni nad punktami sławetnych Starszych i całego Cechu mieczniczego, szpadniczego i ślifirskiego Krakowskiego do Urzędu niniejszego podanemi, do rozrządzenia każdej profesyi Magistrów, w opisie robót, jakie mają z Rzemiosła swego robić i sprawować w szczególności opisanie zaradzając, na potem każdy stan tych Magistrów w jednym Cechu znajdujących się, co mają wyrabiać i jakie pożywienie w rzemiośle swojem prowadzić niniejszą ordynacyą przepisują i postanawiają. 
Primo. Miecznicy mają roboty robić i sprawować w swoim obrządku rzemiosła to jest: miecze, koncyrze, multany, szable polskie, pałasze husarskie, kordelasy polskie, obuchy, karabele, jendyczki czeczugi i te osadzać i oprawiać.
Secundo. Do szpadników należeć mają: szpady, kordelasy niemieckie i wszelkie inne sztuki, które tylko do rycerstwa i broni należą, jako to: okowy do pałaszów, jakiegokolwiek gatunku i mody, sprzęczki do pendentów, zamkle, ostrogi, okucia do lasek, odlewanie giffesów, krzyżów, strzemion nabijanie, posrebrzanie i pozłacanie tych sztuk jest im wolne. Wyłącza się szable husarskie i kordelasy te, do których czarnej skóry potrzebować będą, bo je miecznicy osadzać i robić powinni; okowy zaś do tych (oprócz żelaznych) szpadnicy robić mają. (...)
Tertio. Ślifirze
(jako cech) ci mają robić według cudzoziemskich czynności instrumenta cyrulikom potrzebne, jako lancety, żelazka i inne; także nożyczki, noże, brzytwy, miecze, pałasze, szpady, kordelasy, bagnety szlifować i polerować, oprócz tych, które miecznicy i szpadnicy na swych kamieniach ostrzyć w domu będą; do ślifierzów nadto należeć mają okowy do pałaszów, karabel, szpad, kordelasów, zamkle do pasów, pendentów, ostrogi i inne jakiegokolwiek gatunku i rzemiosła sztuki ze stali robione do szlifowania i polerowania..."



Nożownicy: Herman Putz (1542 r.) i Steffen Essabeck (1543 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 30 recto i Amb. 279.2° Folio 32 recto


Wspominałem już wcześniej o zakazie dotyczącym sprzedaży obcych produktów na terenie miast, w których działały cechy je wytwarzające. Zakaz ten nie dotyczył jarmarków, usankcjonowanych prawnie odstępstw od zasady oraz szczególnych przypadków, jak na przykład pobyt władcy w mieście, kiedy to wzrastało zapotrzebowanie na broń (w tym noże), ale poza tymi wyjątkami obowiązywał restrykcyjnie, a organizacje cechowe w przypadku jego złamania miały prawo nawet zarekwirować towar przy pomocy władz miasta lub starosty.
Uderzał on nie tylko partaczy, ale i mistrzów pochodzących z innych miast oraz miejscowych i obcych kupców, a miał za zadanie zapewnić rynek zbytu miejscowym rzemieślnikom. W praktyce był on bardzo często obchodzony, a wraz ze wzrostem znaczenia organizacji kupieckich praktycznie nie do wyegzekwowania przez cechy; w zasadzie już od drugiej połowy XVII wieku istniał wyłącznie na papierze. Niemniej jednak istniejące akty prawne dawały teoretycznie lokalnym rzemieślnikom przewagę i zapewniały prawo do monopolu na wyrób i sprzedaż, o czym możemy przeczytać w statucie poznańskich nożowników z 1624 roku:


"Żydzi, Szkoci i insi przekupniowie, zwłaszcza jurysdykcji miasta Poznania podlegli, aby nożów cudzoziemskiej roboty tak w okładziny jakieżkolwiek i jakimkolwiek kształtem oprawianych, jako to brzeszczotów wszelakich bądź prostych, bądź krzywych do naczynia do rzemiosł rozmaitych potrzebnych, które w kużnicach nożewniczych kędykolwiek pospolicie robione i ostro toczone bywają, jako są nożyce, krawcze, knypy, brzytwy, strugi, rzezaki i inszych tym podobnych, jakimkolwiek przezwiskiem omienionych, przedawać nie ważyli się ku szkodzie bractwa nożewniczego".3

Dopuszczalna było jedynie sprowadzanie z zagranicy noży prostych i tanich w cenie 5 i 6 groszy, ale wyłącznie wtedy, gdy takowych na miejscowym rynku zabrakło. 

Działalność cechu nożowników opiszę głównie na przykładzie najlepiej mi znanego cechu poznańskiego. Oczywiście prawodawstwo cechowe różniło się w zależności od miasta, w którym dany cech prowadził swoją działalność (i rzecz jasna zmieniało się na przestrzeni wieków), jednakże informacje, na które natrafiłem w czasie poszukiwań są na tyle szczegółowe, że pozwalają zrozumieć w jaki sposób organizacje te działały.



Pieczęć poznańskiego Cechu ślusarzy i rzemiosł pokrewnych. W prawym dolnym rogu tarczy herbowej umieszczono znak nożowników.


Na początek należy zaznaczyć, że nie we wszystkich miastach, w których działali nożownicy istniały cechy nożownicze (nożerskie) - zresztą twórcy noży nigdy nie stanowili szczególnie silnie reprezentowanej grupy rzemieślników w naszym kraju, a ich niezależne cechy zaliczane były do najrzadziej spotykanych.
Teoretycznie cech mogło założyć już czterech mistrzów, ale w praktyce tak mała organizacja nie była w stanie utrzymać się samodzielnie, jeśli więc rzemieślników (mistrzów) było zbyt mało to wstępowali oni do istniejących cechów reprezentujących rzemiosła pokrewne, czyli związane z obróbką metali. Na przykład nożownicy poznańscy pierwotnie (od XIV wieku) należeli do cechu kowalskiego (później kowalsko-ślusarskiego), od roku 1486 do cechu ślusarzy i rzemiosł pokrewnych, w latach 1626 - 1718 roku tworzyli własną organizację cechową, a po jej rozwiązaniu działali ponownie w ramach cechu ślusarskiego i rzemiosł metalowych.

Pomimo tego, że nożownicy działali w ramach wspólnego cechu z innymi rzemieślnikami to stosowali się do zasad opisanych w odrębnym statucie, uaktualnianym w razie potrzeby. Tak było w Poznaniu, gdzie w 1592 roku na wniosek starszych wspólnego Cechu rzemiosł ślusarskiego, mieczniczego, paśniczego, zegarmistrzowskiego, ryngmacherskiego i nożerskiego, Rada Miasta wydała 19 września odrębny statut właśnie dla nożowników. Powodem wystosowania prośby przez starszych cechu był brak w ogólnym statucie niezbędnych przepisów, przeznaczonych wyłącznie dla nożowników. Poza tym wydano je "dla dobrego porządku i większego pomnożenia bractwa ich (nożowników)".
Drugi statut, wydany 8 lutego 1624 roku na żądanie starszych cechu nożowniczego Wojciecha Oblekowicza i Walentego Janowicza rozszerzył przepisy tego z 1592 roku. Zawierał między innymi statut związku czeladniczego i ustawy dotyczące płac czeladników.



Kowale kling: Thomas Schamakalder (1556 r.) i Linhardt Thomer (1561 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 7 verso i Amb. 317b.2° Folio 12 verso


Zrzeszanie się w jednym cechu przedstawicieli wielu zawodów pokrewnych (metalowych w tym przypadku) nie zawsze wpływało korzystnie rozwój każdej z tych profesji. Wewnątrz takich wspólnych cechów istniały tarcia i spory wynikające na przykład z ambicji przedstawicieli poszczególnych rzemiosł, czy chociażby tak prozaicznej przyczyny jak osobiste animozje czy zła organizacja cechu. Przeważnie wykorzystywano w takiej sytuacji liczebną przewagę, którą mieli w danym okresie przedstawiciele jednej gałęzi rzemiosła nad inną, z niekorzyścią dla tej mniej licznej grupy. Dlatego też, jeśli ilość rzemieślników danej profesji na to pozwalała, starano się zakładać własne cechy zawodowe.

Ogólnie samodzielne organizacje nożowników istniały na terenie Polski w następujących miastach: Kraków, Poznań, Wrocław, Główne i Nowe Miasto Gdańsk, Stare Miasto Toruń, Sandomierz, Sochaczew i Koło.
Cechy nożowników zrzeszone we wspólnej organizacji z innymi rzemiosłami działały w: Nowy Miasto Toruń, Świdnica, Pyzdry, Chełmno, Brzeg, Kleparz (dzisiaj Kraków), Kazimierz (dzisiaj Kraków), Paczków, Czersk, Stara i Nowa Warszawa, Stary i Nowy Elbląg, Biecz, Chrzanów, Przemyśl, Jawor, Kowary, Legnica, Lwówek, Ścinawa, Szamotuły, Pabianice, Lublin, Krosno, Stradom, Łańcut, Jarosław, Lesko, Przeworsk, Czerwieńsk (przy Zielonej Górze), Nysa, Sieradz, Płock, Nowy Sącz4, a także na pewno w Wilnie i we Lwowie, nie mam jednak pewności czy w Wilnie był to cech samodzielny, czy wspólny. Natomiast z pewnością lwowski cech nożowników był, przynajmniej przez jakiś okres cechem samodzielnym.

Jednak nie tylko w miastach powyższych, wymienionych za Przemysławem Michalikiem.
Świadczyć o tym mogą chociażby informacje pochodzące z kilku kolejnych miejscowości, w których działały warsztaty nożowników, np. Bnina (Zofia Wojciechowska "Materiały archiwalne cechów miasta Bnina 1629-1747"), Chwaliszewa ("Księga pamiątkowa miasta Poznania", "Poznań w czasach I Rzeczpospolitej" Zygmunt Zaleski 1929 r.), Lubartowa ("Lubartów moja mała ojczyzna" Ewa Sędzimierz), w których to miejscowościach lokalni nożownicy wyszczególnieni są pośród innych rzemieślników zrzeszonych w cechach wspólnych. Oznacza to więc, że tych miast ostatecznie mogło być więcej, może nawet znacznie więcej, na co wskazują właśnie ww. przykłady, nieuwzględnione w książce pana Michalika. 



Nożownicy: Niclas Reckh (1564 r.) i Adam Jung (1565 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 48 recto i Amb. 317b.2° Folio 17 verso


Poznań był bardzo prężnym i jednym z bardziej znaczących w kraju ośrodków nożowniczych. Pomimo tego przez znaczny okres istnienia tej gałęzi rzemiosła tutejsi nożownicy nie posiadali własnej, odrębnej organizacji zrzeszając się wraz z innymi rzemieślnikami zajmującymi się obróbką metalu w cechu wspólnym. W ramach tego cechu pracowali na podstawie odrębnego statutu, nadanego im w 1592 roku (najstarszy zachowany dokument).
W 1626 roku uniezależnili się i założyli samodzielny cech, który istniał do roku 1718, kiedy to w wyniku ogólnego, postępującego upadku rzemiosła nie tylko w mieście ale i w skali kraju , został on rozwiązany. Nie oznacza to oczywiście, że ani przed rokiem 1592, ani po roku 1718 nie było w Poznaniu producentów noży. Pierwsza pisemna wzmianka o nożowniku pochodzi z roku 1397, kiedy to jednym z członków ławy miejskiej (sądu) był nożownik o imieniu Tycze. Tycze jest w ogóle pierwszym znanym z imienia członkiem cechu rzemieślników trudniących się obróbką metali. Ostatnim, znanym mi wymienionym z nazwiska nożownikiem jest starszy cechu z roku 1718, Michał Eckert. 

Poznańscy nożownicy nie stanowili, jak się wydaje, szczególnie zamożnej i prestiżowej grupy rzemieślniczej, choć z pewnością nie należeli też do grupy najbiedniejszej.
Według poboru pogłównego z 1590 roku ślusarze, do których cechów w niektórych miastach zaliczano także nożowników i którzy również trudnili się obróbką metali, umieszczeni byli w warstwie średniej (niższej). Oczywiście nie oznacza to, że i nożowników do tej grupy zaliczano, o czym napiszę szerszej w dalszej części tekstu.

O prestiżu rzemiosła, poza majątkiem rzemieślników, decydowała również ilość przedstawicieli danej organizacji umiejscowionych we władzach miasta. W Poznaniu epoki nowożytnej, czyli w okresie rozkwitu rzemiosła w mieście, nożownicy nie mieli w radzie miejskiej ani jednego przedstawiciela. Jeśli idzie o okres wcześniejszy to brak mi na ten temat informacji, wiemy jednak, że przynajmniej jeden nożownik, wspomniany wcześniej Tycze, był w XIV wieku miejskim ławnikiem.
Nie jest powiedziane, że we wszystkich miastach tak było, i że wszędzie nożownicy lokowali się na tym samym szczeblu drabiny społecznej, z pewnością jednak nie mogli pod względem bogactwa i prestiżu równać się chociażby z miecznikami, czy złotnikami. Wiadomym też jest to, że i nożownicy nie byli sobie równi pod tym względem, wśród nich byli rzemieślnicy bogatsi i biedniejsi, wynikało to zapewne w dużej mierze z posiadanych umiejętności i, co się z tym wiąże, dostępu do bogatszej klienteli. 



Nożownicy: Hanns Guntz (1566 r.) i Jorg Pauer (1567 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 46 recto i Amb. 317b.2° Folio 21 verso


Próbę oszacowania majątków mieszczan poznańskich na podstawie ksiąg testamentowych podjęła Iwona Grzelczak-Miłoś5, badaniem swym objęła lata 1592-1793. Nożowników sklasyfikowanych pod kątem wartości majątków liczonych według mediany, zaliczano według tego opracowania do warstwy niższej (górnej) przy podziale: warstwa wyższa (górna i dolna), średnia (górna i dolna), niższa (górna i dolna), choć biorąc pod uwagę średnią arytmetyczną zawód nożownik awansował do warstwy średniej (niższej) - nożownicy nie byli więc skazani z racji wykonywanego zawodu na konkretny, nieprzekraczalny poziom życia i zarobków (w pewnym stopniu rzecz jasna), byli wśród nich ludzie majętniejsi i biedniejsi jednakże obie te grupy oscylowały przy linii podziału na warstwę średnią i niższą.

Najwyższą władzę wykonawczą w cechach sprawowali starsi cechowi oraz przybrani im do pomocy starsi stołowi, byli oni wybierani wyłącznie spośród mistrzów będących członkami organizacji, a ich głównym zadaniem było reprezentowanie cechu na zewnątrz, sprawowanie czynności administracyjnych oraz sądowych. Na decyzję o tym który spośród mistrzów zostawał wybrany do pełnienia tej zaszczytnej funkcji wpływ miał status materialny kandydata, umiejętność czytania i pisania oraz znajomość praw i przepisów.



Statut cechu nożowników krakowskich z 1403 r. Własność: Fundacja XX Czartoryskich. Biblioteka Narodowa


Starszych cechowych było dwóch, wybierano ich raz do roku (każdy z nich pełnił obowiązki przez po pół roku), a pełnili oni swoją kadencję tak długo, jak długo sprawowała władzę Rada Miasta, przy zmianie władz miasta wybierano nowych starszych. Tylko oni mieli prawo siedzieć przy stole prezydialnych (nieuprawnione zajęcie miejsca przy tym stole było karane) podczas zebrań ogólnych cechu, będącymi spotkaniami w czasie których podejmowano najważniejsze decyzje dotyczące organizacji i jej członków. Zebrania takie zwoływano przeważnie raz na kwartał, w czasie ich trwania ustalano zmiany statutowe, załatwiano sprawy administracyjne i sądownicze. Na wniosek członków cechu starsi cechowi zwoływali również, w razie konieczności zebrania nadzwyczajne. Obecność na zebraniach była obowiązkowa, a nieuzasadniona absencja była obligatoryjnie karana.


Ciekawostką jest to, że uczestnicy zebrań obowiązani byli ustawowo zachowywać się kulturalnie, a kto na przykład, podczas zebrania przeszkadzał starszemu cechu ten podlegał natychmiastowej karze. Kary były dotkliwe i nieuchronne, o czym świadczyć może zapis ze statutu cechu nożowników (1624 r.): "...takowy zaraz winą 3 groszy karany być ma bez odpuszczenia. A jeśliby po odłożeniu winy tego się znowu dopuścił, tedy za dozwoleniem braci wszystkich do więzienia skazany być ma, skąd aż za rękojemstwem brata któregożkolwiek nie ma być wypuszczony".5



Nożownicy: Hans Prechtell (1572 r.) i Jorg Holfelder (1586 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 29 verso i Amb. 279.2° Folio 59 verso


Ci ciekawe, we wspólnym poznańskim cechu rzemiosł metalowych, zrzeszającym w różnym okresie kowali, ślusarzy, mieczników, puszkarzy, zegarmistrzów, gwoździarzy, paśników, konwisarzy, kaletników, siodlarzy i oczywiście nożowników, w okresie obejmującym lata 1425 - 1626 (czyli do roku, w którym nożownicy założyli własny cech) na starszych cechowych wybrano tylko czterech przedstawicieli tego rzemiosła. Stało się to dopiero po wystąpieniu ze wspólnego cechu mieczników, co miało miejsce w 1617 roku. Starszymi cechu wspólnego byli nożownicy: Walenty Janowicz (1617, 1618, 1621 i 1622 r.), Stanisław Karnik (1619 r.), Antoni Janowicz (1620 r.) oraz Wojciech Obolekiewicz w roku 1623. 

Przyczyną tego stanu rzeczy była najpewniej słaba reprezentacja przedstawicieli zawodu w cechu, tak było w wieku piętnastym, natomiast w późniejszym okresie przeważały profesje bogatsze lub jak poprzednio, znacznie silniej reprezentowane. Dla przykładu, w opisywanym okresie funkcje starszych cechowych pełniło dwudziestu pięciu ślusarzy, dwudziestu mieczników, sześciu kowali (pod koniec XV wieku oddzielili się) i pięciu paśników; niektórzy z nich wielokrotnie.
Zaznaczyć należy uczciwie, że w opisywanym cechu zrzeszone były też profesje, których przedstawiciele zostawali starszymi cechu jeszcze rzadziej (niż nożownicy) lub wręcz nigdy (np. gwoździarze). Starszymi cechu wspólnego byli więc również: dwaj puszkarze, dwóch zegarmistrzów, jeden płatnerz, jeden konwisarz, jeden kaletnik, jeden kordownik i jeden siodlarz.
Ciekawym jest jednak to, że wszystkie wymienione wyżej zawody miały swoich przedstawicieli wśród starszych cechu na przestrzeni dwustu lat, natomiast nożownicy urośli w siłę dopiero po oddzieleniu się mieczników, czyli na początku XVI wieku. Być może wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że choć nożownicy i miecznicy wykonywali zawody pokrewne, to jednak miecznictwo przynosiło większe dochody, co przekładało się na wzrost znaczenia zawodu, a jeśli idzie o Poznań, to dodatkowo był on wtenczas jednym z najważniejszych w kraju ośrodków wytwarzania broni białej, więc i miecznicy byli w tym mieście, siłą rzeczy, rzemieślnikami bogatszymi i znaczniejszymi niż nożownicy.



Nożownicy: Abel Gast (1597 r.) i Gorg Mueling (1599 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 60 recto i Amb. 279.2° Folio 68 verso


Uczniowie

Jednym z podstawowych zadań cechów było wykształcenie i przygotowanie młodzieży do wykonywania zawodu. Na naukę przyjmowano chłopców w wieku 10-15 lat, kandydat na ucznia musiał być zrodzony z małżeństwa legalnego i pochodzić ze stanu mieszczańskiego lub chłopskiego, z tego ostatniego pod warunkiem, że był zwolniony z poddaństwa. W praktyce ten ostatni przepis omijano, jeśli jednak uczeń został rozpoznany jako syn chłopa poddanego, wówczas musiał przerwać naukę i wrócić do swojej wsi, albo też wykupić się swojemu dziedzicowi, co było raczej niemożliwe. Możliwe było natomiast po rozpoznaniu go w wieku, w którym chłop niewolny ukończył już naukę, usamodzielnił się i zostawał mistrzem. Sytuacja taka miała miejsce w roku 1763, kiedy to poznański miecznik Jak Sikorski został rozpoznany jako poddany przez kasztelana przemęckiego Rafała Gurowskiego, wykupienia ze stanu poddaństwa dokonał jego teść, miecznik poznański Walenty Gawlikowski, kosztowało go to 40 złotych czerwonych.


Umowę o naukę zawierano przeważnie ustnie, a po uzgodnieniu jej warunków uczeń zaczynał dwutygodniowy okres próbny, podczas którego mistrz zobowiązany był zgłosić go w cechu i zapłacić opłatę wpisową. Opłatę wpisową płacił zarówno mistrz, jak i uczeń, a jej wysokość uzależniona była od czasu trwania nauki. Czas ten był ściśle określony i wahał się w granicach od dwóch do ośmiu lat w zależności od profesji, którą miał wykonywać w przyszłości. Czas trwania nauki mógł być wydłużony, jeśli uczeń zwolniony został z opłat (nauka była płatna), albo też skrócony jeśli mistrz nie musiał zapewnić przyodziewku, lub jeśli uczeń był synem mistrzowskim.
Przez cały czas trwania nauki uczeń mieszkał u mistrza, żywił się u niego, odziewał i był pod każdym względem od niego uzależniony. Bez jego zgody nie mógł opuścić miejsca zamieszczania, a jeśli uciekł, to w niektórych przypadkach nawet jego własny ojciec zobowiązany był przyprowadzić go na powrót. Uczeń, który uciekł nie mógł być przyjęty do nauki przez żadnego innego mistrza, a jeśli po czasie powrócił by kontynuować naukę to mógł to zrobić tylko u tego mistrza, u którego naukę rozpoczął, a jeśliby chciał uczyć się u kogo innego to poprzedni mistrz musiał wyrazić na to zgodę. Po ukończeniu nauki uczeń zdawał egzamin i otrzymywał tzw. "list wyzwolenia".



Nożownicy: Georg Gerttner (1601 r.) i Wolff Ruger (1601 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 82 recto i Amb. 279.2° Folio 70 recto


Czeladnicy

Po wyzwoleniu uczeń stawał się czeladnikiem, czyli rzemieślnikiem wykwalifikowanym. Obowiązany był należeć do cechu i uiszczać opłatę zarówno w nim, jak i w związku czeladniczym, czeladnicy będący synami mistrzów płacili mniejsze stawki. Czeladnicy nie stanowili jednolitej grupy, rozróżniano wśród nich czeladników towarzyszy, którymi stawali się po przepracowaniu pewnego okresu czasu, różnego w zależności od rzemiosła oraz pozostali, nazywani rubieńcami.

Zwyczajowo czeladnicy pracowali i mieszkali u mistrzów, którzy zapewniali im poza wypłatą również wikt i opierunek. W większości przypadków byli to ludzie nieżonaci. Niektóre statuty cechów wręcz zakazywały przyjmowania żonatych czeladników, jeśli jednak czeladnik był żonaty i mieszkał wraz z żoną poza domem mistrza, to musiał przedłożyć pozwolenie od żony na pracę poza miejscem zamieszkania. Jeśli nie przedstawił takowego, wolno mu było pracować wyłącznie przez dwa tygodnie. 

Zanim czeladnik podjął pracę sprawdzano, czy poprzedni stosunek pracy został rozwiązany prawidłowo. Wymagano też od niego okazania "listu dobrego zachowania", czyli referencji z poprzedniego miejsca pracy. Sprawdzano również czy czeladnik nie był nic winien poprzedniemu mistrzowi.
Najpierw zawierano umowę na okres próbny, trwający zazwyczaj 12 tygodni, dopiero potem zawierano dłuższą umowę o pracę, ale też z czasem określonym (na 24 niedziele).
Czeladnik mógł zawsze rozwiązać umowę z mistrzem, ale musiał to zrobić w ściśle określonym terminie. Wyjątkiem od tej zasady był okres przed kolejnymi jarmarkami lub sądami szlacheckimi, kiedy to oczekiwano wzmożonego napływu chętnych na zakup produkowanych towarów.

Czas pracy czeladnika był regulowany przez odpowiednie zapisy w statucie cechowym, podobnie jak jego płace. "Dniówka" pracownika obowiązywała każdego, bez względu na to jaki rodzaj pracy wykonywał i nie zależała od wysokości wynagrodzenia. W 1638 roku wynosiła ona 17 godzin na dzień, z wliczoną przerwą na posiłek. Zaciekle zwalczano zwyczaj świętowania czeladników w dni powszednie, czyli tzw. "poniedziałkowe", nie przyjście do pracy w taki dzień zagrożone było surowymi karami, oczywiście opisanymi w statucie cechowym. I tak, w statucie cechu nożowniczego z 1624 roku zapisano: "...czeladnik, który by w poniedziałek święcił, takiemu mistrz powinien potrącić 6 gr z tygodniowego zarobku. W razie opuszczenia 3 dni - wówczas tracił cały wochlon".6



Nożownicy: Hans Flaischer (1607 r.) i Gerg Inckhofer (1612 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 179 recto i Amb. 279.2° Folio 81 recto


Nie są znane stawki tygodniowe, za które czeladnicy pracowali w dawnych wiekach, jednak wiadomym jest, że w skład wynagrodzenia wchodziła nie tylko wypłata pieniężna, ale również wikt, opierunek i dach nad głową. Mistrz zobowiązany był do zapewnienia pracownikowi trzech lub czterech posiłków dziennie. Dopiero w XVII wieku wprowadzono konkretne stawki płacowe liczone od wykonanego noża (zapisano je oczywiście w statucie cechowym).
W 1624 roku czeladnikom nożowniczym płacono tak:


"Ustawa płacy roboty czeladzi

Który czeladnik urobi noży białych poncerowanych nasadzonych 26 na tydzień, wochlon jego groszy 18.
Noży gładkich chędogich wzdłuż toczonych z pierścionkami mosiężnymi na tydzień trzy tuziny, wochlon jego 18 groszy.
Białych przebijanych prostych od tuzina groszy 9.
Od czarnych nitowanych od tuzina groszy 7.
Od czarnych prostych wtykanych od tuzina groszy 5.

Towarzysz na sztukę robiący

Od noża białego nasadzanego poncerowanego chędogą robotą groszy 2,5.
Od białogłowskiego takiegoż groszy 2.
Od noża białego gładkiego moskiewską robotą groszy 1,5.
Od noża z okładzinami całkowitymi perłowej macicy gr 2,5.
Od noża czarnego z serduszkami groszy 4.
Od noża czarnego z rurkami nabijanego  z pierścionkiem mosiężnym groszy 2,5.
Od noża z nożenkami oprawnym, srebrnym, żelaznym, mosiężnym ciągnionym drutem, od dwoistych groszy 18, od troistych groszy 24.
A do noża każdego potrzeby należące sam sobie towarzysz na sztukę robiący nagotować ma.
Takowy czeladnik, który na sztukę robić będzie, mistrzowi od stołu za strawę złoty jeden (1 zł = 30 gr) na tydzień, gdy u niego stół mieć będzie, płacić powinien"
7



Nożownicy: Georg Beham (1617 r.) i Leonhart Fehl (1623 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 89 verso i Amb. 279.2° Folio 93 verso


Czeladnicy, którzy chcieli zostać mistrzami musieli odbyć obowiązkową wędrówkę, ale dopiero po zgłoszeniu jej u swojego mistrza (z określonym terminem wypowiedzenia umowy).
Wędrówka polegała na tym, że czeladnik ruszał w podróż i pracował u mistrzów w innych miastach, a nierzadko i krajach. Był to kolejny etap nauki podczas którego czeladnik zapoznawał się z nowinkami technicznymi i specyfiką pracy w innych ośrodkach rzemieślniczych. Czas wędrówki był określony i wynosił, w zależności od zawodu od jednego do czterech lat, również i w tym przypadku faworyzowano synów mistrzowskich, dla których czas wędrówki skracano przeważnie o połowę. Oczywiście nie każdy czeladnik musiał podejmować wędrówkę i nie każdy zostawał mistrzem, w wielu przypadkach do końca życia pozostawali czeladnikami i pracowali u swoich mistrzów, albo jeśli pracowali poza cechem we wsiach lub w miejskich jurydykach, wtedy nazywano ich partaczami.

Czeladnicy obowiązkowo zrzeszali się w związkach czeladniczych jeśli takowe istniały w mieście, w którym pracowali. W Poznaniu istniała organizacja czeladników nożownictwa, ale nie we wszystkich miastach tak było. Związki czeladnicze miały za zadanie chronienie praw czeladników głównie w zakresie prawa pracy, choć nie tylko. Prowadziły również gospody, w których wędrujący czeladnicy mogli liczyć na pomoc i dach nad głową. Działały one na podstawie własnych statutów, a jeśli takowe odrębne statuty nie istniały, czeladniczy stosowali się do przepisów zawartych w statutach cechowych.
Każdy czeladnik musiał należeć do związku czeladniczego, o czym pisałem już wyżej. Przyjęcie do związku było uroczystym wydarzeniem, które następowało po wyzwoleniu ze statusu ucznia. Podczas tej uroczystości nowego czeladnika "zmywano", co było obrzędem obowiązkowym (niestety nie zachowały się przekazy na czy owo "zmywanie" polegało), z pewnością również każdy nowo wstępujący musiał wydać ucztę dla aktualnych członków związku.

Związkami czeladniczymi kierowali (podobnie jak w przypadku organizacji cechów i starszych cechowych), dwóch starszych czeladników obieranych na trzy miesiące, którzy do pomocy mieli dwóch stołowych. Siedzibą związku była gospoda cechowa, w której organizowano co cztery tygodnie obowiązkowe zebrania czeladnicze.
Związki pośredniczyły w zawieraniu umów o pracę pomiędzy czeladnikami, a mistrzami i pomagały w znalezieniu pracy. Odbywało się to tak.
Wędrujący czeladnik zgłaszał się po przybyciu do nowego miasta jak najszybciej do gospody czeladniczej, gdzie odnajdywał ojca gospodniego (kierującego gospodą) oraz starszego związku czeladniczego i zgłaszał im chęć podjęcia pracy. Był to krok podstawowy, nieodzowny i niezwykle ważny, ponieważ czeladnikom bez zezwolenia starszych cechowych nie wolno było szukać pracy samodzielnie, natomiast mistrzom nie wolno było wyszukiwać czeladników w gospodach.
Dopiero starsi związku czeladniczego powiadamiali starszych cechowych o pojawieniu się nowego czeladnika gotowego podjąć pracę, a starszy cechu wyznaczał mistrza, u którego tenże mógł pracę podjąć. Jeśli ten pracy tam nie znalazł, mógł za zezwoleniem starszego cechu szukać jej u innych mistrzów.
W gospodzie sprawdzano również referencje czeladnika oraz to, czy istnieją jakieś inne przesłanki niepozwalające mu na podjęcie nowej pracy. To tu także zgłaszali się miejscowi czeladnicy, którzy po prawidłowym rozwiązaniu stosunku pracy chcieli ją podjąć u innego mistrza.



Nożownicy: Hanns Linckh (1638 r.) i Philipp Pfeiffer (1648 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 113 verso i Amb. 279.2° Folio 121 recto


Mistrzowie

Pełnoprawnymi członkami cechu byli wyłącznie mistrzowie, lecz aby zostać mistrzem w zawodzie należało przebyć długą drogę, której zwieńczeniem był właśnie tytuł mistrzowski i prawo do samodzielnego prowadzenia warsztatu. Oczywiście najpierw przyszły mistrz zostawał uczniem, po kilku latach czeladnikiem, by po kolejnych kilku latach kandydować na mistrza. Drogę ucznia i czeladnika opisałem już wyżej, przejdźmy zatem bezpośrednio do wymagań, które musiał spełnić pragnący się usamodzielnić rzemieślnik.

Aspirujący na mistrza czeladnik musiał okazać się tzw. "listem dobrego zachowania", który potwierdzał, że dotąd prowadził się on nienagannie, poza tym zobowiązany był przedłożyć dokumenty dotyczące urodzenia i poświadczenie o wyuczeniu się rzemiosła. Kolejnym wymogiem było udowodnienie odbycia wędrówki czeladniczej. Przyszły mistrz musiał posiadać dłuższą praktykę jako czeladnik, a wędrówka jego musiała trwać minimum cztery lata, odstępstwo od tej reguły dotyczyło wyłącznie synów mistrzowskich, dla których czas ten skrócono. Następnie uiszczał opłatę wpisową w cechu.
Po spełnieniu powyższych wymogów czeladnik uzyskiwał zezwolenie od zebrania cechowego na staranie się o mistrzostwo, ale nie zostawał, rzecz jasna, od razu mistrzem, a jedynie oficjalnym kandydatem na mistrza.

Kandydat na mistrza poddawany był następnie okresowi próby i przez ten czas pracował on u mistrza wyznaczonego mu przez cech. Pracował jako zwykły czeladnik, ale dodatkowo płacić musiał swojemu mistrzowi za udzielane rady i wskazówki (opłata ta pod koniec XVI wieku wynosiła 3 grosze kwartalnie i trafiała do kasy cechu). U nożowników, według statutu z 1582 roku, czas próby trwał rok i sześć niedziel.
Po odbytym okresie próby kandydat na mistrza udawał się do siedziby cechu wraz z dwoma mistrzami, którzy w jego imieniu prosili o przyjęcie go do bractwa na mistrza. Kandydat zobowiązywał się do jednorazowej opłaty na rzecz cechu oraz prosił o pozwolenie zrobienia sztuki.

