Varms - recenzja noża RUS-2
Varms to polska firma, o której sporo już napisał na swojej stronie Janusz Łangowski:
http://www.navaja.pl/polskie-noze/140-varms-nowa-polska-firma-z-aspiracjami.html

Noże tej firmy stały się w ostatnim czasie obiektem rozmów i dociekań dotyczących jakości wykonania i zastosowanych materiałów, a temperaturę rozmów podkręcał fakt, iż noże te można kupić w bardzo atrakcyjnych, jak na nasze polskie warunki cenach.
Właściciel firmy Varms, pan Artur Pilski postanowił rozwiać nawarstwiające się pytania i w moje dłonie trafił jeden z jego produktów, a mianowicie nóż z Kolekcji Rosyjskiej, RUS-2. Pragnę tutaj pięknie podziękować za użyczenie noża i możliwość pobawienia się nim.
Nóż dotarł do mnie w prostym białym kartonie, w którym znajdowała się również skórzana pochwa oraz wizytówka firmy.

Żeby opis noża był pełniejszy, pozwolę sobie podzielić go na dwie części. Dlaczego tak? Otóż rozbicie opisu na dwie części pozwoli nam najpierw poznać materiały z jakich został wykonany nóż, ocenić jakość wykonania, dbałość o szczegóły, a także opisać ogólne wrażenia, a z kolei druga część pozwoli na ocenę noża podczas wykonywania różnych, popularnych prac. Zatem do dzieła!
Na pierwszy ogień poszła pochwa.


Wykonana z barwionej skóry szytej grubą nicią i dla wzmocnienia nitowanej. Szycie i nitowanie solidne, chociaż można by popracować trochę nad szyciem, tak aby skóra nie pękała na spodniej stronie pochwy. Może takie spękania to wina zbyt mocno szyjącej maszyny, bowiem szycia wykonane są maszynowo.



Nóż bez problemu mieści się w pochwie i siedzi w niej bardzo pewnie. Nie ma ryzyka, aby wypadł z niej przypadkowo podczas chodzenia, biegania, czy też kucania. Na pochwie element który mi się bardzo podoba - logotyp firmy.
Oczywiście pochwa ta nie jest doskonałym rzemieślniczym dziełem, niemniej spełnia swoje zadanie doskonale. Nie znajdziemy w niej ozdobników, smaczków, czy też wyszukanych technik obróbki skóry, gdyż z założenia miała być prosta i funkcjonalna. Można śmiało rzec, iż jakość i wykonanie pochwy nie odbiega od wielu innych pochew spotykanych na rynku.

Przyjrzyjmy się jednak samemu nożowi.
Rękojeść rozpoczyna się jelcem wykonanym z micarty, następnie mamy kawałki skóry nawleczone na trzpień, a na końcu również element z micarty.

Zastosowano micartę w kolorze zbliżonym do skóry, dzięki czemu dobrze się z nią komponuje. Wygląda to bardzo efektownie i nadaje nożowi klasyczny wygląd. Sama micarta wygląda porządnie, a jej wykończenie nie ujawnia pęknięć czy też błędów klejenia. Skóra została w końcowym etapie zabezpieczona woskiem. Tylna część rękojeści jest ładnie wyprofilowana, co zapobiega ześlizgnięciu się z niej dłoni.


Użytkownikom z mniejszymi dłońmi rękojeść może się wydawać za pękata. Tak jak w pobliżu jelca palce bez problemu i wygodnie się układają, tak im bliżej końca rękojeści, tym bardziej można odnieść wrażenie, iż mały palec nie do końca kontroluje chwyt. Długość rękojeści (121 milimetrów) została dobrze dobrana i większość użytkowników nie powinna mieć problemu z umieszczeniem całej dłoni na powierzchni.
Pękata rękojeść powoduje jednak, iż rękojeść w dłoni leży trochę niepewnie. Co więcej, sposób wykończenia powierzchni skóry nie daje oporu i dłoń lekko ślizga się po powierzchni. Zabrakło tutaj moim zdaniem nacięć, które pozwoliłyby na złapanie oporu i wzmocnienie tym samym chwytu. Coś jak w nożach firmy Ka-Bar.

Podobne wrażenie braku pewności chwytu odnosi się w momencie, gdy umieścimy kciuk na grzbiecie noża. Palec ślizga się po micarcie i nie znajduje żadnego oparcia.
Miejsce połączenia rękojeści z głownią jest prawie doskonałe. Prawie, bowiem pomiędzy otworem w jelcu a głownią znajduje się szczelina, w którą mieści się narożnik kartki papieru (z jednej strony szczelina praktycznie niewidoczna, z drugiej wyraźna - widziana gołym okiem).