Wykonanie sztuki było końcowym egzaminem, po którego pomyślnym zakończeniu kandydat stawał się mistrzem. Statuty cechów szczegółowo określały nie tylko to, co miało być wykonane, w jakiej ilości, ale i w jaki sposób. Wyznaczano też czas trwania egzaminu, za którego przekroczenie groziły kary.
W cechu nożowników kandydat: "...sztuki ma sam robić i mają być do nieszporu odkowane tegoż dnia, którego pocznie".8



Nożownicy: Hans Andreas Obermayr (1662 r.) i Erhardt Heumann (1669 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 279.2° Folio 136 verso i Amb. 317b.2° Folio 154 verso

Kandydat przystępujący do wykonania sztuki zobowiązany był do zapewnienia sobie we własnym zakresie zarówno materiałów, jak i narzędzi potrzebnych do jej wykonania. Kandydat na mistrza był kontrolowany w trakcie trwania egzaminu, a funkcje kontrolne pełnili starsi cechów, którzy dobierali sobie pomocników spośród innych mistrzów. Jeśli nie zastali oni kandydata przy pracy w czasie gdy zobowiązany był wykonać sztukę, karano go.

Rodzaje sztuk mistrzowskich określone były, o czym wspomniałem już wyżej, w statutach cechów, Jednak przyszły mistrz nie musiał wykonać ich wszystkich, zobowiązany był do zrobienia tego, co wyznaczyli mu starsi cechu.

Sztuki mistrzowskie dla nożowników według statutu z 1592 roku.

"Nożownicy (...) musieli przynieść stal, którą kandydaci powinni rozdrobnić na 41 części, następnie za jednym zagrzaniem stopić je razem. Następnie z tych kawałków "wygrzanych robić mają".

1 tasak kuchmistrzowski
2 nóż, z którego od spodu okładzin wychodzić mają igiełki kolące (ma ich być 5)
3 nóż i widelec, do których okładziny mają być rzeźbione
4 do tasaka mają być noże i szpilka według potrzeby, rękojeść do tasaka ma mieć okładziny z kości jeleniej i munsztuk z wkówką szarą
5 do puginału ma robić głownię i jelce i z nożem jednym i ze szwajcą (rodzaj głowni), do tegoż puginału munsztuk
6 nóż, z którego igiełki wychodzić mają. Ten nóż powinien mistrz nowotny złożyć do skrzynki cechowej".
9



Pieczęć poznańskiego Cechu ślusarzy i rzemiosł pokrewnych. W prawym dolnym rogu tarczy herbowej umieszczono znak nożowników.



Wykonane sztuki podlegały ocenie przez wybraną spośród członków cechu komisję. W jej skład wchodzili najczęściej starsi cechowi oraz przedstawiciele innych rzemiosł, jeśli cech zrzeszał ich kilka. Kontrolowano jakość i sposób wykonania sztuki, a jeśli wypatrzono jakiekolwiek wady, egzaminowany musiał sztukę powtórzyć.

Przedstawienie sztuki było obowiązkowe, ale niektórzy uprzywilejowani mogli się od tego obowiązku zwolnić. Rzecz jasna grupą faworyzowaną byli synowie lokalnych mistrzów, ale nie tylko. Sztuki mistrzowskiej nie musieli składać również czeladnicy, którzy poślubili mistrzowskie córki oraz ci, którzy pożenili się z wdowami po mistrzach. Jeśli jednak idzie konkretnie o cech nożowników, to tu zwolnienia dotyczyły wyłącznie synów mistrzów.
Po pomyślnym zdaniu egzaminu następowało uroczyste przyjęcie nowego mistrza w szeregi bractwa, wpisywano go do księgi cechowej, wpłacał on do kasy cechu wymaganą opłatę (u nożowników za przyjęcie uiszczano 1 zł, a przy robieniu sztuki 2 zł) i składał przysięgę: "Najjaśniejszemu królowi i szlachetnemu Magistratowi szczerym i posłusznym zostawać będę".10 Ostatnim z obowiązków nowego mistrza było wydanie dla bractwa poczęstunku nazywanego kolacją.

Nowy mistrz był już członkiem cechu i pełnoprawnym rzemieślnikiem, ale nadal nie mógł pracować na własną rękę, aby założyć własny warsztat musiał jeszcze uzyskać obywatelstwo miejskie. W tym celu składał w Ratuszu dokumenty poświadczające urodzenie i wyzwolenie i dopiero po ich potwierdzeniu stawał się osobą, która mogła w pełni korzystać ze swoich uprawnień rzemieślniczych i obywatelskich. Akt taki nazywał się przyjęciem do prawa miejskiego.
W teorii był on obowiązkowy i bez złożenia odpowiednich dokumentów rzemieślnik nie miał prawa do wykonywania zawodu, ale w praktyce często przymykano na to oko pozwalając na dostarczenie ich w późniejszym terminie.



Pamiątkowa tablica umieszczona na krakowskich Plantach.


Jeśli idzie o Poznań, to w księgach miejskich zapisywano jedynie fakt przyjęcia obywatelstwa przez osoby niepochodzące z miasta, nie uwzględniano lokalnych mistrzów i ich synów. Ponadto często nie zaznaczano jaki rodzaj rzemiosła reprezentował nowo przybyły, stąd trudno jest ze stuprocentową pewnością określić ilu przedstawicieli konkretnych zawodów napłynęło do miasta. Jeśli idzie o nożowników, to w latach 1575-1655 przybyło ich do Poznania szesnastu, natomiast w latach 1656-1793 tylko dziewięciu, co jasno odzwierciedla fakt, że miasto przez te lata straciło na atrakcyjności. Dotyczyło to zresztą nie tylko Poznania, ale i całego kraju.
To oczywiście potwierdzone minimum, być może było ich więcej, ale zapisów z potwierdzeniem wykonywanego zawodu jest właśnie tyle. We wspomnianych latach przybyli do stolicy Wielkopolski nożownicy z Gdańska, Królewca, Szkocji, Tuczna, Litwy, Chwaliszewa, Międzyrzecza, Pobiedzisk, Bytomia, Rybaków, Czerniewa, Braunsberga, Głogowa, Rawicza, Torunia i Sulechowa.

Produkcja noży odbywała się w kuźniach i warsztatach mieszczących się w zabudowaniach należących do mistrza, najczęściej na zapleczu zamieszkiwanej kamienicy. Założenie warsztatu nie wymagało wielkich nakładów finansowych gdyż posługiwano się przeważnie stosunkowo prostymi narzędziami. Skupiano się gównie na produkcji przeznaczonej na rynek lokalny, jedynie targi, jarmarki i inne większe wydarzenia, kiedy to przyjeżdżała liczniejsza klientela wymagały zwiększenia nakładów pracy i materiałów. Pamiętać należy, że rzemieślnicy byli zarówno producentami, jak i sprzedawcami.



"Burmistrz i rada miasta Krakowa zatwierdza przedłożone przez przedstawicieli cechu nożowników krakowskich artykuły statutu tego cechu". 30 lipca 1596 r. Własność: Fundacja XX Czartoryskich. Biblioteka Narodowa


Nie zawsze jednak i nie wszystko wykonywano wyłącznie za pomocą rąk i prostych podręcznych narzędzi. W niektórych, głównie większych miejscowościach (podstawowym warunkiem był dostęp do wody napędzającej koła szlifierskie) działały również tzw. "młyny toczne", w których szlifowano np. narzędzia rolnicze, ale nie tylko, również broń i noże oraz ogólnie metalowe przedmioty wyrabiane przez miejscowych rzemieślników.
Takich szlifierni, o czym możemy przeczytać w książce Ignacego Baranowskiego pt. "Przemysł polski w XVI wieku" działało w Polsce wiele, nie tylko w miastach (np. Poznań, Kraków, Lublin, etc., etc.), ale i na wsiach. W części z nich wyrabiano i szlifowano ogólnie przedmioty metalowe ostre (np. w Sieradzu, czy Lublinie), inne z kolei specjalizowały się np. w obróbce broni (np. szlifiernia Tomasza Polaka w Zwierzowicach), istniały też młyny toczne prowadzone przez konkretnych nożowników (np. w Krakowie), lub przeznaczone na potrzeby całego cechu nożowniczego (np. w Nowym Sączu).
Książka Ignacego Baranowskiego opowiada głównie o wieku XVI, ale możemy znaleźć tu informacje pozwalające przypuszczać, że tego typu szlifiernie nie były charakterystyczne wyłącznie dla tego okresu. Na przykład autor wspomina w niej o przywileju nadanym w 1448 roku krakowskiemu nożownikowi Marcinowi Czechowi przez króla Kazimierza Jagiellończyka, pozwalającym mu na założenie młyna tocznego w pobliżu "bramy Szewckiej" w Krakowie.
Z pewnością więc szlifiernie działały zarówno przed, jak i po XVI wieku.



Nożownicy: Peter Kalmbach (1683 r.) i Conradt Schindtler (1708 r.). "Hausbüchern der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen". Stadtbibliothek Nürnberg, Amb. 317b.2° Folio 179 recto i Amb. 317b.2° Folio 203 verso


Wracając jeszcze na chwilę do rzemieślników poznańskich i ich cechu.
Zakup materiałów i surowców potrzebnych do produkcji regulowano statutowo, obowiązywał też zakaz podkupywania sobie wzajemnie materiałów i nieuczciwej konkurencji. W cechu nożowników przyjęta była zasada dotycząca wspólnego zakupu towarów, nie wolno było na przykład samodzielnie wykorzystać zakupionego okazyjnie surowca, wszystkim trzeba się było dzielić.
W statucie cechu z 1624 roku zapisano: "...którykolwiek z braci, kiedy kupiec kość słoniową, macicę perłową, heban, cedron i inszą materię do rzemiosła nożowniczego należącą do Poznania na przedaż przywiezie, najpierw dowiedział się, zaraz powinien panu starszemu natenczas będącemu oznajmić, który on towar ukupiwszy, podług potrzeb brata każdego podzielić powinien będzie za spólną zapłatą. A kto by potajemnie surowiec taki nabył, podlega karze dwóch funtów wosku".11


Cechy pełniły też rolę kontrolną i nadzorującą, sprawdzając pod kątem jakości nie tylko towar sprzedawany przez miejscowych rzemieślników, ale i ten, który oferowali podczas jarmarków rzemieślnicy obcy i kupcy. Ogólnie zwalczano tandetę i i produkty wadliwe, a kontrolowani musieli podporządkować się wyznaczonym przez cech do inspekcji mistrzom.
Nadzór nad tym wszystkim był nie tylko przywilejem, a wręcz obowiązkiem miejscowych rzemieślników cechowych, a kary za nadużycia były niezmiernie surowe, np. statut cechu nożowników z 1624 roku przewidywał: "...że jeśliby jakaś robota na oszukanie Korony znaleziona była, aby takowa przez mistrzów zahamowana i urzędnie zabrana była".12

Ceny na wytwarzane produkty ustalały odgórnie władze państwowe przy udziale władz miast i cechów, ogłaszali je woźni miejscy na czterech rogach rynku. Nie było tu żadnych odstępstw, musieli się do nich stosować wszyscy bez wyjątku rzemieślnicy, których te obwieszczenia dotyczyły. 



Współcześni polscy nożownicy: Mirosław Kruglik i Bartosz Herman


Poza czynnościami związanymi z produkcją i sprzedażą cechy pełniły również inne ważne funkcję, o czym częściowo wspomniałem już wcześniej. Organizacje te zobowiązane były do obrony miasta i do wystawiania zbrojnych uczestniczących w wyprawach wojennych i to wraz z wyposażeniem, gromadziły broń i dbały o przydzielone im do obrony fragmenty murów, baszt i bram. Cechy stanowiły też pogotowie pożarnicze, a wyposażenie strażackie kupowano za pieniądze kasy cechu. Pełniły rolę bractw religijnych oraz towarzystw charytatywnych. 
Członkowie cechów zobowiązani byli udzielać pomocy braciom w potrzebie, np. statut nożowników z 1592 roku, pomimo oczywistego obowiązku prowadzenia warsztatu wyłącznie przez mistrza, zezwalał na prowadzenie go wdowie po mistrzu, jeśli nie posiadała dzieci (przez okres roku i sześciu niedziel). Statut tego samego cechu z roku 1624 nakazywał dodatkowo przydzielenie wdowie po mistrzu czeladnika, który pomagać jej miał w prowadzeniu warsztatu. Tak samo postępowano wśród nożowników, jeśli któryś z mistrzów z racji podeszłego wieku nie były już sam w stanie prowadzić własnego warsztatu.
W różnych cechach przewidywano również wypłacanie zapomóg dla potrzebujących, pieniądze pochodziły ze składek.

Obowiązkiem braci cechowej było również uczestniczenie w pogrzebach członków cechu oraz nabożeństwach cechowych, co miało na celu konsolidowanie bractwa.
Cechy pełniły też funkcję wychowawczą dla młodzieży, zabraniano gry w karty i kości podczas zebrań, za złorzeczenie i wulgaryzmy wymierzone w innego czeladnika groziły kary finansowe, za nietrzeźwość podczas sesji czeladniczych groziły kary, nie wolno też było nikogo zmuszać do picia, nie wolno było kłaść się w butach i ubraniu do łóżka, etc., etc. Co ciekawe, karano również za niewracanie czeladników do domów (sypiali u mistrzów) o właściwych porach oraz ogólne, za niekulturalne zachowanie się.

Często zdarzało się, że przedstawiciele pokrewnych zawodów zamieszkiwali w najbliższej okolicy, jeśli na którejś w ulic jedna grupa producentów zaczynała dominować, wówczas z czasem, najpierw zwyczajowo, a później oficjalnie zmieniano nazwę ulicy na odpowiedniejszą. Tak właśnie w Poznaniu powstała ulica Ślusarska, wcześniej nazywana Ciasną, a we Wrocławiu ulica Nożownicza.



Współcześni polscy nożownicy: Marcin Tomaszewski i Szczepan Rubczyński


Dla uzupełnienia tej części opracowania chciałbym jeszcze wspomnieć o nożownikach krakowskich.
Kraków był na przestrzeni dziejów bez wątpienia jednym z największych, a okresowo największym centrum produkcji noży w kraju, najstarsze wzmianki o krakowskich starszych mistrzach nożownictwa pochodzą już z 1358 roku, a pierwsi wymienieni z nazwiska starsi reprezentujący cech to Jan Posch i Andrzej Klee (1398 r.)13 O tym jak dużym ośrodkiem produkcyjnym było to miasto i jego okolice już w zasadzie od początku istnienia cechu jest fakt, że w źródłach historycznych dotyczących tylko drugiej połowy XIV wieku znaleźć można 30 działających nożowników z Krakowa i 16 z Kazimierza, należy przy tym zaznaczyć, że wspomniane źródła nie są kompletne.14 Ponadto wskazuje na to ilość mistrzów pochodzących z innych miast kraju i z zagranicy, których przyjęto w poczet obywateli miasta, w latach 1393-1506 było ich 79, dodatkowo w tym okresie prawa miejskie otrzymało sześciu mistrzów z samego Krakowa.15 


W warsztatach krakowskich oprócz mistrza, który zarządzał całą "firmą" i który, rzecz jasna, wytwarzał również noże, pracowali czeladnicy wykonujący w procesie produkcji określone, powtarzalne czynności, np. "podmistrz" wykuwał głownie, "ławicznicy" wykańczali i ostrzyli klingi, a "słoirze" nitowali, hecowali, grawerowali i inkrustowali noże (podział pracy według hipotezy Adama Chmiela). Co ciekawe, w książce Feliksa Kiryka poświęconej między innymi cechowi nożowników krakowskich znalazłem też wzmiankę o "ławecznikach", którzy trudnili się sprzedażą wytwarzanych w warsztacie noży. Czy "ławicznicy" wykańczający i ostrzący noże według przypuszczeń Adama Chmiela są tożsami z "ławecznikami" występującymi później u Feliksa Kiryka, i czy ci pierwsi, oprócz prac warsztatowych sprzedawali również noże, tego niestety nie wiem.



Współcześni polscy nożownicy: Michał Sielicki i Piotr Czołczyński


Złoty wiek, a w zasadzie ponad dwustulecie nożownictwa krakowskiego zaczyna się w XIV wieku i trwa do połowy wieku XVI, później następuje powolny regres tej gałęzi rzemiosła. Jeszcze w roku 1602 aktywnych było siedemnastu mistrzów, którzy zgodnie z uchwałami cechowymi obok imienia i nazwiska oraz daty swoich wyzwolin zapisywali również sygnaturę, którą się posługiwali, do roku 1618 dołączyło do nich czternastu kolejnych. W latach 1618 - 1728 do cechu nożowników przyjęto ogółem 55 mistrzów, ale zdecydowaną większość z nich jeszcze w wieku XVII, przy czym w latach 1650-1700 szesnastu, a po 1700 roku już tylko pięciu.16
Kłopoty nożowników krakowskich zaczynają się już w drugiej połowie wieku szesnastego, kiedy to do miasta zaczynają napływać w dużej ilości, często lepszej jakości i tańsze (choć oczywiście nie zawsze), wyroby zamiejscowego pochodzenia (co ciekawe, rzemieślnicy krakowscy w tym samym okresie słynęli z eksportu swoich własnych produktów, nawet poza granice kraju17). Próbowano temu zaradzić zobowiązując się np. w 1561 roku do wykonywania noży lepszej jakości i piękniejszych od tych importowanych, dodatkowo oczywiście w takiej ilości by pokryć miejscowe zapotrzebowanie. Odwoływano się też rzecz jasna do istniejących od dawna przywilejów, które dawały nożownikom krakowskim prawo wyłączności na sprzedaż noży na terenie miasta, co w 1562 roku zaowocowano nawet wydaniem wyroku przez króla Zygmunta Augusta potwierdzającego ten przywilej.
Najciekawsze jest to, że już w 1567 roku cech nożowników dopuścił sprzedaż na terenie Krakowa noży styryjskich, węgierskich, watowyjskich i świdnickich, podtrzymując zakaz jedynie wobec noży najbliższych konkurentów,czyli tych pochodzących ze Śląska , Czech i Opawy.



Pieczęć krakowskiego cechu wspólnego z połowy XIX wieku.



W 1594 roku kolejny raz w sprawie zakazu sprzedaży noży obcego pochodzenia: "...nożownicy obcy i kramarze nie mają przywozić ani przedawać towaru tego rzemiesła okrom jarmarku, a jeśliby się tego ważył a obce noże albo klinki bez jarmarku przywiezione, a na ulicy albo w mieście tak Krakowie, w Kazimierzu, jako też w Kleparzu, w Stradomiu przedawał, takowemu towar ma być urzędem zamkowym albo też miejskim zabran..."18
Około 1597 roku nastąpiła klęska nadpodaży, okazało się, że noży w Krakowie wytwarzano tyle, iż nie można ich było sprzedać, zwłaszcza, że do miasta wciąż napływały konkurencyjne noże pochodzące z warsztatów pozamiejskich. Zaradzono temu w ten sposób, że ograniczono do trzech liczbę czeladników przypadających do pomocy każdemu mistrzowi (do tej pory mogło ich być 6-7), ponadto mistrz mógł pracować tylko przy jednym ogniu w kuźni, a jeśli kuł samodzielnie, nie wolno mu było zatrudnić podmajstra. Oprócz tego tylko jeden czeladnik w warsztacie mógł wykonywać okładziny do noży. W tamtym okresie starsi mistrzowie sprzedawali swoje wyroby w dziewięciu kramach dziedziczonych zgodnie ze starszeństwem, natomiast młodsi wystawiali noże w smartuzie (jednoizbowa hala targowa, w której wystawiano towary na stołach).



"Rada miasta Krakowa rozsądza nieporozumienie między cechem mieczników i cechem nożowników krakowskich w sprawie podziału robót, jakie mają wykonywać, oraz w sprawie niektórych ustaw cechowych". 22 marca 1536 r. Własność: Fundacja XX Czartoryskich. Biblioteka Narodowa


Powolnemu upadkowi nożowników krakowskich starano się zaradzić ze wszelkich sił, jak widać nie tylko zakazywano i dopominano się przestrzegania praw, próbowano się też z kupcami układać, czyniono im ustępstwa dopuszczając sprzedaż jednych noży w zamian za rezygnację ze sprowadzania innych. Niestety nożownicy podążali też czasem niezbyt uczciwą drogą, wykorzystując np. do wytwarzania pochew papieru zamiast skóry, obniżając jakość oraz sprzedając w swoich kramach noże niepochodzące od rzemieślników cechowych.
Gwałtowny upadek rzemiosła spowodowały wojny nawiedzające kraj w XVII wieku, zniszczenia doprowadziły do takiej sytuacji, że podczas sporu, który rozgorzał w 1680 roku pomiędzy nożownikami a kupcami, dotyczącego sprzedaży przez tych ostatnich noży obcego pochodzenia, dopatrzono się, że w całym Krakowie pozostało zaledwie dwóch nożowników, w tym jeden mieszkający poza murami miasta. Kramarze argumentowali więc, że nie ma innej możliwości jak tylko kupować noże poza granicami miasta i pomimo tego, że nożownicy dowiedli, iż faktycznie sprowadzano je spoza Krakowa niezgodnie z obowiązującym prawem, proces przegrali.
W tym samym roku król Jan III Sobieski odebrał nożownikom prawo do praktycznie już nieużytkowanych kramów, nakazując władzom miejskim zagospodarowanie je w sposób przynoszący korzyść miastu. W 1684 roku władze miejskie wydały oficjalne zezwolenie kupcom na zakup noży pozamiejskiego pochodzenia, pod warunkiem uprzedniego powiadomienia magistratu i jeśli nie mieliby oni możliwości zakupu dobrych noży (i w dostatecznej ilości) u miejscowych nożowników.
Nożownikom krakowskim już nigdy nie udało się odbudować znaczenia i siły cechu, w drugiej połowie XIX wieku działało ich już tylko kilku, ostatecznie w 1883 roku dołączyli do ślusarzy, rusznikarzy i pilnikarzy stając się częścią wspólnego cechu ślusarskiego.



Współcześni polscy nożownicy: Leszek Brzeziński i Marcin Bona


Do cechu nożowników krakowskich w okresie jego rozkwitu należeli także szlifierze, będący jeszcze bardziej wyspecjalizowanymi rzemieślnikami. Do ich zadań należało szlifowanie na zlecenie nożowników głowni noży, brzytw, nożyczek i narzędzi chirurgicznych, nie wolno im było natomiast wytwarzać nie tylko całych noży, ale i ich fragmentów. Zgodnie np. z uchwałą cechu nożowników z 1608 roku pozwolono im szlifować (brusić) trzy rodzaje części żelaznych noży: klinki panieńskie, klinki męskie i klinki wielkie.
Szlifierze byli jednak w o tyle lepszej sytuacji niż nożownicy, że zapotrzebowanie na ich usługi nie dotyczyło wyłącznie noży, nie byli więc oni uzależnieni wyłącznie od zleceń otrzymywanych od nożowników. Pracowali również na zlecenie mieczników, szpadników, kowali, ślusarzy i innych rzemieślników trudniących się obróbką metali.
Nożownikom zależało na tym, żeby utrzymać szlifierzy we własnej organizacji przede wszystkim z tego powodu, że można im było wtedy narzucać ceny (w 1623 roku zakazano na przykład mistrzom nożowniczym płacenia szlifierzom więcej, niż to wynika z uchwał cechowych, odstępstwo od tej zasady groziło poniesieniem kary za zdradę cechu) oraz mieć wpływ na to, jakie i dla kogo usługi wykonują - zabraniając im chociażby szlifowania dla nożowników-partaczy. 
Jednak już na przełomie XVII/XVIII wieku coraz słabszy liczebnie i podupadły cech nożowników zaczął mieć tak wielkie problemy z egzekwowaniem przywilejów, że w 1705 roku nie był w stanie wymusić zaprzestania działalności, lub obowiązku przyłączenia się do cechu na szlifierzu, który do Krakowa przybył z Opawy
Ostatecznie szlifierze przyłączyli się w 1773 roku do szpadników, a w późniejszym okresie połączyli się we wspólnym cechu wraz z innymi gałęziami rzemiosła metalowego.



Pieczęć krakowskiego cechu wspólnego ślusarzy (klucze i wąż), nożowników (nóż), rusznikarzy (pistolet) i pilnikarzy (pilnik). Koniec XIX wieku.



Nożownicy z Krakowa i okolic, podobnie jak ich pobratymcy cechowi z innych miast działali na podstawie statutów i uchwał cechowych. Prawa te bywały do siebie podobne, co jest oczywiste ponieważ wszyscy ci rzemieślnicy pracowali w jednej branży i borykali się z tożsamymi problemami. 
Ogólnie sposób działania cechów opierał się wszędzie na tych samych podstawach, organizacje te, niezależnie od miejsca ich zawiązania miały też te same cele, jednak już szczegółowe zapisy prawne znacznie się między sobą różniły. Rzecz jasna należy też pamiętać o tym, że prawodawstwo nie było stałe, zmieniało się na przestrzeni dziejów i dostosowywało do istniejącej sytuacji.

Jak wyglądały niektóre z tych różnic chciałbym pokazać na przykładzie sztuki mistrzowskiej, czyli obowiązkowego egzaminu praktycznego, któremu podlegali kandydaci na mistrza w całym kraju. Wcześniej już opisałem wymagania przedstawiane przyszłym mistrzom w Poznaniu (1592 r.), teraz, dla porównania, słów kilka o tym, co musieli wykonać pretendenci do tytułu mistrzowskiego w Krakowie i Kleparzu.
Otóż, zgodnie ze statutem cechu z 1558 roku, aby zostać mistrzem w Krakowie należało wykazać się następującymi umiejętnościami: "(kandydat)...takowe rzemiesło ma umieć dobrze, to jest kować, szlifować i okładać, a te niżej opisane sztuki będzie powinien czynić jako kredens, dwa noże krawieckie, widełki, tasak, kuchenne przy nim trzy noże, puzdro nożów w cyndrelinie, rzeźnicze dwa noże wielkie, podpajskich nożów puzdro obłożyć, a hufnych nożów pięćdziesiąt kować, neterlików pięćdziesiąt, podneterlików pięćdziesiąt, zamerlików pięćdziesiąt, skrypturałów pięćdziesiąt, rzezaków trzysztucznych pięćdziesiąt, dwa klokowce, rzezaków sto. Takowe noże ukowane swą ręką ma zbrusić i obłożyć."19



"Zygmunt III król polski na prośbę cechu nożowników krakowskich powtarza i zatwierdza dokument wydany przez Zygmunta Augusta 7 grudnia 1558 r. oraz nowe artykuły ustanowione i dołączone przez cech". 1 czerwca 1616 Warszawa. Własność: Fundacja XX Czartoryskich. Biblioteka Narodowa


Ponad sto lat wcześniej (1450 r.), w podkrakowskim wtedy i odrębnym administracyjnie Kleparzu, aby zostać mistrzem nożownictwa należało wykonać: "...dwa noże zwane tylce (duos cultellos alias tylce), 2 przynoża (duos cultellos alias przynazie), 2 szwajce (duos cultellos alias szwajce)."20 Opis ten pochodzi ze statutu cechu wspólnego rzemiosł metalowych, do którego wtenczas należeli kleparscy nożownicy i jest najstarszym znanym opisem sztuki mistrzowskiej nożowników.
Jak można wywnioskować z powyższych przykładów, zaliczenie egzaminu mistrzowskiego było wszędzie nieodzownym warunkiem uprawniającym, do wstąpienia do elitarnego grona najlepiej wyszkolonych i najbardziej uprzywilejowanych rzemieślników, jednak już wymagania stawiane kandydatom różniły się od siebie znacznie. 

Zbyt mało mam informacji by autorytarnie wyrokować, ale wydaje mi się, że wyższe wymagania stawiano przyszłym mistrzom w miastach, w których nożowników było wielu, a więc zarówno istniejąca już konkurencja silniejsza, jak i możliwość wyboru spośród kandydatów na mistrzów była, siłą rzeczy, większa. Z pewnością też wpływ na to miał stan, w jakim znajdowali się lokalni nożownicy, wymagania zapewne wzrastały, gdy miejscowe rzemiosło przeżywało rozkwit, a malały, gdy dopadała je stagnacja lub znajdowało się w stanie upadku. Pamiętajmy też o tym, że opisy powyższe pochodzą z różnych lat, co utrudnia porównanie, chociaż z drugiej strony podstawowe przepisy cechowe obowiązywały nierzadko przez długie lata i zapewne nie były aż tak często gruntownie zmieniane, a co najwyżej modyfikowane.



Współcześni polscy nożownicy: Maciej Bieniasz i Maciej Koszarek-Benkowy


Cechy działały prężnie i sprawdzały się jako regulator wszelkiej rzemieślniczej działalności mniej więcej do połowy XVII wieku, wtedy to do głosu doszedł stan kupiecki, zadziałały też inne czynniki. W Polsce drugiej połowy XVII wieku, wyniszczonej ciągłymi wojnami, a w późniejszym okresie i ingerencjami sąsiadów, którzy zaczęli mocno wtrącać się w naszą politykę i gospodarkę, daje się zauważyć powolna stagnacja, która w wieku następnym niesie ze sobą upadek wszelaki, w tym i rzemiosła. Osłabieni nie tylko ekonomicznie, ale i liczebnie rzemieślnicy muszą konkurować nie tylko ze sobą, ale i z zagranicznymi towarami obficie dostarczanymi na rynek krajowy przez prężny stan kupiecki, wcześniejsze zakazy konkurencji są już nie do wyegzekwowania. Polska XVIII wieku to dalszy regres, miasta wyludniają się w wyniku chorób, ciągłych najazdów, etc., a każda próba wprowadzenia reform torpedowana jest przez ościenne mocarstwa, którym nie zależy na silnej Rzeczypospolitej. Wiek ten kończy się też katastrofalnym dla gospodarki i społeczeństwa rozbiorem kraju.
W wiekach kolejnych produkcja przemysłowa zaczyna powoli wypierać tę rzemieślniczą, a cechy choć z nazwy nie przestają istnieć i działać, stają się zupełnie innymi organizacjami niż zrzeszenia rzemieślnicze z wieków wcześniejszych. 



Robert Łaziński. Współczesny polski nożownik.


Oprócz wymienionych wyżej czynników do upadku znaczenia cechów rzemieślniczych przyczyniała się też polityka szlachty, której nie zależało na umacnianiu się stanu mieszczańskiego i która to w aktywności i działaniu cechów upatrywała przyczynę sztucznie, rzekomo, zawyżanych cen wyrobów rzemieślniczych. Szlachta próbowała nie tylko ograniczyć prawa cechów, ale i całkowicie zakazać ich działalności. W latach 1423, 1538 i w 1550 roku oficjalnie znoszono cechy i chociaż prawa tego nigdy nie wprowadzono w życie, to nie oznaczało to, że szlachta zaprzestała swej antymieszczańskiej działalności. Siłą rzeczy działania takie nie pomagały i nie umacniały tych organizacji, ale ostatecznie monopol i przywileje cechów zostają oficjalnie zniesione dopiero na początku XIX wieku, a same organizacje cechowe ulegają wtedy gruntownej przebudowie.

Co do samych nożowników.
Cóż, ani nie zniknęli jako rzemieślnicy, ani też nie przestali działać, ciągłość wytwarzania noży została zachowana choć nie ma już u nas warsztatów, które kultywowałyby tradycję nożowniczą, przekazywaną przez stulecia z ojca na syna. Nożownicy działają i dzisiaj, rozwijają się, a samo nożownictwo (jako rzemiosło) stało się w mniejszym stopniu źródłem zarobku, a bardziej ciekawą pasją przyciągającą coraz więcej młodych zapaleńców.
No i żeby dzisiaj zrobić nóż, nie trzeba należeć do cechu nożowników.



Współcześni polscy nożownicy: Kamil Długosz i Artur Szyngwelski


Aaa... no tak. Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał. 
Szanujmy język polski.
Możemy doszukiwać się słów i znaczeń obcojęzycznych tam, gdzie nie ma polskich odpowiedników. Rzemieślnik i twórca noży to po polsku nożownik, tak jest od wieków i to się nie zmieni, bo nożownicy istnieją i pracują i wciąż nie wymyślono lepszego słowa dla określenia tego zawodu. 
Dowodów na to podałem w tym tekście wiele, łącznie ze zdjęciem legitymacji czeladnika nożownictwa z 1962 roku (w opracowaniu poświęconym Fabryce B. Michalskiego z Przedborza. Navaja.pl), warto jednak pamiętać również o tym, że jeszcze przed wojną sporo było w prasie ogłoszeń warsztatów i fabryczek nożowniczych, nazwa zawodu "nożownik" dumnie widniała przy nazwisku rzemieślnika w Księgach adresowych, a jedna z informacji w krakowskiej gazecie brzmiała tak:

"Kronika
Z krajowego Związku rękodzielniczego.
Posiedzenie Wydziału Krajowego Związku Izb i Stowarzyszeń rękodzielniczo-przemysłowych odbędzie się 8 b.m. w lokalu Koła mieszczańskiego ul. Jagiellońska 1.9. Stowarzyszenia rękodzielników w Krakowie wykazują z końcem 1912 roku następującą ilość członków: (...) ślusarze, nożownicy, rusznikarze, pilnikarze majstrów: mężczyzn 50, pomocników: mężczyzn 50, uczniów: mężczyzn 207..."
21 

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że obecnie określenie to nabrało pejoratywnego znaczenia, ale czy to jest powód na to, by zamiast edukować, na siłę wymyślać sztuczne słowa lub korzystać z obcojęzycznej nomenklatury?



Współczesny Wrocław.


Zresztą problem negatywnego znaczenia słowa nożownik nie jest nowy, pisałem już o tym we wcześniejszych rozdziałach, jednak zdecydowanie stoję na stanowisku, że skoro mamy polskie słowo to warto go używać, a nie zastępować np. anglojęzycznym określeniem "knifemaker" (no chyba, że w kontaktach zagranicznych), tym bardziej, że to własnie nożownik, w znaczeniu rzemieślnik, jest słowem starszym i wartościowszym.
Jak przeczytacie poniżej, jeszcze w 1919 roku zastanawiano się nad poprawnością formy "nożownik" w odniesieniu do bandytów posługujących się nożami, niestety okazało się, że paradoksalnie powszechność i popularność "nożownika" (znane i zadomowione od wieków) przeważyła i dzisiaj zamiast rozgraniczenia, nożownik i nożowiec mamy jedno słowo z dwoma znaczeniami i wielu nożowników, twórców noży, którzy wahają się czy je stosować.

Tym z Was, którzy mają jakieś wątpliwości chciałbym tylko przypomnieć, że za PRL zniszczono polskie nożownictwo indywidualne przyczyniając się do dzisiejszej, bezsprzecznej dominacji "nożownika-bandyty" nad mniej współcześnie znanym nożownikiem-rzemieślnikiem, a zapominając o tym drugim i zastępując go nowo modnymi, anglojęzycznymi zwrotami kontynuujemy niejako PRLowską tradycję w tej dziedzinie - zamiast dbać o to, by właściwe znaczenie słowa przywrócić i uczynić przynajmniej równorzędnym.  



Poradnik językowy. Kraków 1919 r.


W grudniu 2014 roku wysłałem do prof. Jana Miodka pytanie dotyczące tego, czy powinniśmy, jako miłośnicy i twórcy noży rezygnować z już istniejącego słownictwa ponieważ nabrało ono pejoratywnego znaczenia i tworzyć nowe słowa określające twórców noży, czy też pozostać przy tradycyjnym nazewnictwie. Oczywiście jako zwolennik oczyszczenia słowa "nożownik" z negatywnych konotacji nie omieszkałem przedstawić przy okazji swojego zdania na ten temat, oto fragment odpowiedzi (wyłączywszy zwroty grzecznościowe), którą otrzymałem od Pana Profesora:
"Byłbym za nożownikiem w jego starym znaczeniu (wszak i we Wrocławiu - wśród ulic rzemieślniczo-producenckich Kotlarska, Kuźnicza, Szewska - jest i Nożownicza. Tworzenie na siłę jakiegoś słowa zawsze razi pewną sztucznością."
Pamiętajcie zatem, nożownik to osoba wykonująca noże, a nożownictwo to gałąź rzemiosła.


1 "500 lat cechu Ślusarzy i Rzemiosł Pokrewnych w Poznaniu" M.Mika, Z. Mika, W. Porzycki
2 "Encyklopedia staropolska ilustrowana" Zygmunt Gloger
3 "500 lat cechu Ślusarzy i Rzemiosł Pokrewnych w Poznaniu" M.Mika, Z. Mika, W. Porzycki
4 "Późnośredniowieczne i wczesnonowożytne noże z zamku w Pucku" Przemysław Michalik
5 "Mieszczaństwo poznańskie w świetle "Libri testamentorum" Iwona Grzelczak-Miłoś
5 "Późnośredniowieczne i wczesnonowożytne noże z zamku w Pucku" Przemysław Michalik
6 Tamże,
7 Tamże,
8 Tamże,
9 Tamże,
10 Tamże,
11 Tamże,
12 Tamże.
13 "Cechowe rzemiosło metalowe" Feliks Kiryk
14 Tamże,
15 Tamże,
16 Tamże.
17 "Przemysł polski w XVI wieku" Ignacy Baranowski
18 "Cechowe rzemiosło metalowe" Feliks Kiryk
19 Tamże, 
20 Tamże.
21 "Głos mieszczański" Kraków, 8 czerwca 1912 r.

Janusz Łangowski


Kowale i inni 

W poprzednim rozdziale opisałem nożowników, czyli rzemieślników wyspecjalizowanych w wykonywaniu noży, ale przecież nie tylko oni noże robili. Bez wątpienia najważniejszymi, poza nożownikami oczywiście, i najstarszymi zawodowymi twórcami noży byli kowale.
Kowal była dawniej postacią, która cieszyła się wielką estymą w swoim otoczeniu, poważaną i powszechnie szanowaną; osobą, której przypisywano magiczne moce wynikające z obcowania i umiejętności okiełznania ognia. Przedstawiciele tego zawodu wytwarzali pierwotnie broń, narzędzia użytku codziennego, zamki, kłódki, okucia, ogólnie wszystko, co powstawało z metalu, ale nie tylko. Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że kowale pełnili niegdyś rolę dentystów pomagając pozbyć się cierpiącym bolących zębów. Mieli do tego odpowiednie narzędzia i krzepę, przy czym to "niegdyś" nie było wcale tak odległe w czasie, bo kowale usuwający zęby zajmowali się tym w niektórych częściach kraju jeszcze po II Wojnie Światowej i dopiero ułatwiony i powszechny dostęp do usług medycznych spowodował, że ta część ich profesji przestała być praktykowana.


Kowale w 1598 roku.


Z czasem część kowali wyspecjalizowała się i tak powstały nowe zawody zajmujące się konkretnymi dziedzinami rzemiosł w zakresie obróbki metali, w tym również nożownicy, miało to miejsce w okresie gdy rozwijające się ośrodki miejskie oraz wzrost ludności i zmieniająca się struktura społeczna spowodowały zwiększenie zapotrzebowania na konkretne narzędzia, broń, etc.
Samo kowalstwo również uległo przemianom, kowale podzielili się na miejskich i wiejskich, ci pierwsi zaczęli zrzeszać się w cechach, które regulowały i określały to czym zajmował się i co wytwarzał cechowy kowal. Kowale miejscy, z racji szybszego i lepszego dostępu do nowinek technologicznych i nowych prądów w sztuce kowalskiej byli, można powiedzieć, lepiej obeznani z trudniejszą częścią rzemiosła, wytwarzali na potrzeby bogatszej klienteli i wojska, kowalom wiejskim, którzy w dodatku nie mogli sprzedawać z różnych względów swoich wyrobów w miastach (poza wymienionymi już wcześniej wyjątkami) pozostawało zajmowanie się prostszymi pracami, polegającymi głównie na dostarczaniu okolicznej ludności niektórych najpotrzebniejszych narzędzi, najczęściej rolniczych i napraw tego, co wykonywali uprzywilejowani kowale miejscy.
W późniejszych wiekach wraz z pojawianiem się folwarków pojawili się też kowale folwarczni, którzy zajmowali się obsługą tychże, istnieli również kowale wędrowni, którzy krążąc po prowincji sprzedawali swoje wyroby i naprawiali narzędzia w odwiedzanych osadach, tam gdzie nie było kowali miejscowych.

Dawniej w każdym mieście działało wielu kowali, jeśli idzie o ośrodki wiejskie, to szacuje się, że na 20-40 mieszkańców wystarczał jeden kowal1. Kowale miejscy w okresie, w którym zaczęły powstawać wyspecjalizowane zawody i cechy zaprzestali wykonywania noży, czym zajęli się nożownicy. Wynikało to z prawa narzucanego rzemieślnikom przez statuty cechowe, natomiast na wsiach kowale nadal je, choć znacznie rzadziej i w prostej formie wytwarzali i tak pozostało w zasadzie do czasów, gdy przemysł wyparł rzemiosło.
Obecnie działają jeszcze kowale, zwłaszcza powiązani z ruchem odtwórstwa historycznego, którzy wytwarzają noże, jednak jest to zaledwie promil ich działalności. Zmieniło się zapotrzebowanie na pracę kowali tak, jak uległo zmianie samo kowalstwo. Jeszcze na przełomie IX/XX wieku tradycyjne kowalstwo w Polsce rozkwitało, początek kresu dobrej koniunktury przyniosło już dwudziestolecie międzywojenne kiedy to rzemiosło zaczęło na dobre przegrywać z przemysłem. Wprawdzie jeszcze podczas II Wojny Światowej i zaraz po niej, nastąpiło znaczne ożywienie tej gałęzi rzemiosła ponieważ fabryki były zniszczone, a zapotrzebowanie na wyroby metalowe ogromne, ale po odbudowie przemysłu kowalstwo dotknął prawdziwy regres. Ludzie woleli kupować w sklepach, a zapotrzebowanie na kunsztownie kute i zdobione wyroby metalowe, w wyniku zmiany ustrojowej i kształtowanych przez nią nowych, obowiązujących gustów spadło na łeb, na szyję. Przede wszystkim jednak zabrakło koni...
Współcześnie zauważyć możemy wzrost zapotrzebowania na pracę kowali, ale już w zdecydowanie innej formie, dominować zaczęło zdecydowanie kowalstwo artystyczne.


"Kuźnia" Józef Brodowski, wiek XIX Muzeum Narodowe w Krakowie


Kowale w Polsce to nie tylko grupy, które opisałem w skrócie powyżej, ważną rolę w kształtowaniu się tego rzemiosła pełnili również polscy Cyganie, a zwłaszcza specjalizujący się w pracach kowalskich Bergitka Roma. Cyganie ci przybyli do kraju z południa w kilku falach (pierwsza już w XV w.), a począwszy od wieku XVIII porzucili koczowniczy tryb życia i zaczęli osiedlać się na terenie południowej Polski, co może zaskakiwać, bo pozostałe grupy polskich Cyganów, aż do przymusowego ich osiedlenia przez władze PRL w drugiej połowie XX wieku za nic nie chciały wyrzec się tradycyjnego wędrowania.
Inną grupą Cyganów, która zajmowali się obróbką metali byli wędrowni Kełderasze, jednak oni specjalizowali się głównie w kotlarstwie, na co zresztą wskazuje już sama nazwa tej grupy, która wywodzi się od rumuńskiego słowa căldare, oznaczającego po prostu "kocioł".

Cygańscy kowale słynęli ze świetnej jakości swoich wyrobów, wytwarzali siekiery, noże, gwoździe i prymitywne ozdoby metalowe, nie były to być może przedmioty o wyjątkowych walorach artystycznych, ale jeśli idzie o narzędzia, to bezsprzecznie cieszyły się bardzo dobrą opinią u kupujących. W niektórych osadach osiadły Cygan był jedynym kowalem, kowalem najczęściej wiejskim, ponieważ osiedlali się oni głównie w mniejszych miejscowościach.
Kowalstwo było przez wieki jednym z głównych zajęć Cyganów, jeszcze w po II Wojnie Światowej wędrowni kowale cygańscy oferowali swoje produkty w mniejszych miejscowościach, chociaż w wiekach wcześniejszych pojawiali się nawet w dużych miastach. Kres temu przyniósł rozwój przemysłu i oczywiście przymusowe osiedlanie Romów, co miało miejsce ostatecznie w 1964 roku.2

O wytwarzanych przez Cyganach nożach, przy okazji wyjaśniając znaczenie słowa "cyganek" pisał Stefan Żeromski:

"W górach świętokrzyskich, w okolicy wsi Jeleniowa istnieje naturalne w ziemi zagłębienie, rodzaj rozległej półkolistej areny, gdzie swego czasu stale przebywały półkoczownicze rodziny cyganów ze swymi miechami i kowadłami. Wykuwali w tym miejscu koziki z żelaznym ostrzem, osadzonym w trzonku z jałowcowego pręta, zaopatrzonym w rowek na ostrze nożyka, oraz w nacięcia zabarwione na czerwono i zielono. Koziki te, które na rzemyku, zawieszonym u pasa, nosił każdy mężczyzna tamtych okolic, wykonane przez cyganów, nosiły nazwę "cyganków". Zdaje się, iż w kształcie zacięć, rowków, w barwie ozdób cyganka mamy najpierwotniejszy chyba "prymityw" zdobienia rzeczy ludzką ręką wykonanej. A jednak i te najpierwotniejsze ozdoby - "cerwiniuśkie, kieby krew, zieleniuśkie, kieby trowa", - najprostszego z przyrządów były produktem jakiegoś wzoru, - a dla mieszkańca tamtych okolic cyganek był przedmiotem nie tylko pożytecznym, lecz i pięknym, ozdobą, zbytkiem, przybyszem z obcego świata do jednostajnej i smutnej pustki. Twórca ozdób na trzonku cyganka nie wykonywał ich według własnego widzimisię, lecz powtarzał pewien typ uznany za doskonały i znajdujący zatwierdzenie w powszechnym upodobaniu."


"Wnętrze warsztatów kowalskich". Rysował na miejscu Erazm Fabjański. Wiek XIX. Muzeum Narodowe w Krakowie


Rozwój gospodarczy kraju doprowadził z czasem do zmarginalizowania znaczenia rzemiosła, pojedyncze warsztaty zostały zastąpione przez wyspecjalizowane manufaktury, które z kolei ustąpiły miejsca fabrykom i wielkim zakładom przemysłowym. Rzecz jasna proces ten nie nastąpił z dnia na dzień i choć pierwsze manufaktury pojawiły się w Polsce w XVI wieku (Już w 1524 roku Zygmunt Stary wydał przywilej pozwalający krakowskiemu kupcowi, Pawłowi Kaufmanowi, na założenie w Starczynowie manufaktury wyrobów metalowych. Wytarzać w niej miano igły, noże, miecze oraz drut, i blachy mosiężne i miedziane.4) to na rozwój przemysłowy z prawdziwego zdarzenia trzeba było czekać jeszcze bardzo długo.

Wynikało to bezpośrednio z historii naszego kraju. W ogromnym uproszczeniu; począwszy od XVII wieku toczyliśmy ciągłe wojny, głównie wtenczas obronne, nękały nas najazdy, rokosze i powstania, z których, co prawda Rzeczpospolita wyszła zwycięsko (choć nie obyło się bez strat terytorialnych), ale kraj został spustoszony, rozgrabiony i wyludniony, stracił też swą siłę i znaczenie jako największe mocarstwo w tej części Europy.
Przyczyn oczywiście było więcej, bo i przecież wieki wcześniejsze nie należały do spokojnych, a jakoś kraj nasz pomimo tego rósł w siłę i rozwijał się, ale nie o tym teraz mowa.
W każdym razie w siłę urosły kraje ościenne, które nie ustawały w wysiłkach by doprowadzić do dalszego osłabienia Polski. Wszystko to odbiło się na kondycji gospodarczej państwa, doprowadziło do zatrzymania rozwoju kraju, a nawet cofnęło nas o dziesiątki lat. Oczywiście podejmowano próby naprawy, reformowano, ale niestety było już na to za późno, tym bardziej, że sąsiedzkie interwencje skutecznie torpedowały wszelkie próby sanacji. Ostatecznie skończyło się rozszarpaniem Rzeczpospolitej przez wrogich sąsiadów pod koniec XVIII wieku.  

Pozostający pod zaborami kraj nie rozwijał się jednakowo, najlepiej pod tym względem wyglądały prowincje będące pod zaborem pruskim, najgorzej ziemie pozostające pod władaniem austriackim. Rozwojowi gospodarczemu terenów dawnej Rzeczypospolitej nie sprzyjały działania i kondycja państw zaborczych, mam na myśli np. zacofanie gospodarcze Rosji, czy też kryzysy austriackie oraz rzecz jasna akcje podejmowane, w mniejszym lub większym stopniu przez wszystkich okupantów, mające na celu wynarodowienie Polaków. Kolejną rzeczą, o której warto wspomnieć były represje, które spotykały nas ze strony zaborców po wybuchających kolejnych powstaniach narodowych.
Osobną sprawą był etos szlachecki, który od wieków nie skłaniał ówczesnych elit Rzeczpospolitej do zajmowania się handlem i produkcją, zmieniło się to ostatecznie dopiero w wieku XIX.

Właśnie w wieku XIX zaczynają powstawać fabryki wyrobów metalowych z prawdziwego zdarzenia, które z czasem stają się przedsiębiorstwami znanymi w całym kraju i nie tylko. W tym wieku rozkwitają zakłady Kobylańskich (Gerlach), Norblina, Braci Buch, Frageta, Bieńkowskich i wielu, wielu innych, część z nich przetrwa do wybuchu II Wojny Światowej, nieliczne, jak Gerlach, działają do dziś jako odrębne przedsiębiorstwa lub stanowią część większych firm (jak to ma miejsce w przypadku Hefry dziedziczącej tradycję wytwórni Frageta i Braci Henneberg).
Wiek XX przynosi spore zmiany, najistotniejszą z nich jest wybuch I Wojny Światowej ze wszystkimi jej konsekwencjami w tym najważniejszą dla nas, skutkującą odzyskaniem niepodległości. Okres powojenny to czas, w którym trwa powolna odbudowa po zniszczeniach powojennych i integrowanie się kraju w jednym systemie gospodarczym, odradzają się dawne wytwórnie i powstają nowe firmy, jak na przykład: Wójcicki z Przedborza, czy Stojadła. Ogólnie do wybuchu II Wojny Światowej działa na terenie Polski przynajmniej kilkadziesiąt mniejszych i większych wytwórni noży.


Fabryka Wyrobów Stalowych "W. Bieńkowski i Synowie". Wiek XIX, Warszawa


II Wojna Światowa doprowadza kraj do ruiny, w tym oczywiście również producentów noży, po jej zakończeniu niektórzy z nich wznawiają produkcję, ale przedstawiciele nowego ustroju politycznego szybko, bo już w latach czterdziestych i pięćdziesiątych uświadamiają im, że działalność prywatna nie jest mile widziana w nowej Polsce, pomimo tego część z warsztatów działa (najczęściej z przerwą) jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Dopiero nadejście drapieżnego kapitalizmu po 1989 roku sprawia, że w większości zamykają swoje firmy.
Ogólnie po wojnie znakomita większość prywatnych wytwórni noży zostaje znacjonalizowana i skonsolidowana pod przymusowym zarządem państwowym, ci, którzy nie chcą się na to zgodzić muszą zamknąć swoje fabryczki. Państwowe zakłady i kombinaty całkowicie dominują od tej pory na polskim rynku nożowniczym.
Jednak, jak już napisałem wcześniej, część prywatnych firm przetrwała ciężkie lata pięćdziesiąte i po odwilży politycznej rozpoczęła produkcję na nowo, dobrym przykładem jest tu fabryka Michalskiego z Przedborza. Poza tym powstają kolejne, prywatne wytwórnie noży, jak na przykład wrocławskie "Pronowo" oraz "Żbik" z Olsztyna, czy w późniejszym okresie "Kopromed" z Nowego Tomyśla, razem z nimi działają na rynku pojedynczy wytwórcy noży, jedni dłużej, inni krócej, większość z nich kończy swą działalność już po odzyskaniu przez Polskę suwerenności.

Omawiając nożownictwo polskie po zakończeniu II Wojny Światowej nie możemy zapomnieć o tym, że z pewnością w latach powojennych (II połowa lat czterdziestych) noże wytwarzali nie tylko zawodowi nożownicy i producenci. Ogromne potrzeby w tej materii zaspokajali również indywidualni twórcy, których do nożownictwa przyciągnęła potrzeba i przypadek, a samo wytwarzanie noży było w ich przypadku raczej pracą dorywczą i sezonową, a nie podstawą zarobkowania. Potwierdzenie tej tezy znaleźć możemy w reportażu-wywiadzie Hanny Krall, w którym przepytywana Anna Walentynowicz wspomina: "Po powrocie do Polski (po wojnie) zaczęłam chodzić po wsiach i najmować się do pracy: latem do żniw, jesienią do sprzedawania noży kuchennych, które gospodarze wyrabiali ze starych kos..." ("Polityka" nr 46 15 XI 1980 r. - reportaż zdjęty przez cenzurę. Opublikowany "Polityka" nr 8 2017 r.)
Nie sądzę, by był to przypadek jednostkowy, podejrzewam również, że noże w ten sposób wytwarzano na długo przed wspomnianym okresem i oczywiście, choć w mniejszym stopniu w latach późniejszych. 

Kolejnym przełomowych okresem jest wspominany już wcześniej rok 1989. Upadek ustroju socjalistycznego i wprowadzenie kapitalizmu przetasowuje polski rynek nożowniczy, dawni producenci w większości nie przetrwali zalewu konkurencyjnych produktów z zagranicy i zamknęli swoje wytwórnie, przetrwało niewielu.
Obecnie podaż w tej części gospodarki zdominowana jest przez producentów zagranicznych, nie oznacza to jednak, że w Polsce zaprzestano wykonywania noży, wręcz przeciwnie! Dzięki działalności portali internetowych zrzeszających miłośników noży, takich jak na przykład "Knives.pl", czy też forów kowalskich i tych zrzeszających odtwórców historycznych, zauważyć możemy w ostatnich latach prawdziwy wysyp nożowników, większość z nich to hobbyści, ale przynajmniej kilkudziesięciu wytwarza noże bardzo dobrej jakości, a kilku osiągnęło już spore sukcesy międzynarodowe. To już nie światełko, a silny strumień światła w tunelu, tym bardziej to cieszy, że widać już zalążki nowych firm nożowniczych, pozostaje więc tylko życzyć im powodzenia.
To była ostatnia z grup wytwarzających noże, o której, moim zdaniem, należało napisać.


Fabryka Gerlacha w Drzewicy przed 2012 rokiem. "Nasze miasto" Tomaszów Mazowiecki


Na zakończenie zasadniczej części tego rozdziału chciałem jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, mianowicie o miejscach, w których wytwarzano noże w Polsce. Miejscowości te były rozsiane na terenie całego kraju i było naprawdę wiele, w niektórych tradycja nożownicza sięga początków państwa, w innych noże wytwarzano tylko czasowo.
Nie oznacza to rzecz jasna, że była to tradycja ciągła, w rozumieniu, przechodząca z ojca na syna aż do dziś, niestety tak nie było, ponieważ z różnych przyczyn było to niemożliwe, pisałem już o tym wcześniej, jednak działały w tych miastach warsztaty, manufaktury, fabryki, które choć pracowały pod różnymi szyldami i miały różnych właścicieli, których aktywność czasowo zazębiała się tworząc ciągłość produkcji nożowniczej w mieście. Do takich miejsc należą z pewnością miasta takie jak: Poznań, Kraków, Gdańsk, Warszawa, czy Wrocław, w których niegdyś istniały cechy nożowników, a dziś tworzą tam noże firmy, czy chociażby pojedynczy rzemieślnicy.

W wielu miejscowościach warsztaty nożownicze działały jednak tylko przez dłuższy, bądź krótszy okres i obecnie pozostały po nich wyłącznie ślady w postaci zapisków w archiwach. Dziś już mało kto wie, może poza lokalnymi pasjonatami, że np. Baborów na Śląsku, w którym dominowała ludność polska i czeska słynął w XIX wieku z produkcji kozików, że w maleńkim Przedborzu działało przed wojną i tuż po wojnie przynajmniej kilka wytwórni noży, w Bielsku jeszcze w 1932 r. aktywnych było pięciu producentów,5 że w Fałkowie (Świętokrzyskie) wytwarzano koziki w założonej w 1836 roku fabryce Karola Burkcharda, że Dobrzyniewie istniały Zakłady Przemysłowe Wyrobów Stalowych Eugeniusza Błędowskiego, w Siedlcach Fabryka Noży Kazimierza Boguckiego, w Mrozach fabryka Władysława Grzechowiaka i Stanisława Rygockiego, etc., etc.
Pomimo tego, że interesuję się dość mocno tą tematyką, to z pewnością również i mnie nie jest znana większość miejsc, w których dawniej wytwarzano noże, mam tego świadomość. A jeśli dołożę do tego tysiące nieznanych mi kowali, którzy wykuwali noże na potrzeby lokalnej społeczności i zapomnianych pojedynczych nożowników, to okazuje się, że wiem naprawdę niewiele... niestety. Dezaprobata
Mam jednak nadzieję, że za kilkadziesiąt lat będę wiedział odrobinę więcej. Uśmiech

Niektóre z tych miejscowości, o których napisałem wyżej umieściłem na mapce, którą możecie obejrzeć klikając w poniższy link. Oczywiście to zaledwie wierzchołek góry lodowej, spis zawiera prawie wyłącznie nożowników oznaczających swoje prace:


http://www.navaja.pl/roznosci/97-miejsca-wytwarzania-noy-w-polsce-mapka.html


Jeśli jesteście zainteresowani, zapraszam też do zapoznania się ze spisem nożowników, którzy działali, lub działają nadal w Polsce, znajdziecie tu wszystkie firmy i twórców, o których wspomniałem w tekście:


http://www.navaja.pl/roznosci/90-punce-i-sygnatury-polskich-tworcow-i-producentow-noy.html 


Rozmawialiśmy już o twórcach noży, warto jednak krótko wspomnieć również o ludziach, którzy noży nie wytwarzali, ale żyli z nożownikami w ścisłej symbiozie albo chociaż korzystali bezpośrednio, lub też pośrednio z efektów z ich pracy. Bez wątpienia do tej grupy zaliczyć należy kupców i innych sprzedawców, bo przecież narzędzie trzeba było nie tylko wykonać, ale i zadbać o to, by trafiło do odbiorcy.
Niemożliwym jest opisanie w kilku zdaniach historii kupiectwa, bo przecież różnie ta sprzedaż wyglądała na przestrzeni wieków, wybaczcie więc proszę to poniższe, olbrzymie uogólnienie, na swoje usprawiedliwienie podam tylko, że nie o kupcach tu przecież piszemy, a pojawiają się oni wyłącznie w kontekście handlu nożami. 


Jarmark w Częstochowie. Początek XX wieku.


W zasadzie noże zawsze można było zamówić i kupić bezpośrednio od nożownika czy kowala, który je wytwarzał, ale zazwyczaj sprzedaż tego typu odbywała się lokalnie, w warsztacie twórcy lub należącym do niego kramie, na miejscowych targach, jarmarkach, czy odpustach. W posiadanie potrzebnego narzędzia można też było wejść nabywając je od kupców i innych sprzedawców. Kupcy wędrowali od miasta do miasta kupując, a następnie sprzedając lokalne wyroby poza miejscami ich wytwarzania. Docierali ze swoją ofertą nie tylko do wielkich ośrodków, w których działały warsztaty nożownicze, ale i do mniejszych miejscowości, przy okazji przyczyniając się zapewne do spopularyzowania i rozpowszechniania pewnych wzorów, form i elementów zdobniczych.

Oczywiście oprócz bogatych kupców dysponujących własnym transportem i pomocnikami, pokonujących nieraz setki kilometrów w celu sprzedaży towarów oraz kupcami drobniejszymi, działającymi na rynkach krajowych, regionalnych lub lokalnych, handlem na mniejszą skalę trudnili się również oczywiście różnego rodzaju sprzedawcy obwoźni i obnośni. I oni przemierzali nieraz pieszo wiele kilometrów, by sprzedać swój towar - wśród nich byli też oczywiście sprzedawcy noży.

Przez wieki towary sprzedawano w miastach wyłącznie w określonych miejscach, najczęściej w kramach zlokalizowanych w rynkach  (ale i przy niektórych kościołach), kramy te miały różnych właścicieli, wśród nich byli również nożownicy. Wraz z bogaceniem się ich właścicieli oraz samych miast kramy rozbudowywano i stawiano w ich miejsce murowane budynki będące odpowiednikami dzisiejszych centrów handlowych, nie oznacza to oczywiście, że drewniane kramy całkowicie zniknęły, nadal zajmowały one znaczną część miejskich rynków. W murowanych budynkach sprzedawali zazwyczaj najbogatsi kupcy i rzemieślnicy, np. sukiennicy i złotnicy, mniej zamożni musieli zadowolić się niższym standardem, rzecz jasna istniał też wtedy handel obwoźny. Z czasem zaczęły powstawać nowe stacjonarne miejsca sprzedaży, a wymiana handlowa, choć oczywiście nie zniknęła z miejskich rynków i wyznaczonych placów handlowych, rozprzestrzeniła się na całym obszarze miast.
Jeśli idzie o noże, to przynajmniej w ostatnich dwóch stuleciach (mniej więcej) określone sklepy sprzedawały różne ich rodzaje, np. pospolite scyzoryki, noże i noże składane można było kupić przed wojną (i w wieku XIX) w każdym sklepie z artykułami i galanterią metalową (składach żelaznych), ale już ekskluzywne modele z okładzinami wykonanymi np. z szylkretu, rogu lub kości dostępne były wyłącznie w wybranych punktach sprzedaży.

Nie oznacza to, że handlarze obwoźni i obnośni zniknęli z krajobrazu kraju. 
Jeszcze w XX wieku można było spotkać na ulicach polskich miast, miasteczek oraz na wiejskich odpustach i targach obnośnych handlarzy artykułami metalowymi, w Małopolsce (i nie tylko) nazywano ich z niemiecka hausernikami lub putniarzami, ta ostatnia nazwa pochodziła od drewnianej skrzyni zwanej putnią, w której umieszczano sprzedawany towar i którą zawieszano za pomocą pasków na szyi. Tak opisywał tych sprzedawców Stanisław Broniewski: "...W przejściu Sukiennic zaś, od strony pomnika Mickiewicza, krążyli ślusarze świątniccy, obwieszeni na piersiach całymi łańcuchami kłódek i scyzoryków. Natomiast bezuche scyzoryki nieśli przed sobą na tacach wraz z przeróżną ślusarską galanterią".6

Rzecz jasna nie tylko sprzedawcy wyrobów metalowych współpracowali i handlowali z nożownikami. Wytwórcy noży potrzebowali przecież materiałów, z których można było wykonać noże, więc żelaza którego dostarczali im nie tylko rodzimi hutnicy, ale i kupcy sprowadzający towar z zagranicy, materiałów na rękojeści, węgla i drewna do opalania, narzędzi, które częściowo wykonywali własnoręcznie, a częściowo kupowali u innych, wyspecjalizowanych rzemieślników, np. u kamieniarzy (koła szlifierskie, osełki), czy pilnikarzy. No i oczywiście, co wynikało między innymi z obowiązującego prawa cechowego, nożownicy kooperowali również z innymi rzemieślnikami, np. ze złotnikami, którzy jako jedyni mieli prawo inkrustowania rękojeści noży metalami szlachetnymi, czy szlifierzami (patrz rozdział: Nożownicy). Sieć powiązań między profesjami była, podobnie jak i dzisiaj, bardzo gęsta, a ilość ludzi zależnych od siebie ogromna.


Ludwik Langiewicz Sprzedawca noży i kłódek z Krakowa. 1932 r.


Był jeszcze jeden zawód, o którym chciałbym wspomnieć i którego istnienie uzależnione było i ściśle powiązane z pracą nożowników, byli to uliczni szlifierze, ostrzyciele noży i nożyczek. Wędrowali oni głównie po podwórkach i ulicach ciągnąc ze sobą umieszczone na stelażu, dawniej ręcznie (nożne), a później mechanicznie napędzane koło szlifierskie i donośnie anonsowali swoje przybycie wywabiając z domów okolicznych mieszkańców. Dziś jest to egzotyka i zawód ewidentnie ginący, choć jeszcze w 2015 roku można było spotkać w Poznaniu, przy Rynku Jeżyckim ostrzącego noże i nożyczki Mieczysława Ludwiczaka, czy krążącego po Warszawie ostrzyciela, Edwarda Kołodziejczyka.



1
"Rzemiosło wiejskie w Polsce XIV-XVI wiek" Henryk Samsonowicz
2 "Niektóre elementy tradycyjnej gospodarki Cyganów" Adam Bartosz
3 "Snobizm i postęp" Stefan Żeromski
4 "Przemysł polski w XVI wieku" Ignacy Baranowski
5 Sprawozdanie Izby Handlowej i Przemysłowej w Bielsku 1932 r.
6 "igraszki z czasem" Stanisław Broniewski

Janusz Łangowski


Tradycyjny nóż polski - istnieje, czy nie istnieje?


Jak napisałem we wstępie do tego opracowania, moim pierwotnym zamierzeniem była próba odnalezienia noży tradycyjnych, typowych lub charakterystycznych dla naszego kraju. Przy okazji udało mi się zebrać trochę materiałów ogólnie związanych z nożami i nożownictwem, które wplotłem w treść tego artykułu i które go zmieniły i rozbudowały, choć mam nadzieję, że nie uczyniły rozwlekłym i nudnym.

Po raz kolejny chciałbym zaznaczyć, że temat noży używanych na przestrzeni wieków w naszym kraju jest tak obszerny, tak różnorodny, tak wielowątkowy i obejmuje tak długi okres historyczny, że nie sposób go opisać dokładnie w jednym krótkim opracowaniu. W zasadzie większość z tematów poruszonych ogólnikowo w tekście jest na tyle ciekawa i skrywa tak wiele tajemnic, że zasługuje na szczegółowe opisanie w formie odrębnej pozycji książkowej, jednej lub nawet kilku. Ponieważ jednak z założenia nie miał to być tekst publikowany w częściach, a jedynie próba zmierzenia się z tą rozległą tematyką w formie jednostkowego opracowania, musiałem z wielu pomysłów i rozwinięć zrezygnować. Mimo wszystko mam nadzieję, że ostatecznie powstał artykuł w miarę spójny i pozbawiony konfabulacji, na czym mi najbardziej zależało.  
Tak więc wybaczcie proszę, Drodzy Czytelnicy, uogólnienia, skróty myślowe, pominięcia i mogący razić brak szczegółowości (dotyczy to zwłaszcza wieków dawniejszych).



Nóż pochodzący najprawdopodobniej z XVII w. Fot. Aleksander Strzyżewski


Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi, takiej, która ponad wszelką wątpliwość potwierdzałaby, lub zaprzeczałaby istnieniu jakiegoś bezsprzecznie wyjątkowego noża polskiego (lub wytwarzanego w Polsce), czy też polskich noży regionalnych (może poza nożem "zbójnickim"), nadal zbyt mało wiem na ten temat. Jednak podczas poszukiwań natrafiłem na wiele ciekawych materiałów, które pozwalają mi pokusić się na wysnucie własnej, subiektywnej teorii, która w jakimś stopniu może być prawdopodobna. Choć oczywiście w żadnym razie nie roszczę sobie prawa do bycia "wyrocznią" w tej tematyce, daleki też jestem od tego, by uznać moje spostrzeżenia za jedyne słuszne i niepodlegające krytyce.

Być może noże regionalne, charakterystyczne na tyle, by uznać je za wyjątkowe (chociażby pod względem zdobnictwa) i tradycyjne istniały, zresztą kilka noży mogących aspirować do tego miana możecie obejrzeć w galerii dołączonej do tego opracowania, jednak problem w ich przypadku polega na tym, że pojawiają się w ilości zaledwie kilku, lub czasem nawet tylko jednej sztuki, a to zdecydowanie zbyt mało by pokusić się wyciągnięcie tak daleko idących wniosków. Mamy tu bowiem do czynienia z nożami w przypadku których nie sposób odpowiedzieć na pytanie, czy są to narzędzia wykonane w ilości jednego, lub kilku egzemplarzy na czyjeś konkretne zamówienie, czy też stanowią część większej produkcji dodatkowo wytwarzanej przez dłuższy okres czasu (rozwinę ten temat niżej).