Jest to moim zdaniem niedopuszczalne, gdyż biorąc pod uwagę, iż głownia wykonana została ze stali D2, która potrafi złapać rdzę, oczami wyobraźni widzę jak płyny ustrojowe i woda "wchodzą" w rękojeść od czoła i wesoło drążą gniazda znienawidzonej "rudej". Problem oczywiście rozwiąże większa ilość żywicy epoksydowej podczas montażu całości, jednak użytkownik szczelin takowych znaleźć nie powinien.
Głownia jak już wspomniałem wykonana jest ze stali D2 zahartowanej na 59-60 HRC. Długość głowni to 132 milimetry, a jej grubość to 4 milimetry. Mimo dość konkretnych rozmiarów (długość całkowita noża to 253 milimetry), waga noża jest stosunkowo niska i wynosi 193 gramy (bez pochwy; waga z pochwą - 267 gramów). Dzięki takiej wadze nóż nie powinien męczyć dłoni podczas pracy.
Wykonanie głowni jest na dobrym poziomie. Wyjście szlifów bez zastrzeżeń, szlif delikatnie wklęsły. Sama linia szlifów nie jest mistrzostwem świata i tutaj są niedokładności. Nie są tragiczne, niemniej są.


Odchyłkę widać również na fałszywym ostrzu, bowiem jedna strona jest troszeczkę (około 2 milimetrów) dłuższa.

Czubek noża wyprowadzony prawidłowo, a szlify ładnie schodzą się tak, jak schodzić się powinny.


Na głównym szlifie po obu stronach znalazłem małe dziurki. Przypuszczam, iż to ogniska rdzy, które pojawiły się w jakimś momencie procesu produkcyjnego. Są one tak małe, iż nie powinny wpływać na jakość pracy, czy też nadmiernie zwiększać udarności głowni w tym miejscu. Niemniej dziurek tych być nie powinno moim zdaniem.


Skalę wielkości tych dziurek pokazuje poniższe zdjęcie, które dla lepszej widoczności przerobiłem na negatyw.

Krawędź tnąca do najrówniejszych nie należy, chociaż nóż dotarł do mnie w stanie pozwalającym na rzucenie go w wir prac. Myślę, iż do wykonania krawędzi tnącej nie ma co się doczepiać, bowiem sporo noży (zarówno customów jak i fabrycznych) jakie przerzuciłem przez dłonie często ma problemy z krawędzią tnącą. Poza tym, jest to element który każdy może indywidualnie poprawić, bo zakładam, iż każdy użytkownik posiada ostrzałki pozwalające na ostrzenie i profilowanie krawędzi tnącej.

Fajnym akcentem jest głęboki i wyraźny logotyp firmy umieszczony na głowni.