I dalej. Być może noże, których poszukuję istniały, ale były wytwarzane na małym obszarze i stosunkowo krótko, przykładając do tego skalę historyczną, na tyle małym i tak krotko, że ślad po nich zaginął. Albo też wytwarzano je tak dawno, że zostały wyparte ze zbiorowej pamięci przez nowsze narzędzia. To wcale nie jest niemożliwe. Zdecydowanie jednak poszukiwanie takich noży wymaga wykonania tytanicznej pracy, polegającej między innymi na żmudnym przeszukiwaniu zachowanych archiwów regionalnych, wyszukiwania strzępów informacji, przekazów ustnych, etc., etc. i składaniu ich w logiczną całość.
Obawiam się, że jedna osoba może temu zadaniu nie podołać.



Rekonstrukcja "Skłodoka wołoskiego" XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1981 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


To, co napisałem powyżej dotyczy większości terytorium Polski, bo przecież przynajmniej jeden tradycyjny nóż regionalny mamy. Mowa rzecz jasna o nożu "zbójnickim". Przeciwnicy tej teorii będą się oczywiście zżymać, że przecie to wcale nie nóż użytkowy, a zaledwie pamiątka regionalna, że wcale nie wiadomo, jak to z tym nożem było, że nie ma pewności, czy nie został on wymyślony na potrzeby turystów, że przecież podobne noże wytwarzano na przykład na Słowacji...
Owszem, zdecydowanie dzisiaj jest to już wyłącznie pamiątka regionalna i to raczej tracąca na popularności. Prawdą jest też to, że podobne noże wytwarzano na terenie Karpat przez różne nacje, natomiast jeśli idzie o pozostałe wątpliwości, to wolę, mimo wszystko, wierzyć Góralom niż ceprom. Pisałem już o tym zresztą przy okazji opisywania noża "zbójnickiego", Górale uważają ten wzór za swój nóż tradycyjny, regionalny i dodają bez wahania, że zanim stał się on pamiątką pełnił rolę użytkowego narzędzia.

Co ciekawe, w źródłach pisanych odnaleźć można informacje o tym, że noże tego typu znajdowano w góralskich izbach opisane np. jako nieużywane już narzędzie odziedziczone po przodkach (wspominałem o tym w poprzednich rozdziałach tego opracowania), co stanowi, moim zdaniem, dowód na to, że jednak niegdyś były to narzędzia użytkowe. Mało prawdopodobne jest bowiem to, że Górale kupowali dla siebie pamiątki turystyczne ze swojego regionu tylko po to, by zawiesić je na ścianie. 
Przy okazji, jest to nóż bezsprzecznie charakterystyczny zarówno pod względem kształtu jak i zdobnictwa, nie powinniśmy więc mieć żadnych problemów z zaakceptowaniem tego narzędzia jako produktu regionalnego, wcześniej karpackiego, dzisiaj już występującego na znacznie bardziej ograniczonym terenie. Aktualnie wytwarzany jest już chyba tylko na terenie polskiego Podhala i po słowackiej stronie Tatr, ale jeśli przyjrzymy się tym nożom, to zauważymy, że różnią się one od siebie. Jeśli więc zatem idzie o nóż "zbójnicki", to moim zdaniem jest to tradycyjny, regionalny nóż polski.



Nóż "zbójnicki" Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Wątpliwości.

Zbierając materiały do tego artykułu miałem okazję przeprowadzić wiele niezwykle ciekawych rozmów np. z pracownikami muzeów, zawodowo zajmującymi się historią, etnografią, militariami, sztuką użytkową, rzemiosłem, rękodziełem i wieloma innymi dziedzinami powiązanymi bezpośrednio lub pośrednio z interesującą nas tematyką. Spora część moich rozmówców wątpiła w ogóle w sens szukania wzoru (wzorów) polskiego noża posługując się również i argumentami, o których wspominałem już wcześniej w tym opracowaniu.

Poważną przeszkodę stanowił bez wątpienia handel. Kupcy przez wieki przemierzali wraz ze swoimi towarami całą Europę (nie tylko Europę zresztą), siłą rzeczy rozprzestrzeniając przy okazji wzornictwo, formę i kształty, nie można więc przeważnie w żaden sposób ustalić, jeśli brak sygnatur, czy nóż znaleziony np. na terenie Poznania faktycznie był przedmiotem wytworzonym przez miejscowych rzemieślników, czy też może narzędziem zagranicznego pochodzenia kupionym po prostu na jarmarku. Zresztą nóż taki wcale nie musiał pochodzić z zagranicy, równie dobrze mógł trafić do miasta w wyniku handlu wewnętrznego, a jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość kraju i zajmowany w różnych okresach historycznych obszar, to miejsce jego powstania mogło być naprawdę odległe.
Dla przykładu, w siedemnastowiecznej relacji podróżującego po Rzeczpospolitej Fryzyjczyka Ulryka Werduma przeczytać możemy: "(Bar) Teraz pokazywano nam tu noże, które tu robią i wywożą do całej Polski, woda rzeki Rów bowiem ma być przydatna do nadawania nożom takiego hartu, jakiego im nigdzie indziej w Polsce dać nie można"1

Pamiętać musimy również o tym, że przez wieki istniał obowiązek wędrówek czeladniczych, który polegał na tym, że czeladnik nożowniczy udawał się do innych miast, nierzadko znajdujących się poza granicami kraju, gdzie praktykował u miejscowych mistrzów. Po powrocie w rodzime strony przynosił ze sobą nie tylko zdobyte umiejętności, ale i wiedzę o pojawiających się nowinkach technologicznych, wzornictwie i zdobnictwie.
Jednak miejscowy nożownik wcale nie musiał podróżować, wystarczyło przecież, że kupił na targu nóż obcego pochodzenia i go skopiował, co wcale nie było takie trudne jeśli posiadało się odpowiednie umiejętności.
Kolejną istotną sprawą jest produkcja noży na eksport. Rzemieślnicy w prężnie działających "centrach nożowniczych" Europy wytwarzali broń i noże przeznaczone na eksport, według wzorów popularnych w krajach docelowych, tak było chociażby w przypadku niemieckich, angielskich czy też francuskich wytwórni, najprawdopodobniej było też tak w przypadku polskich warsztatów wysyłających swoje noże na teren Imperium Ottomańskiego i nie tylko (np. noże wykonane "moskiewską robotą"). Jeśli noże takowe nie były oznaczane, a wyglądały tak, jak wzory noży preferowane przez miejscowych odbiorców to w jaki sposób ustalić, kto był ich producentem?



Rękojeść noża składanego znalezionego w okolicy Terespola. Prawdopodobnie XVII w. Ozdobiona jest scenką myśliwską popularną np. w Niemczech. Nie ma żadnej pewności co do tego, czy był to nóż przywieziony z zagranicy, czy też został on wykonany według wzoru przez rzemieślnika działającego na terenie Polski.


W różnych częściach Europy, bez względu na granice państw, wytwarzano przez wieki noże, które były do siebie podobne, mogły się one od siebie w niektórych przypadkach różnić motywami zdobniczymi (jeśli były zdobione), ale w sumie ciężko byłoby odróżnić najpopularniejsze kształty od siebie, oczywiście jeśli nie posiadały sygnatur. Wytwarzano po prostu narzędzia w formie, która się sprawdzała, podobnie rzecz się miała jeśli idzie o noże pełniące rolę broni. Należy wyszczególnić oczywiście charakterystyczne wpływy kulturowe i geograficzne, np. noże z krajów leżących w basenie Morza Śródziemnego wykazywały do siebie pewne podobieństwo zarówno pod względem kształtu, jak i np. używanych blokad (jeśli piszemy o nożach składanych), w państwach leżących na Bałkanach po wciągnięciu ich pod wpływy Imperium Osmańskiego zaczęto z czasem wytwarzać noże zbliżone kształtem i zdobnictwem do noży ze Wschodu, noże krajów Skandynawskich również wykazywały podobieństwo względem siebie, a noże produkowane na terenie Polski można było porównać z nożami z krajów ościennych, etc., etc.

Wyjątkowe i charakterystyczne formy tych narzędzi powstawały i utrzymywały się najczęściej w regionach Europy leżących na uboczu (choć raczej geograficznie, a nie kulturowo), ale jeśli kraj, w którym powstał jakiś rodzaj wyjątkowego kształtem noża utrzymywał ożywione stosunki handlowe z innymi krajami europejskimi to prawdopodobne jest, że eksportował tą "nowinkę" dalej. Jeśli nóż był udany to zapewne zaczynał być wytwarzany "wszędzie", a nawet jeśli nie cały nóż to kopiowano, przerabiano i modernizowano rozwiązania techniczne w nim zastosowane.
Ciężko jednak określić w większości przypadków, z którego regionu Europy pochodził określony, popularny kształt noża, zwłaszcza jeśli mówimy o wiekach dawniejszych, tym bardziej, że mogło być i tak, że na pomysł wykonania np. głowni w jakimś kształcie wpadali rzemieślnicy w różnych miejscach Europy lub nawet poza nią. W wielu przypadkach kształt noża determinowany był przez czynność, do której był przeznaczony lub sposób użycia (np. sztylety).
Nie należy przy tym zapominać, że zawsze istniał jakiś kraj lub kraje, w których w różnych okresach historycznych nożownictwo stało na wyższym poziomie niż w innych i które eksportowały swoje idee i wzornictwo.



Nóż polskiego chłopa. Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Rys. Christoph Weigel


Zanim przejdę do dalszej części tego wywodu muszę napisać o niezwykle istotnej w kontekście oceny noży sprawie, sprawie, o której nie wspominałem wcześniej. Otóż pochodzące z muzealnych zbiorów noże, te które możecie obejrzeć na zdjęciach, opisane są między innymi miejscem pochodzenia, jednakże należy podejść do tych informacji z ostrożnością. Możliwe jest bowiem, na co znalazłem potwierdzenie w rozmowach z pracownikami muzeów, że część z tych noży opisano według miejsca ich znalezienia lub zakupu, a nie zgodnie z miejscem produkcji, a to jednak jest różnica. Prawdopodobne jest więc to, że nóż bez sygnatury, w którego opisie zaznaczono np. Kraków wcale nie został w Krakowie lub jego okolicy wytworzony, a jedynie w tym miejscu używany i zakupiony dla muzeum. Nie oznacza to oczywiście, że automatycznie należy wykluczyć to przypuszczenie oraz z góry określić to narządzie jako przedmiot niewiadomego pochodzenia (wszystko zależy od kontekstu), jednak zdecydowanie warto mieć to na uwadze.
I rzecz, o której już wcześniej wspominałem. Jeśli idzie o ryciny i obrazy pochodzące z wieków dawnych, to nie możemy zapomnieć o obowiązującej w danym okresie historycznym konwencji w przedstawianiu postaci i scen.

Wróćmy jednak do Polski i zastanówmy się, czy w kontekście powyższego poszukiwania jakichkolwiek noży tradycyjnie polskich mają właściwie sens.

W ogromnym uproszczeniu.
W czasach początków i w pierwszych wiekach państwowości polskiej wytwarzano noże charakterystyczne dla naszej, słowiańskiej części Europy (co nie oznacza rzecz jasna, że wyłącznie takie; nie można zapomnieć np. o naśladownictwie). W późniejszym okresie, kiedy to już na dobre weszliśmy w zachodni krąg kulturowy i wraz z lokacją miast zaczęli do nas napływać rzemieślnicy z Zachodniej Europy, rodzime produkty zaczęły przypominać te, wytwarzane w Europie Zachodniej, choć z pewnością, jeśli idzie o noże używane przez mieszkańców ówczesnej Polski to chociażby  za sprawą handlu różnorodność dostępnych narzędzi i broni była naprawdę spora. 
Dalej. Należy również pamiętać o tym, że Rzeczpospolita u szczytu potęgi zajmowała ogromne terytorium na którym występowały i mieszały się kultury wielu narodów, co z pewnością miało wpływ na to gdzie i jakich narzędzi używano. Jeśli idzie o różnorodność to stan taki utrzymywał się przez wieki i w zasadzie utrzymuje do dzisiaj z zastrzeżeniem, że współcześnie wytwarza się w Polsce właściwie wszystko, co tylko potencjalny klient sobie zażyczy (przynajmniej jeśli idzie o noże na zamówienie). 



Noże znalezione w miejscu bitwy pod Beresteczkiem. XVII w. Muzeum Bitwy pod Beresteczkiem.


Co więcej, niespecjalnie przez wieki zmieniała się forma noży, oczywiście niektóre typy znikały (np. kordy, czy puginały), niektóre ewoluowały, ale jeśli na przykład porównamy noże pochodzące z piętnastowiecznego stanowiska archeologicznego (jeśli, rzecz jasna, można się pokusić o datowanie) z nożami wykonanymi w XVIII, czy nawet w XIX wieku to w wielu przypadkach zauważymy uderzające podobieństwo. Zresztą nawet i dzisiaj, niektóre z noży użytkowych przypominają te wytwarzane przed wiekami.
Oczywiście wpływ na to czego używano na terenie naszego kraju miały też okresowe mody i bezsprzecznie rozwój technologiczny. Na przykład w Polsce, znacznie wcześniej niż w Europie Zachodniej bo już mniej więcej od końca XVI wieku zapanowała wśród szlachty moda na orientalizm i trwała ponad dwa stulecia, aż do drugiej połowy XVIII wieku. Przełożyło się to też, rzecz jasna na to, jakich noży poszukiwano i używano wśród bogatszej warstwy społeczeństwa, ale przecież nie oznacza to, że wyłącznie takie noże u nas wytwarzano i takie sprowadzano (i zdobywano w boju rzecz jasna). Szlachta stanowiła przecież zaledwie około 10% społeczeństwa.

Przez wieki wytwarzano w naszym kraju noże pochodzące z różnych kręgów kulturowych, zarówno takie z głownią stałą, jak i składane, np. skandynawskie, noże z blokadą piemoncką, popularne koziki bez blokad, koziki z głownią stałą, a w późniejszym okresie scyzoryki typu slipjoint, czy też noże składane z blokadą nazywaną z języka angielskiego: lockback - jeśliby wymienić te najbardziej rozpowszechnione typy. Nie znalazłem natomiast żadnych śladów na to, by na terenie Polski wykonywano noże podobne do tych pochodzących z Europy Południowej, np. takie z blokadą w typie hiszpańskim (de ventana), charakterystyczne chociażby dla Hiszpanii, czy Włoch - choć ciekawostką jest z pewnością, że noże z taką blokadą wytwarzano prawdopodobnie w austriackim Tyrolu (jak udało mi się dowiedzieć), skąd zapewne trafiły na nasze ziemie (egzemplarz noża z taką blokadą, niepodobny do noży z południa Europy znaleziony został na Podhalu, znajduje się w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Zdjęcie niżej.).



Nóż z widelcem, zakupiony w 1948 roku w miejscowości Małe Ciche (Podhale). Najprawdopodobniej wykonany w Austrii. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Jak napisałem już wcześniej, wytwarzane u nas noże były podobne do tych wykonywanych w krajach ościennych i dotyczy to w zasadzie całej historii polskiego nożownictwa. Śmiało można też powiedzieć, że stan taki trwa i dzisiaj. Czy w takim razie możliwe jest, że produkowano w Polsce jakieś noże wyjątkowe pod względem kształtu lub wzornictwa?
Cóż...
Praktycznie każdy z noży, które miałem okazję obejrzeć można by porównać z którymś z noży wytwarzanych w innych krajach i znaleźć pewne podobieństwa, co więcej, niektóre z nich wyglądają prawie identycznie jak ich zagraniczne odpowiedniki. Mimo wszystko nie skreślałbym tak od razu teorii, że "gdzieś, kiedyś" na terenie naszego kraju nie powstawały noże, z różnych względów wyjątkowe, nadal mamy na ten temat zbyt mało informacji.
Mamy przecież przykład karpackiego noża "zbójnickiego", który, w świetle zdobytych informacji, śmiało możemy uznać za nasz regionalny nóż tradycyjny, choć jego pierwowzór posiada z pewnością wspólnego protoplastę z nożami Górali słowackich. Ponoć "ojcem" obu tych noży był pierwotny nóż huculski z XVII w., ale i w tym przypadku mamy kolejną zagadkę. Według przekazów ikonograficznych i pisanych z XIX wieku, popularny i tradycyjny nóż huculski wyglądał zupełnie inaczej, co zresztą sami możecie sprawdzić przeglądając Galerię tego opracowania.

Z drugiej strony, ani też polskie noże "zbójnickie" nie wyglądały względem siebie identycznie (wykazywały podobieństwo na tyle, że można było określić typ), ani słowackie, ani też zapewne Hucułowie nie używali jednego rodzaju noża, uważam więc, że nie ma sensu ściśle porównywać ich ze sobą, zwłaszcza, że zachowało się naprawdę niewiele informacji na ten temat (w każdym razie mnie, na razie, nie udało się znaleźć ich więcej), a ponadto, wspomniany pierwowzór noża "zbójnickiego" był ponoć o dwa wieki starszy niż opisywany, dziewiętnastowieczny odpowiednik.



Rękojeść podręcznego noża huculskiego. "Wzory przemysłu domowego. Wyroby metalowe włościan na Rusi." Ludwik Wierzbicki Rys. Seweryn Obst 1882 r.


No tak, ale to nadal tylko jeden typ noża, czy było ich więcej? 
W tej części tekstu skupię się wyłącznie na nożach, które z jakich względów mogłyby aspirować do roli tradycyjnego, regionalnego noża z Polski. Większość z nich pochodzi z wieków XIX i XX.

Mieliśmy niegdyś noże składane, które zapewne wytwarzano na terenie wschodniej Polski i dzisiejszej zachodniej Ukrainy, i które można by uznać za noże tradycyjne w pewnym okresie historycznym (patrz: nóż chłopa lubelskiego z ryciny J. Norblina XVIII w. i noże z wykopalisk ukraińskich), ale brak mi informacji o ośrodkach ich produkcji i prawdę mówiąc, bardzo mało o nich wiem, zbyt mało, by móc pokusić się o wyciągnięcie jakiś konkretnych wniosków. Poza tym zawsze znajdzie się ktoś, kto w ich przypadku stwierdzi, że przecież nie są one aż tak wyjątkowe i to wcale nie bez racji. Dlatego też bezpieczniej będzie zostawić ich przypadek do czasu, gdy uda mi się lub komukolwiek innemu, uzyskać więcej informacji na ich temat.



Noże znalezione na terenie współczesnej, zachodniej Ukrainy. Prawdopodobnie XVII-XIX w.


Kolejnym, bardzo ciekawym typem noża i pod wieloma względami wyjątkowym, jest kozik znaleziony na terenie Podhala. Kształtem głowni przypomina on inne koziki pochodzące z terenów Polski, natomiast jeśli idzie o zdobnictwo, to bardzo przypomina ono tradycyjne motywy zdobnicze pochodzące z polskiej części Karpat. Powiem szczerze, że zobaczywszy go po raz pierwszy aż podskoczyłem z radości! Wydawać się może, że śmiało można by go uznać za nasz wyjątkowy nóż, niepowtarzalny... Czy jednak tradycyjny?
Uważam więc, że musimy w tym przypadku zachować zimną krew i podejść do tematu na trzeźwo. Po pierwsze, widziałem tylko jeden egzemplarz tego noża i pomimo tego, że próbowałem nie udało mi się znaleźć innych, podobnych pod względem kształtu i sposobu zdobienia. Co oczywiście nie oznacza, że takie nie istnieją, jednak na tą chwilę jest to poważne przeciwwskazanie, ponieważ równie dobrze nóż ten mógł być efektem pracy jednego twórcy i zostać po prostu wykonany według jego upodobań i gustu.
I wątpliwość druga, tak naprawdę, poza tym, że pochodzi on z Podhala, lub został na Podhalu znaleziony niewiele o nim wiadomo. Zdecydowanie musimy więc poczekać z odtrąbieniem sukcesu i rzucić się w wir dalszych poszukiwań.



Kozik z Podhala. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Swoją uwagę charakterystycznym, tradycyjnym zdobnictwem i/lub kształtem przyciągają też inne noże, również pochodzące z terenu polskich Karpat, jednakże zbyt mocno przypominają mi one znane nam doskonale noże "zbójnickie". Wyglądają po prostu tak, jakby stanowiły użytkową odmianę swoich "bogatszych" krewnych i być może tak właśnie było. Czy oznacza to, że nie są to tradycyjne, regionalne noże polskie? Ależ są, tylko nie uważam za właściwe wyszczególnianie ich w odrębnej kategorii, no może wyłącznie w kontekście rozróżnienia modeli użytkowych od późniejszych rozbuchanych w zdobnictwie stricte pamiątkarskich. Nadal to będą jednak noże karpackie. Zresztą tak naprawdę to nie jest wiadome czy takie rozgraniczenie ma sens, ponieważ bogato zdobione noże "zbójnickie" również spotykane były wśród Górali, może więc te prostsze są jakąś miejscową odmianą, lub po prostu zwykłymi, codziennymi nożami roboczymi.



Nóż z głownią zdobioną charakterystycznym motywem pochodzącym z polskich Karpat.


Wyjątkowym narzędziem jest nóż z głownią stałą pochodzący z Istebnej na Śląsku Cieszyńskim, ten, który posiada rękojeść zakończoną kopytkiem lub raciczką, mamy jednak tylko jeden egzemplarz takiego noża.
Również ze Śląska Cieszyńskiego pochodzą noże zrekonstruowane przez miejscowego kowala Jana Michałka, które wyróżniają się tradycyjnym zdobieniem głowni - czy są to noże tradycyjne? Jak najbardziej. Regionalne? I owszem. Wyjątkowe? Oczywiście, chociażby pod względem zdobnictwa. Zupełnie inną sprawą jest to, czy są to noże piękne, ale to już zależy od gustu odbiorcy.
Dalej mamy też noże składane pochodzenia wołoskiego z pewnością wytwarzane na terenie Śląska Cieszyńskiego, jednak i tu występują wątpliwości, o których pisałem szerzej w akapicie im poświęconym. 



Istebna. Koniec XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


"Rozbyirok". Rekonstrukcja noża beskidzkich górali. XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1983 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle

Bardzo ciekawe są przedwojenne noże wykonane w wytwórni noży Kazimierza Boguckiego z Siedlec, te, których rękojeści przypominają kształtem rękojeści kozików, ale w tym przypadku znowu mamy do czynienia z zaledwie jedną wytwórnią i dwoma zachowanymi egzemplarzami. Nie ma też żadnych dowodów na to, że akurat te noże były nożami tradycyjnymi dla okolicznej ludności. 

Większość z noży, o których wspomniałem wyżej może aspirować do miana regionalnego noża tradycyjnego, ale to na razie tylko aspiracje i bez dalszych poszukiwań nie sposób tej tezie zaprzeczyć, ani ją potwierdzić (poza nożem "zbójnickim", bo w tym przypadku sprawa jest, przynajmniej dla mnie, przesądzona).
Najważniejszym będzie udowodnić lub temu zaprzeczyć, że wytwarzano je w większej ilości sztuk na terenie kraju, że faktycznie były one w jakimś regionie powszechne i oczywiście, że miejscowi uważali je za swoje noże tradycyjne.
A jeśli już mówimy o tradycji...



Siedlce. I połowa XX w. Twórca: Kazimierz Bogucki


Bezsprzecznie tradycyjnymi nożami, przynajmniej w okresie ostatnich dwustu lat, dla setek tysięcy, jeśli nie milionów Polaków były koziki - te zwykłe, składane, proste nożyki przeważnie z drewnianą rękojeścią i nieblokowaną głownią. Moim zdaniem nie podlega to dyskusji, dlaczego? Dlatego chociażby, że były one używane przez pokolenia wśród różnych warstw społecznych, choć głównie biedniejszych, zarówno na wsi, jak i w mieście; dlatego, że były one w Polsce popularne i wytwarzane na terenie całego kraju; dlatego, że stanowiły one nawet element stroju regionalnego, etc., etc. Mamy więc do czynienia z ciągłością produkcji, powtarzalnością wzoru, ewentualnie formy, powszechnością i popularnością oraz udokumentowaną w różnych źródłach tradycją ich noszenia i użytkowania.
Jeśli w jakiejś okolicy koziki były nożami, które nosili chłopcy i młodzi mężczyźni, tak, jak nosili je ich ojcowie, a wcześniej dziadowie, jeśli podobne nożyki nosili mężczyźni w regionie, to zdecydowanie możemy mówić o tradycji. Jeślibyśmy za czasów popularności tych noży zapytali kogoś, kto nosił kozik czy uważa taki nożyk za nóż tradycyjny, to zapewne z wymienionych wyżej powodów zgodziłby się z tym.
Oczywiście można utyskiwać, że były to głównie noże włościan, ale... Zanim zaczniemy to robić, warto spojrzeć w przeszłość i zastanowić się nad tym skąd większość z nas pochodzi. I przestać się tego w końcu wstydzić.



Warszawa. Przed 1955 rokiem. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Z pewnością koziki nie zostały wynalezione w Polsce; wytwarzano je przez wieki na terenie całej chyba Europy, to jedne z najprostszych, najpopularniejszych i pewnie najtańszych w produkcji noży składanych. Czysto użytkowa forma bez zbędnych dodatków. Z tych powodów niezwykle ciężko byłoby udowodnić, że koziki to unikatowe polskie noże, chociaż...
Oczywiście sam wzór polskich kozików raczej nie jest wyjątkowy, podobnie sposób zdobienia rękojeści na który składały się najczęściej poprzeczne nacięcia wokół trzonka oraz barwienie ich na różne kolory (najczęściej na czerwono, rzadziej na zielono i niebiesko). Również kształt rękojeści wytwarzanych na terenie kraju noży nie odbiegał od tych produkowanych w krajach ościennych, a były to rękojeści naprawdę przeróżne.

Ciekawymi kozikami pod względem kształtu rękojeści i głowni oraz sposobu zdobienia są dwa egzemplarze znajdujące się w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Są to noże z mosiężną rękojeścią w kształcie tulei, liściastą głownią oraz metalową nasadką/głowicą, naprawdę wyjątkowe. Jednak w tym przypadku wiemy jedynie to, że pochodzą z Małopolski, nie znamy producenta, nie mamy też żadnej pewności, że to polskie noże. No i są to tylko dwa egzemplarze. Ponownie więc musimy ich sprawę odłożyć do dalszego wyjaśnienia, bo pewnikiem jest jedynie miejsce ich zakupu i to, że były przez mieszkańca Małopolski używane, czyli podobnie jak w przypadku wyjątkowego kozika z Podhala (o którym wspominałem już wcześniej).



Polska. Kozik z pasa krakowskiego. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Problemem w ocenieniu tego, czy polskie koziki były w jakiś sposób unikatowe jest bez wątpienia szczupłość materiału badawczego; pospolite noże nigdy nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem muzealników w czasie, gdy były jeszcze popularne i użytkowane, a kiedy zaczęły budzić zainteresowanie okazało się, że już ich w zasadzie nie ma, zostały zastąpione przez nowsze konstrukcje. Egzemplarzy z wieków wcześniejszych jest bardzo mało, chociażby z tego powodu, że zużywały się w pracy, a niekiedy bywały przerabiane i nadal użytkowane do czasu ich całkowitego zniszczenia. W każdym razie w zasobach muzealnych nie ma ich zbyt wiele. Być może więcej kozików znajduje się w kolekcjach prywatnych, ale dostęp do tych zbiorów jest niezwykle utrudniony, nawet jeśli o nich wiemy.

Rzecz jasna jestem przekonany o tym, że w skrzynkach narzędziowych, piwnicach, strychach i graciarniach leżą jeszcze setki kozików, noże te nie cieszyły się specjalną estymą (przynajmniej od XX wieku), a przez ostatnie kilkadziesiąt lat wraz z malejącą popularnością całkowicie straciły na znaczeniu, nie są więc traktowane jako coś szczególnie wartego uwagi. Część z nich zapewne pojawi się kiedyś na internetowych portalach aukcyjnych, zresztą w taki sposób właśnie "wypływają" dzisiaj, ale trzeba czasu by je pozbierać i omówić; pozostałe pewnie rozpadną się ze starości w zapomnieniu.
Pamiętać należy również o nożach uwiecznione w źródłach ikonograficznych, te jednak przeważnie malowane lub rysowane są w postaci zamkniętej, co nie pozwala określić kształtu głowni lub zaznaczane są schematycznie, szczegółowych wizerunków jest bardzo mało. Mogą jednak stanowić materiał uzupełniający.

Inną sprawą, istotną przy omawianiu tych noży jest ich identyfikacja. Noży, co do których nie ma wątpliwości jeśli idzie o producenta jest oczywiście jeszcze mniej...



Mucharz (Wadowice). Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Pozostaje nam więc ocena na podstawie noży nie budzących żadnych wątpliwości - nie ma ich zbyt wiele i pochodzą głównie z XX wieku. Jeśli jednak szukamy jakiś wyróżników to tu właśnie możemy znaleźć punkt zaczepienia, zauważyłem bowiem pewną ciekawą rzecz.
Większość polskich kozików, pochodzących z różnych rejonów kraju posiada dość wąską głownię, nie jest ona tak silnie wygrzbiecona i szeroka jak w przypadku np. typowych noży z Trattenbach i Europy zachodniej. Głownia w opisywanych nożach jest węższa i stanowi z grzbietem rękojeści linię prostą, lub jest nieznacznie tylko uniesiona, zauważyć to możemy zarówno w kozikach z Przedborza, jak i u tych z Częstochowy, czy np. z Siedlec. Jest to rzecz charakterystyczna dla polskich kozików głównie dwudziestowiecznych, ponadto wytwarzanych w czasie, gdy w większości krajów produkcji tych noży już zaprzestano.
Oczywiście widziałem podobnie skonstruowane noże również i u zagranicznych producentów, ale podczas gdy u nas taka głownia dominowała (jak się wydaje) w innych krajach była jedną z wielu i to wcale nie najpopularniejszą. Spostrzeżenia te potwierdziłem zresztą w rozmowach z kilkoma innymi miłośnikami noży, którzy również zauważyli tę cechę - pamiętajmy jednak o tym, że te uwagi dotyczą małej, niestety, grupy kozików, wobec których nie było wątpliwości, co do ich polskiego pochodzenia.

Bardzo podobne do siebie były na przykład koziki wytwarzane w przedborskich wytwórniach noży, można nawet powiedzieć, choć odrobinę na wyrost, o "stylu przedborskim". Te nożyki, nie dość, że posiadały głownię, którą opisywałem wyżej (cała konstrukcja sprawiała dzięki temu wrażenie smuklejszej), to w znakomitej większości przypadków zakończenie rękojeści wieńczył charakterystyczny, spłaszczony "grzybek". Dodatkowo w każdym przypadku podcięcie pod paznokieć umieszczano w nich pod prostym odcinkiem grzbietu głowni.



Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Czy jednak to wszystko wystarcza, by nazwać koziki tradycyjnymi polskimi nożami? Warto się nad tym zastanowić.
Pomińmy cechy, o których wspomniałem wyżej traktując je chwilowo jako nieistotne i pomyślmy nad kompleksową oceną tego typu noży.
Bronimy się przed nazwaniem kozików polskimi tradycyjnymi nożami ze względu na ich podobieństwo do noży produkowanych w innych krajach, choć jednocześnie uznajemy tradycyjność i regionalność austriackich Trattenbacherów, dlaczego? Właśnie na przykładzie tych, najbardziej znanych przedstawicieli rodu kozików chciałbym przeprowadzić ten krótki wywód.

Ani Austriacy, ani my nie wynaleźliśmy tych noży (ciężko jest udowodnić, że nóż składający się z głowni i drewnianego, prostego trzonka został wymyślony w jednym miejscu), ani też nie byliśmy ich jedynymi producentami. Zarówno u nas, jak i w Austrii nie wytwarzano też kozików według jednego wzoru; co więcej, noże produkowane i u nas i w Austrii bywały do siebie podobne i z pewnością nie są wyjątkowe w takim stopniu, jak np. hiszpańskie navajas czy włoskie Stiletto. To wszystko nie przeszkadza jednak w uznaniu przez inne narody tradycyjności i regionalizmu Trattenbacherów, nie przeszkadza też autochtonom w sprzedawaniu tych noży jako austriackiej pamiątki regionalnej.
Tymczasem my względem swoich kozików mamy opory... Dlaczego?

Rzecz jasna mam świadomość tego, że w Trattenbach wytwarza się te noże od stuleci aż do dzisiaj i to w jednym regionie, podczas gdy u nas produkowano je "wszędzie" i już się tego nie robi. Wynika to jednak po części z odmiennej historii naszych krajów. Gdyby wziąć pod uwagę jedynie ostatnie dziesięciolecia, to śmiem przypuszczać, że gdyby w powojennej Austrii wprowadzono ustrój socjalistyczny, to być może nie byłoby dzisiaj regionalnej pamiątki z Niederösterreich... a jeśliby nas nie uszczęśliwiono tym "najlepszym" systemem gospodarczym (w tym przypadku), to istnieje realna szansa na to, że to my dzisiaj chwalilibyśmy się na przykład, świętokrzyskimi kozikami z Przedborza.



Austriackie Trattenbacher Zauckerl


Polskie koziki z Czestochowy i Przedborza.


Z pewnością koziki są (były) naszymi ogólnopolskimi nożami tradycyjnymi i były też chyba najdłużej produkowanym typem noży składanych na terenie kraju (ostatni znany mi producent kozików zaprzestał ich wykonywania w latach siedemdziesiątych XX w.). Były to noże na tyle powszechne, że nawet dzisiaj zna je w zasadzie każdy. Być może też miały swoje odmiany regionalne, ale z powodów, które wymieniłem już wcześniej, ciężko jest to bezdyskusyjnie udowodnić. Na tą chwilę.
Czy jednak można koziki nazwać tradycyjnymi polskimi nożami? Wątpliwości w tym przypadku budzić może określenie "polski", o czym już wielokrotnie wspominałem, bo przecież podobne noże wytwarzano i w innych krajach. Sądzę jednak, że ogólnie takie określenie jest do przyjęcia i byłoby prawdziwe, podobnie jak nazwanie "Penny knife" tradycyjnymi nożami angielskimi, a Trattenbacher Zauckerl tradycyjnymi nożami austriackimi...



Przykładowe "Penny knife".


Oczywiście nie oznacza to, że powinniśmy zaprzestać poszukiwań i odtrąbić sukces, częściowy chociaż. Absolutnie nie.
Obecność noży osobistych używanych na terenie Polski jest słabo opisana, opracowań na ten temat jest niewiele i zazwyczaj są to informacje ukryte pośród tysięcy innych, np. w książkach poświęconych o wiele szerszej tematyce. Rzecz jasna nie świadczy to o tym, że tego typu noże stanowiły mało znaczącą część produkcji nożowniczej, lub że było ich po prostu mało. Na to, że istniały i były powszechne wskazuje szereg odniesień i wzmianek pochodzących z każdej części kraju, a zadaniem przyszłych badaczy byłoby, między innymi, zebranie tych informacji i wykazanie, jak noże te wyglądały w różnych okresach naszej historii i w różnych regionach. Jeśli to jest możliwe...
W każdym razie niczego nie ośmieliłbym się przesądzać i oceniać autorytarnie, uważam, że sprawa jest otwarta i nadal pozostaje wiele znaków zapytania...



Polski kozik z wytwórni Kazimierza Boguckiego. Siedlce

W uzupełnieniu.
Chcąc zebrać jak najwięcej materiałów do tego artykułu zwróciłem się z prośbą o pomoc do kilkudziesięciu muzeów i innych placówek kulturalnych, zarówno w kraju jak i za granicą. Pytałem głównie o to, czy w zbiorach tych instytucji znajdują się noże, których używano jako narzędzi osobistych, noszonych przy sobie noży codziennego użytku oraz o zachowane w źródłach ikonograficznych ich wyobrażenia. Chodziło mi przede wszystkim o noże pochodzące z terenów Rzeczpospolitej (zgodnie z założeniami opisanymi we wstępie), tu wyprodukowane lub użytkowane, noże regionalne, etc. 
Zdjęcia, które przysłano mi w odpowiedzi możecie obejrzeć w galerii, przy okazji serdecznie dziękuję osobom zaangażowanym w muzealne kwerendy. 

W zbiorach wielu muzeów nie było żadnych noży, które można by opisać jako noże osobistego, codziennego użytku, w części nie było takich, o których można by powiedzieć bez wątpliwości, lub chociażby podejrzewać to, że zostały na terenie kraju wyprodukowane. To ostatnie było dla mnie ważne w kontekście poszukiwań noży, które mogłyby być uznane za nasze noże tradycyjne.
Od pracowników kilku placówek, zwłaszcza tych ukraińskich, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Niestety, bo bardzo mi zależało na zdobyciu informacji pochodzących ze wschodnich kresów dawnej Rzeczypospolitej, bezpośrednio od osób mających na ten temat największe pojęcie i dostęp do artefaktów. Musiałem więc ograniczyć się w tym przypadku do zamieszczenia informacji pochodzących ze źródeł pisanych, źródeł ikonograficznych, ewentualnie do zdjęć znalezionych na stronach poświęconych nożownictwu, archeologii, etc., etc. 



Polski kozik z wytwórni Kazimierza Boguckiego. Siedlce


Istnieje zapewne mnóstwo zbiorów i kolekcji o których nic nie wiem, jestem też przekonany o tym, że do ogromnej ilości informacji po prostu nie dotarłem, sporo z pewnością przeoczyłem. Do wielu muzeów, z różnych względów nie zgłosiłem się z prośbą o kwerendę, a być może warte byłyby tego. Zdecydowanie po macoszemu potraktowałem też noże użytkowane w wiekach dawnych, a z pewnością należy im się więcej uwagi.
Dlatego też z tych i wielu innych powodów artykuł ten nie zamyka tematu, a zaledwie go przybliża.

Obawiam się więc, że mimo wszystko nadal znajdujemy się właściwie w punkcie wyjścia. Wiemy, że regionalnym tradycyjnym nożem jest nóż "zbójnicki", możemy się też zgodzić lub nie zgodzić na to, że koziki były naszymi polskimi nożami tradycyjnymi, ale wciąż zdecydowaną przewagę na tym, co już wiemy ma to, czego jeszcze nie wiemy.
Wszystko jest zatem jeszcze przed nami.


1 "Dziennik podróży 1670-1672" Ulryk Werdum


Janusz Łangowski


Gry i zabawy związane z nożem

W "zamierzchłych" czasach kiedy to dzieci (i młodzież) większość czasu spędzały na świeżym powietrzu, jedną z najpopularniejszych zabaw w całym kraju była "gra w noża". Co ciekawe dorośli nie reagowali na te zabawy histerycznie i nie zabraniali ich, chyba, że grało się w czasie przerw szkolnych ponieważ niemile widziane było przynoszenie noży do szkoły (i to nie zawsze, bo jeszcze po wojnie małe, składane nożyki stanowiły standardowy element wyposażenia dziecięcych piórników). Gra "W noża" była tak popularna, że wielokrotnie wzmianki o niej lub motywy z tą grą pojawiają się w literaturze czy też filmie i nie są to bynajmniej sceny przedstawiające młodzież patologiczną, a po prostu ilustracja normalnych, dziecięcych zabaw. Nie było w tym nic dziwnego. W zasadzie dopiero, mniej więcej, od początku XXI wieku wszelkie zabawy dzieci nożami zaczynają być traktowane jako niebezpieczne i niepożądane.

Przeważnie w gry te bawili się chłopcy, ale nie stroniły też od nich dziewczyny co mogę potwierdzić osobiście ponieważ sam z dziewczynami czasem "w noża" grywałem. Gry "w noża' miały wiele odmian i nazw w zależności od regionu kraju, miasta czy nawet miejskiej dzielnicy, w której się w nie bawiono. W Poznaniu na Starym Mieście graliśmy po prostu "w noża".

Standardowa poznańska gra "w noża" (w "Państwa") polegała na tym, że rysowało się na ubitej ziemi okrąg, który dzielono na tyle równych części ilu było uczestników gry. Następnie pierwszy z uczestników (losowo wybrany) stawał na swojej części i rzucał nożem w "państwo" wybranego przeciwnika - nie wolno się było przy tym pochylać i nie wolno było rzucać "z dupki" czyli trzymając nóż za rękojeść. Jeśli nóż wbił się w pole przeciwnika należało wtedy, nie odrywając ostrza od ziemi odkroić fragment "państwa" przeciwnika. Przy odkrawaniu nie wolno było odrywać nóg od ziemi, rysowana linia powinna być prosta, a jeśli to się udało to mniejszy z odkrojonych kawałków był przyłączany do "państwa" rzucającego. Rzucało się nożem tak długo, jak długo udawało się go wbić w "państwo" przeciwnika i nie popełniło się "kuchy", czyli albo straciło się równowagę przy rysowaniu linii, albo trafiło poza wyznaczony okrąg. Jeśli popełniło się jakiś błąd, o którym wspomniałem wyżej, lub nóż nie wbił się w ziemię kolejka przechodziła na osobę, której "państwo" było atakowane.
Kolejni przeciwnicy odpadali w chwili, gdy ich terytorium było tak małe, że nie mogli na nim ustać by oddać rzut, wygrywał oczywiście ten, który zmniejszył pole ostatniego przeciwnika do takich własnie rozmiarów. Przestrzegania zasad gry pilnowali wszyscy uczestnicy.

Grywano też w Poznaniu w "Rozciąganego". Tu zasady były proste. Stawało się swobodnie i wbijało nóż w pewnej, bezpiecznej odległości od nogi przeciwnika (zależało to od umowy pomiędzy graczami, odległość nie mogła być zbyt duża, nie wolno też było rzucać nożem za siebie), musiał on postawić nogę w tym właśnie miejscu nie odrywając drugiej. Rozciągało się przeciwnika do momentu, w którym nie udało się wbić noża, wtedy następowała jego kolej - lub gdy nie mógł on już sięgnąć nogą do miejsca wbicia noża - wtedy wygrywało się rozgrywkę. Nie wolno było w trakcie gry zmieniać pozycji i podpierać się rękoma w czasie rzutu.

Trzecią z gier, którą wspominam z dzieciństwa było rzucanie nożem z różnych części ciała, np. z każdego z palców, następnie z łokcia, z ramienia, z brody, z nosa i z czubka głowy. Komu udało się wbić nóż z każdej z tych części ciała, ten wygrywał. Czubek noża musiał opierać się przed rzutem o tą część ciała, z której akurat następowała kolej rzutu. Grę tę nazywano najczęściej "Pikuty".




Gra w Pikuty. Henryk Jerzy Chmielewski "Tytus, Romek i A'Tomek" Księga III 1968 r.



Kolejną grą, tym razem przeznaczoną wyłącznie dla prawdziwych twardzieli i to raczej w starszym wieku, było uderzanie w różnej konfiguracji ostrzem pomiędzy palcami rozwartej dłoni, w im szybszym tempie tym lepiej. W przypadku tej zabawy zdarzało się, jak pamiętam, że ktoś z nas się skaleczył, jednak były to przypadki bardzo rzadkie, bo każdy z grających miał na tyle rozsądku, by wiedzieć, że przesada i zgrywanie się może zaboleć.

Jak już wspominałem wcześniej każda z tych gier, które opisałem miała swoje regionalne odmiany i nazewnictwo. Niektóre różniły się tylko detalami lub nazwą od tych, w które ja grałem będąc dzieckiem, w innych z kolei zasady były tak różne, że śmiało można je uznać, pomimo podobieństw, za odrębną zabawę. Oczywiście bawiono się też w zupełnie inny sposób.
Szukając informacji o dawnych grach "w noża" natrafiłem na wiele interesujących opisów, pozwolę sobie część z nich zacytować.
W okolicach Drelowa na Podlasiu grano w grę, która nazywała się "w dziobanego":

"1. Zawodnik rozpoczynający grę wykonuje rzut nożem tak, aby jego ostrze wbiło się w ziemie lub w deskę.
2. Następnie zawodnik ponownie rzuca nożem, tym razem z kciuka, próbując trafić w to samo miejsce na ziemi lub w deskę.
3. Kolejne próby to zmiana miejsca z którego rzucało się nożem. Rzuty wykonywało się z palca, z nosa, z głowy itp."
1

We wsi Łózki, również na Podlasiu grano w grę, której należało trafić ostrzem pomiędzy rozłożonymi palcami.2

W opracowaniu "Gry i zabawy naszych dziadków" zamieszczono szczegółowe wyjaśnienie zasad gry "W pikuty":

"Grało się partiami. Udane wbicie noża wszystkimi chwytami, pozwalało na wejście do kolejnej partii, w której było o jeden chwyt mniej i tak do finału. Chwyty:

1-babka -otwarta dłoń nóż trzymany we wnętrzu dłoni
2-dziadek -otwarta dłoń nóż trzymany na wierzchu dłoni
3-widełki (widelec) -nóż leżał na dwóch palcach wskazującym i małym
4-buła -nóż leżał na wewnętrznej stronie pięści
5-zegarek -ostrze opierane w miejscu zegarka
6-łokieć -nóż oparty czubkiem o łokieć
7-ramię -nóż oparty o ramie
8-bródka -nóż opierany na czubku kciuka wspartym o podbródek
9-usta -nóż opierany na czubku kciuka wspartym o usta
10-nosek -nóż opierany na czubku kciuka wspartym o nos
11-czółko -nóż opierany na czubku kciuka wspartym o czoło
12-zając -nóż wbity lekko w ziemię pod kątem uderzany dłonią miał obrócić się w powietrzu i wbić się
13-trzy pikuty -wbić nóż w ziemię trzymając za ostrze.Jeżeli nóż wbije się pod kątem, rękojeść musi znajdować się na wysokości czterech palców od ziemi pod kątem prostym."3 

Ogólnie gra w "Pikuty" obok gry w "Państwa", była chyba najbardziej rozpowszechnioną grą w Polsce, regionalnie zmieniało się nazewnictwo poszczególnych chwytów, np. na Pomorzu Gdańskim i Środkowym było to - ojciec, matka, buła, widelec, kieliszek, po kolei wszystkie palce od kciuka, zegarek, łokieć, ramię, główka, czoło, nosek, broda i szmyrgiel (nóż przyciśnięty płaską dłonią ciut nad czołem, ostrzem do góry) lub niektóre zasady. 

Ciekawą odmianę gry w "Pikuty" umieścił na forum Gazety.pl anonimowy czytelnik: "...Była też wersja plażowa gry w noża, a polegała na tym, by z różnych części ciała starać się wbić nóż ruchem obrotowym w miękkie podłoże. W niej chodziło o precyzję. Zaczynało się: paluszek, łokieć, ramionko,bródka, nosek, czółko, główka." Rodzajem tej samej gry jest gra "W dupkę", której opis znalazłem na stronie kozik.org.pl: "Gra w tzw. dupkę polegała na popisywaniu się umiejętnościami – zwykle pilnie ćwiczonymi w samotności, wbijania kozika w ziemię z różnych pozycji.  Grę rozpoczynało się od najłatwiejszego poziomu z pozycji siedzącej, po czym przechodziło się na następne „poziomy”: z „kucaka” i ze „stojaka”. Kozik stawiało się czubkiem na jakimś miejscu ciała, najczęściej były to: nadgarstek, łokieć, ramię, kolano, broda, nos, czoło i wykonywało się rzut, koniecznie z obrotem. Wygrywał ten zawodnik, który najszybciej doszedł do rzutu z czoła „ze stojaka”.4 

Gra w "Pikuty"nie jest wcale zabawą nową, o czym zaświadczyć może cytat pochodzący z przedwojennych, krakowskich wspomnień Stanisława Broniewskiego: "Wspaniała gra, jakże dziś zwulgaryzowana i uproszczona do zwykłego rzucania nożem, pozostawiała niezatarte wspomnienie, a nie zabliźnione rany na ławkach szkolnych i ogrodowych lub na zwyczajnych podłogach. Składała się z dziesięciu, a może dwunastu klas o wzrastającej trudności rzutu. W ostatniej klasie kładło się scyzoryk w poprzek otwartej dłoni, trzonkiem do małego palca, po czym dłoń okręcało się o pełny obrót szybkim ruchem, tak by ostrze siłą odśrodkową wykonało łuk i wbiło się ukośnie w deskę. Czasem zamiast w deskę scyzoryk wbijał się w udo zawodnika albo odskakiwał za wcześnie od dłoni i lądował w bucie kolegi. Dlatego nie zalecam czytelnikom samodzielnych prób zręczności bez instruktora..."5

Kolejną grą związaną z nożem jest gra "W grzybek", a wyglądała ona tak: "Liczba zawodników dowolna, najlepiej się grało pojedynki we dwóch. Rzucamy tradycyjnie monetą, względnie robimy wyliczankę (jedzie baba na rowerze…) by wybrać kto pierwszy rozpoczyna. Zawodnik rzuca nożem jak najdalej potrafi, ale tak, aby móc doskoczyć do tego miejsca. Po udanym rzucie robi krok lub przeskakuje na miejsc obok wbitego w ziemię kozika. Rysuje dookoła niego ostrzem na ziemi grzybek. Idzie dalej, dopóki nie skusi, tzn. rzut nożem będzie za daleki lub nóż nie wbije się w ziemię. Po skusze przeciwnik podąża śladem poprzednika, aż do skuchy. Wygrywa ten, kto pierwszy dotrze do wyznaczonego celu - np. rogu podwórka, lub wyprzedzi przeciwnika o np. 4 grzybki."6



Chłopcy grający "w noża". Warszawa 1948 r. Zdjęcie ze współczesnej "Gazety Wyborczej".


Odmianę gry "w grzyba" wraz z całą towarzyszącą tej zabawie otoczką ciekawie opisuje Jerzy Lengauer:
  
"Zamiast kółka ktoś rysuje grzyb. Taki jaskiniowy rysunek, naskalny po prostu. Ma nóżkę i kapelusz. Raczej duże to wszystko. W nóżkę trzeba wbić nóż dwa razy, w kapelusz trzy. Albo odwrotnie. Albo całkiem inne ilości. To kwestia uzgodnienia. Świetnie się gra w kilka osób, bo gra toczy się godzinami i można przejść tak grając całe podwórko z okolicami. Dlaczego? O tym za chwilę. Oczywiście znowu noża nie trzymamy „za dupę”. No i okrągłe ostrze nie zdaje tu rezultatu. Musi być scyzoryk, albo inny, bardzo dobrze „wyważony”. W zasadzie najlepiej, gdy każdy ma swój, bo wówczas nie ma równych szans i każdy odpowiada za siebie. Chociaż jesteśmy koleżeńscy i wielokrotnie pożyczamy sobie w czasie gry noże. Pamiętam, że miałem scyzoryk z czerwoną rękojeścią. Znakomity. Lekki rzut i lądował wbity po rękojeść.

Jeżeli nie wbiłeś noża w ziemię w granicach grzyba odpowiednią ilość razy, kolejny brał się za tę robotę. Oczywiście, jeśli wbiłeś nóż w nóżkę bądź kapelusz odpowiednią, wymaganą ilość razy, to ta część grzyba zostanie zaliczona, a powtarzasz tylko tę część, na której skusiłeś. Wychodzisz poza grzyb. To znaczy na razie nie wychodzisz, bo stoisz w jego granicach, ale masz prawo rzucić nożem jak najdalej ci się uda, żeby się tylko wbił ostrzem w ziemię. Są w tej części gry dwie techniki. Uważam, że obie dobre. I preferowane przez graczy w zależności od osobistego „widzimisię”. Można rzucać nożem na jak najbliższe odległości. Daje to dużą pewność, że ostrze wbije się w ziemię tam, gdzie się tego oczekuje. Nie ryzykujesz za bardzo skuchy, jeżeli oczywiście jesteś dobry w rzucaniu. I możesz na długo zapewnić sobie grę bez oddawania kolejki. Jednak jest to trochę nudne, mało emocjonujące. Jak zawsze, gdy ryzyko jest minimalne. A ponadto gdy już skusisz, to następny zawodnik też ma łatwo, też za bardzo nie ryzykuje.

Druga technika polega na absolutnym ryzyku. Ale daje za to ogromny dreszcz emocji i zmieniającą się jak w kalejdoskopie kolejność graczy. Mianowicie rzucasz jak najdalej nożem. Jak najdalej potrafisz. Oczywiście wybierasz obszar z miękką ziemią. Nie masz jednak za bardzo wpływu na to, czy nóż się wbije, czy legnie pokotem. Jeżeli się wbije, możesz już tylko obserwować, jak następujący po tobie niektórzy zawodnicy biedzą się nad dorzuceniem do tego miejsca, nie mówiąc o wbiciu ostrza w to miejsce. Wypadkową tych dwóch technik, koncepcji, stylów, jest i trzecia, która znajduje zastosowanie, gdy masz ochotę być wredny, gdy chcesz się popisać. Cóż, najlepiej, żeby przypatrywała się temu jakaś dziewczyna. I tu obojętne, czy odległości wybierasz małe czy duże. I tak ryzyko jest znacznie wyższe.

Szukasz miejsc, w które bardzo ciężko wbić nóż. To jedno. Bo drugie, to szukasz miejsc, w których trudno jest stać, czy przybrać wygodną pozycję do rzucenia nożem. Obierasz za cel leżącą na ziemi deskę, karton, kawałek plastiku. Świetnie nadaje się też pień drzewa. Klasycznym przykładem jest wbijanie noża w ławkę. Najlepiej gdy można na nią wejść i wbijać na niej nóż w kilka miejsc. Fachowcy szukają także szpar między chodnikami, celując w nie nożem. A już szczytem ryzykanctwa jest próba wbicia noża w leżącą cegłę! A i to się zdarzało. Zatem rzucasz. Miejsce, w które wbija się ostrze, obrysować należy kółkiem. Kółko powinno być w miarę duże. Czasami dochodziło do sprzeczek, ale szybko ustających, bo wszystkim zależało na grze, a nie na kłótni.

Zwykle zakreślający koło spoglądał na pozostałych graczy, a oni akceptowali jego czynność wzrokiem, bądź mruczeli: „Większe, jaja sobie robisz?”. Nikt nie miał pretensji przy zakreślaniu miejsc po dalekim rzucie. Często się zdarzało, że to miejsce nie było oznaczane kołem, a traktowane jedynie umownie. W zasadzie to nie zakreślało się też celów na pniach czy ławkach. Zasada prosta: nie uda ci się wbić noża, musisz powtarzać, ale spadasz na koniec kolejki. Często jest tak, że prowadzący jest na jednym końcu podwórka, a ostatni na innym i trzeba iść kawałek. Bo wiadomo, że przy każdym rzucie asystują wszyscy, pełniąc rolę nie tyle zawodników, co sędziów".
7



Gra dla prawdziwych twardzieli, czyli uderzaj ostrzem pomiędzy palcami dłoni, najszybciej jak potrafisz. W przypadku tej sceny gra z podtekstem.
Kadr z filmu pt.: "Nóż w wodzie" reż. Roman Polański 1961 r.



W "Państwa" grywano również na różne sposoby, oto jeden z przykładów: "...Rysowało się na ziemi swoje państwo, zaznaczało się ważne miasta. Przeciwnik robił podobnie. Gra polegała na trafieniu kozikiem w poszczególne części kraju przeciwnika, który się odcinało, umniejszając stan posiadania „wroga”. Wygrywał ten, kto szybciej zdobył cały kraj przeciwnika. Czasem używano kostki aby losować rzuty z nadgarstka, itp. Czasem dodawano element quizu - zadając pytania np. z geografii. Poprawna odpowiedź uprawniała do rzutu."8

Opis innej odmiany gry w "Państwa" można znaleźć na stronie eioba.pl:

"...jedna z gier do której konieczny był "scyzyk" lub finka harcerska. Gra kuchennym nożem zabranym ukradkiem z domu to raczej "obciach". Na ziemi rysowało się nożem, wielki okrąg. Dzieliło się go potem równo pomiędzy graczy. To właśnie były nasze państwa. Udane wbicie noża w państwo sąsiada, dawało prawo do odkrojenia kawałka terytorium i włączenia go do swoich włości. Państwo istniało, dopóki mieściło stopę swojego właściciela. Gra wyrabiała uczucia patriotyczne i uczyła poszanowania do ziemi. Finką lub scyzykiem rysowało się wielki okrąg i dzieliło na poszczególnych graczy, każdy z graczy nazywał swoje państwo, np. Polska, Kanada, Szwecja, jakoś się ustalało kto pierwszy zaczynał, ten (np. Polska) brał finkę i mówił "Wywołuję wojnę przeciwko-piwko, przeciwko-piwko... KANADZIE!", rzucał finą na terytorium Kanady, finka musiała się wbić i też obowiązywała tu zasada na dwa palce od rękojeści do ziemi, kiedy finka został wbita, przedstawiciel poszkodowanego kraju rzucał piłkę jak najdalej od siebie do tyłu przez głowę i od momentu uczynienia wyrzutu przedstawiciel Polski biegł po tę piłkę, od miejsca gdzie złapał piłkę mógł uczynić 9 kroków w kierunku kręgu państw - 3 kroki słoniowe, 3 kroki pieskowe i 3 kroki mrówkowe (różne długości, gdzie słoniowe były wielkimi krokami, gdzie noga była wyrzucana jak najdalej przed siebie - prawie szpagat, a druga już dociągana do pierwszej z braku sił, mrówkowe - to stopki), z miejsca gdzie zostały ukończone kroki, stojąc jedną stopą na tym miejscu, a druga na terytorium swego państwa, mógł dopiero zakreślić terytorium okupowanego państwa i przydzielić do swego terytorium, w taki sposób, żeby linia rysowana przez finkę zaczynała się na granicy państwa okupującego, przechodziła przez dziurę zrobioną przez wcześniej rzucaną finkę a kończyła się znów na terytorium państwa okupującego, zwykle stojąc w rozkroku ciężko było zakreślić dużo i gra mogła trwać dłużej a przez rzucanie piłki dostarczała dodatkowych atrakcji."

A tak grano "w noża" w 1959 roku. Scena pochodzi z filmu pt.: "Pan Anatol szuka miliona" w reżyserii Jana Rybkowskiego:




Grywano również w "Statki" przy czym gra ta zdecydowanie różniła się od swojego "papierowego" odpowiednika, cytując za stroną eioba.pl:

"...w pewnej odległości od siebie, dwóch graczy rysowało na ziemi swoje okręty bazowe (koła lub kwadraty wyrysowane na ziemi za pomocą noża). Każde udane wbicie noża w ziemię z pozycji stojącej, dawało prawo narysować w tym miejscu kolejny statek swojej floty. Wbicie noża w statek przeciwnika, zatapiało go. Zawodnicy rzucali na przemian aż do "skuchy" lub po określoną wcześniej ilość razy. Celem gry było zatopienie wszystkich statków przeciwnika. Okręt bazowy można było zatopić przez dziesięciokrotne wbicie w niego noża. Zawodnicy przemieszczali się po terenie gry, stąpając tylko po swoich statkach. Rozgrywka wielogodzinna, z uwagi na doskonałą sprawność rzutową większości graczy. Właściwa taktyka gry, nakazywała przed wyruszeniem na podbój floty przeciwnika, staranne zabezpieczenie swojej bazy. Cel ten osiągano budując wokół bazy pierścienie statków odcinających dostęp do naszego okrętu bazowego. Na skutek zbyt asekuranckiej gry powstawały niezliczone flotylle i wtedy grę rozstrzygał często kończący wiele gier podwórkowych, głos z pobliskiego bloku "Natychmiast do domu... (i do wyboru); dobranocka się zaczyna; kolacja; lekcje nie odrobione; coś zrobił z moim nożem gałganie"

Jeśli jednak wydaje wam się, że nożami bawiono się jedynie w "naszych czasach" to grubo się mylicie, już w XIX wieku dzieci grały "w noża", a jedną z takich gier, występującą w dwóch odmianach, opisuje Oskar Kolberg w swoim dziele pt. "Lud". Gra nazywała się "Cecha" albo "Piekło" i grywano w nią w dawnej Małopolsce.

"Do tej gry robi się (w Modlnicy) dołek obszerny nazwany Piekłem, za nim pięć dołków w prostej linii i znowu jeden większy, nazwany Czyściec, który pięć dołków przedziela od Nieba. Każdy z grających robi sobie patyczek zwany Duszą. Takie Dusze razem do Piekła się wkładają. Jeżeli wyrzucony do góry nóż (kozik, żydek) padnie na ziemię literami lub znakiem na wierzch, dusza o jeden dołek posuwa się ku niebu; gdy się dwie dusze razem spotkają, jedna wraca na powrót do piekła, a kto tam już zostanie, musi kołek wbity w ziemię zębami wyciągnąć i rzucić za go siebie, z zamkniętymi oczami wynaleść. Przy każdem rzuceniu noża spiewają lub mówią:

"Cecha, cecha pocechuj się,
dusa, dusa, poratuj się!"



W Modlniczce kopią dół większy zwany Piekłem, a na około niego dziesięć małych dołeczków. Od Piekła znów w prostej linii dziesięć małych dołków do krzyża (dołu w postaci krzyża wykopanego), około którego są cztery dołki tj. u ramion i jeden w pośrodku. Potem w dalszym ciągu pierwszej linii prostej od piekła, znów dziesięć dołków aż do nieba, tj. mniejszego dołu niż piekielny, otoczonego podobnież 6 małemi dołeczkami. Każdy z grających trzyma w ręku patyczek (wielkości palca) zwany duszą i duszę tę zatyka do piekła. Pierwszy z graczy rzuca potem nóż w górę mówiąc: "Cecha, pocechuj się, dusa, poratuj się!" - Gdy nóż upadnie na ziemię obrócony na wierzch pewnym obranym znakiem (zwanym cechą, zwykle literami w stali wyrżniętemi), wówczas posuwa grający swą duszę z piekła do najbliższego lewego dołeczku; gdy nóż upadnie na przeciwną stronę, wtenczas dusza grającego pozostaje w piekle. Tym sposobem w ciągu gry posuwa się dusza każdego grającego coraz dalej, jednego wcześniej, drugiego później, a komu los nie dopisze lub jest niezręcznym, tego dusza pozostawa w tyle. Posuwając się, musi każda dusza przejść przez krzyżowe drogi, zanim dostanie się po dalszych dołeczkach do nieba. Kto pierwszy tam dojdzie, ten wygrał i swobodnie sobie odpoczywa koło nieba; kto ostatni, ten musi kołek (długości stopy) wbity do piekła, wyciągnąć zeń zębami - inaczej, otrzymuje plagi".9



Plan gry "Cecha". Oskar Kolberg "Lud"


Ciekawą zabawę dziecięcą o nazwie "Bzy" opisano w 1913 roku w opowiadaniu pt. "Głos sumienia". Nie będę tu przepisywał całego tekstu w całości ponieważ jest on dość obszerny i poświęcony w całości wyłącznie tej grze, posłużę się jednak obszernymi cytatami, abyśmy mogli wiedzieć jak w "Bzy" się grało.
Na początek należało znaleźć równą płaszczyznę porośniętą trawą, teren taki był nieodzowny i umożliwiał zrobienie "matni": "...Patrzaj Antek, jak tu gładko! He, he! Tutaj dobrze będzie kroić! Zrób matnię.
Antek ze znajomością rzeczy spojrzał na wskazane miejsce, rozłożył kozik, zagłębił go w darninę skosistą, pociągnął dookoła, trzymając koniec kozika w głębi darni, i tym sposobem wykroił okrągło-spiczastą bryłę ziemi, którą przewrócił darnią do spodu, a spiczestem wzniesieniem do góry. Teraz spojrzał z dumą na zgrabnie wykrojoną bryłę ziemi i krzyknął: - Róbmy teraz sobie dołki... I dookoła matni, mniej więcej w łokciowem oddaleniu zrobiono pięć, mniejszych od "matni" ale podobnych dołeczków."
10 

Następnie pierwszy z chłopców biorących udział w zabawie podrzucał kozik, a jeśli miał szczęście to upadł on w taki sposób, że "znak" (sygnatura producenta) był widoczny, wtedy mógł rozpocząć krojenie:
"Maciuś poprawił sobie portczyny, rozłożył kozik, kleknął przy Antkowym dołeczku, wciągnął całą piersią powietrza, i zagłębiając kozik w dołeczek, jednocześnie z pociągnięciem go, zaczął przez zęby ciągnąć "bzy". I dokąd mu tchu starczyło, dotąd ciągnął swoje "bzy" - przy tem krajał kozikiem długie pasy darniny. Aż zmęczony urwał "bzy" a jednocześnie skończyło mu się prawo do krojenia darniny."11
Dalej chłopiec zbierał wykrojoną darń i składał do swojego dołka, później przystępował, na takich samych zasadach, do wykrawania darni u pozostałych, biorących udział w grze uczestników. Po skończeniu tej czynności oddawał kozik następnemu w kolejce. Jeśli któryś z graczy miał pecha i po rzuceniu nożem upadł on w taki sposób, że sygnatura nie była widoczna, wówczas za karę pozostali mieli prawo wykroić darń wokół jego dołka.
"...ciągnęło się to tak długo, aż kozik obszedł dokoła trzy razy. Każdy darninę nakrojoną zabierał do siebie. A po skończeniu, kto miał najmniej, klęcząc na czworakach, podchodził do tych, którzy mieli jego darninę, a ci kładli mu ją na plecach. Zebrawszy wszystką, przynosił ją w tej pozycji, w jakiej się znajdował, do swojego miejsca i musiał to miejsce założyć tą darniną tak ślicznie, żeby trudno było poznać."12

A na zakończenie sztuczka, którą w XIX wieku można było zabłysnąć "w towarzystwie". Opisał ją Antoni Stefański w wydanej pod pseudonimem "Stary Maciej" książeczce: „Weź ołówek dość długi i utkwij weń scyzoryk z pięć do ośmiu centymetrów nad zaostrzonym końcem, lecz rękojeść jego pochyl do tego stopnia, aby, gdy ołówek wraz z utkwionym weń scyzorykiem postawisz na palcu, znajdował się w jednej trzeciej części pod palcem (zobacz rysunek); tamże bowiem przenosi się punkt ciężkości. Bacz jednakże, aby nóż się nie odczepił, a spadając nie skaleczył cię w palec".13


"Wesołe chwile. Gry i zabawy w domu i poza domem" Antoni Stefański 1898 r.


Powyższe przykłady dotyczą gier i zabaw, w których noże różnego rodzaju pełniły rolę pierwszoplanową lub nieodzowną, jednak przecież narzędzia te w różnych przypadkach pełniły także funkcję pomocniczą. Pamiętam doskonale, jak za pomocą noży wycinaliśmy gałęzie na łuki i strzały, strugaliśmy "dzidy" czy miecze, które służyły nam później do kreowania świata Indian, rycerzy czy innych bytów. Nikt się temu nie dziwił, nikt z dorosłych nam tego nie zabraniał. No chyba, że w ferworze przygotowań wycięliśmy gałęzie nie tam, gdzie można było. Śmiech
Cóż... czasy się zmieniły, zabawy też. Warto jednak zastanowić się nad tym, czy to narzędzie faktycznie zasługuje na to, żeby je tak demonizować.



1 "Kieszonkowy podręcznik podwórkowy" Magdalena Pepa, Mariola Szmal, Renata Nazaruk
2 Tamże
3 "Gry i zabawy naszych Dziadków" Jakub Bobrowski, Mateusz Gienieczko, Paweł Kucharski, Tomasz Laur
4 "Podróż sentymentalna-kozikowe gry dziecięce" Rafał Wawer
5 "Igraszki z czasem" Stanislaw Broniewski
6 "Podróż sentymentalna-kozikowe gry dziecięce" Rafał Wawer
7 "W ziemię, w grzyba, w noża" Jerzy Lengauer
8 "Podróż sentymentalna-kozikowe gry dziecięce" Rafał Wawer
9 "Lud" Oskar Kolberg
10 "Rozrywki dla dzieci i młodzieży" Dodatek tygodniowy do "Zorzy" 1913 r.
11 Tamże,
12 Tamże.
13 "Wesołe chwile. Gry i zabawy w domu i poza domem" Antoni Stefański 1898 r.