Gdybym miał ocenić wykonanie noża, to moim zdaniem (zaznaczam: moim zdaniem) w skali od 1 do 6 dałbym mocne 4+. Dlaczego?
Otóż na pewno można by kilka spraw poprawić. Począwszy od krawędzi tnącej, poprzez ładniejszą satynę, poprawkę fałszywego ostrza, mocowanie głowni w rękojeści oraz inne wyprofilowanie rękojeści. Jednak zdaję sobie sprawę, iż dokonanie tych poprawek niosło by za sobą zwiększenie ceny. Tak naprawdę jedynym błędem jaki nie powinien się pojawić są szpary w miejscu łączenia głowni z rękojeścią. Powinny one zostać wyeliminowane bez wpływu na ostateczną cenę noża.
Owszem, można by tutaj dyskutować o jakości wykonania i czepiać się każdej pierdołki, jednak mając na uwadze wiele innych noży jakie udało mi się obejrzeć przez ostatnie kilkanaście lat, nóż Varms wykonaniem nie odbiega od wielu noży produkcyjnych, czy też customów. Mogę ze spokojem nawet powiedzieć, iż wielu naszych rodzimych nożowników mogłoby się uczyć wykonania noży na podstawie opisywanego egzemplarza.
Jeżeli założeniem producenta było stworzenie noża do pracy w normalnej, przyzwoitej i ludzkiej cenie, to efekt ten został uzyskany. Nóż po wyjęciu z pudełka nadaje się do pracy, a opisane drobne niedoróbki nie mają wpływu na jakość wykonywanej pracy. Uważam, iż nóż ten można traktować jako "narzędzie do pracy", w którym nikt nie będzie szukał lustrzanych powierzchni, czy też wypolerowanej krawędzi tnącej. Narzędzie, które zakłada się na pas i bez zastanowienia wyciąga do roboty, a nie kładzie na półce i podziwia kunszt twórcy. Nóż Varms bardzo przypomina mi noże znanej amerykańskiej firmy Bark River Knives, gdzie często dziwiły mnie nierówne okładziny, uciekające szlify tudzież rysy na obwodzie. Nie doszukiwałem się w tych nożach błędów, zdając sobie sprawę z polityki firmy i traktowania przez nich noża jako narzędzia. Pewnie większość czytelników mająca do czynienia z nożami od dłuższego czasu mogłaby podać jeszcze kilka firm, których produkty nie są doskonałe, a które świetnie sprawują się w pracy (mi do głowy przychodzi jeszcze R. Murphy Knives oraz fixedy firmy SVORD).
No dobrze, wystarczy opisów wykonania, czas na drugą część recenzji, czyli przyszła pora nożem trochę popracować. Od razu zaznaczę, iż ideą drugiej części nie jest dążenie do celowego uszkodzenia noża. Zakładam oczywiście, iż nóż to narzędzie, ale narzędzie przede wszystkim do cięcia i krojenia. Także nie będzie chyba batonowania, rzucania, prób łamania i udowadniania, że można go uszkodzić. Osobiście nie widzę głębszego sensu w batonowaniu, ale zdaję sobie sprawę, iż moda na dziwne używanie noża jest silniejsza czasami niż logika.
Na początku tradycyjnie - nóż w kuchni. Że nuda? Że po co? Bo lubię sobie udowadniać, iż jestem w stanie przyrządzić posiłek każdym nożem (no, prawie każdym). Także na spokojnie wyjąłem deseczkę do krojenia, garść wiktuałów i zacząłem się do nich dobierać.
Kroimy ciemny chlebek, muśnięcie masłem, szyneczka, epicki pomidorek. Udało się nawet ketchup ze słoika wyskrobać i kanapkę umiziać. Do zestawu podróbka salami z pieprzem, żeby sobie smaku dobrego zaznać po kanapce.

Oczywiście RUS 2 to nie jest nóż do prac w kuchni, więc odczuwa się toporność krojenia, krzywo trochę wychodzi i efektownością za pewno nie zabija. Niemniej, podczas biwakowania pozwoli na opanowanie terenowej kuchni i przyrządzenie każdego posiłku. No bo kto siedząc w lesie, pod namiotem przejmuje się grubością plasterków pomidora? Ważniejsze będzie samo krojenie żywności, a i przyda się możliwość otwarcia nożem konserwy z czymś tam.
Po pracach kuchennych przyszła pora na standardowe (moim zdaniem) prace miejskie. Tektura, sznurki, przewody, opakowania z tworzywa sztucznego i temu podobne. Oczywiście nóż spokojnie sobie radzi z takimi pracami, no bo w sumie dlaczego miałby sobie nie poradzić? Właściwie to każdy naostrzony nóż da radę.
Po powyższych pracach ostrość noża spadła na tyle, iż cięcie papieru odbywało się z trudem, jednak nadal spokojnie mogłem ciąć ładne plasterki kiełbasy na desce (ciąć, a nie miażdżyć). Postanowiłem zatem bez ostrzenia zabrać nóż w teren.
Spacer po lesie i radosne używanie noża wszędzie tam, gdzie tylko ma się ochotę. Miejscówka bardzo fajna, bo i czyjeś pozostawione resztki ogniska, jakaś stara paleta, deski, a przede wszystkim sporo powalonych wiatrem drzew. Ochoczo zabrałem się za struganie epickich kijów na ognisko, dłubanie czubkiem w korze i w drewnie, a także za inne prace.
I tutaj właśnie wyszedł niestety ból tej pękatej rękojeści. Nie czułem jej w dłoni tak, jak lubię czuć nóż. Owszem, nie była to całkowita tragedia, ale o komforcie mówić nie mogę. W każdym chwycie brakło mi długości paluszków, żeby spokojnie objąć rękojeść. No niestety, nie mam dużej łapki, a i paluszki nie są zbyt długaśne. Jak już wspominałem, najbardziej brakowało mi chwytu na małym palcu, co zrzucam również na fakt, iż miałem ten palec kiedyś mocno kontuzjowany i mam w nim zdecydowanie mniejszą siłę.