Przysłowia i powiedzenia

Ciekawym tematem, który moim zdaniem warto przybliżyć przy okazji opisywania noży jest występowanie tego narzędzia w polskich powiedzeniach, przysłowiach i wyrażeniach przysłowiowych. Wbrew pozorom jest takich przypadków sporo, a niektóre z tych przysłów są niezwykle popularne również i we współczesnej polszczyźnie. Zebrałem tutaj te, które udało mi się odnaleźć.
Część z nich jest niezwykle popularna i dziś, a rozwikłanie ich znaczenia nie powinno przysporzyć nam żadnych problemów, ale znalazłem i takie, których znaczenia mogę się jedynie domyślać, bez posiadania pewności czy moje rozumowanie jest prawidłowe. Dodatkowym utrudnieniem w przypadku niektórych przysłów jest ich zapis gwarowy, językowy (np. język kaszubski) lub archaiczna forma, której bez doświadczenia nie sposób odczytać prawidłowo. Jeśli któreś z powiedzeń lub przysłów występowało wyłącznie w jednym z regionów Polski zaznaczałem to, jeśli zaś przysłowie było popularne w wielu regionach pozostawiałem rzecz bez dodatkowego opisu.
Daty podane w nawiasach wyjaśniają, z którego wieku pochodzi najstarsza wzmianka o konkretnym powiedzeniu lub przysłowiu. Ponieważ większość z nich została odnaleziona i wybrana przeze mnie z popularnych niegdyś "ksiąg przysłów", jeśli nie podano w nich okresu, w którym przysłowie powstało, podałem wiek, w którym dana pozycja książkowa została opublikowana. Brak wieku w nawiasie oznacza, że przysłowie pochodzi z pozycji dwudziestowiecznej albo używane jest również współcześnie.


"Broń mieyscem. Rusnicá w lesie. Kopija w polu. Miecz ná vlicy. Puginał w cieśni. Strászne są" (XVII wiek)

"Chleb cudzym nożem krajany - niesmaczny"

"Chto noża mił - to chliba popojił" - Kto nóż własny miał, ten chleba się najadł do woli - przysłowie z polskiego Wołynia

"Chto wojuje nozem, ten skońcy powrozem" (Mazury. XIX w.)

"Co napisano tego i nożem nie zeskrobiesz i językiem nie liżesz." (XIX w.) - Tak było widocznie pisane i nic tego nie zmieni

"Diabeł wie wszystko, nie wie tylko gdzie kobiety ostrzą swoje noże"

"Fortuna szlachcica podlaskiego długa jak bicz, szeroka jak nóż, a głęboka aż do środka ziemi."

"Gdy nie ma pałasza, dobry i kozik u pasa" (XIX w.)

"Gotów w nim nóż utopić" (XIX w.)

"Iść (z kimś) na noże"

"Iść pod nóż"

"Jak będzie chleb, to i nóż się znajdzie"

"Jak nożem uciął"

"Jakby mu nóż w serce wraził"

"Kto ma chleb, znajdzie i nóż do niego"

"Kto ma chleb, obejdzie się bez noża, a kto go nie ma, nóż mu nie pomoże"

"Kto ma nóż umyty, temu trzeba z drogi ustąpić" (XIX w.)

"Kto robi noże; to się nie wspomoże, a kto robi ćwieki, to kiep na wieki"

"Lepiej nóż nie umyty schować, jak umyty stracić" (XIX w.)

"Mieć nóż na gardle"

"Nóż z garści, pewnie goście blisko"

"Nóż leci z ręki – głodny się spieszy"

„Nauka-ć bez obyczajów jest jakoby nóż bez okładzin, który jednem słowem zowią brzeszczot" (XVI w.)

"Na świętego Marcina gąska kozik przeklina"

"Na świętego Marcin gąska noże przeklina"

"Na świętego Marcina kozik gąski zarzyna"

"Nigdo drze bez noża" (Śląsk)

"Nikomu goli lepij nóż, niż drugimu brzytew"

"Nóż je tak tępy, żeby można na nim gołą rzycią do Hołomuńca (Ołomuńca) zajechać"

"Nóż majster robił, bo ucieká z chleba" (XIX w.) - oznacza to, że jeśli kroimy chleb, a w trakcie ostrze oddala się od środka i skibka staje się coraz cieńsza, to wygląda to tak, jakby majster kroił dla ucznia

"Nóż uczeń robił, bo ucieka do chleba" (XIX w.)oznacza to, że jeśli kroimy chleb, a w trakcie ostrze oddala się od krawędzi w głąb chleba i skibka staje się coraz grubsza, to wygląda to tak, jakby uczeń kroił dla siebie

"Nóż się w kieszeni otwiera"

"Nóż, zęby, paznogty - broń niepoczciwa" (XIX w.)

"Od kozika do nożyka, od nożyka do konika" (XIX w.)

"Od rzemyka do kozika, od kozika do konika"

"Pan Bóg stworzył byka – i byk był; a chłop wziął kozika, urżnął mu u dołu i stworzył wołu." (XIX w.)

"Postawić sprawę na ostrzu noża"

"Po wieczerzy nóż" - Zbyt późno, poniewczasie (XIX w.)

"Swym własnym nożem się przekłół" (XVI w.)

"To taki ostry nóż, że można nim i rodzonego ojca rżnąć" (XIX w.)

"Uciec spod noża"

"Wbić nóż w plecy"

"W jedné rãce trzimô różańc, a w drëdżé nóż" (Kaszuby)

"Wróg wbija nóż w plecy, a przyjaciel w serce"

"Wszedł jak nóż w masło"



Nóż niejedno ma imię

Otóż to.
Współcześnie przyzwyczajeni jesteśmy do bardzo zubożonego słownictwa jeśli idzie o noże, zarówno określenia gwarowe jak i te innych rodzajów powoli odchodzą w przeszłość, z różnych powodów. Z pewnością wypierane są przez coraz bardziej ujednoliconą mowę i piśmiennictwo, ale i tracą znaczenie ponieważ narzędzi tych już się po prostu nie używa tak powszechnie jak dawniej, przynajmniej części z nich. Nie zawsze jednak tak było o czym świadczą poniższe przykłady - oczywiście mam świadomość tego, że zapewne do wielu określeń nie udało mi się dotrzeć, jednak i tak tych, które wyszukałem jest kilkadziesiąt, co świadczy o bogactwie dawnego języka jeśli idzie o tą tematykę.
W rozdziale tym nie uwzględniłem nazw wyspecjalizowanych noży rzemieślniczych, np. służących do skrobania kopyt, wydrążania drewna, noży szewskich etc., uwzględniłem za to różnego rodzaju siekacze choć nie są to typowe noże wszechstronnego użytkowania, zazwyczaj posiadają półkolistą głownię i rękojeść umieszczoną prostopadle do krawędzi tnącej. Jeśli zaznaczyłem przy którymś z określeń "przestarzałe", oznacza to, iż nazwa ta jest niezwykle rzadka lub całkowicie wyszła już z użytku; albo też pochodzi z wieku XIX i wcześniejszych i nie znalazłem potwierdzenia na jej stosowanie w czasach nam współczesnych.

Biczak - rodzaj noża stołowego z XVII wieku, przestarzałe.

Chechłacz - tępy nóż w dziewiętnastowiecznej gwarze warszawskiej, obecnie określenie nieużywane.

Cyganek - mały nóż składany z drewnianą rękojeścią, bez blokady głowni. Określenie używane głównie w środkowej, południowej i wschodniej Polsce przynajmniej od XIX wieku.

Czepiga, cepiga - tępy nóż, którym się nic nie ukroi, a można się nim jedynie skaleczyć (ale i część radła). Dawna Polska, przestarzałe.
 
Dubas - wielki, tępy nóż. Gwara z okolic Przemyśla, przestarzałe.

Dydak - nóż. Nazwa gwarowa pochodząca z dawnej północnej, zachodniej, południowej i południowo-wschodniej Polski, przestarzałe.

Dyndolik - mały, tępy nóż "którym krajać nie można, a tylko się "dyndoli" chleb". Czersk, przestarzałe.

Dziuboczek - mały, wszechstronny nożyk gospodyni domowej. Śląsk Cieszyński.

Finka - nóż turystyczny wzorowany na tradycyjnych nożach skandynawskich. Nazwa ogólnopolska.

Głymacz, głymac - tępy nóż. Lubelszczyzna, przestarzałe.

Gnyp - nóż w gwarze górnośląskiej, góralskiej (Żywiecczyzna) i dawnej lwowskiej (bałak lwowski).

Gnypak - tępy nóż. Podole.

Haj - duży nóż w gwarze poznańskiej.

Hajek - mały nożyk w gwarze poznańskiej.

Hajtok - nóż, kozik w gwarze poznańskiej

Jarzyniak - mały nóż do obierania warzyw. Nazwa spotykana w całej Polsce.

Kandziar - nóż pochodzenia wschodniego, inaczej kindżał, przestarzałe.

Knyf - nóż ogrodniczy w gwarze kociewskiej.

Knyp - nóż w gwarze wielkopolskiej, kujawskiej i kociewskiej.

Knypek - mały nożyk z drewnianą rękojeścią (ale i człowiek niskiego wzrostu) w gwarze wielkopolskiej i kujawskiej.

Knyś - mały nożyk z krótką głownią. Ziemia Chełmińska, przestarzałe.

Kocelak, kocyl - mały nóż (głownia) na dużym trzonku. Podhale, przestarzałe.

Kociuba - wielki nóż, tasak. Gwara z okolic Łęk Dukielskich (Podkarpacie).

Kolak - sztylet. Okolice Łukowca (Mazowsze), przestarzałe.

Kordelas - długi nóż myśliwski.

Kosa - nóż w gwarze więziennej.

Kosak - długi, zakrzywiony nóż do cięcia słomy. Pińczów (Świętokrzyskie) - ale i nóż do kapusty. Górny Śląsk i okolice Cieszyna, przestarzałe.

Kosica - nóż do siekania kapusty. Okolice Krakowa, przestarzałe.

Kosior - nóż w gwarze więziennej.

Kośpiga - lichy nóż

Kozik - ogólnopolskie określenie małego noża składanego, zazwyczaj z drewnianą rękojeścią.

Krążak - nóż siekacz do kapusty. Gwara góralska, przestarzałe.

Kręzak - nóż kuchenny do siekania kapusty. Krakowskie i lubelskie, przestarzałe.

Kuśpik - nożyk

Majcher - nóż w gwarze warszawskiej i we wschodniej Polsce, zapożyczenie prawdopodobnie z gwary złodziejskiej. 

Okulizak - nóż ogrodniczy służący do szczepienia drzewek.

Osęk - zakrzywiony nóż do obcinania gałęzi. Gwara góralska, przestarzałe.

Piórko, pióro - nóż w gwarze więziennej.

Pitfok - tępy nóż (gwara górnośląska) oraz nóż w gwarze śląskiej z okolic Opola.

Pitlok - tępy nóż. Gwara opolska.

Pitwak - tępy nóż w gwarze górali z Żywiecczyzny.

Pitwok - tępy nóż. Gwara pałucka (Wielkopolska).

Pitwocek - tępy, mały nożyk w gwarze górali z Żywiecczyzny.

Rozbiyrok - nóż służący do oprawiania świńskiej tuszy. Śląsk Cieszyński.

Rusak - duży nóż kuchenny lub rzeźniczy z głownią stałą. (Polska), przestarzałe

Scyrbac, szczerbacz, szczyrbacz - wyszczerbiony nóż. Pisarzowice (Podbeskidzie), przestarzałe.

Scyzoryk - mały, składany nożyk o jednym lub wielu głowniach. 

Sierpak - nóż ogrodniczy o zakrzywionej, sierpowatej głowni.

Skrobok, skrobacz -nóż do obierania ziemniaków, warzyw. Gwara podhalańska.

Skrypturalik - nożyk, scyzoryk służący do temperowania piór.

Smodles - nóż stolarski. Pomorze, przestarzałe.

Sprężyna - nóż sprężynowy w gwarze więziennej.

Sprężynowiec - nóż automatyczny, sprężynowy.

Szczepak - nóż ogrodniczy służący do szczepienia drzewek.

Szpadryna - nóż w przedwojennej gwarze przestępców warszawskich.

Śliwiak - nóż prosty z głownią stałą. Małopolska.

Śliwok - nóż prosty z głownią stałą. Gwara z okolic miejscowości Uszew (Małopolska). 

Tabaczka - nóż składany z drewnianą rękojeścią. Gwara z okolic Łęk Dukielskich (Podkarpacie).

Temporalik – nożyk, scyzoryk służący do temperowania piór.

Zakęsik - nóż w gwarze przestępczej Krakowa (XIV w.), przestarzałe.

Żydek - mały nożyk składany. Nazwa występuje głównie w gwarze wielkopolskiej, ale znalazłem też informacje o "żydkach" pochodzące z okolic Lubawy (Warmia), Małopolski i Tłumacza (dzisiejsza Ukraina), przestarzałe.


Nóż w heraldyce 

Nóż nie jest zbyt popularnym symbolem używanym w polskiej heraldyce, udało mi się znaleźć niewiele przykładów.
Narzędzie to widnieje w jednej z odmian polskiego herbu szlacheckiego Larysza i w zaginionym herbie Glezyna, z którego według niektórych źródeł herb Larysza się wywodzi (według innych źródeł pochodzi on bezpośrednio od niemieckiego herbu Larisch). Istniało aż 10 odmian tego herbu (Larysza), w części z nich widniały lemiesze (kroje), w innych sierpy, a w kolejnych noże winiarskie lub dwa załamane noże zwrócone do siebie czubkami.

Innymi herbami, w których umieszczono noże są herby miejskie, gminne i powiatowe, i tak: trzy noże winiarskie widnieją w używanym od XVII wieku herbie śląskiego miasta Głogówek. Dwa załamane noże umieszczono w herbie małopolskiej Stryszawy, jak mówi legenda są to noże zbójnickie uwiecznione na pamiątkę zajęcia, którym dość powszechnie parali się dawniej okoliczni mieszkańcy. Kolejnymi przykładami są noże będące atrybutem świętego Bartłomieja, postać tego świętego znaleźć można w używanym od XVIII wieku herbie Kębłowa (Wielkopolska) oraz w znacznie nowszych herbach powiatu opoczyńskiego (ustanowionego w 2007 roku na pamiątkę dawnego herbu miasta Opoczno) i w pochodzącym z 1991 roku herbie Gminy Skąpe (Lubuskie).

Jeśli chodzi o znaki i godła innego typu, to nóż skrzyżowany z łyżką stanowił element pochodzącej z 1788 roku pieczęci krakowskiego Cechu Pasztetników zrzeszającego pasztetników, traktyerów oraz garkuchniarzy-faryniarzy. Ogólnie noże wystepują w herbach różnego rodzaju cechów, od, co oczywiste, cechów nożowników począwszy, poprzez cechy wędliniarzy, rzeźników, kucharzy, na cechach wspólnych, metalowych skończywszy (rzecz jasna w tych cechach, w których skład wchodzili nożownicy).

Bardzo ciekawe jest natomiast znaczenie noża, symbolu używanego nie tylko w polskiej heraldyce. Według Pawła Dudzińskiego, autora "Alfabetu Heraldycznego" nóż, będąc ostrym i tnącym narzędziem oraz niekiedy bronią wykorzystywaną do wyrównywania porachunków symbolizuje "...sprawiedliwość, czyn wojenny, niebezpieczeństwo ze strony nieprzyjaciół". Nóż umieszczony w herbie ma przypominać właścicielowi tegoż, iż nie powinien się nigdy poddawać i w razie konieczności prowadzić walkę do samego końca, nawet na noże.


Janusz Łangowski



Mapka poglądowa

Na mapie tej zaznaczyłem miejscowości, z których pochodzą noże zamieszczone w opracowaniu (zgodnie z miejscem produkcji lub odnalezienia), jednak jest to wyłącznie broń i narzędzia istniejące fizycznie, a nie ich wyobrażenia pochodzące z rycin i innych obrazów. Oczywiście nie wszystkie noże stanowiące ilustrację tekstu zostały tu wyszczególnione, nie zawsze było to możliwe (w wielu przypadkach jako miejsce pochodzenia określono wyłącznie: "Polska"). Musiałem również, niestety, zrezygnować z oznaczenia wskazującego na czas ich wytworzenia z uwagi na to, że w wielu przypadkach nie był on znany. 
Dlatego też mapkę tę należy potraktować głównie jako ciekawostkę, w ostateczności zaś jako materiał pomocniczy.

Niebieskie znaczniki określają konkretną miejscowość (jeśli jest znana), natomiast zielone wskazują na region lub miejsce przybliżone, np. okolice Krakowa. Nie zaznaczałem ilości noży znalezionych lub wytworzonych w danym miejscu noży, każdy ze wskaźników oznacza po prostu to, że w tekście znajdziecie nóż lub noże stamtąd pochodzące.





Janusz Łangowski




Galeria

Przegląd wybranych noży z różnych epok.
Obrazy i zdjęcia ułożone są chronologicznie, zamieściłem tu zarówno te, które pojawiły się już w tym opracowaniu, jak i takie, które po prostu tam się nie zmieściły, dlatego też warto przejrzeć tą galerię uważniej. Zależało mi też na tym, żeby ilustracje umieszczone w tekście przedstawiały wyłącznie polskie ubiory, postacie i oczywiście noże, jeśli jest inaczej, zaznaczyłem to w opisie zdjęcia. W jednym tylko rozdziale tego opracowania zdecydowanie przeważają ilustracje przedstawiające rzemieślników zagranicznych. Jest to dział poświęcony nożownikom, a ryciny pochodzą ze znakomitego dzieła: "Hausbücher der Nürnberger Zwölfbrüderstiftungen".

Zawartość tego zestawienia stanowią głównie noże, które można zakwalifikować do kategorii: noże podręczne, osobiste, jednak ponieważ równie często używano noży innego typu, zamieściłem dla przykładu w Galerii także kilka zdjęć noży kuchennych, specjalistycznych, etc., etc. 
Jeśli idzie o noże wykonane w XX wieku, a zwłaszcza z jego drugiej połowie, zamieszczałem zdjęcia narzędzi pochodzących z mniej lub bardziej znanych wytwórni, ale w zasadzie tylko takie, które wytworzono w ilości większej niż jeden egzemplarz. Chodziło mi o to, żeby powstał przegląd fabryk i warsztatów produkujących noże ze zdjęciami przykładowych wyrobów, ale seryjnych, a nie jednostkowych. Nie mogłem się jednak oprzeć pokusie, by nie zamieścić zdjęć kilku ciekawych noży pochodzących z tego okresu, noży, które wyszły spod ręki mało znanych, lub szerzej w ogóle nieznanych nożowników działających głównie przed 1989 rokiem. Ku pamięci. Są oczywiście stosownie opisane.

UWAGA!

Znakomita większość zdjęć, rysunków i rycin umieszczonych na stronie nie stanowi mojej własności i nie została wykonana przeze mnie. Obrazy pochodzące ze zbiorów instytucji kulturalnych, muzeów, bibliotek, etc. ilustrujące to opracowanie zamieściłem za zgodą pracowników tych placówek. Zdjęcia wykonane przez osoby prywatne zamieściłem za zgodą ich właścicieli. Pozostałe zdjęcia, rysunki i ilustracje znalezione zostały przeze mnie na ogólnodostępnych stronach internetowych.
Nie usuwałem żadnych znaków wskazujących na autora lub właściciela zdjęcia, a linki do stron internetowych z których pochodzą zamieściłem w rozdziale pt. "Źródła i bibliografia". 




Nóż bojowy i nóż z drewnianą rękojeścią. Gniezno. Witold Hensel "Najstarsze stolice Polski"


Noże słowiańskie. Kazimierz Moszyński "Kultura ludowa Słowian"


Noże z Wolina i Kamienia Pomorskiego. X-XI wiek.


Nóż z Sowinek. Wielkopolska. X-XI w.


Nóż z Sowinek. Wielkopolska. X-XI w.


Rękojeść noża słowiańskiego z Niestronna. X-XI w.


Luźna rekonstrukcja noża z Niestronna. Twórca: Piotr Sidor


Nóż z rękojeścią inkrustowaną srebrem. Poznań. XI w.


Nóż z Żukowic koło Głogowa. XI-XII w.


Rękojeść noża Św. Kingi. Stary Sącz. XIII-XIV w.


Rękojeść noża Św. Kingi. Stary Sącz. XIII-XIV w. Podobne rękojeści występują w nożach wykonanych w tym okresie na terenie Włoch, np. w okolicach Wenecji.


31-kord, 33,34-puginały. Walery Eljasz Radzikowski "Ubiory w Polsce"


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


XIII-XIX w. Artefakty z wrocławskiej fosy.


Epitafium Jana Borka z Trzcieńca (zm. 1403r.), kasztelan, protoplasta rodu, Kraków 1520-1530, Biblioteka PAN w Kórniku, sygnatura: MK3357


Noże z zamku w Pucku. XV-XVI wiek.


Nóż z Gdańska. XVI w.


Nóż. Znalezisko ze stanowiska ul. Szafarnia Gdańsk. XVII-XIX w. Kat. ms15 Muzeum Kaszubskie w Kartuzach. 


Głownia noża. Znalezisko ze stanowiska ul. Szafarnia, Gdańsk. XVII-XIX w. Kat. ms13 Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Nóż i brzytwa mosiężna. Znalezisko ze stanowiska ul. Szafarnia w Gdańsku. XVII-XIX w. Kat. ms16 Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Rękojeść noża, żelazo, mosiądz, kość. Znalezisko ze stanowiska ul. Szafarnia w Gdańsku. XVII-XIX w. Kat. ms17 Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Mosiężna, bogato zdobiona pochwa na nóż. Znalezisko ze stanowiska ul. Szafarnia w Gdańsku. XV-XVI w. Kat. ms11 Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Nóż składany z Białegostoku, bez blokady i sprężyny, znaleziony w studni, której powstanie ocenia się na na XV-XVI wiek. 


Nóż znaleziony w Kazimierzu Dolnym. Średniowiecze - nowożytność.


Nóż mieszczan sieradzkich. Rekonstrukcja Adam Pietrzak, zdjęcie pochodzi ze strony Tierra Sieradensis.


Nóż składany wykonany z koralu, kości i perłowca. Opisany jako własność króla Stefana Batorego (niezweryfikowany), stanowił zawartość skradzionej przez Niemców w 1939 roku Szkatuły Królewskiej. Twórca nieznany (wydaje mi się, że południe Europy, chociaż podobne noże wytwarzano też na terenie Austrii "Drudenmesser" oraz włoskiego Tyrolu). Katalog polskich strat wojennych MKiDN.


Głownia noża wykopana podczas kopania fundamentów pod dom w Krakowie, pod Wawelem, w miejscu gdzie niegdyś znajdowały się Pralnie Królewskie. Prawdopodobnie XVI-XVII w. Muzeum Narodowe w Krakowie.


Noże znalezione w miejscu bitwy pod Beresteczkiem. XVII w. Muzeum Bitwy pod Beresteczkiem.


Noże znalezione w miejscu bitwy pod Beresteczkiem. XVII w. Muzeum Bitwy pod Beresteczkiem.


Noże znalezione w miejscu bitwy pod Beresteczkiem. XVII w. Muzeum Bitwy pod Beresteczkiem.


XVII w. Własność i fot. Aleksander Strzyżewski.


XVII w. Własność i fot. Aleksander Strzyżewski.


Srebrne sztućce królewicza Zygmunta Kazimierza Wazy (niezweryfikowane). Stanowiły zawartość skradzionej przez Niemców w 1939 roku Szkatuły Królewskiej. Twórca nieznany. XVII w. Katalog polskich strat wojennych MKiDN.


Nóż polskiego chłopa. Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Christoph Weigel


Nóż polskiego szlachcica. Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Christoph Weigel


Nóż zbójnika bieszczadzkiego Iwana Doboszczuka złożony jako wotum w nieistniejącej już cerkwi w Beniowej nad Sanem. XVIII w.


Nóż składany, ostatnie dziesięciolecie XVIII w. "Chłop Lubelski" Jan Piotr Norblin


Rękojeść noża składanego z popularnym również w Polsce, niemieckim motywem myśliwskim. Okolice Terespola. XVII(?)w.


Rękojeść noża składanego. Polska. II połowa XVIII(?)w.


Noże składane z zachodniej Ukrainy (dawna Rzeczpospolita). XVII-XIX w.


Noże składane z zachodniej Ukrainy (dawna Rzeczpospolita). XVII-XIX w.


Scyzoryk. Brzesko XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


"Chłopi krakowscy w karczmie" Edward Gorazdowski wg. W. Eljasza-Radzikowskiego. II p. XIX w. Muzeum Narodowe w Krakowie



Fragment: Jan Nepomucen Lewicki, Simon Frederic Emile, Krakowiacy - ubiór świąteczny, w albumie: Les costumes du peuple Polonais suivis d'une description exacte de ses moeurs, de ses usages et de ses habitudes : ouvrage pittoresque redige et publie / par Leon Zienkowicz, ancien redacteur du Memorial universel Polonais des Lettres et Sciences, Paris: Librairie Polonaise; Strasbourg: Impr. de G. Silbermann, 1841, litografia (kolorowana), wys. 28,7 cm, szer. 22,0 cm, nr inw. MNK III-ryc-260/2


Fragment: A.N., Druck u. Verlag v.C.Barth,  Marian Antoni Melchior Langiewicz (1827-1887) generał, dyktator w powstaniu styczniowym i i Henryka Pustowojtówna (1838-1881) adiutant generała, [ok. 1863], akwaforta (kolorowana), wys. 28,5 (31.1)cm, szer. 20,5(21) cm., nr inw. MNK III-ryc-28394


Nóż żuawa śmierci, François Rochebrune. Powstanie styczniowe. Fot. Walery Rzewuski


Fragment: Wilhelm August Stryowski "Flisacy nad Wisłą" 1881 r. Fot. Amadeusz Sztangierski


"Wesołe chwile. Gry i zabawy w domu i poza domem" Antoni Stefański 1898 r.


Rękojeść noża huculskiego. "Wzory przemysłu domowego. Wyroby metalowe włościan na Rusi." Ludwik Wierzbicki Rys. Seweryn Obst 1882 r.


Nóż do szechity. Producent: Gerlach. XIX w.


Nóż myśliwski z Podhala. XIX w.(?) Muzeum Tatrzańskie


Rekonstrukcja "Skłodoka wołoskiego" XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki Muzeum Beskidzkie w Wiśle


Rekonstrukcja "Skłodoka wołoskiego" XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1981 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


Rekonstrukcja "Skłodoka wołoskiego". XIX/XX w.


Rekonstrukcja "Skłodoka wołoskiego". XIX/XX w. Twórca: Zbigniew Michałek, kowal z Jaworzynki.


Rekonstrukcja noża góralskiego pochodzenia wołoskiego. XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1983 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


"Dziuboczek". Rekonstrukcja noża beskidzkich górali. XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1983 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


"Rozbyirok". Rekonstrukcja noża beskidzkich górali. XIX/XX w. Twórca: Jan Michałek, kowal z Jaworzynki. 1983 r. Muzeum Beskidzkie w Wiśle


Kozik odpustowy i miniaturowy scyzoryk. Początek XX w. "Igraszki z czasem" Stanisław Broniewski 


Noże "zbójnickie". Podhale. XIX/XX w. Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem


Nóż chłopski z XIX w. Park Etnograficzny w Kłóbce Kujawskiej.


Nóż do buraków. Duże Krówno. Pomorskie. Koniec XIX w.(?) Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Nóż do buraków. Małe Krówno. Pomorskie. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Polska. Bez datowania. "Ludowe stroje krakowskie i ich krój" Seweryn Udziela


Nóż "zbójnicki" i nożyk składany. XIX/XX w. Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem


Istebna. Koniec XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Ciekawy nóż z rękojeścią od karabeli. Nie ma jednak pewności, czy jest to nóż polski, czy austriacki (sposób zdobienia rękojeści przypomina zdobienia karabeli austriackich). XIX w. Muzeum Narodowe w Krakowie.


Nóż o charakterze dekoracyjnym z wytrawionym orłem na głowni. XIX w. Muzeum Narodowe w Krakowie


"Laska-miarka" leśniczego Ludwika Czarkowskiego (dł. całkowita 76,5 cm, dł. ostrza 27,5 cm). XIX/XX w. Królestwo Polskie lub Cesarstwo Rosyjskie(?). Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. C/III/6066


"Laska-miarka" leśniczego Ludwika Czarkowskiego (dł. całkowita 76,5 cm, dł. ostrza 27,5 cm). XIX/XX w. Królestwo Polskie lub Cesarstwo Rosyjskie(?). Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. C/III/6066


Więcej modeli noży wytwarzanych na terenie Polski możecie obejrzeć klikając w poniższy link:

http://www.navaja.pl/polskie-noze/126-katalogi-ulotki-reklamy-etc.html







Nóż. Łapanów/Bochnia. 1914-1921 r. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż kuchenny. Łapanów/Bochnia. 1914-1921 r. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż z sygnaturą wytwórni Gabriela Borowskiego z Warszawy i datą 1920 naniesioną po drugiej stronie głowni pojawił się w 2016 roku na polskim portalu aukcyjnym. Sprzedawca opisał go jako nóż należący do przedwojennego leśnika.


Finka wykonana własnoręcznie przez lwowskiego harcerza Leopolda Ungeheuera. 1928 r. "Leopold Ungeheuer (1903-1941)" Marek Popiel


Scyzoryk rabina Meira Jechiela Hajsztoka z Ostrowca (zm. 1928 r.) używany do cięcia chały. Napis na rękojeści: "Święta Sobota" (Szabas).


Polska. Nóż szabasowy. I połowa XX wieku. Napis na rękojeści: "Święty szabas".


Sierpak. Warszawa. I połowa XX w. Producent: ZZMW (Alfons Mann). Fot. Cezary Baryga


Narzędzia przestępcze z gabloty w Muzeum Policyjnym KGPP w Warszawie. 1930 r. Fot. Jan Binek Narodowe Archiwum Cyfrowe Sygn. 1-B-15-9


Skrzynka ze scyzorykami i kozikami. 1932 r. Kraków. Ludwik Langiewicz


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Producent: Kobylański/Gerlach 1933 r.


Nóż służący do przycinania końcówek wikliny, własnoręcznie zrobiony przez wikliniarza Mariana Góreckiego z Włocławka (dł. 14 cm, w tym 9 cm rękojeść, wys. ostrza 2,6 cm). Przed 1939 r. Fot. Marzena Pasińska Muzeum Etnograficzne we Włocławku. Nr inw.  MK-E 19692/34613


Scyzoryk. Wilno. Lata przedwojenne. Producent: Borkowski.


Noże rolnicze. Pomorze i Kujawy. Lata przedwojenne.


Lata przedwojenne. Producent: Kobylański/Gerlach.


Nóż rzeźnicki. Krajna Złotowska. Lata przedwojenne.


Nóż. Bielsko. Lata przedwojenne. Producent: Rokowski.


Przedbórz. Lata przedwojenne. Producent: Wójcicki.


Kraków. Lata przedwojenne. Producent: Andrzej Sokół.


Nóż. Prawdopodobnie lata przedwojenne. Producent: Borowski


Mały nożyk kuchenny z lat przedwojennych. Sygnowany "Gielniak", najprawdopodobniej więc pochodzi z przedborskiej firmy nożowniczej Gielniak. Fot. Baits


Nóż wygląda jak niemiecki Mercator, ale... Sygnatura na głowni wskazuje na polskiego producenta Alfonsa Manna. Warszawa Bardzo możliwe, że był to nóż wytwarzany dla Marynarki Wojennej ponieważ taki właśnie wzór został przyjęty jako oficjalny Nóż Marynarski i wytwarzany przez Gerlacha. Lata przedwojenne.


Scyzoryk z fabryki Wójcickiego. Przedbórz. Lata przedwojenne XX w.


Przedbórz. Lata przedwojenne. Logo i reklama fabryki Lucjana Wójcickiego.


Scyzoryk. Przedbórz. Lata przedwojenne. Producent: Wójcicki. Muzeum Ludowe w Przedborzu


Scyzoryk produkowany w fabryce Bieńkowskiego. Lata przedwojenne.


Scyzoryk przedwojenny.  Znak ochronny "Sokół" zastrzegła fabryka noży Henocha (Enocha) Wajnmana z Przedborza, ale nie mam pewności, czy ten konkretnie model pochodzi z tej wytwórni.


Dowód na to, że nie każdy nóż z motywem polskim został w Polsce wyprodukowany. Na zdjęciu scyzoryk ewidentnie przeznaczony dla polskich odbiorców z inskrypcjami na okładzinie "MICKIEWICZ KOPERNIK WARSZAWA" wykonany w "Balke&Schaaf" z Solingen. Lata przedwojenne.
Widziałem również niemieckie scyzoryki z wizerunkami Józefa Piłsudskiego i napisami w języku polskim.


A to bez wątpienia niemiecki scyzoryk wykonany w wytwórni noży Friedrich Baurmann z Solingen, ciekawostką jest natomiast orzeł na tarczy. Wiele wskazuje na to, że jest to orzeł ostatnich Jagiellonów, a raczej wariacja na temat orłów Zygmunta Starego i Zygmunta II Augusta, bardzo możliwe jest więc, że nóż został wykonany z myślą lub na zamówienie polskich odbiorców ponieważ motywy z czasów rozkwitu i potęgi Polski (Rzeczpospolitej) były w czasie zaborów popularnym motywem pamiątkowym.


Tu z kolei scyzoryk przeznaczony, jak można sądzić, głownie dla klientów ukraińskich z napisem "Taras Szewczenko" wykonanym cyrylicą. Nóż został zarejestrowany w 1937 roku w polskim Urzędzie Patentowym przez fabrykę noży "Steindlegger i Ska" z Bielska.


Siedlce. I połowa XX w. Producent: Kazimierz Bogucki Muzeum Regionalne w Siedlcach.


Siedlce. I połowa XX . Producent: Kazimierz Bogucki Muzeum Regionalne w Siedlcach.


Siedlce. I połowa XX . Producent: Kazimierz Bogucki Muzeum Regionalne w Siedlcach.


Nóż. Kraków. lata pięćdziesiąte XX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż bartniczy wykuty przez kowala. Gozd Huciński. Przed 1956 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Nóż bartniczy wykuty przez kowala. Gozd Huciński. Przed 1956 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Ciekawy nóż składany z rękojeścią z poroża jelenia. Rekwizyt występujący w jednym z odcinków filmu "Czterej pancerni i pies". Lata sześćdziesiąte XX w. Twórca nie jest mi znany.



Nóż z głownią stałą. Rekwizyt występujący w jednym z odcinków filmu "Czterej pancerni i pies", według scenariusza miał to być nóż powstańca styczniowego. Lata sześćdziesiąte XX w. Twórca nie jest mi znany.


Nóż. Kraków. Druga połowa XX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż górali pienińskich. XX wiek. Pawilon PPN w Sromowcach Niżnych.



Noże składane Gerlacha. II połowa XX w. Produkowane już przed wojną, miały wtedy oznaczenie 336R i 336B (z uszkiem).


Scyzoryki z sygnaturą: Częstochowska Fabryka Igieł. Częstochowa. II połowa XX w.


Scyzoryk Chifa. Nowy Tomyśl. XX/XXI w.


Scyzoryk z sygnaturą: Częstochowskie Zakłady Metalowe Przemysłu Terenowego. Częstochowa. II połowa XX w.


Scyzoryk z sygnaturą: Częstochowskie Zakłady Metalowe Przemysłu Terenowego. Częstochowa. II połowa XX w.


Składane noże myśliwskie, myśliwsko-wędkarskie i noże saperskie. Gerlach. Najstarsze modele mające ten kształt rękojeści pochodzą z 1972 r., ostatnie wykonano w latach dziewięćdziesiątych XX w. Wyjątek stanowi nóż saperski Polmag produkowany do dziś (2016 r.).


Składany nóż myśliwski Gerlach. Lata osiemdziesiąte XX w.


Finka Gerlach. XX w. 


Niezwykle popularne noże wędkarskie Gerlach.


Nóż wędkarski Gerlach. 


Nóż kuchenny. Przedbórz. II połowa XX w. Producent: Michalski


Scyzoryk. Przedbórz. II połowa XX w. Producent: Michalski


Scyzoryk. Przedbórz. II połowa XX w. Producent: Michalski


Nóż monterski. El-ME Łódź. II połowa XX w.


Scyzoryk. El-ME Łódź. II połowa XX w.


Scyzoryk. Zatig-Polgal Częstochowa. II połowa XX w.


Bardzo ciekawy nóż wystawiony w 2016 roku na polskim portalu aukcyjnym. Sprzedawca twierdził, że jest to prototyp noża wojskowego opracowanego w latach tych/osiemdziesiątych w łódzkiej "Wifamie". Nie udało mi się dotrzeć do żadnych informacji potwierdzających ten słowa, nie widziałem również podobnego noża. Nóż wygląda, jakby miał odwrotnie zamontowaną głownię, prawdopodobnie jest to nóż sprężynowy. Zamieszczam jako ciekawostkę.


Prototyp noża składanego z Wifamy. Lata siedemdziesiąte/osiemdziesiąte XX.


Nóż sprężynowy "Żbik". Olsztyn. Twórca: Kazimierz Pawlak Prawdopodobnie 1979 r.


Wybrane noże marki "Żbik" z Olsztyna. Lata osiemdziesiąte XX w.


"Rozkuwacz" (dł. 19,3 cm, sztabka: 8 x 3,5 cm). Nóż kowalski używany przy podkuwaniu koni, wykonany w 1982 r. przez Zbigniewa Kujawę - kowala z Włodzimierki, gm. Osięciny. Fot. Marzena Pasińska Muzeum Etnograficzne we Włocławku. Nr inw. MK-E 5431/16167


Scyzoryk. Częstochowa. II połowa XX wieku.


Scyzoryk. Częstochowa. II połowa XX w.


Scyzoryk. FWM Stojadła. II połowa XX w.


Scyzoryk WZO. II połowa XX w.


Noże łódzkiej firmy M.Z.Z. Szulc. II połowa XX w.


Prototyp kordzika przeznaczonego dla absolwentów Wojskowej Akademii Medycznej. Projekt powstał w firmie M.Z.Z. Szulc z Łodzi. Nie został wdrożony do produkcji.


Polska finka z sygnaturą CPS. II połowa XX w.


Polska finka z sygnaturą CPS. II połowa XX w.


Zestaw turystyczny firmy Pronowo. Wrocław. II połowa XX w.


Finki firmy ENTO z Wrocławia. II połowa XX w.


Noże firmy Wulping. Tomaszkowo. II połowa XX w.


Nóż turystyczny "Traper" z łódzkiego warsztatu K. Łubgan. II połowa XX w.


Nóż turystyczny "Pionier" z łódzkiego warsztatu K. Łubgan. II połowa XX w.


Wołosate. Noże Andrzeja Zachy. Lata dziewięćdziesiąte XX w.


Nóż pochodzący prawdopodobnie z lat dziewięćdziesiątych XX w. Sygnowany "ADIP POLAND".


Nóż pochodzący prawdopodobnie z lat dziewięćdziesiątych XX w. Sygnowany "MARC".


Wrocław. Nóż wykonany przez Mariusza Lange. II połowa XX w.


Nóż wykonany przez Eugeniusza Bajora. Oława. II połowa XX w.


Scyzoryki, sierpak, okulizak i noże monterskie Gerlach. II połowa XX w.


Najpopularniejsze finki Gelracha, nieodłączne wyposażenie wielu chłopców, zuchów i harcerzy. Ciężko było zrobić sobie nimi krzywdę. II połowa XX w.


Finki, noże myśliwskie, zestaw turystyczny i OSA. Gerlach


Noże monterskie, szewskie i składane Gerlach.


Sierpaki i okulizaki Gerlach.


Łódź. Nóż wykonany przez Zdzisława Kluskę. 


Chifa Nowy Tomyśl. Część współczesnego katalogu firmy.


Kopromed Nowy Tomyśl. Przykładowy nóż z aktualnej oferty firmy.


Skałmet Nowy Tomyśl. Przykładowe noże z aktualnej oferty firmy.


Polmag Końskie. Noże składane z aktualnej oferty firmy.


Gerpol Drzewica. Jedyny nóż myśliwski w aktualnej ofercie firmy.


Tlim Knives, czyli Mariusz Przybyłowski. Aktualnie jedyny polski nożownik wytwarzający noże w większych, dostępnych w stałej sprzedaży seriach. Przykładowy nóż z aktualnej oferty.


Ciekawostka. Pomimo tego, że laski z ukrytym ostrzem są w Polsce zabronione, nadal znajdują się ludzie, którzy je wytwarzają oraz chętni na ich zakup. Na zdjęciu skonfiskowane przez policję laski wytwarzane przez pewnego Łodzianina. 2015 r.


Nóż. Polska. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Noże z Rzeszowszczyzny. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Rzeszowie.


Nóż składany z Podhala. Bez datowania.Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż składany z Podhala. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Nóż stolarski. Ciche. Podhale. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Nóż stolarski. Ciche. Podhale. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Polskie Karpaty. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Polskie Karpaty. Bez datowania. Nóż ze zbiorów prywatnych.


Kolonia Choroszczynka. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Nóż myśliwski (dł. 31 cm). Nowy Sącz. Bez datowania. Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu.


Nóż. Bez datowania. Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu. Fot. Jan Jedliński


Płasków. Nóż do wycinania mateczników z plastrów. Bez datowania. Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu. Fot. Jan Jedliński


Nóż. Bez datowania. Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu. Fot. Jan Jedliński


Scyzoryk, bardzo podobny kształtem do noży wytwarzanych w Częstochowie. Sygnatura "MT" oraz napis "SPORT" na okładzinie. Bez datowania. Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu. Fot. Jan Jedliński


Inne scyzoryki od tego samego producenta.


Nóż do pomidorów. Producent: "Bracia Plucińscy" Poznań. Bez datowania, ale na 99% jest to nóż przedwojenny. Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu. Fot. Jan Jedliński


Zamieszczam jako ciekawostkę kilka noży do listów pochodzących ze zbiorów Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. Są ciekawe moim zdaniem i zostały w całości wykonane ręcznie.
Opis muzealny: Nóż drewniany z rzeźbioną rękojeścią przedstawiającą głowę chłopa. Twarz, czapka oraz włosy są bogate w detale: mężczyzna posiada zamknięte oczy, wydatne kości policzkowe, nos i usta. Jego nakrycie głowy jest typowe dla kaszubskiego chłopa. Powierzchnia ostrza jest gładka, pozbawiona zdobień. Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Inne ujęcia tego samego noża. Muzeum Kaszubskie w Kartuzach.


Opis muzealny: Imitacja noża wykonana z parostku- rogu kozła sarny. Przedmiot przeznaczony był między innymi do otwierania listów. Rękojeść koloru brunatnego, nie obrobiona. Wąsko ścięta część tnąca posiada jasno-beżową barwę. Poroże zrzucane jest co roku na przełomie października i listopada. Zazwyczaj jego długość nie przekracza 30cm. Niekiedy w wyniku zaburzeń rozwoju parostka, zwierze wytwarza tylko gąbczastą masę, wtedy, ze względu na skojarzenie z peruką na głowie, nazywane jest przez myśliwych perukarzem.
Twórca noża: Alfons Jagalski, Łupawsko pow. Bytowski. E 428 MKK - Muzeum Kaszubskie w Kartuzach 


Opis muzealny: Ozdobny nóż wykonany z rogu bydlęcego, który służył do rozcinania papieru, np. listów. Rękojeść przedmiotu z obu stron przedstawia rybę, której grzbiet pokryto łukami imitującymi łuskę.
Twórca noża: Augustyn Peta, Gdynia 1981 r. E 1274 MKK - Muzeum Kaszubskie w Kartuzach



Więcej modeli noży wytwarzanych na terenie Polski możecie obejrzeć klikając w poniższy link:

http://www.navaja.pl/polskie-noze/126-katalogi-ulotki-reklamy-etc.html






Noże "zbójnickie" z polskich Karpat



Noże "zbójnickie". Podhale. XIX/XX w. Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem


Noże pochodzące najprawdopodobniej z początku XX wieku (może jeszcze z XIX w.). Zakopane. "Peasant Art of Austria and Hungary" Charles Holme 1911 r.


Ciche Górne. Około 1918 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


"Beskid Zachodni i Podhale. (Górale polscy)" Stanisław Tync, Józef Gołąbek 1928 r.


"Polska sztuka ludowa" Irena Czarnecka 1958 r.


Rzeźbiarz z Podhala. Bardzo ciekawy nóż, przypuszczam jednak, że nie pochodzi on z Polski. "Polska sztuka ludowa" Irena Czarnecka 1958 r.


Lata sześćdziesiąte XX wieku. Twórca: Józef Skubin z Ratułowa (?)


Ratułów. Twórca: Józef Skubin(?) 1960-1969 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Początek lat siedemdziesiątych XX wieku.


Ratułów. Przed 1966 r. Twórca: Józef Skubin z Ratułowa


Bukowina Tatrzańska. Początek XXI w. Twórca: Maciej Koszarek-Benkowy


Twórca: Krzysztof Panas. Zdjęcie pochodzi ze strony twórcy.


Podhale. Bez datowania.


Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Ratułów. Twórca: Józef Skubin(?) Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Międzyczerwienne (Czerwienne). Przed 1965 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Międzyczerwienne (Czerwienne). Przed 1965 r. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Zakopane. Bez datowania. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie



O nożach "zbójnickich" możecie poczytać klikając w poniższy link:

http://www.navaja.pl/polskie-noze/98-noz-zbojnicki.html




Koziki pochodzące z różnych rejonów Polski




"Ludowe stroje krakowskie i ich krój" Seweryn Udziela


Krakowskie. Kozik z pasa krakowskiego, podobne noże wytwarzano w Trattenbach. II połowa XIX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Krakowskie. Kozik z pasa krakowskiego. Pas pochodził z II połowy XIX w., kozik, sądząc po stanie z wieku XX. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Kozik flisaka Iwo z toruńskiego pomnika. Pomnik przedstawia postać średniowieczną, ale powstał w 1914 roku.


Kraków. Kozik odpustowy. Początek XX w. 


Przedbórz. Pierwsza połowa XX wieku. Twórca: Wójcicki


Przedbórz. Pierwsza połowa XX wieku. Twórca: Wójcicki


Siedlce. Pierwsza połowa XX wieku. Twórca: Kazimierz Bogucki


Siedlce. Pierwsza połowa XX wieku. Twórca: Kazimierz Bogucki


Siedlce. Oferta handlowa Fabryki noży Kazimierza Boguckiego. Pierwsza połowa XX wieku.


Kozik stanowiący wyposażenie przedwojennego żołnierza WP. Muzeum AK w Krakowie


Warszawa. Przed 1955 rokiem. Fot. Edward Koprowski Muzeum Etnograficzne w Warszawie


Lubelskie. Połowa XX wieku. Na głowni wyskrobana dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym (palec Boży?). Muzeum Lubelskie w Lublinie. E/61/ML


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Przedbórz. XX wiek. Twórca: Bolesław Michalski


Polska. XX wiek.


Polska. XX wiek.


Częstochowa. XX wiek.


Koziki polskie. XX wiek.


Koziki polskie. XX wiek.


Polska. Kozik, druga połowa XX w.


Kozik zakupiony w 2016 roku na targu staroci we Wrocławiu. Nie mam pewności co do kraju pochodzenia.


Kozik zakupiony w 2016 roku na targu staroci w Krakowie. XX w. (?) Nie mam pewności co do kraju pochodzenia.


Kozik kupiony w Polsce, producent nierozpoznany. XX w. (?) Sygnatura przypomina punce nożowników z Trattenbach, ale... również punce Steindleggera z Bielska.


I kolejny kozik, tym razem z Krakowa. XX w (?) Sygnatura praktycznie identyczna jak w nożu na zdjęciu wyżej. Muzeum Etnograficzne w Krakowie.


I jeszcze jeden od tego samego producenta, również kupiony w Polsce. XX w. (?)


Kolejny "MT", ten egzemplarz także zakupiono na terenie Polski. (XX w.)


Mucharz/Wadowice. Bez datowania. XIX w. (?) Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Polska. Kozik z pasa krakowskiego. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Polska. Kozik z pasa krakowskiego. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Polska. Kozik z pasa krakowskiego. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Polska. Kozik z pasa krakowskiego. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Kozik z Podhala. Bez datowania. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Kozik kurpiowski. Bez datowania. "Instrumenty muzyczne na Kurpiach" Adam Chętnik




Polskie noże wojskowe



Bagnet wz. 22 powstał w oparciu o konstrukcję austriackiego bagnetu wz. 1895 (do karabinów Manlicher) oraz bagnetów niemieckich. Przeznaczony był do montowania na karabinie Mauser wz. 98. Produkowano go w latach 1922-1924 w Zbrojowni nr 4 w Krakowie.


Bagnet wz. 24, następcą i zmodyfikowaną wersją wz. 22. Konstrukcja była masywniejsza od poprzedniej, pomiędzy głowicą, a jelcem zamontowano listwę (osłonę) przeciwogniową, nie nacinano też w tym bagnecie śruby blokady. Wytwarzano go w Fabryce Towarzystwa Motorów "Perkun" w Warszawie. Kolejnymi modelami przejściowymi były bagnety wz. 25 i wz. 27 również produkowane w Fabryce Towarzystwa Motorów "Perkun" w Warszawie.


Bagnet wz. 28, ze względu na zmienioną, między innymi, konstrukcję jelca przystosowany był do montowania z każdym systemem karabinu Mauser wz. 98.  Wytwarzano go w Fabryce Towarzystwa Motorów "Perkun" w Warszawie oraz Fabryce Broni w Radomiu.


Bagnet wz. 29, następca wz. 28. Usunięto w nim zbędną, ze względu na dokładniejsze wykonanie blachę chroniącą grzbiet rękojeści. Bagnety te miały bardziej kanciastą rękojeść niż ta w wz. 28, a pochewka do nich była znacznie grubsza. Wytwarzano je w Fabryce broni w Radomiu oraz w Fabryce Towarzystwa Motorów "Perkun" w Warszawie.


Bagnet wz. 29 fosforanowany. Produkowany przez przez Fabrykę Towarzystwa Motorów "Perkun" w Warszawie oraz Fabrykę Broni w Radomiu.


Bagnet wz. 29 tzw. "mobilizacyjny". Ostatni z bagnetów tej serii, produkowany w 1939 roku przez Fabrykę Broni w Radomiu.


Nóż oddziałów dywersyjnych Armii Krajowej. Serię 300 noży wykonał w 1943 roku na zlecenie "Ubezpieczalni" w konspiracyjnej Montowni nr 5 w Krakowie Edward Siekierka ps. "Śliwa". Nóż ze zdjęcia jest, według właściciela, właśnie nożem AK, lecz pewności na to nie ma żadnej. Wątpliwości są duże, zwłaszcza zważywszy na to, że niezwykle podobne noże wytwarzano przed wojną w wytwórni Gerlach. Nóż Gerlacha w firmowym katalogu nosił numer 153 i był przeznaczony do uboju.


Polski nóż saperski (zwiadowcy) wytwarzany przez Gerlacha od początku lat pięćdziesiątych do początku lat sześćdziesiątych XX wieku, wzorowany na radzieckim nożu z czasów II WŚ. Zastąpiony przez składany nóż saperski.


Nóż szturmowy wz. 55 opracowany na bazie radzieckiego noża ZIK wz. 40. Wytwarzany w latach 1955-1957 w Zakładach Metalowych w Radomiu.


Bagnety typu 56-X-212 (56-H-212) do karabinka AK, wytwarzane na licencji radzieckiej w Zakładach Metalowych w Radomiu od 1957 r do 1969 r. (56-H-212) oraz w latach 1970 i 1974 (56-X-212). Na jelcu bagnetów z pierwszych serii nanoszono oznaczenie kodowe zakładu (11 w owalu), znak odbioru wojskowego PW oraz rok produkcji. Na partiach bagnetów 56-X-212 wykonanych w 1970 i 1974 roku nanoszono oznaczenie kodowe zakładu i rok produkcji.


Nóż płetwonurka. Noże wytwarzane przez firmę Gerlach od początku lat sześćdziesiątych do lat osiemdziesiątych XX wieku. Rękojeść aluminiowa. W nożach z pierwszych serii rękojeść miała naturalną barwę metalu, w późniejszych seriach barwiono ją na żółto.


Nóz marynarski (bosmański) wytwarzany od 1965 roku przez fabrykę Gerlacha w Drzewicy. Pierwotnie nie posiadał otwieracza do konserw i butelek, a zamiast uszka miał otwór na linkę. W późniejszych wersjach zrezygnowano z otworu na linkę, w zamian nóż wyposażono w strzemiączko (uszko). W 1975 roku do konstrukcji dodano otwieracz do puszek i butelek. Po 1989 roku produkowana była przez firmę funkcjonującą jako Gerlach S.A. również wersja noża przeznaczona dla celów komercyjnych, grawerowana techniką gilosz, na której rękojeści wyryto koło sterowe, kotwicę, różę wiatrów oraz ozdobny napis Gerlach, a na głowni umieszczono żaglowiec i napis Gerlach (oprócz puncy).


Nóż marynarski (bosmański) Gerlach w starszej wersji.


Nóż spadochronowy wz. 1965 to specjalistyczna konstrukcja opracowana przez Zdzisława Werschnera i przeznaczona dla wojsk powietrzno-desantowych. Wytwarzano ją w latach 1965-1987 w łódzkiej Wifamie. Rękojeści do noży z pierwszych serii dostarczały Zakłady Metalowe "Łucznik" w Radomiu, były one mocowane do trzpienia za pomocą nitów. W późniejszym okresie zrezygnowano z tego rozwiązania, a noże w całości wytwarzano już w Łodzi. Na głowniach nanoszono oznaczenie kodowe zakładu (53 w owalu), litery WP-D (Wojska Powietrzno-Desantowe) oraz numery seryjne. W latach dziewięćdziesiątych wyprodukowano krótką serię noży kolekcjonerskich, różniły się one znakowaniem od noży wojskowych.


Unikatowy, automatyczny (wyrzut głowni), wieloczynnościowy nóż wojskowy wz. 69 przeznaczony dla jednostek specjalnych, pododdziałów rozpoznawczych i wojsk powietrznodesantowych. Wyprodukowany w jednej serii liczącej 3000 sztuk (za Z. Gwóźdź) w "Wifamie" w Łodzi.


Noże saperskie wytwarzane przez firmę Gerlach (poza metalowym, to wersja cywilna). Pierwszą wersję opracowano w 1963 roku na bazie niemieckiego noża Mercator, produkowano ją w latach 1963-1971. Drugą, o całkowicie już zmienionej konstrukcji wytwarzano w latach 1972-1978; kolejną wersję, w której zmodyfikowano kształt blokady, wytwarzano od 1979 do, prawdopodobnie, 1992 roku (92 to najstarsze oznaczenie, które widziałem). Noże te miały tekstolitowe okładziny i wchodziły w skład wojskowych zestawów minerskich. W latach dziewięćdziesiątych zastąpiono tekstolit tworzywem sztucznym (kolor czerwony i czarny); noże z czarnymi okładzinami wchodziły w skład zestawu minerskiego ZMR-89. Konstrukcja noży z drugiej i trzeciej wersji stanowiła bazę dla całej serii składanych noży myśliwskich i wędkarsko-myśliwskich, przeznaczonych na rynek cywilny. 


Bagnet 6H3 do karabinka AKM wytwarzany w Fabryce Broni w Radomiu w latach 1969-1972. Polskie bagnety odróżniały się od radzieckich tym, że nie miały naciętej piły. Rękojeści wytwarzano początkowo z tworzywa "Modofen", później z importowanego "AG-4W".


Bagnet 6H3 do karabinka AKM wytwarzany w Fabryce Broni w Radomiu w latach 1969-1972. Polskie bagnety odróżniały się od radzieckich tym, że nie miały naciętej piły. Rękojeści wytwarzano początkowo z tworzywa "Modofen", później z importowanego "AG-4W".


Bagnet 6H4 produkowany od 1972 roku w Zakładach Metalowych "Łucznik" w Radomiu. Do polskich bagnetów dołączano pochwę od bagnetu 6H3, od początków lat osiemdziesiątych wytwarzano pochewki z wydłużonym fartuchem izolacyjnym.


RNL czyli Ratowniczy Nóż Lotniczy. Specjalistyczny nóż przeznaczony dla pilotów wojskowych i personelu latającego, opracowany na początku lat siedemdziesiątych przez Stanisława Wawrzonka. Produkowany był do połowy lat osiemdziesiątych XX wieku w łódzkiej Wifamie.


Nóż płetwonurka, wytwarzany w latach osiemdziesiątych XX wieku przez współpracujące firmy Gerlach i Spółdzielnię "FOTO-PAM" z Krakowa. W pierwszych seriach nanoszono na rękojeści napis "NOTOTENIA" i "AKP", w późniejszych zamiast "AKP" tłoczono "EKSPLO". Nóż ten był następcą noża dla płetwonurków produkowanego przez Gerlacha.


Nóż bojowy wz. 62 KS (pierwszy z lewej), następca wz. 55.; opracowany w 1990 roku przez Grzegorza Wyrwała, Emila Pąsieka i Jacka Grzybowskiego. Noże te miały krótki trzpień i odkręcaną głowicę skrywającą schowek w rękojeści. Oprócz podstawowej wersji zaprojektowano również dwa modele alternatywne wykonane w niewielkich seriach: nóż "Comando" (pośrodku) i "Survival" (pierwszy z prawej).


Nóż bojowy wz. 62 KS. Wersje komercyjne tych noży sygnowano "EP Design", noże przeznaczone dla polskich jednostek działających w siłach IFOR i SFOR otrzymały sygnaturę "POLAND". Wojsko Polskie zakupiło w latach 1993-1994 około 3000 sztuk wz. 62 KS, oficjalnie ujednolicono wtedy również nazewnictwo ponieważ do tej pory, oprócz podstawowej wz. 62 KS stosowano też inne. Nowa nazwa to "Nóż wojskowy wz. 92", na nożach tych nanoszono numery seryjne. 


Kopie noża wz. 62 KS wykonane współcześnie w firmie Militaria Łódź.


Wz. 62 KS w wersji "Survival".


Nóż "Balkan" powstał na początku lat dziewięćdziesiątych w łódzkiej firmie Sanitas, inspiracją do jego powstania była konstrukcja zaprojektowana przez Chrisa Reeva. Występował w dwóch wersjach różniących się rodzajem szlifów. Noże te nie stanowiły regulaminowego wyposażenia żołnierzy Wojska Polskiego.


Różne wersje noża "Balkan". Sanitas Łódź


Noże bojowe wz. 98 stanowiły rozwinięcie konstrukcji i modyfikację pierwowzoru, w ich przypadku zrezygnowano ze schowka w rękojeści wydłużając trzpień na całą jej długość.


Noże bojowe wz. 98 z dwoma rodzajami szlifów głowni oraz wz. 98 NZ (z piłą), wz. 89 Z (wersja wojskowa z piłą i powłoką) produkowane pierwotnie przez firmę Gerlach i Sanitas Łódź. Po przejęciu w 2009 roku firmy Sanitas przez Militaria Łódź wytwarzane są przez tą ostatnią pod oznaczeniami: wz. 98 (powłoka), wz. 98N (bez powłoki), wz. 98 A (obustronny szlif na całej długości z powłoką), wz. 98 NA (obustronny szlif bez powłoki), wz. 98 Z (z piłą i powłoką) oraz wz. 98 NZ (z piłą bez powłoki). Zamiast sygnatur na głowni umieszczane są oznaczenia modelu.


Nóż OSA powstał w 1999 roku w łódzkiej firmie Sanitas, wzorowany był na nożu rosyjskim o tej samej nazwie. Z założenia miał być narzędziem zapasowym, wspomagającym. Wytwarzany był w dwóch wersjach, z powłoką jako OSA i bez powłoki jako OSAn. Obecnie produkowany jest przez firmę Militaria Łódź pod nazwą wz. 99 OSA. Noże te nie stanowiły oficjalnego wyposażenia żołnierzy Wojska Polskiego.


Nóż Hornet produkowany we współpracy Gerlacha i Sanitas był, podobnie jak OSA narzędziem zapasowym, wspomagającym, większą wersją OSY. Nie stanowił oficjalnego wyposażenia żołnierzy Wojska Polskiego.


Nóż wojskowy wz. 1999/wz. 2000 zaprojektowany i produkowany w łódzkiej firmie "Wifama", wersja przeznaczona dla oddziałów specjalnych, zbliżona pod względem konstrukcyjnym do niemieckiego noża "ACK".


Nóż wz. 2013 Rescue. Nie jest to nóż wojskowy, ale podobno ratowniczy opracowany w Militaria Łódź na podstawie noża bojowego wz. 98, zaopatrzony w piłę i nóż do cięcia linek. Cóż... zamieszczam jako ciekawostkę.


W 2012 roku zaprezentowano dwa prototypy nowego bagnetu dla Wojska Polskiego. Pierwszy (u góry) jest projektem zaproponowanym przez Wojskową Akademię Techniczną i stanowi połączenie noża uniwersalnego z bagnetem, rękojeść wzorowano na rękojeści noży firmy ER,; drugi (u dołu) to wzór oparty na bagnecie 6H4 opracowany w Fabryce Broni w Radomiu. W obu przypadkach zaprojektowano też pochewki z możliwością troczenia do kamizelki oporządzeniowej.


Nowy nóż-bagnet Wojska Polskiego, przystosowany do montażu na karabinku MSBS 5,56. 2016 r. Fot. Jarosław Lis


Nowy nóż-bagnet w wersji paradnej (montowany do karabinka MSBS-R), przeznaczony dla Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. 2016 r.



Postacie



Mieszczanie XIV w. Walery Eljasz Radzikowski "Ubiory w Polsce" XIX w.


Chłop. Jan z Koszyczek "Rozmowy, które miał Salomon z Marchołtem" 1521 r.


Chłopi XV w. Jan Matejko "Ubiory w Polsce 1200-1795"


Średniowiecze. Walery Eljasz Radzikowski "Stańczyk spisujący lekarzy" XIX w. Muzeum Narodowe w Krakowie


Oskarżony włościanin. Figura 12. Walery Eljasz Radzikowski "Ubiory w Polsce" XIX w.


Epitafium Jana Borka z Trzcieńca (zm. 1403r.), kasztelan, protoplasta rodu, Kraków 1520-1530, Biblioteka PAN w Kórniku, sygnatura: MK3357


"Epitafium Grzegorza Nożownika" Obraz wotywny ufundowany jako akt pokuty przez parę szlachecką herbu Jelita. Leżący na ziemi mężczyzna to nożownik Grzegorz, zamordowany przez przez klęczącą na obrazie parę na ulicy Szczepańskiej w Krakowie. Data na obrazie: 3 czerwca 1532 r. Muzeum Narodowe w Krakowie


Żniwa XVI w.


Fragment barokowego obrazu pt. "Taniec śmierci". Kościół Św. Bernardyna w Krakowie


Hajduk i góral. Fragment kołtryny z XVII w.


Fragment płaskorzeźby: "Szlachcic ze śmiercią" Kościół pw. Świętej Trójcy w Tarłowie XVII w.


Fragment: "Okrucieństwa wobec ludności Dolnej Austrii wyrządzone przez polskich kozaków w służbie cesarza 1620" Jan Lyuken 1698 r. Jak widać, Lisowczycy mało przypominają wyglądem i uzbrojeniem żołnierzy tej formacji, zapewne więc i nóż umieszczony za pasem jednego z nich stanowi zaledwie wizję autora i mało ma wspólnego z rzeczywistością.


Fragment: "Wódz Lisowczyków" Juliusz Kossak 1909 r. Tygodnik Ilustrowany. Umieściłem ten fragment, aczkolwiek nie mam pewności, czy faktycznie zza pasa żołnierza wystaje rękojeść noża. Równie dobrze może to być rękojeść odwróconej krócicy. Ponieważ jednak postać lepiej odpowiada prawdzie historycznej niż te z ryciny Jana Lyukena, zostawiam dla porównania.


Aleksander Jabłonowski 1740 r. Mal. Antoni Józef Misiowski


Chłop polski. Neu eröffnete Welt Galleria 1703 r. Christoph Weigel Norymberga


Szlachcic polski. Neu eröffnete Welt Galleria 1703 r. Christoph Weigel Norymberga


Czarownica z Orawki. XVIII w. Polichromia z kościoła świętego Jana Chrzciciela w Orawce.


Targ gdański XVIII w.


"Chłop lubelski" Jan Norblin Ostatnie dziesięciolecie XVIII w.


Fragment: "Parobek krakowski" Jan Norblin XVIII w.


"Kozak w zasadzce na Turka" Leon Piccard. 1883 r. Muzeum Narodowe w Krakowie


Edward Gorazdowski,  Eljasz-Radzikowski  Walery, Chłopi krakowscy w karczmie wg obrazu Walerego Eliasza Radzikowskiego, II połowa XIX wieku, drzeworyt poprzeczny (sztorcowy), rycina: wys. 20,5 cm, szer. 16,3 cm; format I; papier: wys. 21,3 cm, szer. 16,3 cm., nr inw. MNK III-ryc-12703


"Pastuszek" Wojciech Grabowski XIX w.


Żuaw śmierci François Rochebrune. Powstanie styczniowe. Fot. Walery Rzewuski


Żuaw śmierci Stanisław Lesiński. Powstanie styczniowe. Fot. Walery Rzewuski


Żuawi śmierci. Powstanie styczniowe. XIX w.


Fotografia. Powstańcy styczniowi. XIX w.


Fotografia. Domański z synami. Powstańcy styczniowi. XIX w.


Fragment: Wkroczenie wojsk powstańczych do Drużkopola na Wołyniu" 1863 r.  "L'Illustration Journal Universel"


Fragment: Wkroczenie wojsk powstańczych do Drużkopola na Wołyniu" 1863 r. "L'Illustration Journal Universel"


Fragment: "Pułk piechoty krakowskiej" Fryderyk Dietrich XIX w.


Fragment: "Wymarsz wojsk powstańczych z Grodna" 1863 r. "L'Illustration Journal Universel". Drzeworyt: A. Best, J. Burn Cosson Smeeton wg. rysunków Jules'a Wormsa


A.N., Druck u. Verlag v.C.Barth,  Marian Antoni Melchior Langiewicz (1827-1887) generał, dyktator w powstaniu styczniowym i i Henryka Pustowojtówna (1838-1881) adiutant generała, [ok. 1863], akwaforta (kolorowana), wys. 28,5(31.1) cm, szer. 20,5(21) cm., nr inw. MNK III-ryc-28394


Fragment: Powstańcy 1863 r. Walery Eljasz Radzikowski XIX .


"Wiejski mechanik" Aleksander Kotsis XIX w.


"Miłość macierzyńska" Franciszek Ejsmond XIX w.


"Dziewczyna i młodzieniec z okolicy Krosna" Franciszek Ksawery Prek XIX w.


Fragment: "Zmówiny" Bogumił Gąsiorowski XIX w.


Fragment: "Szkalmierzacy" Jan Lewicki XIX w.


Hucuł. "Wzory przemysłu domowego. Wyroby metalowe włościan na Rusi." Ludwik Wierzbicki Rys. Seweryn Obst 1882 r.