Irytowała mnie również ślizgająca się rękojeść i brak podparcia dla kciuka, ale problem rozwiązałem plując na dłoń. Wilgotna dłoń dosłownie przykleiła się do rękojeści i praca nożem wyglądała zdecydowanie lepiej. Niemniej wolałbym jednak aby rękojeść była ciut mniej pękata, bo plucie na rękę to nie jest jednak wyjście.
A sama praca nożem? Moim zdaniem bardzo przyzwoicie. Każda praca jaką podejmowałem szła bez problemu. Bez problemu przygotowałem małą stertę suchych kawałków drewna na rozpałkę, naostrzyłem kilka kijów i ostrugałem suchą korę. Takie prace na nożu nie zrobiły większego wrażenia, podobnie zresztą jak dłubanie czubkiem. Wbijałem nóż jakieś 10-15 milimetrów w drewno i bez problemu wyłupywałem solidne kawałki. Jakby miało pęknąć, to by pewnie pękło, ale z czubka nie zniknął ani ułamek.
Korzystając z leżącej sobie niczyjej palety, pobawiłem się w podważanie gwoździ, a także rozłupywanie i znów dłubanie czubkiem. Deski palety zdecydowanie twardsze od drewna w którym do tej pory dłubałem, więc i radocha większa.



Mimo całkiem głębokiego wbijania czubka i wyłupywania sporych kawałków drewna, czubek nadal siedział na swoim miejscu. Postanowiłem mocniej zaszaleć i rozłupać deskę, więc znalazłem kawałek breszki do pobijania i zacząłem "batonować" ją w celu rozłupania. Wszak rozłupana deska na pewno paliłaby się lepiej, no i batonowanie takie fajne, a pieseł taki mięciutki... 

Terenowe prace nóż wykonał tak, jak wykonać powinien. Oczywiście moim zdaniem. Pewnie gdybym się uparł to wreszcie złamałbym czubek, a resztę połamał podczas mocniejszego batonowania. Tylko po co? No właśnie, po co? W ręku myśliwego nóż sprawdzi się doskonale zapewne, a i będzie działał doskonale jako nóż zabrany na biwak, ognisko, czy też po prostu na spacer po lesie.
Po spacerze powrót do domu i oględziny całości. Właściwie to nic się nie zmieniło poza zabrudzeniem noża i rzecz jasna spadkiem ostrości. Ostrość spadła zdecydowanie i kartka papieru poddać się nie chciała. Czyli spróbujmy naostrzyć nóż i zobaczyć co się będzie działo.
W ruch poszły "lidlowe" diamenty i ostrzałka o bardzo małej ziarnistości. Ostrzyło się całkiem przyjemnie i dość szybko przywróciłem ostrość pozwalającą na cięcie kartek papieru. Nie, nie przeprofilowałem krawędzi tnącej, nie polerowałem jej na skórce. Ba! Nawet nie zadałem sobie trudu sprawdzenia pod jakim kątem jest naostrzona! Większość ludzi nie będących fanatykami ostrzenia ostrzy noże po prostu tak żeby cięły, a nie posiadały magiczne zdolności cięcia włosa na odwłoku komara w locie. Zresztą RUS 2 to nóż do roboty, a nie pokazywania kumplom że goli włosy na łapie.
Po naostrzeniu przyszła pora na kolejną zabawę, czyli cięcie kartonu. Zabrałem z jakiegoś marketu dość spory karton po ciasteczkach (poważnie po ciasteczkach rośnie tyłek?), który postanowiłem przerobić na małe kawałki. Trochę zabawy, trochę kombinowania, opieprz od baby że robię syf w pokoju i karton zamienił się w ładny stosik małych odpadków.

Po posprzątaniu bałaganu, na stół deseczka, na deseczkę pomidorek, na pomidorka nóż i ... Epicki pomidorek, plasterki, spokojnie tnie, nuda, itd... 

Pora na podsumowanie.
Nóż RUS 2 podoba mi się, bowiem przypomina mi noże, które za dzieciaka z zapartym tchem oglądałem podczas spotkań myśliwych. Właśnie te skórzane rękojeści jakoś wbiły mi do głowy myśliwski klimat i nawet wizerunek noży firmy Ka-Bar czy Camillus tego obrazu nie przyćmiły.
Nóż firmy Varms to ciekawa pozycja na rynku, zwłaszcza iż bardzo atrakcyjna jest jego cena. W tej chwili pisząc ten tekst, cena noża na stronie Varms wynosi 199 zł.
http://www.varms.pl/katalog/rus-2-2/
Moim zdaniem jest to bardzo uczciwa cena za dobrze wykonany nóż. Oczywiście można na rynku znaleźć sporo innych ciekawych produkcji, niemniej w tym wypadku dużą atrakcyjnością dla mnie jest fakt, iż jest to nóż naszej rodzimej polskiej produkcji.
Nóż nie jest konkurencją dla rynku customów produkowanych przez naszych twórców noży, gdyż produkowany jest masowo i nie niesie w sobie tego smaczku, jaki mają noże wytwarzane ręcznie w małych ilościach. Niemniej na pewno jakością nie ustępuje on wielu pracom, nawet znanych nożowników, a i na naszym małym cały czas rynku znalazłbym takich twórców, którzy z noża firmy Varms mogliby czerpać inspirację w kwestii przynajmniej jakości wykonania.
Nóż RUS 2 to nóż do pracy i nie doszukujmy się w nim piękna, unikatowości i efektowności. To proste, ale skuteczne narzędzie które w rękach osoby potrafiącej pracować nożem sprawdzi się doskonale.
Duże znaczenie na odbiór noża ma "zboczenie" jakim jest nasze hobby. My, miłośnicy noży widzimy w samym nożu nie tylko narzędzie, ale rozumiemy sens kształtów, użytych materiałów, techniki wykonania, sposoby wykończenia, a nawet sens istnienia określonego kąta na krawędzi tnącej. Potrafimy godzinami (w sumie to latami patrząc jak długo istnieje forum Knives.pl), rozmawiać o wyższości wysokiego szlifu przy cięciu pomidora, sensie niskiego szlifu w nożach typu bushcraft, rodzajów użytych na głownię stali, czy też materiałów użytych na rękojeści. Potrafimy doszukać się elementów, które dla zwykłego śmiertelnika są trochę z innej bajki, a dla nas często są wyznacznikiem jakości.
Podobnie jest z postrzeganiem noża jako narzędzia, a zwłaszcza prac do jakich go używamy. Dla jednych będzie to oprawianie zwierzyny, prace biwakowe, czy też tak prozaiczne jak epickie struganie kija na ognisko, a kto inny będzie od noża wymagał wytrzymałości podczas rąbania, batonowania i podważania. Każdy z nas sam określa sens używania noża do danych czynności i sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dany nóż do tego się właśnie nadaje. Ja w swojej przygodzie z nożami połamałem całkiem niezłą ich ilość i wiem, że nie ma noży nie do zniszczenia. Gdzieś po drodze zacząłem się zastanawiać nad sensem używania noża i doszedłem do wniosku, iż jest to dla mnie zdecydowanie narzędzie do cięcia i krojenia. Takim narzędziem był przez wiele lat dla ludzi, dla których nóż miał wielkie znaczenie w życiu i stanowił podstawowe narzędzie pracy. Do rąbania, rozłupywania raczej służyła siekiera albo toporek. Tak tak, wiem, survival, męska walka o przetrwanie i ta wielka chęć udowodnienia, iż można w środku polskiego lasu rozpalić ognisko bez zbierania chrustu (bo to męczy), tylko właśnie szykując opał poprzez batonowanie. 
Jeżeli ktoś zadał by mi pytanie, jaki kupić nóż do zwykłej, normalnej pracy, na biwak, na wypad do lasu, na ognisko, na polowanie, spokojnie polecę mu noże z oferty firmy Varms, które co prawda przegrywają w kwestii ceny z nożami MORA, ale za to mają fajny klimat, ciekawe materiały i w mojej ocenie - są naprawdę użytkowe, a przede wszystkim są nasze - polskie.


Robert "Jumbo" Gordon
Ps. Na forum Knives.pl pokazano nóż firmy Varms, który uległ zniszczeniu, złamał się, dodatkowo zgłoszono uwagi dotyczące braku ostrości i jakości wykonania noży tej firmy. W odpowiedzi właściciel firmy przesłał filmy, na których własnoręcznie testuje wytwarzane przez siebie noże. Filmy te złożyłem w jeden i umieściłem na kanale Navaja.pl. (J.Ł.)
https://www.youtube.com/watch?v=jY0rSQHnuao
Źródło: Zdjęcie noża Ka-Bar pochodzi ze strony: kabar.com
|