Fragment: "W kuchni" L. Rausz "Kłosy" 1883 r.


Chłopi z okolic Krakowa Wojciech Gerson XIX w.


"Malowniczy opis Polski" Józef Chociszewski XIX w.


Oryginalna rycina z dzieła pt. "Pologne" M. Charles Forster. 1840 r. Ryt. Augustine Francois


"Lublinianie" Wojciech Gerson XIX w.


Fragment: "W izbie" Franciszek Ejsmond XIX w.


Fragment: "Dziewczyna obierająca ziemniaki" Franciszek Ejsmond XIX w.


Lewicki Jan Nepomucen, Simon  Frederic Emile, Krakowiacy - ubiór świąteczny, w albumie: Les costumes du peuple Polonais suivis d'une description exacte de ses moeurs, de ses usages et de ses habitudes : ouvrage pittoresque redige et publie / par Leon Zienkowicz, ancien redacteur du Memorial universel Polonais des Lettres et Sciences, Paris : Librairie Polonaise ; Strasbourg : Impr. de G. Silbermann, 1841, litografia (kolorowana), wys. 28,7 cm, szer. 22,0 cm., nr inw. MNK III-ryc-260/2


Wilhelm August Stryowski "Flisacy nad Wisłą" 1881 r.


Rzeźbiarz ludowy Jędrzej Wowro (Andrzej Wawro, 1864-1937 r.). Gorzeń Dolny. XIX w.


Ostrzyciel noży. Łódź 1910 r.


"Walka z niedźwiedziem" Władysław Skoczylas 1923 r.


Ostrzyciel noży. Lata dwudzieste XX wieku. Sochaczew. Zdjęcie ze zbiorów Jerzego Szostaka.


"Zbójnicki nóż" Michał Rekucki 1910-1939 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


"Szlifierz" Wincenty Wodzinowski 1918-1939 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Jedyne zdjęcie jakie udało mi się znaleźć przedstawiające harcerza ze scyzorykiem przy pasie. Scyzoryki stanowiły, według wspomnień, standardowe wyposażenie przedwojennych skautów i harcerzy. 1 ZDH Grupa Wilcząt. Dąbrowa Górnicza 26 VI 1926 r. Fot. R. Radzikowski 


Szlifierz z Zachodniej Polski. 1932 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Mężczyzna ostrzący noże na pasku. Warszawa. II 1932 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Ludwik Langiewicz, sprzedawca noży i kłódek z Krakowa. 1932 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Harcerze na obozie w Nowym Sączu. 1933 r. Jedno z nielicznych zdjęć (jaki udało mi się znaleźć) przedwojennych harcerzy z nożem przy pasie. Narodowe Archiwum Cyfrowe


"Stary gazda" Władysław Skoczylas 1933 r. Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie


Szlifierz uliczny. Maków. 1934 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Szlifierz uliczny. Sosnowiec. 1934 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Harcerze krakowscy na obozie w Rymanowie. 1937 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Rzeźbiarz ludowy Jędrzęj Wowro (Andrzej Wawro, 1864-1937 r.). Gorzeń Dolny. Lata trzydzieste. Narodowe Archiwum Cyfrowe 1-F-101


Saperzy WP z bagnetami. 1939 r.


Szlifierz uliczny. Lwów. VI 1943 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Ostrzyciel noży. Białystok XX w. Fot. Antoni Zdrojowski


Rzeźbiarz ludowy. XX w. Muzeum Etnograficzne w Krakowie


Jan Giełdoń (1929-1982 r.) Czarna Woda (Kociewie)


Chłopcy grający "w noża". Warszawa 1948 r.


Żołnierz LWP z karabinem AK i bagnetem 6H3. 16 III 1970 r. Kołobrzeg. Fot. Grażyna Rutkowska  Sygnatura: 40-1-259-35 Narodowe Archiwum Cyfrowe


Gliwiccy harcerze na obozie. Lata siedemdziesiąte XX w.


Harcerz z Gliwic. Lata siedemdziesiąte XX w.


Harcerki gliwickie. Rajd "Arsenał" 1978 r.


Janusz Łangowski. Sokolik, Góry Sokole 1982 r. Przy pasie harcerska finka Gerlach z ebonitową rękojeścią.


Harcerski Rajd Radziejewski. Lata osiemdziesiąte XX w.


Harcerze ZHP ze Szczepu "Dęby" w Świdnicy. 1984 r.


Aleksander Waśniowski. Karkonosze 1993 r. Na zdjęciu widoczny jest nóż z łódzkiej wytwórni M.Z.Z. Szulc.


Gra "w noża". Obrazek nieznanego mi twórcy znaleziony na stronie www.olimpdarmowefora. 


Ostrzyciel noży. Mieczysław Ludwiczak Poznań XXI .




Batalion Reprezentacyjny Wojska Polskiego z paradnymi karabinkami MSBS-R i nowym nożem-bagnetem w wersji paradnej. 2016 r.



Fabryki i warsztaty



Spółka Akcyjna Fabryk Metalowych P.F. "Norblin, B-cia Buch i T. Werner" Widok od strony ul. Żelaznej. Warszawa 1890 r.


Fabryka Norblina w Warszawie. Prawdopodobnie XIX/XX w.


Spółka Akcyjna Fabryk Metalowych P.F. "Norblin, B-cia Buch i T. Werner" Warszawa XIX w.


Akcja Fabryk Metalowych Norblin-Br.Buch i T.Werner. Lata przedwojenne.


Fabryka noży W. Bieńkowski w Warszawie. XIX/XX w.


Fabryka noży W. Bieńkowski w Warszawie. XIX/XX w.


Fabryka J. Fraget w Warszawie. Okres przedwojenny.


Dobrzyniewo Fabryczne 1915-1919 r. Zrujnowana, przyszła fabryka noży.


Dobrzyniewo Fabryczne 1915-1919 r. Zrujnowana, przyszła fabryka noży.


"Nożownia". Aktualne zdjęcie fabryki noży w Mrozach. Działała na początku XX w.


Jedna z akcji Częstochowskiej Fabryki Igieł. 1929 r.


Fabryka Wyrobów Metalowych J. Fogelnesta w Stojadłach. Najstarszy budynek fabryczny postawiony w 1908 r. Zniszczony w wyniku działań wojennych, odbudowany po wojnie.


Fabryka Wyrobów Metalowych J. Fogelnest i S-cy (FWM w Stojadłach) tuż po II Wojnie Światowej. Zniszczona hala z maszynami polerskimi.


Dom i wytwórnia noży Bolesława Michalskiego w Przedborzu. Działała w latach 1936/37-2001.


Wnętrze warsztatu B. Michalskiego. Przedbórz.


Wnętrze warsztatu B. Michalskiego. Przedbórz.


Kuźnia i narzędzia po przedborskich nożownikach. Muzeum Ludowe w Przedborzu.


Narzędzia i maszyny po przedborskich nożownikach. Muzeum Ludowe w Przedborzu.


Narzędzia i maszyny po przedborskich nożownikach. Muzeum Ludowe w Przedborzu.


Pracownicy fabryki noży Bolesława Michalskiego. Przedbórz.


Brama wjazdowa poznańskiej fabryki "ZISPO" (fabryka Hipolita Cegielskiego) z lat 1949-1956. W tym okresie wytwarzano w niej również brzytwy.


Budowa Fabryki Narzędzi Chirurgicznych Chifa. Nowy Tomyśl 1945 r.


Fabryka Narzędzi Chirurgicznych Chifa. Nowy Tomyśl 1971 r. Wł. zdjęcia: Maria Szczepaniak


Fabryka Narzędzi Chirurgicznych Chifa. Nowy Tomyśl. II połowa XX w. Wł. zdjęcia: Anna Sadowska


Biurowiec Fabryki Narzędzi Chirurgicznych Chifa. Nowy Tomyśl. II połowa XX w. Miejska i Powiatowa Biblioteka w Nowym Tomyślu.


Szkoła przyzakładowa Fabryki Narzędzi Chirurgicznych Chifa. Nowy Tomyśl. II połowa XX w.


Aesculap Chifa Sp. z. o. o. Nowy Tomyśl 1996 r.


Pieczątka Fabryki Noży Lucjana Wójcickiego na rok przed jej przymusowym upaństwowieniem. Firmę prowadziła wtedy żona zamordowanego przez Niemców w obozie koncentracyjnym nożownika, Maria Wójcicka. Przedbórz 1949 r.


Pracownik Starobielskiej Fabryki Kos w Wapienicy podczas pracy. 1961 r. W fabryce tej wytwarzano również maczety i brzytwy. Fot. Janusz Michalik


Pieczątka firmy nożowniczej Franciszka Piotrowskiego i Henryka Opaczyńskiego. Przedbórz.


Fabryka Gerlacha w Drzewicy.


Wjazd na teren fabryki Gerlacha w Drzewicy.  


Gerlach Drzewica za czasów PRL.


Tytuł zdjęcia: "Prezentacja najlepszych wyrobów "Gerlacha". 1978 r. Zdjęcie opublikowane dzięki uprzejmości p. Jacka Jackiewicza


Produkcja widelców w fabryce Gerlacha. 1981 r. Fot. Witold Szulecki Zdjęcie opublikowane dzięki uprzejmości p. Jacka Jackiewicza


Produkcja łyżek w fabryce Gerlacha. 1981 r. Fot. Witold Szulecki Zdjęcie opublikowane dzięki uprzejmości p. Jacka Jackiewicza


Produkcja noży w fabryce Gerlacha. 1981 r. Fot. Witold Szulecki Zdjęcie opublikowane dzięki uprzejmości p. Jacka Jackiewicza


Wjazd na teren fabryki Gerlacha w Drzewicy. XXI w.


Wnętrze fabryki Gerlacha w Drzewicy. Początek XXI w.


Wnętrze fabryki Gerlacha w Drzewicy. Początek XXI w.


Wnętrze fabryki Gerlacha w Drzewicy. Początek XXI w.


Wnętrze fabryki Gerlacha w Drzewicy. Początek XXI w.


Dawna, opuszczona Fabryka Broni Radom. Za czasów PRL: Zakłady Metalowe "Łucznik" w Radomiu


Jeden z budynków nowej Fabryki Broni "Łucznik" w Radomiu.


"Wifama" Łódź II połowa XX wieku


Handel


Kramy na krakowskim rynku około roku 1830. Teofil Piątkowski


Jarmark na poznańskim Starym Rynku. 1841-1846 r.


"Odpust na wsi" Franciszek Kostrzewski 1866 r.


Kramy na rynku w Chodorowie (dzisiejsza Ukraina).


Wnętrze sklepu J. Fraget w Warszawie. XIX-XX w.


Sklep Braci Henneberg w Warszawie. XIX-XX w.


Sklep J. Fraget w Warszawie. Okres przedwojenny.


Skład żelaza w Grodnie. 1926 r. W tego typu sklepach można było kupić np. scyzoryki. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Sprzedawca kos na jarmarku świętojańskim w Łowiczu. 1926 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Skład żelaza Emanuela Reicha na ul. Słonecznej we Lwowie. W tego typu sklepach można było kupić np. scyzoryki. Lata trzydzieste XX w. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Jarmark odpustowy na placu Łukiskim w Wilnie. "Kaziuki" 1932 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Skład żelaza Łucjana Wojciechowskiego przy ul. Dąbrowskiego 54 w Poznaniu. 1934 r. W tego typu sklepach można było kupić np. scyzoryki. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Stoisko handlowe firmy Romana Linkowskiego. Targi Poznańskie 1937 r.


Skład żelaza. Ul. Lubartowska 3 Lublin. Lata przedwojenne. Fot. Stefan Kiełsznia


Centralna Składnica Harcerska. W takich sklepach można się było zaopatrzyć, między innymi, w harcerskie finki. II połowa XX w.


Centralna Składnica Harcerska w Warszawie. 1984 r.


Współczesny sklep z nożami. Warszawa.





Internetowe źródła informacji i strony, z których pochodzą zdjęcia:

www.navaja.pl
www.knives.pl
http://www.pbi.edu.pl
http://cyfrowaetnografia.pl
http://delta.cbr.edu.pl/
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra
http://mbc.malopolska.pl/
http://jbc.jelenia-gora.pl/
http://www.sbc.org.pl
http://utw.pswbp.pl/
http://www.sbc.org.pl
http://bc.mbpradom.pl
http://bc.cyfrowagalicja.pl/
http://rcin.org.pl/
http://www.academia.edu/
http://www.zwoje-scrolls.com
http://katalog.muzeum.krakow.pl/
http://www.nac.gov.pl/
http://wratislavia.archeo.uni.wroc.pl
http://www.cbw.pl/
http://www.sztetl.org.pl/
http://pik.kielce.pl
http://www.mysliwstwo.pl
http://www.polskokatolickikrzykawa.pl
http://www.pijarzy.pl
http://www.wilanow-palac.art.pl
http://www.osiek.net
http://www.interklasa.pl
http://laliny.mazowsze.pl/
http://www.turystykakulturowa.org
http://wiedzaiedukacja.eu
http://www.nawolyniu.pl
http://przezhistorie.pl
http://dziedzictwo.info
http://mazowsze.hist.pl/
http://www.stankiewicz.e.pl
http://www.wici.info/
http://www.gazeta.pl
http://fyrtel.org
http://www.expressilustrowany.pl
http://fragstein.republika.pl/
http://pl.wikipedia.org/
http://madein.waw.pl/
http://allegro.pl/
http://gabinetnumizmatyczny.pl/
http://brzytwa.org/
http://ekurjerwarszawski.pl/
http://swiatniki.wordpress.com/
http://www.kozik.org.pl/
http://terra-siradiensis.blogspot.com/
http://sredniowiecznamanufaktura.blogspot.com/
http://mnki.pl/
http://www.freha.pl/
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/0,0.html
http://projekt-chlop.blogspot.com/
http://filolog.uni.lodz.pl/
http://bialystok.wyborcza.pl/
http://zmijowiska.pl/
http://www.puck.uw.edu.pl/
http://www.lucivo.pl/
http://www.kudowa.zdroj.pl
http://www.4lomza.pl
http://historialomzy.pl
http://marszalkowska.eu
https://lwow.home.pl
http://lukowicatomy.pl/
http://www.desa.pl/
http://historia.org.pl/
https://commons.wikimedia.org
http://www.gazetaprawna.pl/
http://blog.rzetelnafirma.pl/
http://www.bryla.pl/
http://mrozy.pl/
http://www.knyszyn.pl/
http://www.mszatrydencka.waw.pl/
http://kurpie.info.pl/
http://www.nowytarg.pl/
http://ciekawykrakow.blogspot.com
http://forum.guns.ru/
http://znaleziska.org
http://www.grzybno.info.pl
http://ciekawostkihistoryczne.pl
http://cyfroteka.pl
http://www.kosa.net.pl/
http://b-tac.blogspot.com/
http://www.pauart.pl/app
https://conchigliadivenere.wordpress.com
http://homepage.univie.ac.at/rudolf.koch/mendel/mendel.htm
http://www.wsp.krakow.pl
http://www.nieznanahistoria.pl
http://www.krzysztofpanas.pl/index.html
https://pl.wikisource.org
http://starysochaczew.pl/
http://artyzm.com/
http://dzielautracone.gov.pl/
http://www.rotapiesza.org/
http://www.skalmet.com/
http://www.chifa-oem.pl/
http://www.kopromed.com.pl/
http://www.polmag.com.pl/
http://fnsgerpol.pl/
http://www.tlim.net/
http://www.nuernberger-hausbuecher.de/
http://polishpoland.com/
www.sixbid.com
http://galeria.nowytomysl.pl/
http://www.chifa.com.pl/
http://ids.czest.pl/
http://www.blog.sabkon.com/
http://zydowskiostrowiec.blogspot.com/
http://judaika.polin.pl/
http://www.poznan.pl/
http://www.wifama.com.pl/
http://www.historia.beskidia.pl/
http://pulshistorii.pb.pl/
http://www.80s.pl/
http://wczorajidzis.blogspot.com/
http://www.dawnadabrowa.pl/
http://www.wieczorkiewicz.org/
http://zwiedzajkrakow.pl/
http://centrum.pogranicze.sejny.pl/
http://teatrnn.pl/
http://kociewiacy.pl/
http://www.archeo.uw.edu.pl/
http://www.zhr-kanada.org/
https://www.zhr.pl/
https://zhp.pl/
https://gliwickie-harcerstwo.wikispaces.com
http://www.radziejewski.77mdh.pl/
http://dlibra.biblioteka.tarnow.pl/
http://muzeum.asp.waw.pl/
https://polona.pl
https://historiarabki.blogspot.com
http://blacksmith.org/
http://www.kalkalpenweg.at/
https://www.rijksmuseum.nl
http://odkrywca.pl/
https://reibert.info
http://www.koledzyzwojska.pl/
http://olx.pl/
http://ranger.net.pl/
http://forum.guns.ru/
http://rusknife.com/
http://www.specshop.pl/
http://ak47bayonets.com/
https://www.sbazar.cz
http://www.gmg.net.pl/
http://supertac.pl/
http://www.altair.com.pl/
http://www.28pp.fora.pl/
http://www.tvn24.pl/
http://www.archeologia-sandomierz.pl/
http://www.archeologia.pl/
http://www.deby.swidnica.zhp.pl/
http://historia.org.pl/
http://www.stalin.tv/
http://kresy24.pl/


Bibliografia:

"Alfabet heraldyczny" Paweł Dudziński
"Bajki" Kazimierz Gliński
"Beskid Zachodni i Podhale" Stanisław Tync, Józef Gołąbek
"Biblioteka warszawska" Antoni Józef Szabrański
"Broń w dawnej Polsce" Zdzisław Żygulski
"Bzij, zabzij, ja honorem ręce... Bójka wiejska - walka i rytuał." Andrzej Perzanowski
"Cechowe rzemiosło metalowe" Feliks Kiryk
"Costumes polonais. Zbiór rozmaitych stroiów polskich." Jean-Pierre Norblin de la Gourdaine
"Cyganie w Polsce" Jerzy Ficowski
"Cyganie, odmienność i nietolerancja" Andrzej Mirga, Lech Mróz
"Czary i czarty polskie" Julian Tuwim
"Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego w Polsce i w ościennych prowincyach" Franciszek Salezy Dmochowski
"Dawne wyroby nożowników krakowskich i znaki na nich." Adam Chmiel
"Dobre maniery w przedwojennej Polsce" Maria Barbasiewicz
"Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII" Jan Stanisław Bystroń
"Dziennik podróży 1670-1672" Ulryk Werdum
"Elementy pogańskie w pochówkach wczesnochrześcijańskich z terenu pogranicza polsko-czesko-łużyckiego" Kuba Graczyk
"Encyklopedia Powszechna", Tom XIII, Polska (do 1 IV 1932 r.) - Wydawnictwo Gutenberga
"Encyklopedia staropolska ilustrowana" Zygmunt Gloger
"Epoka Paskiewiczowska. Los oświaty" Jan Kucharzewski
"Etnografia lubelszczyzny - ludowe wierzenia o drzewach" Magdalena Wójtowicz
"Fabryka Wyrobów Metalowych w Stojadłach w latach 1928-1988" Władysław Wójcik
"Gadki kurpiowskie" Adam Chętnik
"Godła rzemieślnicze i przemysłowe krakowskie" Adam Chmiel
"Grafika polska XIX wieku jako źródło do badań nad strojem ludowym" Aleksandra Jacher-Tyszkowa
"Harce młodzieży polskiej" Eugeniusz Piasecki, Mieczysław Schreiber
"Historia broni siecznej" Tadeusz Królikiewicz
"Historia munduru górniczego" Andrzej Dutkiewicz
"Igraszki z czasem" Stanisław Broniewski
"Ile wart jest kord z Warty?" Olgierd Ławrynowicz, Mariusz Rychter
"Instrumenty muzyczne na Kurpiach" Adam Chętnik
"Inwentarz zabytków z fosy miejskiej" Zdzisław Wiśniewski
"Jesteśmy potomkami chłopów" Rozmowa z prof. Jackiem Wasilewskim, Marta Duch-Dyngosz
"Klechdy, starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi" Kazimierz Władysław Wóycicki
"Kłosy: Czasopismo Ilustrowane Tygodniowe poświęcone literaturze, nauce i sztuce"
"Kord czy nóż bojowy?..." Arkadiusz Michalak
"Kosów Poleski i Mereczowszczyzna za czasów władzy sowieckiej - jak je pamiętam. (1939-1941)" Eugeniusz Iwaniec
"Księga przysłów przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich" Samuel Adalberg
"Księga pamiątkowa miasta Poznania" Zygmunt Zaleski 1929 r.
"Kultura ludowa Słowian" Kazimierz Moszyński
"Kultura materialna w świetle znalezisk z grobów na cmentarzu Salwatora we Wrocławiu" Jakub Sawicki
"Kurier z Warszawy" Jan Nowak-Jeziorański
"Kurpie" Adam Chętnik
"Leopold Ungeheuer (1903-1941)" Marek Popiel
"Lubartów moja mała ojczyzna" Ewa Sędzimierz
"Lud" Oskar Kolberg
"Lud polski, jego zwyczaje, zabobony" Łukasz Gołębiowski
"Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy" M. Federowski
"Ludowe stroje krakowskie i ich krój" Seweryn Udziela
"Malowniczy opis Polski czyli geografia ojczystego kraju" Józef Chociszewski
"Materiały archiwalne cechów miasta Bnina 1629-1747" Zofia Wojciechowska
"Medycyna i przesądy lecznicze ludu polskiego: przyczynek do etnografii polskiej" Marian Udziela
"Mieszczaństwo poznańskie w świetle Libri testamentorum" Iwona Grzelczak-Miłoś
"Miłosz" Andrzej Franaszek
"Mitologia Słowian" Aleksander Gieysztor
Neu eröffnete Welt Galleria. Norymberga 1703 r. Ryciny: Christoph Weigel
"Nie tylko wojna i dyplomacja, czyli o handlu Rzeczypospolitej z Turcją" Piotr Kroll
"Niektóre elementy tradycyjnej gospodarki Cyganów" Adam Bartosz
"Noże Wojska Polskiego" Zbigniew Gwóźdź 
"Obraz wieku panowania Zygmunta III..." Franciszek Siarczyński
"Obyczaje doroczne" Barbara Jankowska-Piróg Portal Informacji Kulturalnej
"O chronologii korda z Lutola Mokrego, pow. Międzyrzecz słów kilka" Arkadiusz Michalak
"Oficer" Zygmunt Berling, Stanisław Próchnicki, Stanisław Kramar
"Opis obyczajów w Polsce za panowania Augusta III" Jędrzej Kitowicz
"Opowiadanie o ubiorach, zwyczajach i obyczajach ludu polskiego" Walery Eljasz Radzikowski
"O upiorach i strzygach w wierzeniach ludowych na terenie Małopolski w XIX w." Iga Walczewska-Bińczyk
"Pan Tadeusz" Adam Mickiewicz
"Pieśni ludu krakowskiego" Józef Konopka
"Pitaval krakowski" Stanisław Salmonowicz, Janusz Szwaja, Stanisław Waltoś
"Polityka dworskie" Jan Żabczyc
"Pologne" M. Charles Forster
"Polska karczma" Bohdan Baranowski
"Polska sztuka ludowa" Irena Czarnecka
"Porządek cechowy w lokacyjnym Krakowie" Feliks Kiryk
"Postać zbójnika Ondraszka w literaturze Śląska Cieszyńskiego" Maria Buchtova
"Późnośredniowieczne i wczesnonowożytne noże z zamku w Pucku" Przemysław Michalik
"Propozycja szlaku turystyczno-kulturowegoreligijnych na terenie Wielkopolski. Relikty przedchrześcijańskich kultów, wierzeń i obyczajów." Justyna Kuchta
"Przemysł polski w XI wieku" Ignacy Baranowski
"Przemysł Rzemioslo Sztuka" Miejskie Muzeum Przemyslowe w Krakowie
"Przepisy porządkowe na zjazdach elekcyjnych w latach 1587-1674" Tomasz Kucharski
"Przyczyny i przebieg bojów o Lwów i Małopolskę Wschodnią w r. 1918-1919" Władysław Filar
"Przysłowia" Oskar Kolberg
"Przysłowia i mowy potoczne ludu polskiego na Szląsku" Józef Lompa
"Przysłowia, przypowieści i ciekawsze zwroty językowe ludu polskiego na Śląsku" Andrzej Cinciała
"Puginał tarczowy w późnośredniowiecznym i wczesnonowożytnym Poznaniu" Arkadiusz Michalak, Piotr Wawrzyniak
"Puginały średniowieczne z ziem polskich" M. Lewandowski
"Rzemiosło wiejskie w Polsce XIV-XVI wiek" Henryk Samsonowicz
"Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski i inni
"Słownik gwar polskich" Jan Karłowicz
"Słownik języka polskiego" Samuel Bogumił Linde
"Słownik starożytności słowiańskich" Praca zbiorowa
"Snobizm i postęp" Stefan Żeromski
"Szlachcic na zagrodzie... Czyli jak to ze szlachtą podlaską bywało" Jolanta Drewnowska-Koziarska
"Tradycje Bożonarodzeniowe" Regina Buchta
"Ubiory w Polszcze..." Łukasz Gołębiowski
"Ubiory w Polsce i u sąsiadów" Walery Eljasz Radzikowski
"Uzbrojenie ochronne" Andrzej Nowakowski ("Uzbrojenie ochronne w Polsce średniowiecznej 1350-1450", red. A Nadolski)
"Wesołe chwile. Gry i zabawy w domu i poza domem" Antoni Stefański 1898 r.
"Wielka księga demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej" Barbara i Adam Podgórscy
"Wierzenia i magia Warmiaków i Mazurów" Angelika Rejs
"Wisła" Miesięcznik geograficzno-etnograficzny
"Wilno - od początków jego do roku 1750" Józef Ignacy Kraszewski
"Władza państwowa, a posiadanie przez obywateli broni na przestrzeni dziejów" Jerzy Kasprzak
"Wratislavia antiqua. Broń biała na Śląsku XIV-XVI w." Lech Marek
"Wzory przemysłu domowego. Wyroby metalowe włościan na Rusi." Ludwik Wierzbicki
"W kręgu upiorów i wilkołaków" Bohdan Baranowski
"Zabawy w one lata... Staromiejskie wesele" Magdalena Totowicz-Głowińska
"Zabytki metalowe z fosy miejskiej we Wrocławiu" Magdalena Konczewska, Paweł Konczewski
"Zbiór pamiętników historycznych o dawney Polszcze" Julian Ursyn Niemcewicz
"Ziemia gromadzi prochy" Józef Kisielewski
"Zjawy i strachy polskie" Krzysztof Tęcza
„Zwyczaje i obrzędy doroczne na Śląsku” Jerzy Pośpiech
"Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy. Kasiarze. Brylanty" Monika Piątkowska
"500 lat cechu ślusarzy i rzemiosł pokrewnych w Poznaniu" Marian J. Mika, Zbigniew Mika, Wiesław Porzycki
"1000 słów o broni białej i uzbrojeniu ochronnym" Włodzimierz Kwaśniewski





Podziękowania


Opracowanie to byłoby zdecydowanie uboższe gdyby nie pomoc przyjaciół i kolegów z forum Knives.pl, z którymi od kilku już lat zbieramy wszelkie materiały dotyczące polskiego nożownictwa i nie są to wyłącznie suche fakty i informacje znalezione w archiwach, prasie, zdjęcia i muzealne artefakty, ale i żywe relacje kilkudziesięciu osób wspominających i wypytujących swoich krewnych o noże, które przewijały się w ich przeszłości.
Serdecznie Wam wszystkim dziękuję!

Osoby, które podały mi pomocną dłoń w trakcie zbierania materiałów do tego tekstu, mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałem, jeśli tak się stało, przepraszam.
Za wszelką pomoc i okazaną życzliwość serdecznie dziękuję! 


Aleksander Strzyżewski
Alicja Kilijańska - Muzeum Narodowe w Krakowie
Amadeusz Sztangierski
Andrzej Mikiciak
Anna Kozak - Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem
Anna Malinowska - Rzecznik prasowy ZHR
Arkadiusz Ossowski
Artur Gaweł - Białostockie Muzeum Wsi
Barbara Kąkol - Muzeum Kaszubskie w Kartuzach
Christine Sauer - Stadtbibliothek Nürnberg
Damian Drąg - Muzeum Etnograficzne w Rzeszowie
Dobrawa Skonieczna-Gawlik - Muzeum Zagłębia w Będzinie
Edyta Ross-Pazdyk - Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu
Elżbieta Żulińska - Cech Ślusarzy i Rzemiosł Pokrewnych w Poznaniu
Grażyna Szelągowska - Muzeum Etnograficzne w Toruniu
Helena Jankowska-Paluch - Muzeum Lubelskie w Lublinie
Hubert Jakubiak
Konrad Otwinowski - Muzeum Historii Kielc
Jakub Czyżycki
Jakub Sawicki - Uniwersytet Wrocławski
Jan Jedliński
Jan Tomaszewski - Muzeum Etnograficzne im. S. Udzieli w Krakowie
Janina Skotnicka - Muzeum Narodowe w Kielcach
Julia Rubina - Ambasada Białorusi w Polsce
Justyna Masłowiec - Muzeum Etnograficzne im. S. Udzieli w Krakowie
Jolanta Ścibor - Muzeum Lubelskie w Lublinie
Karol Drózd - Muzeum Wsi Radomskiej
Katarzyna Mróz - Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce
Krystyna Pawłowska - Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku
Łukasz Kyc - Muzeum Podkarpackie w Krośnie
Maciej Norbert Karczewski - Uniwersytet Podlaski w Białymstoku
Maciej Umiński
Małgorzata Gałęziowska - Muzeum Warmii i Mazur
Małgorzata Jaszczołt - Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie
Małgorzata Kiereś - Muzeum Beskidzkie w Wiśle
Marcin Abram
Marek Michalski
Mariusz Krasuski - Muzeum Regionalne w Siedlcach
Michał Brzostowicz - Muzeum Archeologiczne w Poznaniu
Michał Dziewulski - Muzeum Narodowe w Krakowie
Michał Szymański - Terra Siradiensis
Monika Kubacka - Rzecznik prasowy ZHP
Monika Paś - Muzeum Narodowe w Krakowie
Olesia Sawczuk - Гродзенскі дзяржаўны гісторыка-археалагічны музей 
Ostap Hel
Piotr Czołczyński
Piotr Dobrzański
Przemysław Michalik - Instytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego
Rafał Szwelicki - "Projekt Chłop"
Renata Balewska - Narodowe Archiwum Cyfrowe
Roman Karp
Rudolf Koch - Universität Wien
Rybak
Sławomir Kordaczuk - Muzeum Regionalne w Siedlcach
Stanisław Kryński - Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu
Sylwia Łopatecka - Muzeum Narodowe w Krakowie
Tadas Šėma - Lietuvos Nacionalinis Muzejius
Tadeusz Michalski - Muzeum Ludowe Ziemi Przedborskiej
Tomasz Łomnicki - "Projekt Chłop"
Wiesława Pawlak - Muzeum Północno-Mazowieckie w Łomży
Vladas Naus
Zdzisław Kluska



Odrębne podziękowania z mojej strony należą się również Paniom i Panom Dyrektorom polskich i zagranicznych placówek muzealnych, do których zwróciłem się z prośbą o pomoc. To dzięki ich zgodzie mogłem zilustrować tekst zdjęciami zbiorów muzealnych oraz grafikami i ilustracjami pochodzącymi z muzealnych zasobów.

Serdeczne podziękowania również i dla Narodowego Archiwum Cyfrowego oraz Stadtbibliothek Nürnberg.
Bardzo dziękuję!

Czuję się też zobowiązany do wymienienia w formie listy placówek muzealnych, do których zwróciłem się z prośbą o pomoc i które na ten apel odpowiedziały. Nie we wszystkich tych muzeach znajdowały się interesujące mnie materiały, natomiast w każdej z tych placówek znalazły się osoby, które zechciały poświęcić mi swój czas i odpowiedzieć na pytania.
Serdecznie dziękuję!

Muzeum Zagłębia w Będzinie
Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej
Muzeum Podlaskie w Białymstoku
Białostockie Muzeum Wsi
Muzeum Rolnicze w Ciechanowcu
Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie
Muzeum Narodowe w Gdańsku
Гродзенскі дзяржаўны гісторыка-археалагічны музей
Muzeum Kaszubskie w Kartuzach
Muzeum Historii Kielc
Muzeum Narodowe w Kielcach
Muzeum Wsi Kieleckiej
Muzeum Etnograficzne w Krakowie
Muzeum Narodowe w Krakowie
Muzeum Podkarpackie w Krośnie
Muzeum Lubelskie w Lublinie
Muzeum Północno-Mazowieckie w Łomży
Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu
Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie
Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce
Muzeum Archeologiczne w Poznaniu
Muzeum Etnograficzne w Poznaniu
Wielkopolskie Muzeum Niepodległości w Poznaniu
Muzeum Ludowe Ziemi Przedborskiej w Przedborzu
Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej
Muzeum Wsi Radomskiej
Muzeum Regionalne w Radomsku
Muzeum Etnograficzne w Rzeszowie
Muzeum Regionalne w Siedlcach
Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-spożywczego w Szreniawie
Muzeum Etnograficzne w Toruniu
Muzeum Etnograficzne w Warszawie
Muzeum Narodowe w Warszawie
Muzeum Beskidzkie w Wiśle
Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku
Lietuvos Nacionalinis Muzejius Vilnius
Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem


Janusz Łangowski


Utworzony: sobota, 26 października 2013 01:00 | Poprawiony: czwartek, 02 marca 2017 15:54
Nóż w Polsce
PDF Drukuj
 
Ocena użytkowników: / 78
SłabyŚwietny 
Projekt i realizacja: Lers.it

Pliki cookies! Ta strona używa plików cookies aby lepiej spełniała Twoje oczekiwania oraz do prowadzenia statystyk odwiedzin.
Można zablokować zapisywanie plików cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej szczegółów o plikach cookies tutaj -> wszystkoociasteczkach.pl.
OK, rozumiem!